„Wilki w owczej skórze”
„A przetoż weźmijcie zupełną zbroję
Bożą, abyście mogli dać odpór w dzień zły, a wszystko wykonawszy,
ostać się”
– Efezj. 6:13.
J |
edynie ci, którzy pojęli znaczenie słów Apostoła
odnośnie właściwego rozważania Słowa Prawdy – tylko ci, co się nauczyli
z Pism, że plan Boży jest progresywny, a następujące po sobie wieki
stanowią jego ogniwa – tylko tacy mogą zrozumieć, dlaczego Boska opatrzność
w pewnym czasie dopuszcza na Kościół szczególne doświadczenia, próby itp.,
na jakie nie dozwalała ona w innym czasie. Oby wszyscy chrześcijanie
przebudzili się do odpowiedniego badania Biblii – do poznania celu Bożego
postępowania z Żydami w ciągu Wieku Żydowskiego,
z chrześcijanami w ciągu Wieku Ewangelicznego, a ze światem
w ciągu Wieku Tysiąclecia. Patrząc z takiego punktu widzenia,
dowiedzieliby się, czego uczy Pismo Święte, a mianowicie, że jest czas
nasienia, czyli czas siewu, oraz czas zbiorów, czyli żniwa, którym każdy wiek,
spełniwszy swój cel, kończy się, ustępując miejsca innemu wiekowi
i odmiennej pracy. W końcu Wieku Żydowskiego, na przykład, przyszło
na ten lud szczególne przesiewanie i próbowanie, które w myśl
oświadczenia Jana Chrzciciela, ostatniego z proroków, było przewiewaniem
pszenicy, oddzielaniem plew, przygotowującym do zebrania pszenicy do spichlerza
następnego wieku oraz dopuszczeniem na klasę plew z tego ludu ucisku,
który kompletnie go zniszczył jako naród.
Podobnie Pan powiada nam w jednej ze
swoich przypowieści (Mat. 13:24‑30), że w końcu tego Wieku Ewangelii
będzie miało miejsce oddzielanie pszenicy od kąkolu – pszenica zostanie zebrana
do chwalebnego Królestwa, o jakie się modlimy: „Przyjdź królestwo twoje”,
a kąkol ogólnie zniszczony, ale nie jako jednostki. Zniszczenie kąkolu,
imitacji chrześcijanina, oznaczać będzie, że osoba pozująca na chrześcijanina,
zbliżająca się do Pana wargami, podczas gdy jej serce dalekie jest od Boga,
przestanie praktykować takie wyznawanie. Od tego czasu prawdziwy Kościół będzie
uznany na swojej szczególnej pozycji jako wybrani Boga, Maluczkie Stadko, które
idzie śladami Mistrza, radośnie poświęcając ziemskie interesy dla osiągnięcia
niebiańskich. Odtąd, jak wskazuje przypowieść, będą oni lśnić w Królestwie
jak słońce dla błogosławienia narodów ziemi, włączając w to także klasę
kąkolu, która nie będzie już odtąd więcej oszukiwana ani oszukująca odnośnie
swego prawdziwego stanowiska, ale wraz z resztą ludzkości będzie miała
przywilej dojścia do zupełnej harmonii z Bogiem (Mal. 4:2; Mat. 13:43).
Co się tyczy czasu żniwa Wieku Ewangelii,
zwracam się przy tej okazji do was w przekonaniu, że cały ten okres żniwa
będzie trwał według Pisma Świętego czterdzieści lat i że weszliśmy
w ten okres w roku 1878, a zatem zakończy się on z rokiem
1918. Pragnę zwrócić waszą uwagę na to, że szczególne utrapienia, uciążliwości
i sprawdzanie wiary oraz posłuszeństwa, przeznaczone w celu zupełnego
oddzielenia pszenicy od kąkolu, spadają obecnie na chrześcijaństwo – przyszły
na nas jak „złodziej w nocy” jakiś czas temu. Nie zdążymy omówić tutaj
różnych dowodów biblijnych, które wskazują, że znajdujemy się w końcowym
okresie Wieku Ewangelii i na początku czy w brzasku Wieku
Tysiąclecia. Wielu z was posiada już nasze „Wykłady Pisma Świętego”,
w których te zagadnienia są obszernie przedstawione wraz z ich
biblijnym uzasadnieniem. W tej chwili zadowolić się musimy zwróceniem
uwagi tylko na pewne zewnętrzne objawy, wskazujące, że żyjemy w okresie, który
w naszym tekście Apostoł określa jako
„Dzień zły”.
Okres ten przedstawiany jest w całym
Piśmie Świętym bardzo dramatycznie, jako czas gruntownego sprawdzania, czas,
w którym oddzielenie pszenicy od kąkolu całkowicie się dokona, tak iż ani
jedno ziarno pszenicy nie będzie stracone i ani jedno ziarno kąkolu, nawet
przypadkiem, nie uchowa się pomiędzy pszenicą, bo Pan oświadcza, że dokona
dokładnego oddzielenia. Większość ludzi ma trudność z zaakceptowaniem
myśli, że w ich czasach mogłoby wydarzyć się coś szczególnego – żeby to
oni mieli znaleźć się pośrodku wypełniania się proroctw. Gdybyśmy twierdzili,
że te rzeczy wydarzą się w przeciągu stulecia czy tysiąclecia, daleko
większa liczba ludzi byłaby gotowa dociekać i uznać siłę argumentacji. Ale
z powodu oswojenia z warunkami, z doświadczeniami,
z uciążliwościami, z zakłopotaniem i z twierdzeniami wielu
– jak przepowiedział Apostoł – że wszystko tak się dzieje od początku
stworzenia (2 Piotra 3:4), wielu zamyka oczy swojego pojmowania na jak
najbardziej godny uwagi stan rzeczy w naszych dniach.
