ZEBRANIA – Najważniejsze dla małego zboru.

Pytanie (1910) – Czy mógłbym zapytać, jakiego rodzaju zebrania uważałbyś za najważniejsze dla małego, początkującego zgromadzenia?

Odpowiedź – Jakie zebranie uważamy za najważniejsze dla małego, początkującego zboru Badaczy Pisma Świętego? Uważam, drodzy bracia, że jednym z najważniejszych zebrań jest zebranie modlitw i świadectw raz na tydzień. Być może nie wszystkim to odpowiada, drodzy przyjaciele, lecz powiem wam, jakie było nasze doświadczenie w Pittsburghu, abyście mogli z tego skorzystać. Około trzydzieści, a już na pewno dwadzieścia lat temu zauważyłem w zborze potrzebę większego uduchowienia; zwróciłem bowiem uwagę, że skłonność do twardych pokarmów przeważała nad chęcią przyjmowania pokarmów innego rodzaju. Podałem więc myśl, żeby wyznaczyć jeden wieczór w tygodniu – zaproponowałem wieczór środowy – jako najodpowiedniejszy na zebranie uwielbienia, modlitw, a szczególnie świadectw. Zasugerowałem, żeby świadectwa nasze nie były takie, jak mieliśmy zwyczaj praktykować, gdyśmy byli w różnych denominacjach, lecz aby świadectwa te były świeże, z doświadczeń ostatniego tygodnia, a nie z dalekiej przeszłości. Jakie doświadczenia mieliśmy w ostatnim tygodniu? Jaki wpływ na nasze życie wywarł niedzielny werset? Do jakiego stopnia potrafiliśmy zastosować się do jego przesłania? Jakie doświadczenia związane z danym tematem przechodziliśmy? Jakie odnieśliśmy w tym względzie zwycięstwa lub jakie mieliśmy upadki? Stwierdziłem, że inni drodzy przyjaciele nie bardzo byli przychylni tej myśli. Wątpili w praktyczność takiego zebrania; obawiali się, że stanie się ono sztywne i monotonne, że powiedzą wszystko w pierwszym tygodniu, a następnie będą musieli powtarzać to samo. Nie widzieli głównego celu, czyli żeby świadectwa były zawsze świeże, z bieżących doświadczeń. Jednak przez wzgląd na waszego sługę, mówcę, przegłosowali to, co zaproponowałem, aby wypróbować taki rodzaj zebrania przez jakiś czas, przynajmniej przez trzy miesiące i żeby w środę były wyłącznie zebrania świadectw, a po upływie tego czasu mieliśmy znowu przegłosować, czy prowadzić je nadal, czy też ich zaniechać. Wynik był taki, że przez te trzy miesiące uczestnicy polubili nasze zebrania świadectw, chociaż nie byli zbyt entuzjastyczni; jednak po upływie roku wszyscy wyrazili wielki zapał i obecnie jestem pewien, iż bardzo wielu przyjaciół ze zboru w Pittsburghu powiedziałoby wam, że jeżeli przyszłoby im zaniechać jakiegoś zebrania tygodniowego, to na pewno zachowaliby zebrania świadectw, choćby mieli zrezygnować ze wszystkich innych, ponieważ tak korzystnymi okazały się te zebrania. Wierzę, że tak samo rzecz się miała w wielu innych zgromadzeniach. Mało kto z was będzie się tego spodziewał na początku, lecz wierzę, iż z czasem poznacie z własnego doświadczenia, że przez taki rodzaj komunikacji jednych z drugimi doświadczamy na zebraniach świadectw pewnego rodzaju uczty duchowej. Jeżeli świadectwa są świeże, a prowadzący potrafi sprawić, iż są ciekawe poprzez zadanie pytania i pozwolenie, by każdy zabrał głos – zaczynając od jednego końca, na przykład, a następnie dając każdemu obecnemu możliwość złożenia świadectwa – wówczas wszyscy docenią to zebranie i sprowadzi ono wielkie błogosławieństwo.

