WIELKIE GRONO – Odnośnie wieczerzy wesela Barankowego.

Pytanie (1907) – Kiedy Wielkie Grono będzie cierpieć wielki ucisk i czy będzie uczestniczyć w wieczerzy wesela Barankowego?

Odpowiedź – Prawie wszystkie biblijne obrazy odnoszące się do Wielkiego Grona wskazują, że szczególny czas ich ucisku będzie miał miejsce przy końcu tego wieku – najwyraźniej krótko po tym, jak zostanie zabrany cały Kościół – jak pokazuje nam to, na przykład, przypowieść o mądrych i głupich pannach. Pamiętamy, że mądre panny wołały: Panie, Panie otwórz nam i wszystkie mądre weszły; potem przyszły głupie panny, mówiąc: Panie, Panie, otwórz nam i było im powiedziane, że Pan ich nie uznaje za klasę Oblubienicy i że mają przejść przez ucisk. To zdaje się wskazywać, że szczególny ucisk przyjdzie na klasę Wielkiego Grona po wejściu wszystkich z Malutkiego Stadka za zasłonę, do Miejsca Najświętszego. Naturalnie jest to tylko przypowieść i wykładamy ją, rzecz jasna, na ile ją rozumiemy. Także i w 3 Księdze Mojżeszowej mamy pokazane, co uczyniono z kozłem Azazela po tym, jak zajęto się już kozłem Pańskim [3 Mojż. 16:20-22], lecz to nie jest jeszcze stanowczym dowodem, iż dziać się to będzie w całości po zabiciu kozła Pańskiego i po ofiarowaniu jego krwi, ponieważ obrazy te nie mogły się wypełnić w tym samym czasie; musi być w tym natomiast jakiś porządek – najpierw to, a potem tamto itd. Ale fakt, że najpierw zajmowano się cielcem, potem kozłem Pańskim, a na końcu kozłem Azazela, zdaje się pokazywać, że ucisk przyjdzie na klasę Wielkiego Grona szczególnie przy końcu Wieku Ewangelii, po przejściu wszystkich wybranych. Mimo to myślimy także, na podstawie niektórych wersetów, że przez całe wieki żyli tacy, co należeli do tej klasy wielkiego ucisku, chociaż większa ich część przynależy prawdopodobnie do czasu końca z powodu szczególnych okoliczności obecnie panujących.

Ktoś mógłby zapytać: Czym są te nadzwyczajne okoliczności, które w obecnym czasie wytworzyły większą część klasy Wielkiego Grona aniżeli w jakimkolwiek dawniejszym czasie? Warunki, które temu sprzyjają, polegają na tym, że chrześcijaństwo jest teraz dość popularne; bardzo wielu ludzi usłyszało o Chrystusie i dokonało pewnego rodzaju poświęcenia się Panu, a także nie ma już tak otwartego i wyraźnego prześladowania jak dawniej. Dlatego obecnie ludzie są bardziej skłonni całkowicie poświęcić się Panu, myśląc, że jest to coś łatwego. Gdy jednak poznają istotę rzeczy i przekonują się, że nie jest to tak łatwe, jak myśleli, wtedy niektórzy z nich przejawiają skłonności do ociągania się i stają się członkami Wielkiego Grona. Zaś w dawniejszych czasach, gdy sprawy miały bardziej burzliwy charakter i były ostro określone, potrzeba było więcej stanowczości, by podjąć decyzję. Tak jak powiedział Pan, siadano i obliczano koszty [Łuk. 14:28]. Jednak dzisiaj ludzie nie są skłonni dokonywać obrachunku. Słyszą od różnych kaznodziei, że jest to łatwą rzeczą. Jakby mówili im oni: „Pójdźcie teraz, a otrzymacie wszystko w kilka minut. Będziecie mieli więcej powodzenia w interesach i możecie się wzbogacić, mieć lepsze domy, więcej poważania ze strony waszych sąsiadów” itd. Tak, obecnie jest czas wabienia i ludzie są przynęcani przez takie niewłaściwe przedstawianie wąskiej drogi. Dlatego gdy się na niej znajdą, przekonują się, iż jest to wąska droga, bo Pan im to z czasem ukazuje. Stąd też jest większa liczba przedstawicieli tej klasy obecnie aniżeli kiedykolwiek wcześniej.