Apostoł stwierdza, iż tacy „umyślnie wiedzieć
nie chcą”, a Jezus mówi, że „słysząc, nie słyszą ani rozumieją”;
i znowu Pan przez proroka oświadcza: „Lud mój wygładzony będzie dla
nieumiejętności” (2 Piotra 3:5; Mat. 13:13; Oz. 4:6). Rzeczywiście, ci, co
się zwą chrześcijanami, w większości są niedbali, obojętni na to, co
z woli Pana zostało zapisane dla ich napomnienia, zachęty i pomocy
w tym „złym dniu”. Tacy nie zaliczają się do wybranych, którzy, jak
wykazuje Apostoł, nie będą w ciemności, tak żeby ten dzień zaskoczył ich
jak złodziej. Będą oni pilni, czujni, baczni i pewnie stojący
w wierze. Dlatego, korzystając z zapewnionych przez Pana środków,
otrzymają oni błogosławieństwo, specjalną zapłatę, podczas gdy inni,
zaniedbując swe przywileje, okazują się niegodni wielkich łask, jakich obecnie
Bóg udziela Maluczkiemu Stadku. Nie twierdzimy, że nie będą oni mieli
sposobności znalezienia się pośród tego „wielkiego ludu”, jaki ukazuje Pismo
Święte, a który wyjdzie z wielkiego ucisku i znajdzie się przed
tronem zamiast na tronie (Obj. 7:15, 3:21).
Zwróćmy uwagę na
oświadczenie naszego Pana, który stwierdza, iż próba naszego czasu będzie tak
krytyczna, tak wymagająca, że doprowadziłaby – o ile by to było możliwe –
do zwiedzenia nawet wybranych (Mat. 24:24). Lecz nie będzie to możliwe, bo Pan
przyrzekł im potrzebną pomoc, a oni będą w takim stanie serca
i umysłu, by szukać pomocy i z niej skorzystać. Zauważcie, jak
Pan przez proroka Dawida (Psalm 91) przepowiada szczególne utrapienia tego
czasu, obrazując rozmaite metody Szatana – spirytyzm, „wyższy krytycyzm”,
Chrześcijańską Naukę itp. – jako zarazy morowe i strzały. Mówi nam on, że
tysiąc padnie obok nas, owszem, dziesięć tysięcy po naszej prawej stronie,
między innymi ci, których uważamy za najbardziej zacnych, a nawet
w jakimś sensie za naszych przyjaciół w Panu.
Następnie podana jest przyczyna, dla której te
same zarazy i strzały nie powodują upadku wybranych, a mianowicie:
„Ponieważeś ty Pana, który jest nadzieją moją, i Najwyższego za przybytek
swój położył, (...) ani jaka plaga nie przybliży się do namiotu twego” – „on
złośnik nie dotyka się go” (1 Jana 5:18). To, co dla innych będzie
kamieniem obrażenia, dla tej klasy będzie oparciem – w tym sensie, że
wspinać się będą po nim na jeszcze wyższy stopień osobistego rozwoju
i upodobnienia charakteru do Pana. Wszystkie rzeczy muszą zgodnie działać
dla ich dobra, ponieważ miłują oni Boga prawdziwie, szczerze, ponad siebie
i inne stworzenia, i ponieważ są wierni swojemu przymierzu – swojemu
poświęceniu dla Pana. Zaraza morowa błędu nie może ich dotknąć, ponieważ
w tajemnicy Pańskiej obecności posiadają zbroję łaski i prawdy
specjalnie im udzielonej. Jak jest napisane: „Tajemnica Pańska objawiona jest
tym, którzy się go boją, a przymierze swoje oznajmuje im” – Psalm 25:14.
„Bo to dzień pokaże”
Wskazując na ten
czas żniwa, który się rozpoczął w roku 1878, Apostoł nazywa go specjalnym
dniem, czyli epoką; i takim on był naprawdę. Żaden okres w historii
świata nie był tak znamienny pod tyloma względami. Nawiązując do tego czasu
i do prób wiary, jakie tutaj przyjdą na lud Pański, Apostoł mówi: „Każdy
niechaj baczy jako na nim buduje [wiarę], albowiem gruntu innego nikt nie może
założyć, oprócz tego, który jest założony, który jest Jezus Chrystus”. Tymi
słowy Apostoł wskazuje, że nie zwraca się on do świata pogańskiego, ale do
tych, którzy przynajmniej nominalnie przyjęli Chrystusa jako grunt dla swoich
nadziei. Kontynuując, mówi: „A jeśli kto na tym gruncie buduje złoto, srebro,
kamienie drogie, drwa, siano, słomę, każdego robota jawna będzie, gdyż przez
ogień objawiona będzie, a każdego roboty, jaka jest, ogień doświadczy” –
1 Kor. 3:10‑15.
Czyż można sobie wyobrazić jaśniejsze
oświadczenie? Ogień, o jakim jest tu mowa, jest oczywiście symboliczny,
podobnie jak drwa, siano, słoma, złoto, srebro, drogie kamienie. Tak jak drwa,
siano, słoma mogą być zniszczone przez literalny ogień, tak samolubne nauki,
błędy i wszelka niewłaściwa wiara będą zniszczone w tym czasie, na
jaki wskazuje Apostoł: „Dzień to pokaże”, czyli wykaże wiarę, która się ostoi,
i wiarę, która zostanie strawiona. Apostoł mówi dalej: „Jeśli czyja robota
zostanie, którą na nim budował, zapłatę weźmie. Jeżeli czyja robota zgore, ten
szkodę podejmie”. Niestety, wielu musi stwierdzić, że ich wiara ulega spaleniu!
