„Wilki w owczej skórze”

„A przetoż weźmijcie zupełną zbroję Bożą, abyście mogli dać odpór w dzień zły, a wszystko wykonawszy, ostać się”
– Efezj. 6:13.

J

edynie ci, którzy pojęli znaczenie słów Apostoła odnośnie właściwego rozważania Słowa Prawdy – tylko ci, co się nauczyli z Pism, że plan Boży jest progresywny, a następujące po sobie wieki stanowią jego ogniwa – tylko tacy mogą zrozumieć, dlaczego Boska opatrzność w pewnym czasie dopuszcza na Kościół szczególne doświadczenia, próby itp., na jakie nie dozwalała ona w innym czasie. Oby wszyscy chrześcijanie przebudzili się do odpowiedniego badania Biblii – do poznania celu Bożego postępowania z Żydami w ciągu Wieku Żydowskiego, z chrześcijanami w ciągu Wieku Ewangelicznego, a ze światem w ciągu Wieku Tysiąclecia. Patrząc z takiego punktu widzenia, dowiedzieliby się, czego uczy Pismo Święte, a mianowicie, że jest czas nasienia, czyli czas siewu, oraz czas zbiorów, czyli żniwa, którym każdy wiek, spełniwszy swój cel, kończy się, ustępując miejsca innemu wiekowi i odmiennej pracy. W końcu Wieku Żydowskiego, na przykład, przyszło na ten lud szczególne przesiewanie i próbowanie, które w myśl oświadczenia Jana Chrzciciela, ostatniego z proroków, było przewiewaniem pszenicy, oddzielaniem plew, przygotowującym do zebrania pszenicy do spichlerza następnego wieku oraz dopuszczeniem na klasę plew z tego ludu ucisku, który kompletnie go zniszczył jako naród.

Podobnie Pan powiada nam w jednej ze swoich przypowieści (Mat. 13:24‑30), że w końcu tego Wieku Ewangelii będzie miało miejsce oddzielanie pszenicy od kąkolu – pszenica zostanie zebrana do chwalebnego Królestwa, o jakie się modlimy: „Przyjdź królestwo twoje”, a kąkol ogólnie zniszczony, ale nie jako jednostki. Zniszczenie kąkolu, imitacji chrześcijanina, oznaczać będzie, że osoba pozująca na chrześcijanina, zbliżająca się do Pana wargami, podczas gdy jej serce dalekie jest od Boga, przestanie praktykować takie wyznawanie. Od tego czasu prawdziwy Kościół będzie uznany na swojej szczególnej pozycji jako wybrani Boga, Maluczkie Stadko, które idzie śladami Mistrza, radośnie poświęcając ziemskie interesy dla osiągnięcia niebiańskich. Odtąd, jak wskazuje przypowieść, będą oni lśnić w Królestwie jak słońce dla błogosławienia narodów ziemi, włączając w to także klasę kąkolu, która nie będzie już odtąd więcej oszukiwana ani oszukująca odnośnie swego prawdziwego stanowiska, ale wraz z resztą ludzkości będzie miała przywilej dojścia do zupełnej harmonii z Bogiem (Mal. 4:2; Mat. 13:43).

Co się tyczy czasu żniwa Wieku Ewangelii, zwracam się przy tej okazji do was w przekonaniu, że cały ten okres żniwa będzie trwał według Pisma Świętego czterdzieści lat i że weszliśmy w ten okres w roku 1878, a zatem zakończy się on z rokiem 1918. Pragnę zwrócić waszą uwagę na to, że szczególne utrapienia, uciążliwości i sprawdzanie wiary oraz posłuszeństwa, przeznaczone w celu zupełnego oddzielenia pszenicy od kąkolu, spadają obecnie na chrześcijaństwo – przyszły na nas jak „złodziej w nocy” jakiś czas temu. Nie zdążymy omówić tutaj różnych dowodów biblijnych, które wskazują, że znajdujemy się w końcowym okresie Wieku Ewangelii i na początku czy w brzasku Wieku Tysiąclecia. Wielu z was posiada już nasze „Wykłady Pisma Świętego”, w których te zagadnienia są obszernie przedstawione wraz z ich biblijnym uzasadnieniem. W tej chwili zadowolić się musimy zwróceniem uwagi tylko na pewne zewnętrzne objawy, wskazujące, że żyjemy w okresie, który w naszym tekście Apostoł określa jako

„Dzień zły”.

Okres ten przedstawiany jest w całym Piśmie Świętym bardzo dramatycznie, jako czas gruntownego sprawdzania, czas, w którym oddzielenie pszenicy od kąkolu całkowicie się dokona, tak iż ani jedno ziarno pszenicy nie będzie stracone i ani jedno ziarno kąkolu, nawet przypadkiem, nie uchowa się pomiędzy pszenicą, bo Pan oświadcza, że dokona dokładnego oddzielenia. Większość ludzi ma trudność z zaakceptowaniem myśli, że w ich czasach mogłoby wydarzyć się coś szczególnego – żeby to oni mieli znaleźć się pośrodku wypełniania się proroctw. Gdybyśmy twierdzili, że te rzeczy wydarzą się w przeciągu stulecia czy tysiąclecia, daleko większa liczba ludzi byłaby gotowa dociekać i uznać siłę argumentacji. Ale z powodu oswojenia z warunkami, z doświadczeniami, z uciążliwościami, z zakłopotaniem i z twierdzeniami wielu – jak przepowiedział Apostoł – że wszystko tak się dzieje od początku stworzenia (2 Piotra 3:4), wielu zamyka oczy swojego pojmowania na jak najbardziej godny uwagi stan rzeczy w naszych dniach.