Jeśli chodzi o wieczerzę wesela Barankowego, to widzimy, w jaki sposób Pan obrazuje klasę Wielkiego Grona. Mówią oni: „Weselmy się i radujmy się, (...) bo przyszło wesele Barankowe, a małżonka jego nagotowała się” [Obj. 19:7]. Ona była gotowa i weszła na wesele, a my pozostaliśmy – taka jest myśl. Potem mówią: „Weselmy się i radujmy się”. Dlaczego mieliby się weselić? Dlatego, że w tym czasie oczy ich rzeczywiście się otworzą i zobaczą Babilon i Boski plan tak, jak nie dostrzegali go nigdy przedtem. Nie byli we właściwym stanie serca, aby mieć sposobne ucho ku słyszeniu oraz oceniające serce i dlatego nie mogli przedtem widzieć głębszych rzeczy, gdyż Bóg daje nam głębsze zrozumienie swego Słowa tylko wtedy, gdy osiągamy właściwy stan serca.

Tak więc ci z Wielkiego Grona, wzmiankowani w Objawieniu, rozdział 19, są przedstawieni jako mówiący: „Weselmy się i radujmy się, (...) bo przyszło wesele Barankowe, a małżonka jego nagotowała się” – wszyscy radują się z tego i mówią: Upadł Babilon, rozraduj się nad nim, niebo [Obj. 19:1-2; Obj. 18:20] itd. Oni są zadowoleni z tego, że Babilon upadł, gdy widzą, czym on w rzeczywistości był i jak wielce byli przywiązani do niego, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo zaślepiający wpływ pochodził z tego źródła.

Chciałbym to teraz objaśnić, ponieważ niektórzy może tego nie widzą lub nie widzieli tego w tym świetle. Jak dalece sięga moja obserwacja i doświadczenie, to największą przeszkodą w pracy Bożej w obecnym czasie – zwróćcie uwagę: odnośnie dzieła Bożego w obecnym czasie – jest tak zwane „chrześcijańskie duszpasterstwo”. Ktoś mógłby powiedzieć: Bracie Russell, to niemożliwe, żebyś tak uważał! Owszem! Tak myślę. Ale dlaczego, czyż nie czynią oni wiele dobrych rzeczy, nauczając o moralności? Tak! Lecz to nie jest Bożą pracą na obecny czas. Dziełem Bożym obecnego wieku jest to, by wybrać lud dla Jego imienia; znalezienie pszenicy jest Bożym dziełem obecnego czasu. Oni zaś czynią to, co jest na swój sposób dobre, i przyznaję, że wiele z tych prac jest dobrodziejstwem oraz doceniam to tak jak wszyscy i cieszę się, że robią to zamiast czegoś niegodziwego, i gratuluję im w związku z tym.

