Braterstwo Chrystusowe

„Bądźcie (...) pełni braterskiej miłości, miłosierni, pokorni. Nie oddawajcie złym za złe ani złorzeczeniem
za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie!
Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo”
– 1 Piotra 3:8‑9 BT.

C

hwalebna myśl przyświecała założycielom miasta Filadel­fia, gdy je tak nazwali, to znaczy „bratnia miłość”, ujawniając w ten sposób dobre intencje swych serc, umiłowanie pokoju, braterstwa, wzajemnej pomyślności. I któż może wątpić w to, że błogosławieństwa owych założycieli miały w pewnym stopniu dobroczynny wpływ na sprawy tego wielkiego miasta. Niemniej jednak nikt z nas nie może nie dostrzegać faktu, iż niebraterskie słowa i uczynki jego mieszkańców powodowały smutki, rozgoryczenia, nędzę, śmierć wielu w obrębie jego granic. Początkowo skłonni jesteśmy dziwić się, dlaczego tak jest, dlaczego grzech zdaje się być bardziej zaraźliwy niż sprawiedliwość i dlaczego, jak oznajmia Pismo Święte, cały nasz ród jest skłonny do grzechu tak jak iskry do unoszenia się w górę. Czyż mamy sądzić, że ci, co nadali to imię miastu, byli daleko lepsi, daleko szlachetniejsi, daleko bardziej podobni do Boga aniżeli ich dzisiejsi potomkowie?

Nie chcielibyśmy wygłaszać tak kategorycznego stwierdzenia. Jesteśmy przekonani, że są i dzisiaj w rodzie Adamowym ludzie tak dobrzy, szlachetni i miłujący prawdę jak kiedykolwiek wcześniej. Ale pamiętamy też słowa Apostoła odnoszące się do naszego czasu i do końca obecnego Wieku Ewangelii i zapowiadające, że „źli ludzie i zwodziciele postąpią w gorsze, jako zwodzący, tak i zwiedzeni” – 2 Tym. 3:13. Mówi on też: „A to wiedz, iż w ostateczne dni nastaną czasy trudne. Albowiem ludzie będą sami siebie miłujący, łakomi, chlubni, niepobożni, bez przyrodzonej miłości, przymierza nietrzymający, potwarcy, niepowściągliwi, nieskromni, dobrych niemiłujący, zdrajcy, skwapliwi, nadęci, rozkosze raczej miłujący niż miłujący Boga, którzy mają kształt pobożności, ale się skutku jej zaparli” – 2 Tym. 3:2‑5.

Świadectwa gazet i sprawozdań sądowych wykazują znaczny przyrost skłonności kryminalnych, co w pełni odpowiada tym proroczym przepowiedniom, a taki stan rzeczy rodzi oczywiście pytanie: Skąd się to bierze, że świat daje takie dowody wzrastającej nieprawości, skoro wielu spodziewało się, iż dostępność powszechnej oświaty i rozpowszechnienie Biblii powinno już było dotąd sprawić nawrócenie świata?

Już prawie sto lat upływa od czasu, gdy założono wielkie towarzystwa biblijne, a działalność misyjną wśród protestantów wszczęto ze świeżym zapałem i nadzieją. Ubiegłe stulecie zaznaczyło się w historii świata religijną gorliwością, wysiłkami misyjnymi i rozpowszechnieniem Pisma Świętego w stopniu daleko większym niż kiedykolwiek przedtem. Niemniej jednak dzisiaj dowiadujemy się ze statystyk, że choćbyśmy zaliczyli do chrześcijan wszystkich wyznawców z pogan i uważających się za takowych spośród narodów cywilizowanych, bez względu na to, jaką mają oni wiarę w Chrystusa, to i tak sto lat temu było 600 mln pogan, a dzisiaj jest ich 1,2 miliarda. Przed stu laty uczelnie i seminaria duchowne na świecie były prawie bez wyjątku wierne względem Boga, Biblii i Chrystusa, podczas gdy dzisiaj nie można prawie znaleźć instytutu naukowego, w którym by publicznie nie uczono ewolucji człowieka i „wyższego krytycyzmu” wbrew nauce Biblii, a nawet wśród tych nielicznych, które tak nie uczą, trudno byłoby wskazać choćby jeden, którego wszyscy profesorowie byliby lojalni wobec Biblii, a w rozmowach prywatnych nie sprzeciwiali się Słowu Bożemu i wyłożonemu w nim Boskiemu planowi. Uważamy, że to jest jedna z przyczyn tak alarmującego wzrostu samolubstwa, niesprawiedliwości, bezbożności i przestępczości.