Apostoł stwierdza, iż tacy „umyślnie wiedzieć nie chcą”, a Jezus mówi, że „słysząc, nie słyszą ani rozumieją”; i znowu Pan przez proroka oświadcza: „Lud mój wygładzony będzie dla nieumiejętności” (2 Piotra 3:5; Mat. 13:13; Oz. 4:6). Rzeczywiście, ci, co się zwą chrześcijanami, w większości są niedbali, obojętni na to, co z woli Pana zostało zapisane dla ich napomnienia, zachęty i pomocy w tym „złym dniu”. Tacy nie zaliczają się do wybranych, którzy, jak wykazuje Apostoł, nie będą w ciemności, tak żeby ten dzień zaskoczył ich jak złodziej. Będą oni pilni, czujni, baczni i pewnie stojący w wierze. Dlatego, korzystając z zapewnionych przez Pana środków, otrzymają oni błogosławieństwo, specjalną zapłatę, podczas gdy inni, zaniedbując swe przywileje, okazują się niegodni wielkich łask, jakich obecnie Bóg udziela Maluczkiemu Stadku. Nie twierdzimy, że nie będą oni mieli sposobności znalezienia się pośród tego „wielkiego ludu”, jaki ukazuje Pismo Święte, a który wyjdzie z wielkiego ucisku i znajdzie się przed tronem zamiast na tronie (Obj. 7:15, 3:21).

Zwróćmy uwagę na oświadczenie naszego Pana, który stwierdza, iż próba naszego czasu będzie tak krytyczna, tak wymagająca, że doprowadziłaby – o ile by to było możliwe – do zwiedzenia nawet wybranych (Mat. 24:24). Lecz nie będzie to możliwe, bo Pan przyrzekł im potrzebną pomoc, a oni będą w takim stanie serca i umysłu, by szukać pomocy i z niej skorzystać. Zauważcie, jak Pan przez proroka Dawida (Psalm 91) przepowiada szczególne utrapienia tego czasu, obrazując rozmaite metody Szatana – spirytyzm, „wyższy krytycyzm”, Chrześcijańską Naukę itp. – jako zarazy morowe i strzały. Mówi nam on, że tysiąc padnie obok nas, owszem, dziesięć tysięcy po naszej prawej stronie, między innymi ci, których uważamy za najbardziej zacnych, a nawet w jakimś sensie za naszych przyjaciół w Panu.

Następnie podana jest przyczyna, dla której te same zarazy i strzały nie powodują upadku wybranych, a mianowicie: „Ponieważeś ty Pana, który jest nadzieją moją, i Najwyższego za przybytek swój położył, (...) ani jaka plaga nie przybliży się do namiotu twego” – „on złośnik nie dotyka się go” (1 Jana 5:18). To, co dla innych będzie kamieniem obrażenia, dla tej klasy będzie oparciem – w tym sensie, że wspinać się będą po nim na jeszcze wyższy stopień osobistego rozwoju i upodobnienia charakteru do Pana. Wszystkie rzeczy muszą zgodnie działać dla ich dobra, ponieważ miłują oni Boga prawdziwie, szczerze, ponad siebie i inne stworzenia, i ponieważ są wierni swojemu przymierzu – swojemu poświęceniu dla Pana. Zaraza morowa błędu nie może ich dotknąć, ponieważ w tajemnicy Pańskiej obecności posiadają zbroję łaski i prawdy specjalnie im udzielonej. Jak jest napisane: „Tajemnica Pańska objawiona jest tym, którzy się go boją, a przymierze swoje oznajmuje im” – Psalm 25:14.

„Bo to dzień pokaże”

Wskazując na ten czas żniwa, który się rozpoczął w roku 1878, Apostoł nazywa go specjalnym dniem, czyli epoką; i takim on był naprawdę. Żaden okres w historii świata nie był tak znamienny pod tyloma względami. Nawiązując do tego czasu i do prób wiary, jakie tutaj przyjdą na lud Pański, Apostoł mówi: „Każdy niechaj baczy jako na nim buduje [wiarę], albowiem gruntu innego nikt nie może założyć, oprócz tego, który jest założony, który jest Jezus Chrystus”. Tymi słowy Apostoł wskazuje, że nie zwraca się on do świata pogańskiego, ale do tych, którzy przynajmniej nominalnie przyjęli Chrystusa jako grunt dla swoich nadziei. Kontynuując, mówi: „A jeśli kto na tym gruncie buduje złoto, srebro, kamienie drogie, drwa, siano, słomę, każdego robota jawna będzie, gdyż przez ogień objawiona będzie, a każdego roboty, jaka jest, ogień doświadczy” – 1 Kor. 3:10‑15.