Mimo to przekonacie się, że prawie wszystkie przeszkody i zawady dla obecnej Prawdy pochodzą od tych pasterzy. Gdyby nie ci słudzy owych wszystkich denominacji po całym cywilizowanym świecie Prawda rozszerzyłaby się między ludem Bożym jak szalejący ogień. Dziś jest tak samo, jak było za pierwszej obecności. Kto uniemożliwiał wówczas ludziom uwierzenie w Pana Jezusa? Przecież byli to nauczeni w Piśmie i faryzeusze. Jezus powiedział im, że zamykają Królestwo przed sobą, sami nie wchodzą ani nie dozwalają wejść innym – bowiem odebrali ludziom klucz do wiedzy. Tak samo dzieje się w obecnym czasie, drodzy przyjaciele. To jest właśnie równoległy okres do czasu sprzed tysiąca ośmiuset lat. Oni stoją na tej drodze. Niezupełnie zdają sobie z tego sprawę i z tego się cieszę, bo nie są tak odpowiedzialni, jakby byli, gdyby to w pełni rozumieli. Lecz nie myślę, że nie mają żadnej odpowiedzialności. Nie sądzę, by ludzie, którzy posiadają wykształcenie i wiedzą, co znaczą wyrazy „szeol” i „hades” oraz dozwalają, by ludzie słuchali ich kazań rok za rokiem, sądząc, iż wierzą oni w wieczne męki, w ogień itd., gdy tymczasem nie wierzą oni w nic podobnego, pozwalając przy tym na takie niedorzeczne nauki, które tamują drogę do właściwego czczenia Boga – nie sądzę, by mogli się całkiem wykręcić od odpowiedzialności. Lecz to zależy od ich własnych sumień i od Pana i ja nie chcę wszczynać walki przeciwko nim. Mówię tylko do was bardziej otwarcie jak do nich, bo po co miałbym obrażać kogokolwiek bez potrzeby? Powinienem powiedzieć do brata, który jest we właściwym stanie serca: „Bracie, kiedy wypełniasz swój obowiązek, czy nie myślisz, że powinieneś głosić słowa Prawdy i sprawiedliwości i mówić o prawdziwym charakterze Boga? Czy nie sądzisz, że jest to twoim przywilejem?”. To jest sposób, w jaki rozmawiałbym z kimś, z kim miałbym możliwość rozmawiania na ten temat. Lecz ich poczucie godności trzyma ich z daleka od nas i gdybyśmy zadali im pytania, dowiedzielibyśmy się, że nie mogą nam na nie odpowiedzieć. Z ledwością potrafią poprawnie odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie biblijne. Spróbujcie, a zobaczycie.

Przypomina mi się pewien brat, który przyszedł do mnie i powiedział: „Bracie Russell, myślę, że niedobrze postąpiłem. Przyjąłem nauki 'teraźniejszej prawdy', uwierzyłem w nie, lecz nie poszedłem do żadnego z kaznodziei, aby o nie zapytać, a myślę, że powinienem był to uczynić. Myślę, że nie uczyniłem dobrze, ponieważ nie znam greckiego ani hebrajskiego i nie posiadam żadnego wyższego wykształcenia, a ci ludzie, z którymi dobrze się znam, są ludźmi uczonymi i dobrymi. Dobrze znam się tu w tym mieście Pittsburgu i Allegheny z niektórymi przedniejszymi kaznodziejami, a szczególnie w denominacji prezbiteriańskiej, ponieważ sam pomagałem w ich rozmaitych Szkołach Niedzielnych, organizowałem armie wstrzemięźliwości i wszyscy dobrze mnie znają, więc wiem, że to dobrzy ludzie. Sumienie mi mówi, że nie postąpiłem właściwie, że powinienem iść do nich i powiedzieć: 'Doktorze taki a taki, możesz powiedzieć mi coś na ten temat – czy jest to prawdą, czy nie?'. Bracie Russell, co o tym sądzisz?”

Widziałem, że chciał on iść i że najlepiej byłoby dla niego, aby to zrobił, więc powiedziałem: „Bracie, ja bym poszedł i to uczynił. Jeżeli uczynisz to we właściwy sposób, wyjdzie ci to na dobre”.

„Co to znaczy we właściwy sposób, bracie Russell?”

„Powiem ci, co uważam za właściwy sposób. Gdy pójdziesz do mieszkania, na przykład, doktora teologii A., zadzwonisz i powiesz, że chcesz się z nim widzieć, to gdy podejdzie do drzwi i się z nim przywitasz, powiedz mu mniej więcej tak: 'Doktorze, są pewne sprawy natury doktrynalnej, które sprawiają mi trudność i pomyślałem, że mógłbym cię o nie spytać, jeśli miałbyś czas. Nie chciałbym teraz sprawiać ci kłopotu, gdyż może jesteś zajęty, a to zabrałoby mi z godzinę, więc dlatego chciałbym przyjść, gdy będziesz miał czas. Chciałbym wiedzieć, kiedy mogę przyjść'. Być może odpowie on: 'Proszę, bracie, wejdź od razu, możemy to zaraz załatwić'.”