„Ponieważ wszyscy zgrzeszyli”

Wyjaśnienie tej sytuacji znajdujemy w słowach Apostoła: „Jako przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak też na wszystkich ludzi śmierć przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” – Rzym. 5:12. Przez cztery tysiące lat przeważał ten wewnętrzny pęd ku dołowi, ściągając ludzkość w niektórych częściach świata w bardzo głębokie zepsucie, a w rezultacie tego, jak stwierdza prorok: „Ciemności okryły ziemię, a zaćmienie narody” – Izaj. 60:2. Światłość, zapoczątkowana przez naszego Odkupiciela przed dziewiętnastu stuleci, sprzeciwiała się ciemności i w dzieciach światłości ją pokonała, świecąc jednocześnie rozproszonym światłem i wywierając wpływ wszędzie tam, gdziekolwiek znajdują się święci Pańscy.

Lecz w ciągu drugiej połowy XIX wieku dzięki Pańskiej opatrzności wynalazki sprawiły, że na świecie pojawiła się przecudna maszyneria, co, jak nas informuje Pismo Święte, należy do „dnia jego przygotowania” na nadchodzącą epokę Tysiąclecia. Wynalazki dodały bodźca umysłom i ciałom tych, którzy się z nimi zetknęli, pobudzając ich ambicje do zdobywania wiedzy, do polepszania swej doczesnej sytuacji i do gromadzenia bogactw. Chociaż pod wieloma względami był z tym związany wielki pożytek i błogosławieństwo, to jednak jest faktem, iż wskutek słabości człowieka rozbudzało to w ludziach samolubne skłonności, już i tak istniejące, i błogosławieństwo to przyniosło dla wielu szkodę zamiast pożytku. Wzrost wiedzy w połączeniu ze wzrostem samolubstwa i wielkim napięciem, w jakim obecnie żyją ludzie, skutkuje wzrostem przestępczości i zamieraniem bratniej miłości, jak to już zauważyliśmy.

Czas próby dla chrześcijaństwa

Różne wersety Pisma Świętego wskazują na czas obecny i na najbliższą przyszłość jako na okres ciężkiej próby dla chrześcijaństwa. To czas przeznaczony na wprowadzenie tysiącletniego Królestwa drogiego Bożego Syna, nie według oczekiwanych przez wielu kierunków działania, takich jak nawrócenie świata, lecz przez skompletowanie Kościoła i uwielbienie go wraz z jego Panem, Oblubieńcem, jako Jego Oblubienicy, a następnie przez zapoczątkowanie królowania sprawiedliwości, prawości, równości dla błogosławienia i pouczania świata, dla podniesienia ze stanu grzechu i śmierci wszystkich, którzy dadzą posłuch posłannictwu tego chwalebnego dnia, na który świat czekał tak długo.

Jak już zasugerowano, nowa era zostanie zapoczątkowana w sposób zupełnie nieoczekiwany dla chrześcijaństwa i stąd jego próba w tym czasie będzie tym bardziej krytyczna. Z chrześcijaństwem będzie tak samo, jak było z Żydami w czasie pierwszego przyjścia naszego Pana, o czym On sam powiedział: „Dlatego żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego” (Łuk. 19:44). Gdyby się dzisiaj chrześcijaństwo przebudziło i uświadomiło sobie właściwe znaczenie obecnej sytuacji, to oznaczałoby to wielką zmianę, ale tylko dla tych stosunkowo nielicznych, którzy dokonali pełnego poświęcenia się Panu; inni natomiast nie byliby w stanie uwierzyć ani przyjąć tej lekcji, bo napisane jest: „Wszyscy niezbożni nie zrozumieją” [Dan. 12:10].

Z punktu widzenia poświęconych, nowy okres, jak oświadcza Pismo Święte, przychodzi jak złodziej w nocy. Tylko takim, którzy dotrzymują swych ślubów poświęcenia, zostanie udzielona Boska pomoc w zrozumieniu obecnej sytuacji. Inni z poświęconych pozostawać będą w częściowej albo w całkowitej nieświadomości aż do chwili, gdy oprzytomnieją na skutek zupełnego rozpadu obecnych instytucji politycznych, społecznych i religijnych, który – jak wskazuje Pismo Święte – ma poprzedzić zapoczątkowanie Królestwa Tysiąclecia. Co się zaś tyczy ogółu świata, a w szczególności wykształconych, to otwarcie zarzucają oni myśl o osobowym Bogu i Boskim planie odnośnie ludzkich spraw. Uciekając się do racjonalistycznego sposobu myślenia, ubóstwiają mamonę, bogactwo, stanowiska, wykształcenie itd., przybierając jedynie pozór pobożności, ale zaprzeczając jej mocy [2 Tym. 3:5 NB] (1 Tes. 5:1‑6).