Jakże nieliczni otrzymują wielką zapłatę, przekonując się, że mają wiarę, która
się ostoi wobec wszelkich prób tego dnia! Czyż nie jest prawdą, że spirytyzm,
teozofia, Chrześcijańska Nauka i „wyższy krytycyzm” trawią wiarę wielu –
wszystkich, którzy się z nimi zetknęli, którzy mają tylko drwa, siano,
słomę ludzkiej tradycji, a którym brak złota, srebra i drogich
kamieni Bożego Słowa?
Kontynuując, Apostoł zapewnia nas, że wszyscy,
którzy budują na Chrystusie, zostaną ostatecznie ocaleni, choćby nawet ponieśli
wielką szkodę w związku ze swoją wiarą. Mówi on: „Lecz on sam będzie
zachowany, wszakże tak jako przez ogień”. Ogień tego dnia wykaże niektórym, jak
kiepsko budowali, jak mało dawali posłuchu Słowu Pańskiemu, do jakiego stopnia
podlegali ludzkim tradycjom i wierzeniom ciemnych wieków. Wielu – możemy
być tego pewni – utraci w tym czasie całą wiarę w Chrystusa, lecz
jeśli tak się stanie, będzie to tylko dowodem, że ich wiara nie była
odpowiednio ugruntowana na tym, który jest jedynym prawdziwym fundamentem.
Zauważmy też, że
nasz tekst stosuje się i odnosi do czasu żniwa tego Wieku i także
nazywa go „dniem”, „dniem złym” – dniem, czyli epoką, w której utrapienia,
próby itp. przyjdą na lud Boży, na prawdziwych Izraelitów, dla rozwoju oraz
wykazania wartości tych, co miłują Pana z całego swego serca, umysłu,
duszy i siły, a bliźnich jak siebie samych, jak i dla wskazania
tych, którzy byli letnimi w swej miłości ku Panu i braciom
i którzy byli tak obciążeni troskami tego życia lub ułudami bogactw, że
zostali zaskoczeni przez „ten dzień” – nasz dzień (1 Tes. 5:4; Efezj.
6:13).
Nasz tekst, bardzo harmonizujący
z cytatem przytoczonym z Psalmów, wskazuje, że potrzebna jest zbroja,
że trudno ostać się wobec ataków tego dnia, jak i to, że niewielu będzie
tych, którzy się ostatecznie ostoją. Apostoł nawołuje, żebyśmy wzięli na siebie
zupełną zbroję Bożą, a nie jedynie tarczę wiary, nie sam hełm zbawienia,
nie tylko pancerz sprawiedliwości lub miecz ducha, nie jedynie pas Prawdy ani
nie same sandały, lecz żebyśmy wzięli je wszystkie – bo będziemy ich wszystkich
potrzebować, jeśli mamy być zdolni przetrzymać wszystkie ataki, jakich należy
się spodziewać w owym „złym dniu”, i wszystko wykonawszy, ostać się.
Niestety, niewielu zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej zbroi, jaką nam Bóg
zalecił! Ich trudność wynika z tego, że nie rozpoznają czasu, w jakim
żyją, nie są dostatecznie rozbudzeni, nie są wystarczająco pilni w badaniu
Pisma Świętego, które jako jedyne poucza, jak nakładać na siebie zbroję
i jak przygotowywać się do bitwy. Dlatego wszyscy tacy letni chrześcijanie
zostaną na pewno pokonani w owym „złym dniu”.
Dlaczego Bóg na to zezwoli
Św. Paweł, pisząc do Tesaloniczan,
przepowiedział ten „dzień zły”, w którym obecnie żyjemy – w którym tak
wielu upadnie, ponieważ nie zważali na Słowo Pańskie, ponieważ zbytnio
przejmowali się troskami tego życia i ułudą ziemskich bogactw,
o które tak wielu zabiega. Mówi nam on, że utrapienia naszych dni przyjdą
od wielkiego przeciwnika, Szatana, nie dlatego, że Bóg nie jest w stanie
przeszkodzić mu w stosowaniu tych zasadzek i prób, lecz dlatego, że
Bóg chce, żeby to przyszło – chce zezwolić na przeprowadzenie takiej próby,
sprawdzenia i przesiania rzekomego Kościoła naszych dni, aby wszyscy,
którzy nie są Mu wierni z serca, mogli zostać zwiedzeni, oszukani,
i aby upadli. Po oznajmieniu dzieł Szatana, jakich można się spodziewać
wraz z wszelką mocą, wśród znaków, rzekomych cudów i podstępnych
oszustw, Apostoł wyjaśnia, iż dopuszczone jest to dlatego, „że miłości prawdy
nie przyjęli”. Dodaje: „A przetoż pośle im Bóg skutek błędów, aby wierzyli
kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale sobie
upodobali niesprawiedliwość” – nieprawdę (2 Tes. 2:9‑12). Nie
słuchali oni Prawdy Bożej, ale postępowali obłudnie.
