MODLITWA – Odnośnie braku błogosławieństw dla innych bez naszych modlitw.

Pytanie (1913)Czy Biblia uczy, że są pewne błogosławieństwa, których nie możemy dostąpić inaczej niż przez modlitwy innych?

Odpowiedź – Bóg ma wiele łask i błogosławieństw do rozdania i z niektórych wersetów możemy wnosić, że ma przyjemność zsyłać niektóre błogosławieństwa w odpowiedzi na modlitwę. Toteż apostoł powiedział niektórym za swoich dni: „Bracia, módlcie się za nami” [1 Tes. 5:25]. On nie wyraził w tym, że sam nie mógł modlić się za siebie albo że inni apostołowie nie mogli modlić się sami za siebie lub też, że nie mogli modlić się za siebie nawzajem lub że stracił społeczność z Ojcem i przez to Ojciec go nie wysłucha. Powiedział tylko: „Bracia! módlcie się za nas, aby się słowo Pańskie szerzyło i rozsławiało” [2 Tes. 3:1]. Czy przypuszczacie, że apostoł mówił to tylko jako formalność, uważając, że to i tak nie sprawi żadnej różnicy, ale tak sobie tylko powiedział: „Módlcie się za nami” i nie było to nic innego jak tylko forma? Nie! Wolimy uważać, że apostoł nie mówił tego tylko dla zachowania pewnej formy. Rozumiemy to raczej jako jego naukę, że przez pamiętanie o apostołach w modlitwach spływało na wiernych pewne błogosławieństwo. Wnoszę, że Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie i ma wiele łask do rozdania, zachęca swój lud do modlenia się i jest Mu przyjemnie, gdy to czynimy.

Czemu Bóg znajduje przyjemność w naszych modlitwach? Czy On siedzi tam gdzieś i patrzy, czy my maluczcy uklękniemy, aby się modlić? O, nie, nie taka jest tu myśl! Lecz Bóg widzi, że dla ciebie i dla mnie będzie wielką korzyścią rozwijanie w sobie wiary w modlitwę. Dlatego zarządził, jako sposób błogosławienia was lub mnie, abyśmy Go prosili o to, co byśmy chcieli, żeby On nam uczynił. Tym samym zachęca nas do modlitwy. Na przykład, gdy św. Piotr był w więzieniu i anioł Pański przyszedł i obudził go, Piotr nie modlił się wtedy. Anioł zrzucił okowy z jego rąk i wyprowadził go z więzienia, tak że Piotr przez pewien czas nie zdawał sobie sprawy, czy był to sen, czy rzeczywistość. Idąc dobrze mu znaną ulicą, przyszedł do drzwi, za którymi odbywało się zebranie braci. Mimo że było to późno w nocy, bracia jeszcze tam byli i modlili się za Piotrem, prawdopodobnie w taki sposób: Panie, zabili już apostoła Jakuba, a teraz uwięzili naszego umiłowanego Piotra. Co zrobimy, gdy wszyscy apostołowie będą nam zabrani? Mieli całonocne zebranie modlitw. Gdy na pukanie Piotra pewna dziewczynka, służąca, otworzyła drzwi i go ujrzała, myślała, że zobaczyła ducha. Z pewnością słyszała o duchach; pobiegła do pozostałych i zawołała, że Piotr stoi za drzwiami. Nonsens! Przecież Piotr jest w więzieniu! – odpowiedzieli. Modlitwy ich zostały wysłuchane. Czy nie myślicie, że Bóg zesłał im wielkie błogosławieństwo, wysłuchując ich modlitwę? Czy myślicie, że błogosławieństwo ich byłoby takie samo, gdyby się nie modlili? Bóg mógłby i tak uwolnić Piotra, lecz gdy uczynił to w odpowiedzi na ich modlitwy, to ci drodzy uczniowie doznali tym większego wzmocnienia w wierze, tym większej radości i błogosławieństwa.

Podobnie i w innych sprawach. Ktokolwiek jest w zgodzie z Boskimi zarządzeniami, modli się i pamięta na Pańskie działania w różnych miejscach, doznaje błogosławieństwa w swym sercu i Pan daje do zrozumienia, że to ma pewien skutek. Nie rozumiem filozofii tego wszystkiego i nie udaję, że rozumiem, lecz w jakiś sposób dane nam jest do zrozumienia, że Bogu podobają się nasze modlitwy. Nie, żeby zmienił On swój plan z powodu naszych modlitw – nie, Bóg nie zmieni wszechświata, aby nam dogodzić. Nie jesteśmy nawet dosyć mądrzy, aby mówić Mu w naszych modlitwach, co On ma uczynić, lecz On jest tak mądry, że może wysłuchać nasze modlitwy i dać nam błogosławieństwo. Zarządził więc, abyśmy w proporcji do wierności, wiary itp. także się modlili. Ci z ludu Bożego, którzy nie poznali potęgi modlitwy, są słabymi chrześcijanami. Pismo Święte wszędzie zachęca wiernych, aby zawsze byli w duchu, w usposobieniu do modlitwy i pełni dziękczynienia dla Boga.