Czyż można sobie wyobrazić jaśniejsze oświadczenie? Ogień, o jakim jest tu mowa, jest oczywiście symboliczny, podobnie jak drwa, siano, słoma, złoto, srebro, drogie kamienie. Tak jak drwa, siano, słoma mogą być zniszczone przez literalny ogień, tak samolubne nauki, błędy i wszelka niewłaściwa wiara będą zniszczone w tym czasie, na jaki wskazuje Apostoł: „Dzień to pokaże”, czyli wykaże wiarę, która się ostoi, i wiarę, która zostanie strawiona. Apostoł mówi dalej: „Jeśli czyja robota zostanie, którą na nim budował, zapłatę weźmie. Jeżeli czyja robota zgore, ten szkodę podejmie”. Niestety, wielu musi stwierdzić, że ich wiara ulega spaleniu! Jakże nieliczni otrzymują wielką zapłatę, przekonując się, że mają wiarę, która się ostoi wobec wszelkich prób tego dnia! Czyż nie jest prawdą, że spirytyzm, teozofia, Chrześcijańska Nauka i „wyższy krytycyzm” trawią wiarę wielu – wszystkich, którzy się z nimi zetknęli, którzy mają tylko drwa, siano, słomę ludzkiej tradycji, a którym brak złota, srebra i drogich kamieni Bożego Słowa?

Kontynuując, Apostoł zapewnia nas, że wszyscy, którzy budują na Chrystusie, zostaną ostatecznie ocaleni, choćby nawet ponieśli wielką szkodę w związku ze swoją wiarą. Mówi on: „Lecz on sam będzie zachowany, wszakże tak jako przez ogień”. Ogień tego dnia wykaże niektórym, jak kiepsko budowali, jak mało dawali posłuchu Słowu Pańskiemu, do jakiego stopnia podlegali ludzkim tradycjom i wierzeniom ciemnych wieków. Wielu – możemy być tego pewni – utraci w tym czasie całą wiarę w Chrystusa, lecz jeśli tak się stanie, będzie to tylko dowodem, że ich wiara nie była odpowiednio ugruntowana na tym, który jest jedynym prawdziwym fundamentem.

Zauważmy też, że nasz tekst stosuje się i odnosi do czasu żniwa tego Wieku i także nazywa go „dniem”, „dniem złym” – dniem, czyli epoką, w której utrapienia, próby itp. przyjdą na lud Boży, na prawdziwych Izraelitów, dla rozwoju oraz wykazania wartości tych, co miłują Pana z całego swego serca, umysłu, duszy i siły, a bliźnich jak siebie samych, jak i dla wskazania tych, którzy byli letnimi w swej miłości ku Panu i braciom i którzy byli tak obciążeni troskami tego życia lub ułudami bogactw, że zostali zaskoczeni przez „ten dzień” – nasz dzień (1 Tes. 5:4; Efezj. 6:13).

Nasz tekst, bardzo harmonizujący z cytatem przytoczonym z Psalmów, wskazuje, że potrzebna jest zbroja, że trudno ostać się wobec ataków tego dnia, jak i to, że niewielu będzie tych, którzy się ostatecznie ostoją. Apostoł nawołuje, żebyśmy wzięli na siebie zupełną zbroję Bożą, a nie jedynie tarczę wiary, nie sam hełm zbawienia, nie tylko pancerz sprawiedliwości lub miecz ducha, nie jedynie pas Prawdy ani nie same sandały, lecz żebyśmy wzięli je wszystkie – bo będziemy ich wszystkich potrzebować, jeśli mamy być zdolni przetrzymać wszystkie ataki, jakich należy się spodziewać w owym „złym dniu”, i wszystko wykonawszy, ostać się. Niestety, niewielu zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej zbroi, jaką nam Bóg zalecił! Ich trudność wynika z tego, że nie rozpoznają czasu, w jakim żyją, nie są dostatecznie rozbudzeni, nie są wystarczająco pilni w badaniu Pisma Świętego, które jako jedyne poucza, jak nakładać na siebie zbroję i jak przygotowywać się do bitwy. Dlatego wszyscy tacy letni chrześcijanie zostaną na pewno pokonani w owym „złym dniu”.

Dlaczego Bóg na to zezwoli

Św. Paweł, pisząc do Tesaloniczan, przepowiedział ten „dzień zły”, w którym obecnie żyjemy – w którym tak wielu upadnie, ponieważ nie zważali na Słowo Pańskie, ponieważ zbytnio przejmowali się troskami tego życia i ułudą ziemskich bogactw, o które tak wielu zabiega. Mówi nam on, że utrapienia naszych dni przyjdą od wielkiego przeciwnika, Szatana, nie dlatego, że Bóg nie jest w stanie przeszkodzić mu w stosowaniu tych zasadzek i prób, lecz dlatego, że Bóg chce, żeby to przyszło – chce zezwolić na przeprowadzenie takiej próby, sprawdzenia i przesiania rzekomego Kościoła naszych dni, aby wszyscy, którzy nie są Mu wierni z serca, mogli zostać zwiedzeni, oszukani, i aby upadli. Po oznajmieniu dzieł Szatana, jakich można się spodziewać wraz z wszelką mocą, wśród znaków, rzekomych cudów i podstępnych oszustw, Apostoł wyjaśnia, iż dopuszczone jest to dlatego, „że miłości prawdy nie przyjęli”. Dodaje: „A przetoż pośle im Bóg skutek błędów, aby wierzyli kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale sobie upodobali niesprawiedliwość” – nieprawdę (2 Tes. 2:9‑12). Nie słuchali oni Prawdy Bożej, ale postępowali obłudnie.