Brat ten odpowiedział mi: „Bracie Russell, czemu brat mówi tak szczegółowo, jak powinienem postąpić?”.

Odparłem: „Z następującego powodu: Jeżeli tak nie postąpisz i nie poprosisz, aby poświęcił ci godzinę na rozmowę, a zadałbyś mu od razu swoje pytanie, to on znalazłby wymówkę, mówiąc: 'Drogi bracie, mam chorą siostrę i muszę ją odwiedzić; przepraszam cię bardzo, przyjdź kiedy indziej'.”

„Bracie Russell, ty ich nie znasz. Uważam, że doktor ten a ten oraz doktor taki a taki to zacni ludzie.”

„Tak, ja też trochę znam tych panów i przyznaję, że są oni ponad przeciętną, lecz bracie, ty nie wiesz, jaką trudność sprawia im odpowiadanie na pytania; znajdą się wtedy w takiej sytuacji, w jakiej nie byli nigdy w swym życiu, nie wiedzą, co mają powiedzieć i dlatego w taki sposób chcą się od tego wykręcić. Oczywiście w każdej większej parafii znajdzie się zawsze jeden lub dwóch chorych braci albo jedna czy dwie chore siostry i oni szczerze mogą mówić, że powinni ich odwiedzić – ale wiedzą także, że powinni unikać ciebie i twoich pytań. Sądzą, że robią to dla twojego dobra, gdyż wiedzą, iż nie mogą odpowiedzieć na twoje pytania; wiedzą, że w ten sposób mogą to jak najszybciej i najlepiej załatwić, myślą, że już nigdy nie będziesz miał sposobności ich zapytać, bo zawsze będą cię unikać.”

„O Bracie Russell, nie masz do nich żadnego zaufania.”

„Mam, bracie, ale ty nie rozumiesz tej sytuacji, a ja rozumiem. Kaznodzieja powie wtedy: 'Tak, mogę ci poświęcić teraz godzinę, proszę wejdź'. A gdy wejdziesz, zapyta: 'A więc, jakie masz pytanie?'.” Powiedziałem do tego brata: „O co zamierzałeś ich zapytać?”. Odrzekł: „Chciałem zapytać się o jedną rzecz, która mnie szczególnie interesuje, mianowicie o restytucję, o której apostoł Piotr mówi, że przyjdą czasy ochłody od obliczności Pańskiej itd. To jest pytanie, które chciałbym im zadać.” Odpowiedziałem: „To jest bardzo dobre pytanie, musisz trzymać się tego pytania. Gdy przyjdziesz do niego i usiądziesz, a on zapyta o pytanie, a ty podasz mu ten fragment, będziesz musiał się mieć na baczności, gdyż on sobie pomyśli: 'No nie, akurat takie pytanie! Dlaczego? Nie umiem na nie odpowiedzieć, podobnie jak nie umiem przeskoczyć przez księżyc. Co teraz zrobię? Powiedziałem temu człowiekowi, że mam dla niego godzinę czasu, a teraz nie wiem, co począć!'. Więc co on teraz zrobi? Bracie, powiem ci, co on zrobi. Powie sobie: 'Muszę go tak zbić z tropu, żeby mu się zupełnie pomieszało. Zamydlę mu oczy, pomieszam pojęcia odnośnie ciała, duszy, ducha, piekła, hadesu, szeolu itd., tak że się pogubi. Dam radę to zrobić. On wie niewiele; wiem, że jest człowiekiem niewykształconym'.”

„Ależ Bracie Russell, doktor ten a ten nie zrobiłby tego.”