Wielu mówi nam, że nie stanowi to różnicy,
w co wierzymy – w prawdę czy w fałsz – że Pan oceni nasze
stanowisko na podstawie naszych uczynków. Ale Pismo Święte zabrania tak myśleć
i zaręcza, że nikt nie ma uczynków, które podobałyby się Bogu, ponieważ
wszyscy są niedoskonali. Boski zamiar jest taki, że w ciągu tego Wieku Bóg
uwzględnia i nagradza wiarę – przy założeniu i stwierdzeniu, że
prawdziwa wiara ma być poparta dobrymi uczynkami na miarę możliwości, zaś Bóg
policzy to za doskonałość przez Chrystusa. W ostatnich zacytowanych
słowach Apostoł potwierdza całą naukę Pisma Świętego odnośnie wartości Prawdy
dla ludu Bożego. Zauważcie słowa Mistrza: „I poznacie prawdę,
a prawda was wyswobodzi”, a także Jego modlitwę do Ojca za swoimi
naśladowcami: „Poświęć je w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” (Jan
8:32, 17:17).
Pan dał swoje Słowo, a od czasu do czasu
posługiwał się narzędziami do odsłonięcia jego znaczenia przed tymi, którzy
mieli odpowiednie usposobienie serca na jego przyjęcie. Ale dozwolił On także,
by zakradły się błędy, fałszerstwa i kłamliwe cuda, chociaż nigdy
wcześniej nie występowały w takim nasileniu jak w tym „złym dniu” –
ponieważ teraz pragnie On szczególnie posłużyć się tymi błędami w dziele sprawdzania,
przesiewania, oddzielania wśród tych, którzy Go wyznają, tak aby niewłaściwa
wiara mogła być ujawniona i zniszczona, zaś prawdziwa wiara mogła lśnić
jeszcze jaśniej, i by ostatecznie jej wyznawcy mogli być uwielbieni
z Nim samym w Królestwie.
Wobec tych słów Apostoła odnośnie umiłowania
Prawdy każdy powinien zbadać samego siebie, czy okazuje miłość i służy
wierzeniom ciemnych wieków albo wyznaniom i wierzeniom czasów nowożytnych,
czy też jego miłość i poświęcenie skierowane są wyłącznie ku Prawdzie przedstawionej
nam w Bożym Słowie. Możemy oszukiwać innych, możemy nawet do pewnego
stopnia oszukiwać samych siebie, bo jak powiada prorok, serce jest
najzdradliwsze ze wszystkiego. Ale nie możemy oszukać Boga. Jeżeli
z Pańskiej opatrzności Prawda dociera do nas i dostrzegamy przebłysk
jej piękna, w kontraście do beznadziei i błędu, to znajdujemy się na
próbie. Jeśli odrzucimy Prawdę, ponieważ jest niepopularna, i będziemy się
trzymać wstrętnego błędu dlatego, że jest popularny, to już jesteśmy
przetestowani. Albo jeśli przyjmujemy Prawdę i cieszymy się nią
w naszych umysłach, lecz z powodu jej niepopularności chowamy światło
pod korzec, ukrywając je w celu uchronienia się przed opozycją ciemności,
to możemy być pewni, że nie będzie to przyjemne dla Pana, który nie takich szuka
na swoich wybranych. Stawia on swoje Słowo na równi z samym sobą, mówiąc:
„Ktokolwiek by się wstydził za mię i za słowa moje, za tego się Syn
człowieczy wstydzić będzie, gdy przyjdzie w chwale swej” [Łuk. 9:26].
To o tym
Apostoł mówi jako o nieprzyjęciu Prawdy w miłości. Ktokolwiek
przyjmuje Prawdę w miłości, ten na miarę swoich najlepszych zdolności
i osądu będzie ją pokazywał innym bez względu na to, ile miałoby go to
kosztować. W ten sposób będzie dowodził, że jest dzieckiem światłości,
dzieckiem Boga. Będzie zbawiony. Ale ten, który stara się ocalić swoje życie,
ocalić swoje ziemskie interesy przez ukrywanie światła, czyli przez zaniechanie
publicznego wyznania go, ten na pewno się przekona, iż takie postępowanie jest
dla niego szkodliwe (1 Kor. 4:1‑2).
