Rozwój na podobieństwo Chrystusa
„Przeto
tedy, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom
wiary” – Gal. 6:10.
R |
ozwój charakteru na podobieństwo naszego Pana
Jezusa Chrystusa jest pierwszym obowiązkiem każdego poświęconego dziecka
Bożego. „Na to też powołani jesteście” – mówi Apostoł [1 Piotra 2:21]; nie
specjalnie po to, by czynić coś dla innych, ale szczególnie w tym celu, by
rozwijać sobie własny charakter – żeby bojować dobry bój, uchwycić się żywota
wiecznego i osiągnąć błogosławieństwa, do jakich Bóg nas zaprosił. Nawet
jeśli, być może, robimy coś dla innych, to nie powinno to być uważane za coś
ważniejszego od tej pracy, jaką Bóg powierzył nam do wykonania indywidualnie
dla nas samych.
Widać jednak, że wielu dobrych ludzi popełnia
błąd pod tym względem. Obserwujemy wielkie instytucje różnych denominacji,
których członkowie działają na rzecz nawrócenia świata i dla przyjemności,
a jednocześnie zaniedbują swój własny wzrost w łasce
i znajomości Słowa Bożego. Wszystko to jest sprzeczne z naukami Pisma
Świętego. To, co lud Boży ma czynić dla świata, ma znaczenie drugoplanowe
i powinno być wykonywane jedynie w miarę nadarzających się okazji.
Ich głównym zadaniem jest praca dla samych
siebie. Ważne jest, by ta myśl dobrze się zakorzeniła w naszych
umysłach. W przeciwnym razie mogłoby nas spotkać to, przed czym
przestrzegał św. Paweł, że każąc drugim, sami moglibyśmy zostać odrzuceni
(1 Kor. 9:27).
Rozwijając samych siebie i mając
zapewnienie Pisma Świętego, że w odpowiednim czasie żąć będziemy,
o ile nie ustaniemy, możemy i powinniśmy jednak czynić coś także dla
innych. W miarę nadarzających się okazji możemy dobrze czynić komukolwiek,
każdemu. Sposobności ku temu jest wiele. Wybierając, co mamy robić, musimy
pamiętać o napomnieniu Apostola: „Póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim,
a najwięcej domownikom wiary”.
Według naszego
zrozumienia „dom wiary” stanowią ci, którzy mają „wiarę raz świętym podaną”
(Judy 1:3). Przyjąć tę wiarę znaczy o wiele więcej, aniżeli powiedzieć:
Dobry Panie, cóż dobrego mam czynić? Przyjęcie wiary przedstawionej
w Słowie Bożym oznacza podjęcie kroków wskazanych przez Mistrza jako
potrzebnych do otrzymania członkostwa w Domu Wiary. Pan nie powiedział:
Jeżeli chcesz być zaliczany do grona moich uczniów, to możesz uczynić to albo
jeśli wolisz, tamto. Przeciwnie, Pan powiedział: „Jeśli kto chce iść za mną,
niechajże samego siebie zaprze, a weźmie krzyż swój i NAŚLADUJE MIĘ”
– Mat. 16:24.
Zwracając się do
domowników wiary, św. Paweł oświadczył: „Jesteście powołani w JEDNEJ
NADZIEI powołania waszego” – Efezj. 4:4. Zaproszenie dane Kościołowi Wieku
Ewangelii było tylko jedno,
a ci, którzy je przyjęli, są nazwani królewskim kapłaństwem, narodem
świętym, ludem nabytym (1 Piotra 2:9). Z innych fragmentów Pisma
Świętego dowiadujemy się jednak, że pomiędzy tymi, którzy przyjmują to
zaproszenie i poświęcają się Bogu, są dwie klasy: Maluczkie Stadko
i Wielki Lud – pozafiguralni Kapłani i Lewici. Pierwsza klasa wiernie
wypełnia swoje śluby poświęcenia. Druga natomiast utraciła w pewnej mierze
swoją pierwszą miłość. Chociaż nie są oni nieprzyjaciółmi Boga, odznaczają się
w swym życiu obojętnością. Oni nie są zwycięzcami. Mimo że służą
w różnorodny sposób i na ogół są dobrymi ludźmi, to jednak nie
osiągnęli miary wymaganej od tych, którzy chcą się znaleźć w klasie
kapłańskiej. Dlatego nie otrzymają oni hojnego wejścia do Mesjańskiego
Królestwa, lecz będą musieli „omyć szaty swoje i wybielić je we krwi
Barankowej”, ponieważ w pewnym stopniu zaniedbali wykonywania swoich
obowiązków (Obj. 7:9‑11). Będą oni stanowić klasę pozafiguralnych
Lewitów, którym w przyszłości zostanie powierzone sprawowanie pewnej
służby wspólnie z Królewskim Kapłaństwem.