„Bracie, ja wiem, że on to zrobi, bo to jedyne, co będzie mógł zrobić. Albo to zrobi, albo wyjdzie na ignoranta i będzie musiał przyznać, że nie rozumie tego wersetu. Gdyby rzeczywiście był całkowicie szczery, powiedziałby, że nie rozumie tego wersetu, a bardzo by chciał oraz że jeśli kiedykolwiek natrafisz na jakąś interpretację, to żebyś mu o niej powiedział. Gdyby naprawdę był zupełnie szczery, to tak by postąpił. Ale po tym, jak ogromne instytucje powtarzały mu: 'Jesteś teraz doktorem teologii i jesteś teraz w stanie leczyć to, co boskie' – to nic dziwnego, że po czymś takim, gdy przyjdzie jakiś malutki człowiek z takim prostym pytaniem, na które on nic nie umie odpowiedzieć – to wymaga to bardzo wielkiej dozy pokory, by się do tego przyznać.”

Powiedziałem mu: „Jeśli on zacznie mówić w ten sposób i będzie próbował cię zbałamucić, zadając różne pytania, jeśli będzie próbował cię zdezorientować, to powiedz: 'Doktorze, być może niewłaściwie wyraziłem moje pytanie'. Weź winę na siebie i możesz to szczerze uczynić, ponieważ nie możesz przypuszczać, że on stara się wykręcić od twego pytania; masz prawo stwierdzić, że nie zadałeś swego pytania właściwie. – Powiedz mu: 'Doktorze, zdaje mi się, iż nie zadałem mego pytania we właściwy sposób; odpowiadasz mi nie na to pytanie. Pytanie, które chciałem zadać, dotyczyło naprawienia wszystkich rzeczy – co to oznacza?'. Musisz go sprowadzić z powrotem do tej kwestii; a on znów będzie się starał ciebie zmylić. I musisz znów mu powiedzieć: 'Ale doktorze, nie potrafię mojego pytania dobrze wyrazić; chciałbym, aby pytanie jasno oddawało moją myśl. Chcę dowiedzieć się coś o czasach naprawienia wszystkich rzeczy'. Musisz sprowadzać go na ten temat i, bracie, nie znajdziesz żadnego doktora teologii w tym kraju, który mógłby dorównać ci poznaniem Słowa Bożego, a jesteś tylko trzy miesiące w Prawdzie.”

„Bracie Russell”, odpowiedział mi, „zamiast starać się go pochwycić i trzymać przez godzinę, to lepiej będzie, gdy sam postaram się od nich uwolnić, żeby mnie już tak nie trzymali”.

Powiedziałem mu: „Nie, bracie, ty nie rozumiesz, o co mi chodzi; musisz ich naprowadzać wciąż na to pytanie, ponieważ nie mogą ci na nie odpowiedzieć i wiedzą, że nie mogą, i dlatego będą próbowali cię zbałamucić. Oni także nie przyznają tego, że nie mogą ci odpowiedzieć”.

I tu przypomina mi się jeszcze inne zdarzenie. Idąc ulicą blisko Domu Biblijnego szybciej niż zwykle, minąłem pewnego dżentelmena. Zdaje mi się, że mnie rozpoznał, bo rzekł: „Bracie Russell, chwileczkę” i dogonił mnie. Był to człowiek, z którym nigdy w życiu nie rozmawiałem. Bardzo ładnie wyglądał, był dobrze ubrany. Nie wiedziałem, kim on jest. Podał mi swoje nazwisko, lecz je zapomniałem. Powiedział, że chce mi zadać pytanie odnośnie przypowieści. Wydało mi się to bardzo dziwne, że człowiek stawia tego rodzaju pytanie na ulicy. Zapytałem: „Bracie, która to przypowieść?”. Odparł: „Nie mogę sobie teraz przypomnieć, która to była” – ale była to bardzo prosta, jasna przypowieść, więc odpowiedziałem na jego pytanie i wyjaśniłem ją bardzo łatwo, zdaje mi się, że w dwie minuty. „Cóż – odpowiedział – to bardzo proste, bardzo zadowalająca odpowiedź” i powtórzył „bardzo zadowalająca”.