Jak obłudnicy dawnych czasów
Wskazaliśmy już, że wpływy czynne
w obecnym czasie przy podkopywaniu wiary, trawieniu jej i niszczeniu
porównane są do zarazy morowej, jaka już jest w powietrzu i udziela
się wszystkim tym, których organizmy są w stanie umożliwiającym zarażenie
się tymi truciznami. Muszę obszerniej omówić tę kwestię, bo złe wpływy, jakimi
jesteśmy otoczeni w obecnym czasie, są tak wyrafinowane, tak zwodnicze,
tak powszechne, że większość ludzi wcale ich nie rozpoznaje. Co za zgorszenie
wywołałoby to w chrześcijaństwie, gdyby sobie zdano sprawę z tego, że
te morowe wpływy wydostają się z kazalnic – prawdopodobnie nie ze
wszystkich, ale na pewno z czterech na pięć w większych miastach,
i coraz szybciej rozprzestrzeniają się na mniejsze miasta i na
wioski! Popatrzmy na tę sprawę rzetelnie i uczciwie. Konieczne jest, żeby
prawdziwy lud Pański znał fakty. Co do innych, to są oni tak zaspani, tak
kompletnie upici winem Babilonu (Obj. 18:3), że nie mamy nadziei, abyśmy mogli
na nich wpłynąć. Odkąd się tylko ten „dzień zły” rozpoczął, szerzy się ta
zaraza – już przeszło trzydzieści lat.
Dzisiaj każda
uczelnia, każde seminarium teologiczne w całym cywilizowanym świecie uczy
tego, co jest powszechnie znane jako „wyższy krytycyzm” Biblii, chociaż
właściwsze byłoby tutaj określenie: wyższa niewiara wśród wybitnych
przedstawicieli całego chrześcijaństwa. Ci wyżsi krytycy wykonują taką samą
robotę jak Thomas Paine i Robert Ingersoll, tylko że prowadzą ją na
wyższym poziomie – przemawiając nie do tłumu i pospólstwa, lecz do ludzi
wyrobionych, inteligentnych i poszukujących prawdy. Skutek ich wpływów
jest tysiąckroć bardziej szkodliwy.
Ci, do których zwracali się Paine
i Ingersoll, bardzo rzadko byli w ogóle chrześcijanami. Dlatego też
niszczyli oni bardzo niewiele wiary – czynili jedynie niewiarę bardziej
cuchnącą i zepsutą. Ale ci niewierzący wyżsi krytycy z tego „złego
dnia” robią użytek z całej ogromnej maszynerii chrześcijaństwa wszystkich
wyznań, zwłaszcza poprzez seminaria teologiczne, ażeby podkopać i obalić
wiarę wszystkich, którzy wyznają imię Chrystusa, wielkich i małych,
bogatych i biednych, wykształconych i nieuczonych. W dodatku
czyni się to systematycznie, zwodniczo i przebiegle, w sposób, który byłby
przez masy ludzi jak najmniej zauważony. Bezpiecznie można powiedzieć, że
z pewnością czterech z pięciu kończących seminaria teologiczne
wszelkich wyznań to niewierzący wyżsi krytycy, których nauczono, że głównym ich
zadaniem jest propagowanie moralności wśród ludzi, zwłaszcza zaś budowanie kościelnictwa,
szczególnie ich własnego wyznania, i stopniowo, ukradkiem, przebiegle
oddalanie ludzi od wiary w Biblię ku ich wyższym krytycznym dogmatom.
I udaje im się to w zdumiewającym stopniu. „Zaraza morowa” to jedyne
obrazowe określenie, które rzeczywiście pasuje do tego zgubnego wpływu.
„Z ust twoich osądzę cię”
Zgodnie z tymi słowami Pana przekonujemy
się, że z Boskiej opatrzności ci wyżsi krytycy stopniowo mówią coraz
więcej przeciwko samym sobie. Ale chrześcijanin z imienia jest dość
ograniczony, zaś wielu prawdziwych chrześcijan, jak wyjaśnia Apostoł, to
jedynie „niemowlęta w Chrystusie”, niezdolne do przyswajania twardego
pokarmu Słowa, a potrafiące spożywać i przyswajać tylko „mleczny
pokarm” – rozumiejąc jedynie podstawowe zasady. Dlatego te jawne oświadczenia
owych wilków w owczej skórze, które przebierają się za owce, nie są brane
poważnie. Jeśli owce są zatrwożone słowami, to znów uspokajają się, myśląc: „To
jest nasz zacny duchowny, dobrze wychowany i wykształcony; on na pewno nie
prowadziłby nas na manowce. On na pewno by nas nie zwodził. Jeśliby przestał
wierzyć w Biblię i stał się niewierzącym, to na pewno opuściłby
zajmowane stanowisko. Nie mógłby on być tak nieuczciwy, by miał nosić na sobie
owczą skórę i posługiwać się nią dla zwodzenia nas i zatracenia”.
Biedne niewiniątka! Posłuchajcie zatem wyznania jednego z tych fałszywych
pasterzy i wyjaśnienia sztuczek i oszustw, przy pomocy których
utrzymuje on spokój wśród ludzi, wszczepiając im od czasu do czasu trochę
trucizny „wyższego krytycyzmu”, która w końcu powoduje duchowe odurzenie
i prowadzi do duchowej śmierci.