Drugim ważnym zebraniem byłoby, moim zdaniem, coś w rodzaju badania beriańskiego. Czemu? Ponieważ na takim zebraniu stawiane są pytania, które, o ile prowadzący postąpi umiejętnie, będą bardzo interesujące dla całego zgromadzenia. Po to właśnie jest prowadzący. Zgromadzenie mogłoby się obyć bez prowadzącego, jeżeli nie ma on zdolności do takiego przedstawiania rzeczy. Przewodniczący, który sam najwięcej mówi, nie jest tak dobry jak ten, który potrafi drugich pobudzić do mówienia. Istnieje ryzyko, że poczuje on, iż nie mówi wystarczająco dużo i że powinien więcej mówić. Jest w tym trochę ambicji, a może i nieco pychy; powinien stłumić w sobie wszelkie uczucie indywidualności, całą pychę i ambicję, a pragnąć tylko dobra dla trzody. Ten, kto potrafi wszystkich w zgromadzeniu pobudzić i zainteresować pytaniami, dając im sposobność wypowiadania swych myśli, tak by mogli otrzymać jak najpełniejsze zrozumienie pytań i odpowiedzi, sumując je na końcu po tym, jak wypowie się zbór lub dając do przeczytania odpowiednie wyjaśnienie z książki lub w jakikolwiek inny sposób, który okaże się lepszym – ktoś taki jest umiejętnym prowadzącym i całe zgromadzenie będzie się pomnażać w umiejętności, rozumiejąc dobrze badane zagadnienia i doceniając je.

Jednak całkiem inna byłaby sprawa tam, gdzie nie ma odpowiedniego prowadzącego. Jeżeli on sam chce zawsze mówić lub nie wie, jak rozbudzić zainteresowanie, nie jest dobrym przewodniczącym dla potrzeb tego rodzaju zebrania. Tego trzeba się nauczyć. Jeżeli ktokolwiek z was nie umiał tego w przeszłości, niech się nauczy, w jaki sposób mógłby wzbudzić zainteresowanie u drugich, jak zadawać pytania, by inni się zaangażowali oraz żeby ich nie onieśmielać. Wiem, że niektórzy postępują inaczej i mówią: Ty w ogóle nie rozumiesz swej lekcji, widocznie jej nie przebadałeś. Członkowie zgromadzenia nie są dziećmi, które można by tak traktować; są to bracia i siostry w Panu i przychodzą na zebranie, by otrzymać duchową pomoc. Może niektórzy nie mieli dosyć czasu, aby daną lekcję uprzednio zbadać. Spraw, żeby na następne zebranie chcieli znaleźć odpowiedzi na pytania, żeby byli przygotowani i nie musieli odpowiadać: Nie wiem. Jak wiadomo, różne są sposoby podejścia do tej sprawy. Obowiązkiem przewodniczącego jest badać; jak to i Apostoł powiedział: „Staraj się, abyś się doświadczonym stawił” jako prowadzący; Paweł nie pisał tego do całego zgromadzenia, ale do prowadzącego, Tymoteusza. „Staraj się, abyś się doświadczonym stawił Bogu robotnikiem, który by się nie zawstydził” [2 Tym. 2:15] – podkreśl każdą sprawę właściwie, dobrze rozbierając nie tylko słowo prawdy, ale i wszystko, co dotyczy danej lekcji, wszystko uwypuklając. Wszystko to ma wiele wspólnego, jak widzicie, z odpowiednim prowadzeniem zebrania i jest to sprawą przewodniczącego, aby się tego nauczyć, zobaczyć, jak najlepiej do tego podejść i jak życzliwie wraz z całym zborem rozważyć dane pytanie, a nie podchodzić do uczestników z rezerwą i traktować, jakby byli gorsi od niego, nie zaś jak braci. Możecie zauważyć, że starszy, który służy jako jeden z braci, ma najwięcej wpływu pomiędzy trzodą. Tym jesteśmy wszyscy, czyż nie? Czy nie jesteśmy wszyscy Pańskimi owcami? Zapewne. Jesteśmy nie tylko pasterzami wykonującymi pracę pasterską, lecz zaliczamy się także do Pańskich owiec. To, że Pan dał nam przywilej przemawiania do trzody jako Jego przedstawiciele, nie zmienia faktu, że wciąż jeszcze jesteśmy owcami. Mamy więc nadal pozostać w podobnym do owcy usposobieniu i okazywać je. Tak więc uważałbym, że drugim co do ważności zebraniem byłoby badanie beriańskie.