Kto stanowi „dom wiary”
Wypatrując okazji do służby, poświęceni Pańscy
powinni w pierwszej kolejności mieć na uwadze domowników wiary, a nie
ludzi światowych. Tę część czasu, której nie zużywamy dla samych siebie,
powinniśmy poświęcić dla dobra „domu wiary”. Ktoś mógłby zapytać: Dlaczego nie
mamy zużywać naszego czasu także dla tych, którzy nie są domownikami wiary?
Czemu nie mielibyśmy się zajmować na przykład pracą na rzecz najuboższych?
Odpowiadamy, że ci, którzy zajmują się taką działalnością, nie rozumieją planu
Bożego. Jednakże nie krytykujemy ich, ponieważ sympatyzujemy ze wszystkim, co
zmierza do podźwignięcia ludzkości. Uważamy bowiem, że na pierwszym miejscu
powinno stać zawsze nasze własne podźwignięcie, zaraz potem zaś praca dla
domowników wiary. Powodem, dla którego stosujemy taką właśnie kolejność
postępowania, jest fakt, że w obecnym czasie Bóg zajmuje się wyłącznie
domownikami wiary.
Ci, którzy zajmują się wspomaganiem ubogich,
sądzą, że Bóg liczy się obecnie z całą ludzkością i że teraz właśnie
jest jedyna możliwość otrzymania życia wiecznego. Mając mylne pojęcie, że
rodzaj ludzki znajduje się w niebezpieczeństwie wiecznych mąk, ludzie ci
uważają, iż czynią dobrze, zaniedbując samych siebie i wszystko inne, by
poświęcić się pracy wśród zdegradowanych. Gdyby znali Boski plan ukazany
w Biblii, wiedzieliby, że Bóg nie zajmuje się obecnie światem, lecz tylko
„domem wiary”.
To stwierdzenie
jest zgodne ze słowami Jezusa, który nie modlił się za światem, lecz za tymi,
których dał Mu Ojciec (Jan 17:20‑21). On przyjmował tych, którzy
przychodzili do Niego jako grzesznicy i chcieli słuchać Jego poselstwa.
Ci, co przyjmowali to poselstwo, byli traktowani jako domownicy wiary i im
nasz Pan usługiwał w sposób szczególny, zaniedbując nawet swoje własne,
doczesne sprawy. Możemy być jednak pewni, że nigdy nie zaniedbał swoich
osobistych potrzeb duchowych, albowiem własny rozwój jako Nowego Stworzenia był
Jego pierwszym obowiązkiem, tak jak jest również i naszym (2 Piotra
1:4‑11, 3:18).
„Domem wiary” w ścisłym znaczeniu tego
słowa jest rodzina Boża, ci, którzy stawili swoje ciała na ofiarę Bogu, zostali
przez Niego przyjęci i spłodzeni z ducha świętego. Wszyscy oni należą
do rodziny Bożej. Niektórzy z nich czynią dobry postęp, wzrastając mocno,
wysoko i szeroko, podczas gdy inni pozostają tylko „niemowlątkami
w Chrystusie”. Możemy więc uczynić pewną różnicę pomiędzy „domem Bożym”
a „domem wiary”. „Dom wiary” zdaje się być szerszym określeniem
i obejmuje wszystkich, którzy zbliżają się do „wiary raz świętym podanej”
i starają się ją przyjąć. Są to ci, którzy stanowią kandydatów na członków
rodziny Bożej i którzy ostatecznie wzrosną w wierze i gorliwości
na tyle, by pełnić rozumną służbę i stawiać swoje ciała „ofiarą żywą,
świętą i przyjemną Bogu” (Rzym. 12:1).