Tymi słowy Pismo Święte zwraca naszą uwagę na fakt, że w czasie zbliżania się wielkiego poranku Tysiąclecia i błogosławieństwa dla całej ludzkości nastanie ciemny okres, krótki czas strasznego ucisku i anarchii. Przychodzi on jako sprawiedliwa zapłata dla tych wszystkich, którzy mając znajomość Boga i Jego sprawiedliwości, bardziej cenili rzeczy związane z mamoną. Lekcja dla nich będzie bardzo surowa, ale dzięki Pańskiej opatrzności okaże się ona ostatecznie bardzo pożyteczna, gdy zbliżający się ucisk tego strasznego okresu przeorze głęboko ich serca i przygotuje wielu, jak ufamy, na błogosławieństwa Królestwa Tysiąclecia, które nastanie potem.

Już teraz widzimy to wielkie zmaganie się narodów, kapitału i pracy, wpływu Słowa Bożego z jednej strony, a wierzeń „ciemnych wieków” i różnych form nowej teologii oraz agnostycyzmu – z drugiej. Pismo Święte wszędzie przepowiada, że upadek przyjdzie z ogromną mocą, ale równie jasno zapewnia nas, że po tym strasznym doświadczeniu Bóg skieruje do ludzi czyste posłannictwo, by wszyscy mogli wyznawać imię Pańskie i służyć Mu jednomyślnie (Sof. 3:9). Zapewnia nas także, że „gdy się sądy Pańskie odprawiają na ziemi, sprawiedliwości się uczą obywatele okręgu ziemskiego” (Izaj. 26:9). Jeżeli Boża mądrość stwierdza, że to jest najlepszy sposób udzielenia ludzkości potrzebnych lekcji przygotowujących do wprowadzenia królestwa światłości i błogosławieństwa, wszyscy poświęceni Bogu powiedzą: Amen! „Sprawiedliwe i prawdziwe są drogi twoje, o królu świętych! Któż by się ciebie nie bał, Panie! i nie wielbił imienia twego? (...) że się okazały sprawiedliwe sądy twoje” (Obj. 15:3‑4, 16:5).

Kościół nominalny a Kościół rzeczywisty

Uznając chrześcijaństwo, czyli cywilizowaną część świata, za Kościół Chrystusowy z imienia – włączając w to wszystkie wyznania i wszystkich mających z nimi łączność lub związek, bezpośredni czy dalszy – widzimy, że przyczyną, dla której przychodzi na nich wielki ucisk, jest to, iż miłość ustąpiła miejsca samolubstwu. Pewna miara samolubstwa z natury występuje u wszystkich ludzi, lecz w ostatnich latach rozwinęło się ono jeszcze bardziej i znacznie nasiliło swój wpływ wśród cywilizowanych narodów, a straszliwa anarchia, jaką się właśnie bieżący Wiek ma zakończyć, będzie owocem tego samolubstwa. Pismo Święte ukazuje to nie tylko w tych fragmentach, jakie już przytoczyliśmy, ale i w innych, licznych oświadczeniach stwierdzających, że w ciągu nadchodzącego ucisku ręka każdego człowieka podniesie się na bliźniego i przeciwko bratu – każdy za siebie samego. Lecz zostawmy taką wizję nominalnego Kościoła i ucisku nań przychodzącego i spójrzmy na prawdziwy Kościół, ukryty w olbrzymiej rzeszy tych, którzy nazywają się chrześcijanami.