Badanie to, jak wiecie, może być różnego rodzaju. Na przykład w „The Watch Tower” prowadzimy serię badań beriańskich, podając pewną ilość pytań na każdą niedzielę. Zdaje mi się, że wiele zgromadzeń nie trzyma się tych lekcji i myślę, że popełniają błąd. Niektórzy mówią: Bracie Russell, zaczęliśmy te badania jakiś czas temu, lecz nie mogliśmy nadążyć i pozostajemy daleko w tyle. Jest to ich sprawa i ja nie będę ich za to obwiniał; jeżeli zbór tak chce, to niech im Bóg błogosławi, niech tak mają, ale ja radziłbym, żeby nadążali za wszystkimi. Jest pewna korzyść w maszerowaniu blisko bębniącego dobosza. Jakoś lżej się idzie i cała sprawa posuwa się lepiej do przodu. Grupa kroczy naprzód i wszystko posuwa się zwartym szykiem. Zespół jest na przedzie, a wy idziecie wszyscy razem i bardzo miło jest pomyśleć, że wszyscy wierni Pańscy, gdziekolwiek się znajdują, rozważają te same lekcje.

Być może jest to tylko odczucie nie mające większego znaczenia, a jednak te różne małe, sentymentalne kwestie mają swoją wagę i wpływ na całość sprawy. Nie radziłbym, żebyście opuszczali lekcje, które są w środku, pomiędzy tym, gdzie wy jesteście a wydrukowanymi lekcjami, lecz wręcz przeciwnie, radziłbym, żebyście zrobili dodatkowe zebrania w inny wieczór tygodnia i w taki sposób nadgonili. Zacznijcie od lekcji według obecnego tematu i trzymajcie się jej, a pozostałe badajcie na osobnych zebraniach, aż piąty Tom zostanie zakończony. Wierzę, iż się przekonacie, że ta rada jest dobra. Dodaję jednak, że nie jest to sprawą brata Russella lub kogokolwiek, żeby dyktować rozwiązania w podobnych kwestiach. Zróbcie to, co według was jest Pańską wolą. Jeżeli uważacie, że Pan chce, abyście postępowali inaczej, czyńcie tak. I zawsze pamiętajcie, że ani brat Russell, ani nikt inny z dowolnego zboru nie może wam dyktować, co powinniście zrobić, bo zbór sam ma podjąć decyzję.

Zdaje mi się, że bracia pomijają jeszcze jeden ważny punkt. Przywiązują za wiele uwagi do starszeństwa w znaczeniu rządzenia. To zdaje się być naturalne i niektórzy nie mogą się powstrzymać; lecz trzymajcie to w karbach; jest to ten stary człowiek, który próbuje się podnieść, trzymajcie go nisko. Wszyscy znajdujemy się na równym poziomie jako Nowe Stworzenia; niechaj więc każdy powie sobie: Jako Nowe Stworzenie chcę, aby cała trzoda Pańska, wszyscy w zgromadzeniu mogli mówić tyle co ja; wszyscy mają to prawo. Każdy z was przekona się sam, że choćby nawet zgromadzenie nie buntowało się przeciwko nieodpowiednio postępującemu starszemu, to jednak bardziej doceni takiego, który czuwa nad ich wolnością i prawami; jeżeli będzie ich pytał o zdanie, docenią to. Nie myślę, żeby gdziekolwiek było zgromadzenie, które byłoby gotowe więcej uczynić dla swego starszego lub więcej poddać się starszemu, gdyby chciał on nad nimi górować, jak uczyniłoby to zgromadzenie w Brooklynie wobec brata Russella. Możecie zauważyć, że nie było jeszcze takiego przypadku ani w Pittsburghu, ani w Brooklynie, żeby brat Russell starał się coś narzucić zgromadzeniu. O ile jest mu to wiadomo, nigdy tego nie czynił. Dawał swoją radę, tak jak czynię to obecnie, lecz nigdy niczego nie forsował, zawsze prosząc zgromadzenie o głosowanie w każdej sprawie i przyjmując decyzję zgromadzenia za Pańską decyzję w danej sprawie. [473,2]