Wielu mówi nam, że nie stanowi to różnicy, w co wierzymy – w prawdę czy w fałsz – że Pan oceni nasze stanowisko na podstawie naszych uczynków. Ale Pismo Święte zabrania tak myśleć i zaręcza, że nikt nie ma uczynków, które podobałyby się Bogu, ponieważ wszyscy są niedoskonali. Boski zamiar jest taki, że w ciągu tego Wieku Bóg uwzględnia i nagradza wiarę – przy założeniu i stwierdzeniu, że prawdziwa wiara ma być poparta dobrymi uczynkami na miarę możliwości, zaś Bóg policzy to za doskonałość przez Chrystusa. W ostatnich zacytowanych słowach Apostoł potwierdza całą naukę Pisma Świętego odnośnie wartości Prawdy dla ludu Bożego. Zauważcie słowa Mistrza: „I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi”, a także Jego modlitwę do Ojca za swoimi naśladowcami: „Poświęć je w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” (Jan 8:32, 17:17).

Pan dał swoje Słowo, a od czasu do czasu posługiwał się narzędziami do odsłonięcia jego znaczenia przed tymi, którzy mieli odpowiednie usposobienie serca na jego przyjęcie. Ale dozwolił On także, by zakradły się błędy, fałszerstwa i kłamliwe cuda, chociaż nigdy wcześniej nie występowały w takim nasileniu jak w tym „złym dniu” – ponieważ teraz pragnie On szczególnie posłużyć się tymi błędami w dziele sprawdzania, przesiewania, oddzielania wśród tych, którzy Go wyznają, tak aby niewłaściwa wiara mogła być ujawniona i zniszczona, zaś prawdziwa wiara mogła lśnić jeszcze jaśniej, i by ostatecznie jej wyznawcy mogli być uwielbieni z Nim samym w Królestwie.

Wobec tych słów Apostoła odnośnie umiłowania Prawdy każdy powinien zbadać samego siebie, czy okazuje miłość i służy wierzeniom ciemnych wieków albo wyznaniom i wierzeniom czasów nowożytnych, czy też jego miłość i poświęcenie skierowane są wyłącznie ku Prawdzie przedstawionej nam w Bożym Słowie. Możemy oszukiwać innych, możemy nawet do pewnego stopnia oszukiwać samych siebie, bo jak powiada prorok, serce jest najzdradliwsze ze wszystkiego. Ale nie możemy oszukać Boga. Jeżeli z Pańskiej opatrzności Prawda dociera do nas i dostrzegamy przebłysk jej piękna, w kontraście do beznadziei i błędu, to znajdujemy się na próbie. Jeśli odrzucimy Prawdę, ponieważ jest niepopularna, i będziemy się trzymać wstrętnego błędu dlatego, że jest popularny, to już jesteśmy przetestowani. Albo jeśli przyjmujemy Prawdę i cieszymy się nią w naszych umysłach, lecz z powodu jej niepopularności chowamy światło pod korzec, ukrywając je w celu uchronienia się przed opozycją ciemności, to możemy być pewni, że nie będzie to przyjemne dla Pana, który nie takich szuka na swoich wybranych. Stawia on swoje Słowo na równi z samym sobą, mówiąc: „Ktokolwiek by się wstydził za mię i za słowa moje, za tego się Syn człowieczy wstydzić będzie, gdy przyjdzie w chwale swej” [Łuk. 9:26].

To o tym Apostoł mówi jako o nieprzyjęciu Prawdy w miłości. Ktokolwiek przyjmuje Prawdę w miłości, ten na miarę swoich najlepszych zdolności i osądu będzie ją pokazywał innym bez względu na to, ile miałoby go to kosztować. W ten sposób będzie dowodził, że jest dzieckiem światłości, dzieckiem Boga. Będzie zbawiony. Ale ten, który stara się ocalić swoje życie, ocalić swoje ziemskie interesy przez ukrywanie światła, czyli przez zaniechanie publicznego wyznania go, ten na pewno się przekona, iż takie postępowanie jest dla niego szkodliwe (1 Kor. 4:1‑2).

Jak obłudnicy dawnych czasów

Wskazaliśmy już, że wpływy czynne w obecnym czasie przy podkopywaniu wiary, trawieniu jej i niszczeniu porównane są do zarazy morowej, jaka już jest w powietrzu i udziela się wszystkim tym, których organizmy są w stanie umożliwiającym zarażenie się tymi truciznami. Muszę obszerniej omówić tę kwestię, bo złe wpływy, jakimi jesteśmy otoczeni w obecnym czasie, są tak wyrafinowane, tak zwodnicze, tak powszechne, że większość ludzi wcale ich nie rozpoznaje. Co za zgorszenie wywołałoby to w chrześcijaństwie, gdyby sobie zdano sprawę z tego, że te morowe wpływy wydostają się z kazalnic – prawdopodobnie nie ze wszystkich, ale na pewno z czterech na pięć w większych miastach, i coraz szybciej rozprzestrzeniają się na mniejsze miasta i na wioski! Popatrzmy na tę sprawę rzetelnie i uczciwie. Konieczne jest, żeby prawdziwy lud Pański znał fakty. Co do innych, to są oni tak zaspani, tak kompletnie upici winem Babilonu (Obj. 18:3), że nie mamy nadziei, abyśmy mogli na nich wpłynąć. Odkąd się tylko ten „dzień zły” rozpoczął, szerzy się ta zaraza – już przeszło trzydzieści lat.