Podaję wam jego słowa tak, jak zostały
wydrukowane w najwybitniejszym z religijnych pism na świecie –
w nowojorskim „Independent”. Redaktor tego czasopisma, uwzględniając
życzenie owego wilka, by nie został ujawniony, i prawdopodobnie
sympatyzując z nim w całej tej procedurze, zaręcza za niego jako za
człowieka obdarzonego inteligencją i chrześcijańskim charakterem, wysoko
postawionego w tak zwanym prawowiernym kościele, którego prawowierności
nikt nie może kwestionować. Oto jego wyznanie:
„Nigdy nie wyróżniałem się jako heretyk. Nawet
lokalnie nie powstała na mój temat opinia, jakobym zbyt daleko odchodził od
prawowiernych poglądów. Gdybym którejś niedzieli zechciał wyłuszczyć mojej
kongregacji wszystkie moje odstępstwa od przyjętych wierzeń chrześcijańskich,
zgorszyłbym ich ponad wszelką miarę. Ogólnie wiedzą oni, że jestem liberalnie
myślącym człowiekiem, a ja nierzadko korzystam z okazji, żeby
przyspieszyć ich postępy w porzucaniu zużytych dogmatów, a zdążaniu
w kierunku prawdy takiej, jaką powinna ona być. Nie mam wątpliwości, że
wkroczyli już na tę drogę i przeważająca ich część skłonna jest zachować
rozsądny spokój. Moja kongregacja wyróżnia się ponadprzeciętną inteligencją,
wiedzą i sympatią dla ruchów postępowych; niemniej jednak jestem
najzupełniej przekonany, że całkowite ujawnienie z mej strony wierzeń, do
jakich doprowadziły mnie moje dociekania, podrażniłoby ich uszy i nie
tylko wzbudziło antagonizm wobec mojej osoby, ale także spowodowało odwrócenie
się ich upodobań w kierunku konserwatyzmu i prawowierności”.
Co myślicie o tym wyznaniu, drodzy
przyjaciele? Co myślicie o takim potajemnym, śmiercionośnym rozmyślaniu
tego wykształconego człowieka, uznającego się za sługę Bożego Słowa i jako
takiego –„uchodzącego za wielkiego między ludźmi”? Jest on modelowym,
wspaniałym przykładem około czterech piątych wszystkich kaznodziei wszystkich
wyznań – okazem obłudy, jaka się zakradła do Kościoła Chrystusowego. Ale nie
zacytowałem jeszcze jego wyznania w całości! Niech mi więc wolno będzie
kontynuować czytanie jego własnych słów, które wyszły spod jego własnego pióra,
będących wyrazem jego podłej przebiegłości czy zwodniczości, przez które usidla
on, chwyta i niszczy owce. Osądźcie sami, czy nie mamy słuszności,
przywiązując tak szczególną uwagę do tej sprawy. Czy Pismo Święte nie mówi, że
pasterze, pastorzy, którzy widzą nadchodzące wilki, a nie biją na alarm
i nie starają się bronić trzody, nie wywiązują się z powierzonych im
obowiązków? Chcę uwolnić się od odpowiedzialności przez głośne wołanie
i nieoszczędzanie tych wilków w owczym odzieniu. Czytam więc dalej:
„Szybki wzrost wyrafinowanej niewiary”
„Opinie religijne zmieniają się tak szybko –
przynajmniej takie jest moje doświadczenie z mojej parafii – że obecnie
nie wahałbym się ani przez chwilę dać najpełniejszy wyraz poglądom całkowicie
potępiającym cały plan pojednania przez ofiarę oraz zagadnienie przypisanej
sprawiedliwości. Pobożnisie, którzy co tydzień lub dwa, po każdym kazaniu na
jakikolwiek temat od Dan do Beerszeby, byli skłonni do ustawicznego wypytywania
z niepokojem, dlaczego nie wspomniałem o tym, że Chrystus uczynił
pojednanie za grzech, siedzą teraz spokojnie podczas kazania, w którym
nigdy nie ma mowy o Chrystusie jako o pojednawczej ofierze.”
Jakże to zgadza się z prawdą! Przed
przeszło trzydziestoma laty wykazaliśmy na podstawie Pisma Świętego, że
sprawdzian dla chrześcijaństwa zostanie przeprowadzony na tym właśnie punkcie,
a mianowicie, że pojednanie za grzech dokonane przez naszego drogiego
Odkupiciela jest fundamentem, na którym opiera się wszelka biblijna wiara
i nadzieja, i że zostanie on odrzucony przez ogół chrześcijaństwa
zgodnie z proroczymi zarysami Pisma Świętego, o których nie chcę tu
rozprawiać; część z nich znaleźć można w symbolicznej Księdze
Objawienia. Cóż za wielka zmiana od tamtego czasu! Nie tylko Chrześcijańska
Nauka w wielkim stopniu wpłynęła na wszystkie wyznania poprzez swoje
fałszywe twierdzenia, że nie ma ani grzechu pierworodnego, ani śmierci,
a więc i kary za grzech pierworodny, że stąd także Chrystus nie umarł
i nie wykupił od pierwotnej kary, że nie było potrzeby odkupienia,
ponieważ nie ma grzechu – utrzymują oni, że grzech jest tylko złudzeniem – lecz
od tamtego czasu także i „wyższy krytycyzm” zabrał się do dzieła po całym
cywilizowanym świecie i naprawdę niszczy wiarę odnośnie samego centralnego
punktu Boskiego planu. Bo kto nie wierzy w pojednawcze dzieło Chrystusa,
ten nie jest chrześcijaninem, pomimo przyznawania się do uczniostwa.