Szacuje się, że jest 400 mln ludzi nazywających się chrześcijanami, którzy reprezentowani są przez kilkaset wyznań i organizacji. W tej wielkiej masie może być trudno wyodrębnić tych nielicznych wiernych Pańskich, zwanych „maluczkim stadkiem”. Musimy ich szukać we wszystkich wyznaniach i poza nimi. Powinniśmy pamiętać, że nasz Pan nie pozostał bez świadków, że i dzisiaj jest tak, jak było za czasów Eliasza, kiedy Pan rzekł do proroka: „Zachowałem w Izraelu siedem tysięcy, których wszystkich kolana nie kłaniały się Baalowi” – 1 Król. 19:18. Możemy się spodziewać jeszcze większej liczby tych, którzy nie uginają kolan ani przed sekciarstwem, ani przed złotym cielcem mamony. Jak mamy rozpoznać tych prawdziwych naśladowców Jezusa, o których napisano: „Zna Pan tych, którzy są jego”? Jakie są ich charakterystyczne cechy? Pod jakim względem są oni osobliwi i odmienni od nominalnych mas? Pod jaką nazwą występują? Czy jest to elitarne towarzystwo bogaczy, uczonych, możnych? Pismo Święte odpowiada: Nie! I zapewnia nas, że niewielu znajdzie się pomiędzy nimi możnych, niewielu mądrych, niewielu uczonych, ale przeważnie będą oni biednymi tego świata, a za to bogatymi w wierze – dziedzicami Królestwa. Musimy zatem szukać jakiegoś innego znaku, jakichś innych cech charakterystycznych, po których moglibyśmy ich poznać.

„Po tym wszyscy poznają”

Słowa naszego Odkupiciela dają nam klucz do odgadnięcia cech, jakich mamy szukać. Stwierdza On: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie” – Jan 13:35 NB. Kładzie na to nacisk, mówiąc: „Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem” – Jan 13:34 NB. Ach, teraz rozumiemy, że Kościół jest błogosławionym braterstwem wszystkich, którzy nie tylko miłują Boga w najwyższym stopniu, tak że rozkoszują się czynieniem Jego woli, nawet kosztem swych własnych spraw, ale którzy także miłują się wzajemnie, jak ich Chrystus umiłował, to znaczy do tego stopnia, że gotowi są kłaść życie jeden za drugiego! Na próżno rozglądamy się za taką organizacją pomiędzy ludźmi. Widzimy rozmaite związki czy organizacje pod różnymi nazwami; wszystkie odwołują się do miłości, ale żadna z nich nie może nawet marzyć o spójni takich więzów miłości. Nie pomijamy masonów, Odd Fellows, prezbiterian, metodystów, episkopalian, luteranów, rzymskich katolików itd. Ale żadna z tych organizacji nie rości sobie pretensji do takiego braterstwa, jakie przedstawił nasz Pan. Utrzymują one co prawda, że ich członkowie zwracają szczególną uwagę na sprawy innych i przejawiają pewien rodzaj czci dla Boga, ale nie w takim stopniu, jak wyraził to nasz Mistrz – nie na tyle, by złożyć swoje życie w czynieniu woli Ojca i z miłości dla braterstwa.

W naszym tytułowym wersecie apostoł Piotr wskazuje, że naśladowcy Pańscy mają się miłować jak bracia – jak prawdziwi bracia, tak, jak w rzeczywistości bracia powinni się miłować. Wskazuje, że będzie to oznaczało miłosierdzie, dobrotliwość i pobłażliwość w znoszeniu krzywd i pomówień; że właściwa miłość braterska przyjmie to nie tylko bez oddawania złem za zło, lecz przeciwnie – odpłaci błogosławieństwem. Och, cóż to za miłość – jakże wysoki standard miłości! Ilu z nas, jakże niewielu, zdawało sobie kiedyś sprawę z miary miłości bratniej, która by znalazła uznanie naszego Pana, miary, jakiej On wymaga, by móc stać się Jego braćmi, miary, o jakiej mówi w modlitwie, której nas nauczył: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom!”