Zapytałem się go, dlaczego był tak bardzo poruszony tą drobną kwestią. Odrzekł, że zastanawiał się, dlaczego jego kaznodzieja nie mógł mu tego wyjaśnić. Mówił mi, że należy do kościoła doktora Kennedy, zaraz naprzeciwko Domu Biblijnego – głównego prezbiteriańskiego kościoła w Allegheny, i że był u niego, i prosił go o wytłumaczenie tej przypowieści.

„Pomyślisz, że jestem najgłupszym człowiekiem na ziemi i on właściwie mi tak powiedział, że nie mam wystarczająco rozumu, żeby to zrozumieć, nawet gdyby mi to wytłumaczył. Sprawił, że poczułem się mały jak kartofelek. Nigdy nie uważałem siebie za wielkiego człowieka, ale myślałem, że zasługuję przynajmniej na normalne traktowanie, że on spróbuje mi odpowiedzieć, a gdybym nie mógł tego zrozumieć, to byłaby to moja wina. A on zamiast powiedzieć mi cokolwiek na ten temat, naskoczył na mnie, nie wyjaśniając zupełnie tej kwestii. Jak uważasz, co było tego powodem?”

Powiedziałem: „Bracie, myślę, że powodem było to, iż sam nie wiedział, jak ci odpowiedzieć i uznał, że to był najlepszy sposób wykręcenia się od odpowiedzi”.

Odpowiedział: „Możliwe, że tak”.

My to wiemy, drodzy przyjaciele – ci z nas, którzy mieli takie doświadczenia, że na tym polega trudność. Doktor Kennedy jest utalentowaną osobą, bardzo porządną pod różnymi względami. Nie mówię tego o nim po to, aby go zdyskredytować jako człowieka lub oczernić jego charakter; ponieważ, o ile wiem, jest dobrze wykształconym duchownym i z pewnością ma wiedzę na temat wielu rzeczy. Rozumie, co znaczy „szeol” – przynajmniej nie mogę zakładać, że jest niemądrym ignorantem, by tego nie wiedział – zwłaszcza przy tylu sposobnościach dowiedzenia się tego.

Ten człowiek mówił dalej: „Nie mogę przestać myśleć o tym, że skoro jestem najgłupszym człowiekiem w kongregacji, to dlaczego wybrali najgłupszego człowieka na starszego”.

Odrzekłem: „Bracie, nie myślę, że tu chodzi o głupotę”.

Stwierdził: „Miałem dosyć rozumu, aby zrozumieć, gdy ty to tłumaczyłeś”.

Wspominam te rzeczy, aby zobrazować sedno sprawy.

