R5977

JAK MAMY WZRASTAĆ W CHRYSTUSA

"Szczerymi będąc w miłości rośmy w Onego we wszystkiem, który jest Głową, to jest w Chrystusa" - Ef.4:15.

W miarę jak ktoś stara się poznać Boga i dochodzi do coraz lepszej znajomości Jego prawdziwego charakteru, otrzymuje coraz większą ufność w Nim. Gdy tacy dochodzą do punktu zupełnego ofiarowania się Bogu, otrzymują spłodzenie z Ducha Świętego, stają się członkami Kościoła, uświęconymi przez Chrystusa Jezusa, odłączonymi przez Ducha Świętego. O takich Apostoł Paweł mówi: "Bóg nie dał nam ducha bojaźni". Nowe Stworzenie musi odeprzeć wszelkie ataki niewolniczej bojaźni, która jest właściwą ciału, w jego upadłym stanie. Nowy zmysł musi zatryumfować nad tą słabością i musi wyrabiać w sobie coraz większą ufność w Bogu.

Żaden człowiek nie może nam nic więcej uczynić, jak odebrać nasze doczesne życie. Przyszłego życia nikt nam odebrać nie może. "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą; ale raczej bójcie się Tego, który może i duszę i ciało zatracić" (Mat.10:28). Przeto dziecko Boże powinno być bez bojaźni, wiedząc że nikt nie może go skrzywdzić i że Bóg nie dopuści nic takiego, co by nie było ku dobremu. Oświecone dziecko Boże nie będzie się obawiać wiecznych mąk. Ono jednak będzie miało właściwą bojaźń podobną do bojaźni, jaką mąż ma względem żony, a żona względem męża, to jest bojaźń, aby nie obrazić i nie sprawić zawodu, a tym sposobem nie stracić poważania i zaufania współtowarzysza lub towarzyszki.

Taką bojaźń powinniśmy mieć względem wszystkich braci. Powinniśmy mieć również synowską bojaźń ku Bogu, lecz nie z tą myślą, że On by nas skrzywdził lub męczył, albo zadawał jakiekolwiek cierpienia, ale raczej bojaźń, aby nie stracić społeczności z Nim. Lecz jeżeli mamy bojaźń niewolniczą, to ona nie jest od Boga. Taka bojaźń sprowadza sidło. Miłość, wypływająca ze znajomości Boga i ze spłodzenia z Ducha Świętego, uwalnia nas od obawy przed ludźmi i to w takim stopniu, w jakim ta miłość w nas mieszka.

Bóg dał nam ducha miłości, ducha zdrowego umysłu i ducha mocy. Chrześcijanin wie, że "wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu tym, co miłują Boga". Znajomość tego dodaje mu siły. Okoliczności i warunki, jakie przychodzą na drugich niespodzianie, on przewiduje naprzód. Duch ten jest nie tylko duchem mocy, ale także duchem miłości - duchem uprzejmości i łagodności. Jest to duch, który lubuje się w czynieniu dobrze, w dopomaganiu drugim. W taki to sposób Chrześcijanin, mający tego ducha miłości i zdrowego umysłu, staje się coraz więcej podobnym Bogu. To czyni go także coraz więcej miłosiernym wobec błądzących. Tak jak Bóg posłał Swego Syna, a Syn przyszedł i zapewnił błogosławieństwo żywota dla drugich, tak wielkim kosztem dla Siebie, podobnie wszyscy mający Jego ducha będą się starać być błogosławieństwem dla drugich.

Dowody zdrowego umysłu

Upadek Adama stał się ruiną dla ludzkości, tak, że nie ma zdrowego ani jednego, lecz wszyscy są chorzy, od głowy aż do stóp (Iz.1:5,6). Nie ma nikogo zupełnie zdrowego na umyśle, ani na ciele. Wszyscy są zboczeni. "Niema sprawiedliwego ani jednego" (Rzym.3:10). Jednakowoż w miarę jak otrzymujemy Ducha Bożego i w miarę jak ten Duch działa i rozwija się w nas, wywierając swój wpływ na wszystkie sprawy naszego życia, w takiej też mierze otrzymujemy ducha zdrowego umysłu.