Dzisiaj każda uczelnia, każde seminarium teologiczne w całym cywilizowanym świecie uczy tego, co jest powszechnie znane jako „wyższy krytycyzm” Biblii, chociaż właściwsze byłoby tutaj określenie: wyższa niewiara wśród wybitnych przedstawicieli całego chrześcijaństwa. Ci wyżsi krytycy wykonują taką samą robotę jak Thomas Paine i Robert Ingersoll, tylko że prowadzą ją na wyższym poziomie – przemawiając nie do tłumu i pospólstwa, lecz do ludzi wyrobionych, inteligentnych i poszukujących prawdy. Skutek ich wpływów jest tysiąckroć bardziej szkodliwy.

Ci, do których zwracali się Paine i Ingersoll, bardzo rzadko byli w ogóle chrześcijanami. Dlatego też niszczyli oni bardzo niewiele wiary – czynili jedynie niewiarę bardziej cuchnącą i zepsutą. Ale ci niewierzący wyżsi krytycy z tego „złego dnia” robią użytek z całej ogromnej maszynerii chrześcijaństwa wszystkich wyznań, zwłaszcza poprzez seminaria teologiczne, ażeby podkopać i obalić wiarę wszystkich, którzy wyznają imię Chrystusa, wielkich i małych, bogatych i biednych, wykształconych i nieuczonych. W dodatku czyni się to systematycznie, zwodniczo i przebiegle, w sposób, który byłby przez masy ludzi jak najmniej zauważony. Bezpiecznie można powiedzieć, że z pewnością czterech z pięciu kończących seminaria teologiczne wszelkich wyznań to niewierzący wyżsi krytycy, których nauczono, że głównym ich zadaniem jest propagowanie moralności wśród ludzi, zwłaszcza zaś budowanie kościelnictwa, szczególnie ich własnego wyznania, i stopniowo, ukradkiem, przebiegle oddalanie ludzi od wiary w Biblię ku ich wyższym krytycznym dogmatom. I udaje im się to w zdumiewającym stopniu. „Zaraza morowa” to jedyne obrazowe określenie, które rzeczywiście pasuje do tego zgubnego wpływu.

„Z ust twoich osądzę cię”

Zgodnie z tymi słowami Pana przekonujemy się, że z Boskiej opatrzności ci wyżsi krytycy stopniowo mówią coraz więcej przeciwko samym sobie. Ale chrześcijanin z imienia jest dość ograniczony, zaś wielu prawdziwych chrześcijan, jak wyjaśnia Apostoł, to jedynie „niemowlęta w Chrystusie”, niezdolne do przyswajania twardego pokarmu Słowa, a potrafiące spożywać i przyswajać tylko „mleczny pokarm” – rozumiejąc jedynie podstawowe zasady. Dlatego te jawne oświadczenia owych wilków w owczej skórze, które przebierają się za owce, nie są brane poważnie. Jeśli owce są zatrwożone słowami, to znów uspokajają się, myśląc: „To jest nasz zacny duchowny, dobrze wychowany i wykształcony; on na pewno nie prowadziłby nas na manowce. On na pewno by nas nie zwodził. Jeśliby przestał wierzyć w Biblię i stał się niewierzącym, to na pewno opuściłby zajmowane stanowisko. Nie mógłby on być tak nieuczciwy, by miał nosić na sobie owczą skórę i posługiwać się nią dla zwodzenia nas i zatracenia”. Biedne niewiniątka! Posłuchajcie zatem wyznania jednego z tych fałszywych pasterzy i wyjaśnienia sztuczek i oszustw, przy pomocy których utrzymuje on spokój wśród ludzi, wszczepiając im od czasu do czasu trochę trucizny „wyższego krytycyzmu”, która w końcu powoduje duchowe odurzenie i prowadzi do duchowej śmierci.