Chrześcijaństwo to nie tylko uznanie faktu, że
Jezus narodził się i umarł ani też przyjęcie jedynie moralnych
i religijnych nauk Jezusa. Chrześcijaństwo to uznanie, że jesteśmy
grzesznikami, że Chrystus umarł za nasze grzechy i trzeciego dnia powstał
dla naszego usprawiedliwienia, że dzięki Niemu mamy odkupienie oraz darowanie
grzechów przez wiarę w Jego krew. Ten, kto utracił tę wiarę w krew
Jezusa, utracił swój związek z prawdziwym chrześcijaństwem i im
prędzej on sam i cała ludzkość o tym się dowiedzą, tym lepiej dla
wszystkich zainteresowanych. Gdyby był uczciwym człowiekiem, to wystąpiłby
otwarcie i przyznał się do stanowiska, jakie zajmuje. Jeżeli natomiast,
tak jak autor, którego cytowałem, jest człowiekiem nieuczciwym, to uwidacznia
w ten sposób, że nie jest godzien Prawdy, bo woli, jak nam powiada,
postępować kłamliwie, niszcząc wiarę nazbyt ufnej owcy, którą prowadzi
i której pochwałami i pieniędzmi się cieszy. Czytajmy, co dalej pisze
ten fałszywy pasterz (Ezech. 34:2‑10):
„Doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie być
zbyt napastliwym w swoich herezjach. Przekonałem się, że jeśli się
przetrzyma swoje doktrynalne odkrycia w szufladzie biurka przez mniej
więcej pięć lat, a potem się je wyjmie i następnie – dla odświeżenia
duszy – pozwoli się, by od czasu do czasu niepostrzeżenie pojawiły się na
jednej czy dwu stronicach kolejnego niedzielnego kazania, to na koniec się
okazuje, że można je wyznawać tak ogniście, jak się tylko komu podoba,
a ci, którzy przedtem rozniecaliby żagiew celem spalenia tego kogoś, będą
siedzieć spokojnie, słuchając jego doktryny i odśpiewają ostatni hymn
w błogim przeświadczeniu, że jeszcze raz dane im było usłyszeć prawdę,
w którą zawsze wierzyli”.
Przebudź się, owco, i usłysz!
Czy spośród laików znalazłby się ktoś, kto
mając szlachetne usposobienie i miłując prawdę, zamieniłby się miejscami
z tym zadowolonym z siebie zwodzicielem i fałszerzem? Czy jakiś
poważany biznesmen bez zarumienienia się uczyniłby takie wyznanie przed
redaktorem pisma „New York Independent” odnośnie swej metody prowadzenia
interesów, choćby nawet jego nazwisko miało pozostać w tajemnicy? Czy nie
wstydziłby się tego, nawet gdyby tylko sam redaktor dowiedział się o jego
przewrotności? Doprawdy, możemy w znacznie większym stopniu znaleźć
wytłumaczenie dla tych, co praktykują pewnego rodzaju oszustwa w związku
z prowadzeniem reklamy swoich interesów i przesadzają w ocenie
wartości swych towarów itp., bo oni otwarcie zabiegają tylko o własne
korzyści, a opinia publiczna wie, że ich twierdzenia trzeba brać ze
szczyptą pobłażliwości. Ale sługa Ewangelii uważa się za dobroczyńcę, który
poświęca swoje życie na służbę Prawdzie, na służbę Panu, na budowanie swoich
bliźnich w najświętszej wierze, jaka została ongiś udzielona świętym.
Jakże ohydnie podły i wstrętny jest zatem taki człowiek, jak też
i jego sposób postępowania! Im bardziej dystyngowany, nienaganny
i wykształcony jest taki człowiek, tym większy to dla niego wstyd.
Słuchajcie dalej:
„Z tej
przyczyny nie ogłaszam w każdą niedzielę, że nie wierzę w niepokalane
poczęcie Jezusa ani w fizyczne zmartwychwstanie. Chociaż wielce cenię
i podziwiam doktora Crapsey’a, nie spieszno mi do wystawienia się
obok niego na świecznik. Pozwalam innym mówić, a ja tylko ostrożnie
odpowiadam na pytania”.
Doktor Crapsey, o którym jest tutaj wzmianka,
był niedawno sądzony za herezję i został odsunięty od episkopalnej
kazalnicy. On, ów wielkoduszny człowiek! Po solennym wyznaniu swej wiary
w nauki Biblii, po uzyskaniu wysokiej pozycji pośród tych, co poważają
Biblię, oraz pobierając dobrą pensję za jej wykładanie w swojej
kongregacji, uznał za stosowne i honorowe złamać swoje śluby i –
zatrzymując sobie wysokie tytuły, zaszczyty i korzyści pieniężne związane
z jego pozycją – ogłosić ufającym mu słuchaczom teorię „wyższych krytyków”
odmawiającą natchnienia Pismu Świętemu, twierdzącą, że jakoby Jezus był
urodzony tak samo jak każdy inny człowiek, że Jego śmierć nie była ofiarniczą,
a Jego krew można uznać za „pospolitą” (Hebr. 10:29). Nie dziwi nas to
wcale, że czcigodny wilk, którego wyznanie właśnie odczytujemy, chwali
w nim, czci i podziwia doktora Crapsey’a. My ze swej strony nie
możemy podziwiać takiej dwulicowości, ale gdyby nam przyszło wybierać pomiędzy
nimi dwoma, to uważalibyśmy za bardziej honorowe pozostać na stanowisku doktora
Crapsey’a, bo jest on odrobinę bardziej honorowy. Przytoczmy jeszcze jeden
ustęp z tego słynnego wyznania. Autor stwierdza:
„Mam nadzieję, że
niewiele lat upłynie, a herezje, bo takimi one bez wątpienia są,
o cudownym poczęciu i zmartwychwstaniu Chrystusa staną się, co
najwyżej, tolerowanymi opiniami. Z cierpliwością, taktem
i wytrwałością spodziewam się kiedyś dojść do tego wyzwolenia mojej duszy,
bo cierpliwie czekam już dość długo na wyrażenie mych opinii o pojednaniu.