Ten zdrowy umysł będzie nas uczył, w jaki sposób najlepiej używać nasze ciało. Osoba o niezdrowym umyśle może czasami jeść za dużo, lub jeść coś, co jej nie służy. W miarę posiadania zdrowego umysłu, wpływ tegoż będzie regulował, co mamy jeść, co pić i cokolwiek czynić; czyli, będzie dopomagał mieć należytą kontrolę nad wszystkimi sprawami życia. On daje nam szerszy pogląd na różne sprawy życiowe. Daje również bardziej wspaniałomyślny pogląd na całą ludzkość. Rozumiemy, że ludzkość znajduje się pod potępieniem, więc mamy dla niej uczucie litości. Znajdujemy się w lepszym wyrozumieniu pod każdym względem, ponieważ Bóg otworzył oczy naszego wyrozumienia.

Duch zdrowego umysłu czyni nas również więcej pomocnymi dla drugich. Wiemy lepiej, w jaki sposób obchodzić się z drugimi, jako z braćmi. Wiemy także lepiej jak obchodzić się z naszymi dziećmi, sąsiadami i z wszystkimi w ogóle. Prawda nie przychodzi do wielu z tych, co już z natury są najsilniejszymi umysłowo, więc weźmie pewien czas zanim prawda wprowadzi pewną miarę rozsądku do umysłu nie odpowiednio rozwiniętego. Spostrzegamy jednak, że gdy ktoś przyjmuje prawdę z miłości do niej, ona wywiera dodatni wpływ na jego charakter. Taki rozpocznie myśleć dokładniej i postępować rozumniej.

Następnie on będzie miał pragnienie ogłaszać prawdę. Prawdę należy opowiadać w pokorze, lecz bez bojaźni. Chrześcijanin nie może mówić coś przeciwnego prawdzie. Jeśli ktoś był kaznodzieją, gdy prawda go zastała, on nie może więcej kazać błędu, jedynie dla tego, że kongregacja (zgromadzenie), która go postanowiła, nie chce prawdy. Światowy człowiek, będąc na takim stanowisku nie miałby żadnych skrupułów sumienia. On powiedziałby sobie: "Ja nauczam tych ludzi tego, co oni chcą słuchać. Oni przecie płacą mi moją pensję". On zająłby takie stanowisko, ponieważ nie otrzymał ducha prawdy.

Ten zaś, który otrzymał ducha prawdy, powiedziałby sobie tak: "Ja teraz widzę, że niektóre z tych rzeczy, jakie głosiłem przez te wszystkie lata, są szkodliwe, zniesławiające Boga i przedstawiające Jego charakter w złym świetle. Nauki te w mniejszym lub większym stopniu odprowadzały ludzi od prawdy. Nauczałem błędu, czyli czyniłem coś, czego czynić nie chciałem; przeto już dłużej błędów głosić nie mogę. Nie jestem przedstawicielem tej denominacji, lecz przedstawicielem Bożym. Jestem także sługą Bożym i sługą prawdy. Gdybym błędnie nauczał czegoś, co sprzeciwia się prawdzie, byłbym winnym przed Bogiem. Przeto muszę tego zaprzestać natychmiast".

Człowiek taki straciłby może swoje stanowisko, poważanie u ludzi, wpływ itp.; lecz rzeczy te nie mogą wchodzić w rachubę. Św. Paweł mówi, że te rzeczy są tylko, jako śmieci i gnój, jako znikome odpadki, jeżeli tylko moglibyśmy zdobyć miejsce w królestwie. To osiągnąwszy, zdobędziemy "perłę bardzo kosztowną". Tak więc, mówienie prawdy jest dla Chrześcijanina nieodzownym. Ma się rozumieć, że najprzód musi ją mieć wyciśniętą na swoim własnym sercu. Gdy przyjmie prawdę do swego serca, będzie uważał za przywilej mówić ją drugim.

Język jest najsilniejszym członkiem w ciele. Wpływy jego są większe i dalej sięgające aniżeli któregokolwiek innego członka. Język może wywierać wpływ ku dobremu, albo ku szkodzie. Apostoł powiedział, że tym samym językiem możemy chwalić Boga i szkodzić ludziom. Mówić prawdę, wyznać Chrystusa przed ludźmi, bądź publicznie, bądź prywatnie, jest wielkim przywilejem. Lecz aby być sługami przyjemnymi Panu, musimy mówić prawdę w miłości i bez bojaźni.