Podaję wam jego słowa tak, jak zostały wydrukowane w najwybitniejszym z religijnych pism na świecie – w nowojorskim „Independent”. Redaktor tego czasopisma, uwzględniając życzenie owego wilka, by nie został ujawniony, i prawdopodobnie sympatyzując z nim w całej tej procedurze, zaręcza za niego jako za człowieka obdarzonego inteligencją i chrześcijańskim charakterem, wysoko postawionego w tak zwanym prawowiernym kościele, którego prawowierności nikt nie może kwestionować. Oto jego wyznanie:

„Nigdy nie wyróżniałem się jako heretyk. Nawet lokalnie nie powstała na mój temat opinia, jakobym zbyt daleko odchodził od prawowiernych poglądów. Gdybym którejś niedzieli zechciał wyłuszczyć mojej kongregacji wszystkie moje odstępstwa od przyjętych wierzeń chrześcijańskich, zgorszyłbym ich ponad wszelką miarę. Ogólnie wiedzą oni, że jestem liberalnie myślącym człowiekiem, a ja nierzadko korzystam z okazji, żeby przyspieszyć ich postępy w porzucaniu zużytych dogmatów, a zdążaniu w kierunku prawdy takiej, jaką powinna ona być. Nie mam wątpliwości, że wkroczyli już na tę drogę i przeważająca ich część skłonna jest zachować rozsądny spokój. Moja kongregacja wyróżnia się ponadprzeciętną inteligencją, wiedzą i sympatią dla ruchów postępowych; niemniej jednak jestem najzupełniej przekonany, że całkowite ujawnienie z mej strony wierzeń, do jakich doprowadziły mnie moje dociekania, podrażniłoby ich uszy i nie tylko wzbudziło antagonizm wobec mojej osoby, ale także spowodowało odwrócenie się ich upodobań w kierunku konserwatyzmu i prawowierności”.

Co myślicie o tym wyznaniu, drodzy przyjaciele? Co myślicie o takim potajemnym, śmiercionośnym rozmyślaniu tego wykształconego człowieka, uznającego się za sługę Bożego Słowa i jako takiego –„uchodzącego za wielkiego między ludźmi”? Jest on modelowym, wspaniałym przykładem około czterech piątych wszystkich kaznodziei wszystkich wyznań – okazem obłudy, jaka się zakradła do Kościoła Chrystusowego. Ale nie zacytowałem jeszcze jego wyznania w całości! Niech mi więc wolno będzie kontynuować czytanie jego własnych słów, które wyszły spod jego własnego pióra, będących wyrazem jego podłej przebiegłości czy zwodniczości, przez które usidla on, chwyta i niszczy owce. Osądźcie sami, czy nie mamy słuszności, przywiązując tak szczególną uwagę do tej sprawy. Czy Pismo Święte nie mówi, że pasterze, pastorzy, którzy widzą nadchodzące wilki, a nie biją na alarm i nie starają się bronić trzody, nie wywiązują się z powierzonych im obowiązków? Chcę uwolnić się od odpowiedzialności przez głośne wołanie i nieoszczędzanie tych wilków w owczym odzieniu. Czytam więc dalej:

„Szybki wzrost wyrafinowanej niewiary”

„Opinie religijne zmieniają się tak szybko – przynajmniej takie jest moje doświadczenie z mojej parafii – że obecnie nie wahałbym się ani przez chwilę dać najpełniejszy wyraz poglądom całkowicie potępiającym cały plan pojednania przez ofiarę oraz zagadnienie przypisanej sprawiedliwości. Pobożnisie, którzy co tydzień lub dwa, po każdym kazaniu na jakikolwiek temat od Dan do Beerszeby, byli skłonni do ustawicznego wypytywania z niepokojem, dlaczego nie wspomniałem o tym, że Chrystus uczynił pojednanie za grzech, siedzą teraz spokojnie podczas kazania, w którym nigdy nie ma mowy o Chrystusie jako o pojednawczej ofierze.”

Jakże to zgadza się z prawdą! Przed przeszło trzydziestoma laty wykazaliśmy na podstawie Pisma Świętego, że sprawdzian dla chrześcijaństwa zostanie przeprowadzony na tym właśnie punkcie, a mianowicie, że pojednanie za grzech dokonane przez naszego drogiego Odkupiciela jest fundamentem, na którym opiera się wszelka biblijna wiara i nadzieja, i że zostanie on odrzucony przez ogół chrześcijaństwa zgodnie z proroczymi zarysami Pisma Świętego, o których nie chcę tu rozprawiać; część z nich znaleźć można w symbolicznej Księdze Objawienia. Cóż za wielka zmiana od tamtego czasu! Nie tylko Chrześcijańska Nauka w wielkim stopniu wpłynęła na wszystkie wyznania poprzez swoje fałszywe twierdzenia, że nie ma ani grzechu pierworodnego, ani śmierci, a więc i kary za grzech pierworodny, że stąd także Chrystus nie umarł i nie wykupił od pierwotnej kary, że nie było potrzeby odkupienia, ponieważ nie ma grzechu – utrzymują oni, że grzech jest tylko złudzeniem – lecz od tamtego czasu także i „wyższy krytycyzm” zabrał się do dzieła po całym cywilizowanym świecie i naprawdę niszczy wiarę odnośnie samego centralnego punktu Boskiego planu. Bo kto nie wierzy w pojednawcze dzieło Chrystusa, ten nie jest chrześcijaninem, pomimo przyznawania się do uczniostwa.