Przy tej okazji pragnę dodać, że każdy dom, gdzie nie ma regularnych modlitw, nie jest właściwym domem – nie jest takim, jakim wasz lub mój dom być powinien. Gdziekolwiek ktoś z poświęconych Pańskich mieszka, tam znajdować się powinien ołtarz rodzinny, regularnie obsługiwany – tak regularnie, jak podawane jest śniadanie. To nie znaczy, że powinniście zmuszać swoje dorosłe dzieci, aby uczestniczyły w nabożeństwach, których nie rozumieją, albo że mąż lub żona nie będący przychylni temu mają być nakłaniani do tego, co spowoduje kłótnie zamiast uwielbienia. Nie, takie coś nie byłoby przyjemne dla Boga. Jednak dziecko Boże powinno posiadać takie modlitewne usposobienie, które skłaniałaby jego serce do modlenia się pomimo przeszkód, a przy sposobnej okazji żona mogłaby być zapytana, czy nie zechciałaby przyłączyć się do modlitwy. Takie zapytanie powinno być wyrażone w sposób jak najdelikatniejszy. W innej sytuacji, mógłby to być nieprzychylny mąż, którego żona mogłaby zapytać przy stosownej okazji: Mężu, czy nie myślisz, że byłoby pięknie mieć w naszym domu coś w rodzaju ołtarza modlitewnego ku czci naszego Stworzyciela i naszego Zbawiciela? Wielu mężów, nawet światowych, może odpowiedziałoby: Dlaczego nie, myślę, że nie jest to zła rzecz. Jeżeli zaś wierząca żona nie podsunie takiej myśli, to światowy mąż byłby gotów pomyśleć: Gdybym ja był takim chrześcijaninem, za jakiego uważa się moja żona, to chciałbym modlić się w domu. Tak samo, gdyby żonie niebędącej w Prawdzie mąż nic nie powiedział, mogłaby powiedzieć: Gdybym była na miejscu mego męża i mieniła się być chrześcijaninem, to chciałabym mieć modlitwy w domu. Żona nie chciałaby tego wyrazić ani nie chciałby uczynić tego mąż, dlatego strona, która pojmuje tę sprawę, powinna podjąć inicjatywę i w spokojny sposób, przy odpowiedniej okazji – nie wtedy, gdy jest jakiś pośpiech, ktoś wychodzi i nie ma czasu na zastanowienie się, ale gdy jest dość czasu. Szukaj mądrości, by jak najlepiej sprawę tę przedstawić mężowi, żonie czy dzieciom. Uczyń to w sposób jak najmądrzejszy – bądź przezorny jak wąż. Przy każdej okazji używaj mądrości i pytaj Boga, jak najlepiej postępować w twoim życiu i domu. Zapytaj się Boga, czy możesz mieć taki ołtarz w swoim domu, zanim poprosisz męża lub żonę o współpracę. Może ta druga strona odmówiłaby, na przykład w taki sposób: Nie, nie chcę mieć żadnego ołtarza Pańskiego w tym domu. Zdaje się jednak, że niewielu wyraziłoby się w taki sposób. Mówiąc o tym, pamiętajcie, że można to zrobić uprzejmie. Można powiedzieć: Żono, wiem, że nie patrzysz na sprawy dokładnie tak samo jak ja, lecz jak by nie było, tak jak ja wierzysz w wielkiego Stworzyciela i w to, że właściwym jest ze strony każdego stworzenia uwielbiać swego Stwórcę. Sądzę, że byłoby pięknie, gdybyśmy to czynili; a szczególnie, że mając dzieci, powinniśmy im wystawić przykład wzorowego domu i wielbienia Boga. Co o tym sądzisz, żono? Spróbujemy? Powiedzmy, poświęćmy przynajmniej trzy minuty każdego poranka na udawanie się do Boga w modlitwie lub też poświęćmy na to pięć minut albo więcej, albo nie ograniczajmy czasu i zaśpiewajmy jedną pieśń przed modlitwą. W razie sprzeciwu można by powiedzieć: Czy zgodziłabyś się, gdybyśmy poświęcili sobie na to tylko trzy minuty? Czy chciałabyś dopomóc mi w tym? Nie mówiłbym: Czy będziesz się sprzeciwiać? lub temu podobnie; raczej robiłbym wrażenie, że sprzeciwiać się nie będzie i mówiłbym: Czy zechcesz współdziałać ze mną w tym, że przyłączysz się do tego, że powinniśmy stworzyć taki malutki ołtarz modlitwy do Pana w naszym domu? Wierzę, że byłoby to błogosławieństwem dla nas obojga i dla naszych dzieci. Wierzę, że nasze serca byłyby więcej pociągane ku Bogu i doznalibyśmy więcej Jego błogosławieństwa w naszym domu. Sądzę, że taka rozmowa miałaby dobry skutek. Wiem, że niektórzy z was gotowi są stwierdzić: Nie warto pytać o coś takiego mojego męża lub mojej żony; oni się temu zawzięcie sprzeciwiają. Być może ta gorzkość powstała z tego powodu, że nie dosyć mądrze i oględnie sprawa była im przedstawiona. Mało jest takich ludzi, którzy byliby w rzeczywistości zajadli przeciwko Bogu. Zazwyczaj ludzie odczuwają pewien szacunek dla Boga, a szczególnie w miarę jak my sami staramy się być mili, uprzejmi i łagodni. W miarę jak widzą, że staramy się dbać o ich prawa i dobro, usiłując postępować sprawiedliwie wobec rodziny, oni także w takiej mierze nabierają szacunku dla naszej religii, dla naszego Boga i dla naszych nabożeństw. Gdyby jednak strona przeciwna odpowiedziała: Nie, ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego!, wówczas można by powiedzieć: Nie będziesz się chyba sprzeciwiać, gdy ja sobie coś takiego urządzę i poproszę dzieci. Wspomniałem o tym najpierw tobie. Może później zmienisz zdanie i przyłączysz się do nas. Byłoby o wiele piękniej. Następnie trzeba iść i zrobić swoje. Nie uważaj, iż ci tego zabroniono ani też nie przedstawiaj tego w takiej formie, jakby było zabronione. Mamy prawo uważać to za pewnik, że wszyscy rozumni ludzie przyznaliby nam rację co do tego, że powinniśmy postępować według swoich praw i według własnego sumienia. To nie oznaczałoby, że na przykład twój mąż ma sam wstawać i przygotować dla siebie śniadanie, gdy zaś ty zaniechasz wszystkiego i będziesz się modlić. To nie byłoby w ogóle właściwe, byłoby raczej hańbą dla religii; lecz wypełniaj wiernie swoje obowiązki jako żona lub mąż; jeżeli modlisz się, czyń to rozumnie.