W łączności z tym Apostoł mówi, że nie mamy spodziewać się dojrzałości pod tym względem zaraz na początku naszej drogi chrześcijańskiej. Jest rzeczą zrozumiałą, że zaraz na początku naszego wejścia do rodziny Bożej, mniej można się było po nas spodziewać, aniżeli gdyśmy byli w tej rodzinie już pewien czas. Jako miłe dziatki Boże, mamy wzrastać, na podobieństwo naszego starszego Brata, nasz Wzór, naszą Głowę. Mamy wzrastać "w Nim we wszystkiem". Mamy uznawać, że On jest Głową Kościoła; i że, jeżeli chcemy być członkami Jego ciała w chwale, musimy się rozwijać. Musimy dojść do dojrzałości w owocach Ducha Świętego, abyśmy mogli być wykwalifikowani i przygotowani do działu w przyszłym chwalebnym królestwie, które ma błogosławić świat.

Wyrażenia pogłębiają wrażenia

Mamy wykonywać nasze zadanie przedstawicieli Bożych - mamy "opowiadać cnoty Tego, który nas powołał z ciemności do przedziwnej Swojej światłości". Ogłaszając to poselstwo odważnie i z miłością, powinniśmy także wzrastać w łasce i w znajomości. Mamy głosić prawdę, a jednocześnie wzrastać i rozwijać się w charakterze. Czemu wzrastać w charakterze? Ponieważ to uczyni nas więcej podobnymi Bogu. "Bóg jest miłość". On posiada także inne przymioty, lecz przymiot miłości jest najprzedniejszym, najwyższym przymiotem Jego charakteru. Boska sprawiedliwość działa w zgodzie z Jego miłością, a Jego mądrość nie podejmie żadnego planu, którego by miłość nie mogła uznać.

Tak więc, w miarę naszego wzrostu, przymiot miłości powinien coraz więcej w nas się przejawiać. Prawdę należy nam mówić w miłości. Tę rzecz powinniśmy osiągnąć najpierw. Mamy hamować, okiełznać nasz język. Mamy dopatrzyć, aby nasze słowa były miłe, uprzejme, łagodne. Mówiąc prawdę w miłości, będziemy mogli więcej dokonać nie tylko dla drugich, ale i nasz własny umysł będzie się przez to więcej rozwijał. Dobrze ktoś powiedział, że "sposób wyrażenia pogłębia wrażenie". Ktokolwiek ocenia rzeczy Boże i opowiada je drugim w miłości, otrzyma błogosławieństwo w swym własnym sercu i umyśle. Pomagając drugim, będzie również pomagał sobie. "Kto nakrapia, sam także będzie nakropiony".

Wrodzone cechy potrzebują hamulca

Widzimy pewną trudność pod tym względem w silniejszych charakterach, przychodzących do Chrystusa. Są charaktery mniej wojownicze już z natury, które nie są skłonne używać przemocy wobec drugich, w łączności z ich służbą Bożą. Jeżeli ich poselstwo nie jest ochotnie przyjmowane, oni czują się w taki mniej więcej sposób: "Ci ludzie widocznie nie lubią tych rzeczy, więc nie będę więcej mówił na ten temat". Natomiast ci, co są więcej wojowniczego usposobienia, gotowi są użyć siły swego charakteru i forsować prawdę drugim. Mogą okazać się zbyt natarczywi i przedstawiać tę sprawę drugim, jako konieczny obowiązek. Należy pamiętać, że w obecnym czasie poświęcenie nie jest sprawą przymusu. Jest to zaproszenie. W przyszłości przemoc będzie potrzebna. Teraz wybierani są tylko ci, którzy mają słuchające ucho, a tacy potrzebują tylko słowa dorady. Używając zbyt wielkiej natarczywości w przedstawianiu poselstwa, nie służylibyśmy tak dobrze Wielkiemu Królowi, przeto nie byłby On z tego zupełnie zadowolony.