Ten sam Apostoł wskazuje, że aby się stać jednym z prawdziwych uczniów Jezusa, trzeba nie tylko przejawiać wiarę w Boga oraz Pana Jezusa Chrystusa i w odpuszczenie naszych grzechów za Jego pośrednictwem, ale potrzebne jest coś więcej. „Oczyszczając dusze wasze w posłuszeństwie prawdy przez Ducha Świętego ku nieobłudnej braterskiej miłości, z czystego serca jedni drugich miłujcie uprzejmie” – 1 Piotra 1:22. Ach, tego nam właśnie trzeba, drodzy bracia! Nie tylko wierzymy i przyjmujemy przebaczenie Pana, ale przyjmujemy także znajomość Prawdy, znajomość Jego woli, a potem pozostaje nam już tylko zastosowanie tej wiedzy w praktyce, przepojenie nią naszych myśli, słów i uczynków, okazywanie jej posłuszeństwa do tego stopnia, by mieć nieobłudną miłość dla braci. Powinniśmy to mieć ciągle na uwadze jako właściwe, wspaniałe stosowanie prawdy przekazanej przez Pana. Prawda jest po to, by uświęcać; jak nasz Pan oświadczył: „Poświęćże je w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” [Jan 17:17]. W miarę jak prawda ta zaczyna kontrolować nasze słowa, myśli i uczynki, usunie ona ducha samolubstwa z naszych pragnień i wytworzy w nas nowe ambicje, nowe pragnienia i miłość do Ojca, do braci, włączając w to naszego Starszego Brata, Jezusa, i stopniowo sama będzie się stawać coraz bardziej żarliwa. Nie będzie to tylko zewnętrzna ogłada, udawana miłość, ale wewnętrzne uczucie serca.

Posłuchajmy, co na ten temat mówi apostoł Jan: „Nie dziwcie się bracia, jeżeli was świat nienawidzi”. Nie mamy się spodziewać żadnej specjalnej sympatii ze strony świata, ale raczej tego, że błędnie nas zrozumie. Jednak pomiędzy braćmi możemy się spodziewać czegoś innego, jak dalej stwierdza Apostoł: „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do żywota, bo miłujemy braci”. Kto więc nie miłuje braci, ten nie może być pewny, że przeszedł ze stanu śmierci do stanu wolności umysłu i serca. Jakże powinniśmy pragnąć, by to świadectwo Apostoła potwierdziło nasze nadzieje, że jesteśmy Nowymi Stworzeniami w Chrystusie, że przeszliśmy z królestwa ciemności do Królestwa drogiego Syna Bożego oraz ze stanu potępienia i śmierci do stanu usprawiedliwienia do życia. Lecz Apostoł mówi dalej: „Kto nie miłuje [brata], pozostaje w śmierci. Każdy, kto nienawidzi brata swego, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego”. Ostre to słowa dla braci! Nie zapominajmy ich wielkiej wagi, ich wartości, wypróbujmy nasze serca, naszą postawę względem Pana poprzez naszą miłość lub brak tej miłości do braci, jak nam to z natchnienia zaleca Apostoł. Ale to jeszcze nie koniec wywodu Apostoła; swoje oświadczenia wieńczy on stwierdzeniem: „Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci” (1 Jana 3:14‑16 NB).

Kim są bracia?

Jeżeli mamy ich poznać po owocach, to niewielu braci tego rodzaju jest na świecie. Wczesny Kościół ujawnił pewną liczbę wspaniałych przykładów takiego braterstwa. Jezus sam był Starszym Bratem, który położył za nas swoje życie. Apostołowie i ci, co mieli pokorne usposobienie, poszli ściśle śladami Mistrza; a podobnych znajdzie się też, jak nam się zdaje, w ciągu następnych stuleci; również dzisiaj, jak wierzymy, można ich znaleźć we wszystkich wyznaniach i poza nimi – takich, co mają ogólne podobieństwo charakteru – choć jest ich niewiele. Apostoł mówi o naszym Panu: „Nie wstydzi się ich braćmi nazywać” – Hebr. 2:11. Podobnie jak On, poświęcili swoje życie dla sprawy Ojca, w służbie Prawdy.

Wiedząc, że teraz Bóg wybiera spośród świata lud dla swego imienia, za główny cel swojego życia postawili oni sobie to, by stać się współpracownikami Boga w wyszukiwaniu tej wybranej klasy i pomaganiu im w czynieniu ich powołania i wybrania mocnym. Ani czas, ani wpływ, ani pieniądze nie są nazbyt cennymi w ich oczach, gdy trzeba wydać je w tej służbie – ba, nawet samo ich życie, podobnie jak życie Mistrza i apostołów, jest w taki sposób stopniowo zużywane – „to jedno czynię”. Ci bracia muszą co prawda jeść, spać i dlatego nie mogą być opieszałymi w swoich sprawach, ale ich głównym zajęciem, radością i żarliwością ducha jest służenie Panu poprzez służenie braciom.