Stwierdzamy, że
dla wyrobienia w sobie charakteru na podobieństwo Chrystusa właściwy jest
następujący sposób postępowania: Najpierw musimy uczynić swoje własne powołanie
i wybranie mocnym poprzez rozwijanie w sobie wszystkich owoców
i łask ducha świętego; następnie powinniśmy czuwać, by zauważyć
i chętnie wykorzystać wszelkie sposobności do wykonywania służby Bożej,
jakie Boska opatrzność przed nami otworzy. Te sposobności mamy wykorzystywać
przede wszystkim dla dobra domowników wiary, a następnie dla pożytku
wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Pomaganie potrzebującym nie oznacza jednak
udzielania im rzeczy zbytkownych lub też dawania tyle, żeby miało im starczyć
do końca życia, lecz wspieranie ich w nagłej potrzebie – np. przez
zapewnienie płaszcza, kapelusza, sukienki – czegokolwiek, co jest im potrzebne,
a my możemy to im odstąpić. Gdy zauważymy, że ktoś znajduje się
w odpowiednim stanie, by jego oczy wyrozumienia mogły zostać otwarte na
prawdę Słowa Bożego, powinniśmy sytuację taką uważać za dobrą okazję do
udzielenia mu w tej mierze pomocy. Aby znaleźć czas na pomoc takiej
osobie, możemy odłożyć nasze doczesne sprawy, lecz pod żadnym pozorem nie
powinniśmy zaniedbywać naszego duchowego wzrostu.
„Staraj się, abyś się doświadczonym stawił
Bogu robotnikiem”
Do stałego i równomiernego wzrostu
w łaskach i owocach ducha świętego konieczne jest badanie Słowa
Bożego. A co więcej – ponieważ skarb nowego umysłu mamy w glinianym,
przeciekającym naczyniu, niezbędne jest, abyśmy badali ustawicznie. Dlatego też
żaden prawdziwy chrześcijanin nie będzie myślał ani przez chwilę, by zaprzestać
studiowania Słowa, czy to poprzez bezpośrednie czytanie Biblii, czy też przez
czytanie „Wykładów Pisma Świętego”, które układają Słowo Boże w taki
sposób, by wspomagać badania tematyczne. Pewien stopień duchowego orzeźwienia
można także osiągnąć przez poranną pieśń, tekst „Manny” czy „Ślub”. Zalecamy,
aby takie odświeżanie było częścią każdego poranka przed śniadaniem, o ile
to możliwe, z całą rodziną, a jeśli nie, to indywidualnie. Kilka
minut spędzonych na rozmyślaniu o rzeczach niebiańskich, na dziękczynieniu
Bogu i na zaśpiewaniu pochwalnej pieśni przyniesie znaczną korzyść
duchową. Lud Boży powinien w rozmaity sposób utrzymywać ciągły kontakt ze
Słowem Bożym, inaczej bowiem życie Nowego Stworzenia zacznie zamierać.
Jest jeszcze
inny sposób badania, który zdaje się być niezauważany nawet przez wiernie
studiujących Słowo Boże. Mamy tu na myśli rozważanie, którym powinniśmy się
zajmować od chwili przebudzenia się rano aż do naszego zaśnięcia wieczorem.
Powinniśmy ustawicznie zastanawiać się, czy stosujemy
się do tego, co już wiemy odnośnie Boga, Pisma Świętego, Jego woli, naszych
obowiązków wobec drugich i wobec samych siebie, a także odnośnie
Złotej Reguły itd. Innymi słowy, każdy chrześcijanin powinien codziennie,
o każdej godzinie, czyli ustawicznie, coraz więcej zastanawiać się, jak wyzbywać się złości, gniewu, nienawiści,
zazdrości, sporu, obmowy i różnych innych uczynków upadłego ciała
i Przeciwnika; z podobną wytrwałością powinien też pilnie rozważać,
w jaki sposób przyoblekać się
w łaski ducha świętego – cichość, łagodność, cierpliwość, wytrwałość,
braterską życzliwość, miłość.
Cała Biblia
i wszystko, czego o niej i z niej się uczymy, wszystkie
lekcje dostarczane nam przez Boską opatrzność, a także korzyści, jakie
otrzymujemy ze społeczności z braćmi, wszystko to jest tylko
przygotowaniem do najważniejszej lekcji naszego życia – w jaki sposób
najlepiej wypełnić wolę Bożą w myśli, w słowie i w uczynku.
Kładziemy nacisk na tego rodzaju „badanie”, ponieważ mamy świadomość, że wielu
spośród ludu Bożego nie rozumie tej sprawy dostatecznie jasno. Niektórzy
z wierzących myślą, że uduchowienie zależy od ilości godzin spędzonych na
badaniu Biblii. Tym sposobem pojmują oni tylko pewną cząstkę prawdy. Największe
błogosławieństwo wynika bowiem z naszych wysiłków, aby stosować się do zasad, jakich już
nauczyliśmy się ze Słowa Bożego. To badanie nie wymaga ustawicznego trzymania
Biblii w rękach, ale ustawicznego pamiętania o tym, czego już
nauczyliśmy się ze Słowa Bożego, abyśmy mogli zastosować to w praktyce w różnych
sprawach życia, w naszych myślach, słowach i uczynkach wobec Boga,
bliźnich i wobec samych siebie. ¦