Co do dzieci, o ile są dorosłe, trzeba obchodzić się z nimi inaczej. Wielu rodziców popełnia ten wielki błąd, zapominając, że dzieci ich rosną. Oni zawsze myślą o swej córeczce jako o „małej Ani”, chociaż ta Ania staje się coraz starsza, ale dla nich wciąż jest „małą Anią”. Podobnie dzieje się z „małym Jasiem”. Rodzice zawsze myślą o swoich dzieciach jak o dzieciach, chociaż te już dorosły. Żadne dorosłe dziecko nie lubi być traktowane jak małe dziecko. Każde dziecko, które jest dobrze rozwinięte, woli raczej być traktowane jako młodzieniec lub panienka i rodzice powinni je w taki sposób traktować; nie przez schlebianie im, ale w sposób właściwy i poważny. Mogą mówić: Janku, chcemy, abyś był przykładnym młodzieńcem, a córce: Aniu, staraj się być wzorową panienką. Bez względu na to, jak niegrzeczni są inni chłopcy i dziewczęta, chcemy, żebyś ty był prawdziwym młodym dżentelmenem, a ty, córko, prawdziwą młodą damą. Dzieci lubią takie traktowanie; może będą udawać, że nie, ale w głębi serca to lubią.

Syn powie: Chcę się bawić z innymi chłopcami.

Ależ, drogi synu, zauważ, jak nieprzyzwoicie niektórzy z tych chłopców się zachowują. Nie chciałbyś chyba, żebym myślała o tobie w taki sposób – zwróć uwagę, jak niegrzecznie się bawią. Zauważ, jak niektóre dziewczęta broją; źle byś się tam czuła. Możesz rozwijać w sobie dobre zwyczaje i być wzorowym młodzieńcem lub wzorową panienką albo też możesz wyróść na człowieka nieokrzesanego. Jeżeli nie przyswoisz sobie dobrych obyczajów, nie będziesz nadawać się do dobrego towarzystwa. Jako twoja matka, chcę ciebie widzieć najbardziej ogładzonym chłopcem, lub najbardziej ogładzoną dziewczynką, w całym sąsiedztwie, tak że gdziekolwiek pójdziesz, ludzie będą mówili: Spójrz na tego chłopca! Spójrz na tę dziewczynkę! Zatem, dziecko moje, staraj się postępować wzorowo. Nie mówię tego, żebyś stał się pyszny lub nadęty. Pyszny chłopiec lub pyszna dziewczynka będą napiętnowani przez inne dzieci; więc nie masz być pyszny, lecz bądź grzeczny, łagodny, czysty i schludny. Nieważne, jak skromne będzie twoje ubranie, trzymaj je zawsze w dobrym porządku i gdziekolwiek pójdziesz, pilnuj, by się nie pobrudzić. Czuj się zawstydzony, gdyby ktoś ci mówił, że jesteś pyszny lub że wyglądasz na pysznego, lecz zawsze staraj się zachować jak dama lub dżentelmen.