Wyjawienie ich teraz naraziłoby na niebezpieczeństwo moją rzeczywistą pracę,
którą nie jest uczenie historii, nawet jeśli byłaby to prawdziwa historia
odnośnie Jezusa, Jego apostołów czy Jego Kościoła, ale poszerzanie ludzkiej
egzystencji o prawdziwą religijną wiarę i nakłanianie do rozwijania
pewnych moralnych i szlachetnych cnót przez poświęcanie się obowiązkowi,
tak jak mi Bóg dozwala go pojmować. Nikt nie chciałby być nazywany obłudnikiem.
Pocieszające jest jednak to, że w czasach Jezusa nie byli piętnowani jako
obłudnicy ci, co uważali się za Żydów i obchodzili święta, chociaż
zupełnie nie podzielali powszechnych poglądów”.
„Końcem ich jest zatracenie”
Widać tu jeszcze iskierkę sumienia, które
w zasadzie zdaje sobie sprawę z tego, że z takim postępowaniem
wiąże się przynajmniej podejrzenie o obłudę. Zauważmy jednak, jak stara
się on usprawiedliwić. Mówi o „poświęceniu się obowiązkowi, tak jak mu Bóg
pozwala go pojmować”. Czy można się spodziewać, że Bóg dałby takiemu
człowiekowi zdolność pojmowania czegokolwiek? Raczej powiedzielibyśmy tak, jak
Jezus powiedział do obłudników dawnych czasów: „Wyście z ojca diabła
i pożądliwości ojca waszego czynić chcecie. Onci był mężobójcą od początku
i w prawdzie nie został” – Jan 8:44. Człowiek ten, a jest on
tylko jednym z wielu przykładów, jest mężobójcą. Zabija on
w znaczeniu duchowym tych, co są pod jego opieką, przez odbieranie im,
jeśli mu się uda, ich iskierki wiary i spłodzenia z ducha,
a dokonuje on tego w taki sposób, jak czynił to nasz wielki Przeciwnik
– przez kłamstwa i zaprzeczanie Pańskiemu Słowu. Pojęcie obowiązku
u tego człowieka jest bardzo wyraźne – pełnienie go polega na utrzymaniu
wszystkich ludzkich zaszczytów, jakie udało mu się zyskać, zagarniając pod
siebie każdy grosz i gwałcąc przymierze z Bogiem i ze swoją
kongregacją. Od takiego poczucia obowiązku, od takich obłudnych wilków zachowaj
nas, dobry Panie! Ten dżentelmen i wszyscy wyżsi krytycy oraz
ewolucjoniści, okupujący kazalnice chrześcijaństwa, zajmują dokładnie taką samą
pozycję jak dawni nauczeni w Piśmie i faryzeusze, o których Pan
powiedział: „Tak unieważniacie słowo Boże przez swoją naukę”. Powiedział im, że
na zewnątrz są czyści i zasługują na szacunek, podobnie jak i ten
człowiek, ale wewnątrz pełni są wszelkiego rodzaju plugastwa – zdrady,
samolubstwa, niewiary, tak jak i ów człowiek, który obnażając się,
pokazuje nam, jaki jest (Mar. 7:5,9,13).
W tamtych czasach, podobnie jak
i teraz, prosty lud był tak zahipnotyzowany przez swoich doktorów Zakonu
i kapłanów, że obawiał się słuchać głosu Syna Człowieczego i Jego
pokornych naśladowców, czekając najpierw na przyzwolenie obłudnych nauczycieli,
którzy poprzez zewnętrzny wygląd udawali sługi Boże i dla zamydlenia oczu
odprawiali długie modlitwy. Czego prosty lud potrzebował wówczas, tego samego
potrzebuje dzisiaj – przebudzenia. Jak prawdziwi Izraelici, w których nie
było zdrady, otrzymali poselstwo, tak i podobna klasa otrzyma poselstwo
teraz. Tej to klasie, nie zaś „wyższym krytykom” i ewolucjonistom, dana
jest obietnica: „Wam dane jest znać tajemnice Królestwa Niebios”, ale tym, co
są na zewnątrz, rzeczy te przekazywane są jedynie w podobieństwach
i w niejasnych wypowiedziach (Mat. 13:11 NB).
Żyjemy w czasie potrząsania,
w czasie palenia, gdy wszystkie drwa, siano i słoma fałszu muszą być
spalone, gdy jedynie cenne prawdy Słowa Bożego – złoto, srebro i drogie
kamienie wiary – wytrzymają próbę. Posłuchajmy słów Apostoła: „Czujcież,
stójcie w wierze, mężnie sobie poczynajcie”. Szukajcie „starych ścieżek” –
nie ścieżek czy teorii ciemnych wieków i ich przerażających „nauk
diabelskich”, lecz nauk Jezusa i apostołów – aby się wiara wasza nie
gruntowała na doktrynach ludzkich, ale na mocy Bożej (Jer. 6:16; 1 Kor.
16:13, 2:5). ¦