Wracając do 19 rozdziału Objawienia, gdzie jest powiedziane: „Radujmy się, a dajmy mu chwałę; bo przyszło wesele Barankowe” itd. [Obj. 19:7]. Cieszyli się z tego, gdy zrozumieli całą sytuację – że Bóg ich wyswobodził i że ta instytucja była przeszkodą dla Boskiego planu pod wieloma względami. Chociaż czynią dobrze w zakresie budowania szpitali i gdy wprowadzają pewne zasady moralne, nakłaniając ludzi do trzymania się z daleka od karczm, ustanawiając prawa wyszynkowe, gdy budują czasami podziemne wyszynki, aby ludzie nie chodzili do karczm podlejszego rodzaju, gdy zakładają czasami kręgielnie, aby ludzie nie chodzili do kręgielni, gdzie sprzedawana jest wódka – to za pomocą tych środków starają się działać w sposób moralny. Wyrażam uznanie dla wszystkiego, co oni sami u siebie cenią, lecz jeżeli chodzi o uczenie o uświęceniu ducha i wierze w drogocenną krew Chrystusową, to sądzę, że niewielu z nich udaje się to robić. Nie myślę, by wielu z nich mogło powiedzieć, iż to jest ich prawdziwą misją i tym, co próbują robić. Przeciwnie, mówią, że muszą nawoływać ludzi, zbawiać masy ludzkości, ale usiłując zbawiać masy od czegoś bez przemieniania ich serca, zaniedbują prawdziwy lud Boży, który potrzebuje pokarmu, jak nam Bóg mówi: „Paś owieczki moje” [Jan 21:15 NB]. Zwracając się do apostoła Piotra, nasz Pan nie mówił nic o tym, żeby wychodził, chwytał wilki i wkładał na nie owczą skórę albo żeby chwytał żmije i upiększał je tak, by wyglądały jak owce. Wy miejcie pieczę nad owcami i barankami, a Pan zajmie się tym, jak mają stać się owcami i barankami. On ich przyciągnie. Kogo Ojciec pociągnie, ten przychodzi do Niego. „Tego, co do mnie przyjdzie, nie wyrzucę precz” [Jan 6:37]. Wy i ja nie mamy próbować kruszyć ludzkich serc ani głów. Niech sama opatrzność Pańska dokona wszelkiego kruszenia serc. Ewangelia, którą On nam dał, ma leczyć tych, co mają skruszone serca, przyciągać owce i baranki i karmić je; taka jest Boża propozycja. Chcemy stać przy Boskim Słowie. Nie mamy w swoich własnych sercach przeświadczenia, że jesteśmy mądrzejsi od Pana; nie przywiążemy winogron do cierni i nie powiemy: To są prawdziwe latorośle.

Lecz oni zobaczą, że upadek Babilonu i kompletne obalenie ludzkich systemów rzeczywiście będzie dobrą rzeczą. Ponadto są przedstawieni jako otrzymujący specjalne poselstwo od Boga, głoszące: „Błogosławieni, którzy są wezwani na wieczerzę wesela Barankowego” [Obj. 19:9]. Jest różnica pomiędzy byciem na weselu a spożywaniem weselnej wieczerzy; to, co dokona się, gdy mądre panny wejdą, a drzwi zostaną zamknięte, będzie uroczystością zaślubin, lecz wieczerza weselna nie odbędzie się zaraz, ale chwilę potem. Wieczerza wesela jest oczywiście wspaniałym obrazem rozpostartym przed naszymi umysłami. W rzeczywistości nie chodzi o jedzenie i picie; jest to tylko obraz tej radosnej okazji, która nastąpi. Wielkie Grono jest zaproszone, by wejść i wziąć udział w tych wielkich uroczystościach. Nie byli oni dostatecznie wierni, aby oddać swe życie w ofierze, lecz posiadali pewną wierność, ponieważ nie zaparli się drogocennej krwi i imienia i dlatego Pan się ich nie zaprze i znajdzie się dla nich miejsce. Będą mieli sposobność przyjść na wieczerzę wesela i brać udział w radości. Tak jak jest to przedstawione w Psalmie 45: „Zacność córki królewskiej jest wewnątrz, a szaty jej bramowane są złotem; w odzieniu haftowanym przywiodą ją do króla” [Psalm 45:14-15] – reprezentuje ona cały Kościół przychodzący przed oblicze Ojca przy końcu tego wieku. Potem czytamy w następnym wersecie: „Także panny za nią, towarzyszki jej”. To są te „głupie panny”. Mimo to są pannami i idą za nią. One także przyjdą przed oblicze Króla. Z tego się radujemy. W miłości Bożej nie ma samolubstwa. Radujemy się z tego, gdy widzimy, co Pan zarządził dla Malutkiego Stadka, dla Wielkiego Grona i dla starożytnych świętych, a także dla całej ludzkości – dla wszystkich, którzy życzą sobie być w harmonii z Nim, gdy przyjdą do znajomości Prawdy. [289,3]