Chrześcijaństwo to nie tylko uznanie faktu, że Jezus narodził się i umarł ani też przyjęcie jedynie moralnych i religijnych nauk Jezusa. Chrześcijaństwo to uznanie, że jesteśmy grzesznikami, że Chrystus umarł za nasze grzechy i trzeciego dnia powstał dla naszego usprawiedliwienia, że dzięki Niemu mamy odkupienie oraz darowanie grzechów przez wiarę w Jego krew. Ten, kto utracił tę wiarę w krew Jezusa, utracił swój związek z prawdziwym chrześcijaństwem i im prędzej on sam i cała ludzkość o tym się dowiedzą, tym lepiej dla wszystkich zainteresowanych. Gdyby był uczciwym człowiekiem, to wystąpiłby otwarcie i przyznał się do stanowiska, jakie zajmuje. Jeżeli natomiast, tak jak autor, którego cytowałem, jest człowiekiem nieuczciwym, to uwidacznia w ten sposób, że nie jest godzien Prawdy, bo woli, jak nam powiada, postępować kłamliwie, niszcząc wiarę nazbyt ufnej owcy, którą prowadzi i której pochwałami i pieniędzmi się cieszy. Czytajmy, co dalej pisze ten fałszywy pasterz (Ezech. 34:2‑10):

„Doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie być zbyt napastliwym w swoich herezjach. Przekonałem się, że jeśli się przetrzyma swoje doktrynalne odkrycia w szufladzie biurka przez mniej więcej pięć lat, a potem się je wyjmie i następnie – dla odświeżenia duszy – pozwoli się, by od czasu do czasu niepostrzeżenie pojawiły się na jednej czy dwu stronicach kolejnego niedzielnego kazania, to na koniec się okazuje, że można je wyznawać tak ogniście, jak się tylko komu podoba, a ci, którzy przedtem rozniecaliby żagiew celem spalenia tego kogoś, będą siedzieć spokojnie, słuchając jego doktryny i odśpiewają ostatni hymn w błogim przeświadczeniu, że jeszcze raz dane im było usłyszeć prawdę, w którą zawsze wierzyli”.

Przebudź się, owco, i usłysz!

Czy spośród laików znalazłby się ktoś, kto mając szlachetne usposobienie i miłując prawdę, zamieniłby się miejscami z tym zadowolonym z siebie zwodzicielem i fałszerzem? Czy jakiś poważany biznesmen bez zarumienienia się uczyniłby takie wyznanie przed redaktorem pisma „New York Independent” odnośnie swej metody prowadzenia interesów, choćby nawet jego nazwisko miało pozostać w tajemnicy? Czy nie wstydziłby się tego, nawet gdyby tylko sam redaktor dowiedział się o jego przewrotności? Doprawdy, możemy w znacznie większym stopniu znaleźć wytłumaczenie dla tych, co praktykują pewnego rodzaju oszustwa w związku z prowadzeniem reklamy swoich interesów i przesadzają w ocenie wartości swych towarów itp., bo oni otwarcie zabiegają tylko o własne korzyści, a opinia publiczna wie, że ich twierdzenia trzeba brać ze szczyptą pobłażliwości. Ale sługa Ewangelii uważa się za dobroczyńcę, który poświęca swoje życie na służbę Prawdzie, na służbę Panu, na budowanie swoich bliźnich w najświętszej wierze, jaka została ongiś udzielona świętym. Jakże ohydnie podły i wstrętny jest zatem taki człowiek, jak też i jego sposób postępowania! Im bardziej dystyngowany, nienaganny i wykształcony jest taki człowiek, tym większy to dla niego wstyd. Słuchajcie dalej:

„Z tej przyczyny nie ogłaszam w każdą niedzielę, że nie wierzę w niepokalane poczęcie Jezusa ani w fizyczne zmartwychwstanie. Chociaż wielce cenię i podziwiam doktora Crapsey’a, nie spieszno mi do wystawienia się obok niego na świecznik. Pozwalam innym mówić, a ja tylko ostrożnie odpowiadam na pytania”.

Doktor Crapsey, o którym jest tutaj wzmianka, był niedawno sądzony za herezję i został odsunięty od episkopalnej kazalnicy. On, ów wielkoduszny człowiek! Po solennym wyznaniu swej wiary w nauki Biblii, po uzyskaniu wysokiej pozycji pośród tych, co poważają Biblię, oraz pobierając dobrą pensję za jej wykładanie w swojej kongregacji, uznał za stosowne i honorowe złamać swoje śluby i – zatrzymując sobie wysokie tytuły, zaszczyty i korzyści pieniężne związane z jego pozycją – ogłosić ufającym mu słuchaczom teorię „wyższych krytyków” odmawiającą natchnienia Pismu Świętemu, twierdzącą, że jakoby Jezus był urodzony tak samo jak każdy inny człowiek, że Jego śmierć nie była ofiarniczą, a Jego krew można uznać za „pospolitą” (Hebr. 10:29). Nie dziwi nas to wcale, że czcigodny wilk, którego wyznanie właśnie odczytujemy, chwali w nim, czci i podziwia doktora Crapsey’a. My ze swej strony nie możemy podziwiać takiej dwulicowości, ale gdyby nam przyszło wybierać pomiędzy nimi dwoma, to uważalibyśmy za bardziej honorowe pozostać na stanowisku doktora Crapsey’a, bo jest on odrobinę bardziej honorowy. Przytoczmy jeszcze jeden ustęp z tego słynnego wyznania. Autor stwierdza:

„Mam nadzieję, że niewiele lat upłynie, a herezje, bo takimi one bez wątpienia są, o cudownym poczęciu i zmartwychwstaniu Chrystusa staną się, co najwyżej, tolerowanymi opiniami. Z cierpliwością, taktem i wytrwałością spodziewam się kiedyś dojść do tego wyzwolenia mojej duszy, bo cierpliwie czekam już dość długo na wyrażenie mych opinii o pojednaniu. Wyjawienie ich teraz naraziłoby na niebezpieczeństwo moją rzeczywistą pracę, którą nie jest uczenie historii, nawet jeśli byłaby to prawdziwa historia odnośnie Jezusa, Jego apostołów czy Jego Kościoła, ale poszerzanie ludzkiej egzystencji o prawdziwą religijną wiarę i nakłanianie do rozwijania pewnych moralnych i szlachetnych cnót przez poświęcanie się obowiązkowi, tak jak mi Bóg dozwala go pojmować. Nikt nie chciałby być nazywany obłudnikiem. Pocieszające jest jednak to, że w czasach Jezusa nie byli piętnowani jako obłudnicy ci, co uważali się za Żydów i obchodzili święta, chociaż zupełnie nie podzielali powszechnych poglądów”.

„Końcem ich jest zatracenie”

Widać tu jeszcze iskierkę sumienia, które w zasadzie zdaje sobie sprawę z tego, że z takim postępowaniem wiąże się przynajmniej podejrzenie o obłudę. Zauważmy jednak, jak stara się on usprawiedliwić. Mówi o „poświęceniu się obowiązkowi, tak jak mu Bóg pozwala go pojmować”. Czy można się spodziewać, że Bóg dałby takiemu człowiekowi zdolność pojmowania czegokolwiek? Raczej powiedzielibyśmy tak, jak Jezus powiedział do obłudników dawnych czasów: „Wyście z ojca diabła i pożądliwości ojca waszego czynić chcecie. Onci był mężobójcą od początku i w prawdzie nie został” – Jan 8:44. Człowiek ten, a jest on tylko jednym z wielu przykładów, jest mężobójcą. Zabija on w znaczeniu duchowym tych, co są pod jego opieką, przez odbieranie im, jeśli mu się uda, ich iskierki wiary i spłodzenia z ducha, a dokonuje on tego w taki sposób, jak czynił to nasz wielki Przeciwnik – przez kłamstwa i zaprzeczanie Pańskiemu Słowu. Pojęcie obowiązku u tego człowieka jest bardzo wyraźne – pełnienie go polega na utrzymaniu wszystkich ludzkich zaszczytów, jakie udało mu się zyskać, zagarniając pod siebie każdy grosz i gwałcąc przymierze z Bogiem i ze swoją kongregacją. Od takiego poczucia obowiązku, od takich obłudnych wilków zachowaj nas, dobry Panie! Ten dżentelmen i wszyscy wyżsi krytycy oraz ewolucjoniści, okupujący kazalnice chrześcijaństwa, zajmują dokładnie taką samą pozycję jak dawni nauczeni w Piśmie i faryzeusze, o których Pan powiedział: „Tak unieważniacie słowo Boże przez swoją naukę”. Powiedział im, że na zewnątrz są czyści i zasługują na szacunek, podobnie jak i ten człowiek, ale wewnątrz pełni są wszelkiego rodzaju plugastwa – zdrady, samolubstwa, niewiary, tak jak i ów człowiek, który obnażając się, pokazuje nam, jaki jest (Mar. 7:5,9,13).

W tamtych czasach, podobnie jak i teraz, prosty lud był tak zahipnotyzowany przez swoich doktorów Zakonu i kapłanów, że obawiał się słuchać głosu Syna Człowieczego i Jego pokornych naśladowców, czekając najpierw na przyzwolenie obłudnych nauczycieli, którzy poprzez zewnętrzny wygląd udawali sługi Boże i dla zamydlenia oczu odprawiali długie modlitwy. Czego prosty lud potrzebował wówczas, tego samego potrzebuje dzisiaj – przebudzenia. Jak prawdziwi Izraelici, w których nie było zdrady, otrzymali poselstwo, tak i podobna klasa otrzyma poselstwo teraz. Tej to klasie, nie zaś „wyższym krytykom” i ewolucjonistom, dana jest obietnica: „Wam dane jest znać tajemnice Królestwa Niebios”, ale tym, co są na zewnątrz, rzeczy te przekazywane są jedynie w podobieństwach i w niejasnych wypowiedziach (Mat. 13:11 NB).

Żyjemy w czasie potrząsania, w czasie palenia, gdy wszystkie drwa, siano i słoma fałszu muszą być spalone, gdy jedynie cenne prawdy Słowa Bożego – złoto, srebro i drogie kamienie wiary – wytrzymają próbę. Posłuchajmy słów Apostoła: „Czujcież, stójcie w wierze, mężnie sobie poczynajcie”. Szukajcie „starych ścieżek” – nie ścieżek czy teorii ciemnych wieków i ich przerażających „nauk diabelskich”, lecz nauk Jezusa i apostołów – aby się wiara wasza nie gruntowała na doktrynach ludzkich, ale na mocy Bożej (Jer. 6:16; 1 Kor. 16:13, 2:5). ¦