To prawda, że niektórzy z tych braci o miłujących sercach i szlachetnych pragnieniach, usiłujący naśladować „Wzór”, nie mogą Go skopiować w sposób doskonały, a to z racji „słabości ciała”. Św. Paweł, jeden z nich, stwierdza coś, co odnosi się do wszystkich: „Nie czynię dobrego, które chcę”. Nasze ideały i nasze standardy są wyższe od wszystkiego, co jesteśmy w stanie osiągnąć. Ustawicznie się przekonujemy, że niegodziwość, samolubstwo, które jest częścią naszej starej natury, wciąż jeszcze czai się w zakątkach naszego śmiertelnego ciała i wymaga naszego działania, a czasem zdobywa nad nami przewagę, bo jest w nas chęć, ale inną kwestią jest zrealizowanie woli naszych nowych zmysłów. Dlatego nawet u najwierniejszych braci pojawia się czasem konieczność okazania pokory poprzez wyznanie, że nieoględnie wypowiedziane słowo czy nieprzemyślany uczynek w złym świetle ukazały rzeczywiste uczucia serca. Ale nawet i takie potknięcie i wyznanie winy może być przez Pana obrócone w błogosławieństwo, a doświadczenie może się okazać pomocne do wzmocnienia umysłu, do strzeżenia warg w przyszłości oraz do rozwinięcia cichości i pokory, które w oczach Boga są znamiennymi przymiotami o wielkiej wartości.

„Jakimiż macie być”

Apostoł kładzie nacisk na znaczenie naszego nowego pokrewieństwa z braćmi w Chrystusie i z synami Bożymi oraz chce nam to jak najwyraźniej uzmysłowić, mówiąc: „Jakimiż wy macie być w świętych obcowaniach i pobożnościach, którzy oczekujecie i spieszycie się na przyjście dnia Bożego” – 2 Piotra 3:11‑12. To prawda! Gdy wspomnimy na nasze własne niedoskonałości i ułomności oraz na pobłażliwość Pana, który musi na to patrzeć i nam przebaczać, jakże powinno nas to uczynić wspaniałomyślnymi w naszym usposobieniu względem braci, którzy wraz z nami starają się kroczyć w kierunku przeciwnym niż ten świat, wiodąc życie pełne samoofiary i samozaparcia! Jakże ich słabości powinny nas poruszać! Jak ich walka powinna pobudzać nas do sympatii i słów zachęty! Jakże powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że oni, podobnie jak i my, spotykają się z opozycją świata, ciała, Przeciwnika! Jakże powinniśmy zabiegać o to, by z łaski Pańskiej mieli oni wśród swoich braci wszystko, co jest potrzebne do pociechy, podźwignięcia i zachęty dla nowej natury, i żeby nic ich nie zniechęcało! Jakże uprzejmymi powinny się stać nasze słowa i uczynki. Jak bardzo powinno nam leżeć na sercu ich dobro!

Zbliżajmy się coraz bardziej do tej chwalebnej miary przedstawionej w Ewangelii. Pamiętajmy także o tym, że choć specjalny nacisk położony jest na tę miłość do braci i choć to ona ma stanowić kryterium dla domowników Pańskich, to jest poza tym jeszcze jeden stopień, a mianowicie miłowanie naszych nieprzyjaciół, czynienie dobrze tym, którzy haniebnie nas wykorzystują i prześladują. Zaprawdę, niektóre z największych naszych przeciwności przychodzą czasem od braci – mniej lub bardziej zaślepionych i zwiedzionych przez Przeciwnika, którzy często zajmują takie stanowisko jak Saul z Tarsu, zanim jego oczy otwarły się na faktyczny stan rzeczy.

Musimy mieć taką miłość do braci, żebyśmy – nawet jeśliby nam w najgorszy sposób złorzeczyli i nas oczerniali – nie oddawali im złem za złe ani łajaniem za łajanie, ale przeciwnie – błogosławili, jak zaleca nasz tekst. Postępowanie w myśl tej Boskiej instrukcji zapewni nam takie wypolerowanie, jakie nie mogłoby wyniknąć z żadnego innego doświadczenia, takie, które będzie nas coraz bardziej upodabniać do obrazu drogiego Syna Bożego, który doznał tego samego od swych braci według ciała i od rzekomego Kościoła Bożego, a w których to doświadczeniach naśladowali Go również wierni z wczesnego Kościoła. Podobnie i dziś nie dziwimy się, jeżeli utrapienia, prześladowania i sprzeciwy pochodzą głównie ze strony tych, którzy mianują imię Chrystusowe, a z których jedni są braćmi tylko z imienia, drudzy zaś są bez wątpienia prawdziwymi braćmi. ¦