Dzieciom będą się podobać tego typu dorady jeżeli tylko rodzice będą się starali być zawsze blisko swoich dzieci i dadzą im odczuć, że żywo interesują się nimi i pragną ich dobra, dzieci będą pamiętać na ich dorady, gdy wyrosną. „Ćwicz młodego według potrzeby drogi jego; bo gdy się zestarzeje, nie odstąpi od niej” [Przyp. 22:6]. Takie ćwiczenie ma więcej wpływu na dziecko, aniżeli ludzie zdają się rozumieć. Co obecnie można zauważyć na świecie, obserwując dzieci, to po prostu wstyd. Są tak nieokrzesane, jakby wcale nie miały rodzicielskiego ćwiczenia nad sobą. Ci, co są w Prawdzie, powinni lepiej wiedzieć, jak wychowywać swoje dzieci.

Przypomina mi się, jak raz, będąc w pewnej miejscowości w stanie Pensylwania, jadłem obiad u pewnego brata. Był to, jak my ich nazywamy, pensylwański Niemiec. Po obiedzie, wziąwszy mnie do drugiego pokoju, brat ten przemówił do mnie: „Bracie Russell, zauważyłeś moich synów i moje córki przy stole?”. Odrzekłem: „Tak, i wydają się być miłymi, pełnymi szacunku i spokojnymi ludźmi. Przyjemnie było mi zapoznać się z nimi”. Brat ten odpowiedział: „Dumny jestem z moich synów i córek, bracie Russell, zdaje mi się, że są powyżej średniej, lecz nie są oni takimi, jakimi byliby, gdybym miał szósty tom 'Wykładów Pisma Świętego' wtedy, gdy one były małe. Lecz, jak to powiedziałeś, gdy drzewko wyrośnie, trudno je naginać i prostować. Staram się to czynić, na ile tylko mogę, lecz muszę czynić to rozumnie, aby nie powodować nowych trudności. Zatem są one dosyć dobre, lecz nie tak dobre, jak byłyby, gdybym wiedział, jak je ćwiczyć zaraz od kolebki albo jeszcze przed ich urodzeniem”.

Nie zapominajcie ćwiczenia, jakie powinno się rozpocząć jeszcze przed urodzeniem się dziecka. Jest ono najważniejsze ze wszystkiego, a następnie rozpocznijcie je ćwiczyć, gdy są niemowlętami i nie zaprzestawajcie ćwiczenia. Nigdy nie śmiejcie się ze swoich dzieci. Wiele rodziców to czyni i przez to tracą wpływ na dzieci. Dziecko jest bardzo wrażliwe. Ono myśli sobie: Jeżeli mój ojciec śmieje się ze mnie, gdy mu coś mówię, to nie powiem mu nic więcej. Starajcie się utrzymać zaufanie waszych synów i córek, tak że gdy podrosną i zaczną miewać towarzystwo z osobami przeciwnej płci, wciąż będą zwracać się do matki i ojca z zaufaniem, mówiąc: Mam sympatię, co o nim myślisz? Będą chciały zasięgnąć waszego zdania i będą miały także zaufanie do waszego sądu, że nie ożenią się lub nie wyjdą za mąż za osobę, którą byście im odradzali. Jednakże, aby mieć taki wpływ na dzieci, musicie postępować z nimi roztropnie jak węże i według wskazówek Pańskiego Słowa. Wszyscy zgodzimy się z tym, że gdybyśmy mieli przejść przez życie drugi raz lub gdybyśmy żyli ponad sto lat, to może nauczylibyśmy się więcej; lecz powinniśmy być wdzięczni i za tę znajomość, która do nas dotarła, i używać jej, jak potrafimy najlepiej, a jeżeli popełniliście błędy, naprawcie je, na ile się uda. Jeżeli przed poznaniem Pana i zrozumieniem Jego Słowa mieliście dzieci, które wyrosły jak dzikie roślinki, to macie powód, by tego żałować, lecz zmienić tego nie możecie. Bądźcie jednak wobec nich cierpliwi, dobrotliwi i pomocni, na ile was stać; bądźcie prawdziwymi ojcami albo prawdziwymi matkami i pamiętajcie, że mają one wady, które może sami pomogliście im rozwinąć; zatem bądźcie tym bardziej życzliwi wobec tych wad, dając dzieciom więcej czasu i niosąc pomoc w pokonywaniu tych słabości. [541,1]