Inni znów mogą mieć za dużo ambicji. Będąc wyniośli, chcą się popisywać swoim językiem, albo swoją wprawą w używaniu miecza Ducha. Przedstawiają poselstwo prawdy w taki sposób, jakoby chcieli pobudzić słuchaczy do myślenia: "Patrzcie jak wiele on wie; jest on zadziwiającym wykładaczem Pisma Świętego". To zdaje się być pokusą dla wielu. Tacy lubią błyszczeć przed publiką, tak jak inni stronią od takiego błyszczenia. Ci ostatni potrzebują się zmuszać, aby wystąpić i mówić prawdę publicznie, podczas gdy pierwszym potrzeba się trochę wstrzymywać pod tym względem. Najlepszą rzeczą dla osób mających w sobie tę skłonność do błyszczenia, byłoby uczyć się mówić prawdę w pokorze i w miłości - z miłości dla prawdy i braci. Prawda jest Boską; jest to plan Boży, przeto nie mamy się czym chełpić. Powinniśmy więc ten Jego plan przedstawiać zawsze w cichości, łagodności, braterskiej uprzejmości i w miłości.

Apostoł Paweł zachęca, abyśmy "przypatrywali się jedni drugim, ku pobudzaniu do miłości i dobrych uczynków". Słowo "pobudzać" w tym tekście znaczy rozgrzewać, rozbudzać. Miłość nie da się łatwo pobudzić do gniewu; ona jest długo cierpliwa. Ściśle mówiąc, można by powiedzieć, że pewien rodzaj miłości nie dałby się nigdy pobudzić do gniewu. A jednak sprawiedliwy gniew nie jest sprzeczny z miłością. Bóg jest największym przedstawicielem miłości - "Bóg jest miłość". Jednakowoż Pismo Święte mówi, że Bóg na każdy dzień gniewa się na grzeszników. Jego gniew jest słusznym oburzeniem przeciwko grzechowi.

Patrząc na Boga, jako na największy Wzór, widzimy, że Jego miłość ku Jego stworzeniom była okazana zaraz na początku. Miłość do ludzkości przygotowała ogród Eden z wszystkimi jego błogosławieństwami i wiecznym żywotem, tak samo jak dla Aniołów miłość przygotowała wszystkie ich błogosławieństwa. Gdy jednak grzech został popełniony, miłość ustąpiła; innymi słowy mówiąc, sprawiedliwość Boża wtenczas w szczególniejszy sposób się okazała. Lecz nawet to ukaranie grzechu było dla dobra ludzkości. Nawet tu Boska miłość była, chociaż człowiek przez grzech stał się przeciwnikiem, czyli nieprzyjacielem Bożym; a miłość była pobudzona do gniewu.

Bóg powiedział przez proroka: "Przeczże Mię wzruszyli do gniewu?" (Jer.8:19). Wiele Pism mówi o Boskim gniewie. Gniew Boży objawia się przeciwko grzechowi. Cięży on nad światem już przeszło sześć tysięcy lat. Jednakowoż miłość Boża nie była przez to gwałcona, przeto można powiedzieć, że miłość może być pobudzona do gniewu.

"Miłość nie jest porywcza (prędka) do gniewu". Potrzeba było rozmyślnego nieposłuszeństwa ze strony Adama, aby pobudzić Boga do gniewu. Wyrok śmierci nie przyszedł na świat z powodu, że matka Ewa została zwiedziona. Gniew Boży przyszedł na świat i wyrok śmierci zapadł, z powodu grzechu Adama, który został popełniony z zupełną znajomością. Przez całe minione sześć tysięcy lat, Boska miłość była, że tak powiemy, w zawieszeniu, pobudzona do zawściągnięcia swej manifestacji.

Jednakowoż podczas tego całego okresu, Boski charakter nie uległ zmianie. Bóg nie był przyczyną tych diabelskich warunków, jakie panowały w średniowieczu. Miłość nigdy nie sankcjonowała grzechu. "Zapłatą za grzech jest śmierć", a cokolwiek ma łączność ze śmiercią, jest częścią tej kary, tego wyroku. Bóg zezwolił na ten stan rzeczy, dla ostatecznego dobra człowieka. Miłość Boża trzymana w zawieszeniu czeka na swój czas, aby okazać się ludzkości.

W słusznym czasie Bóg posłał Syna Swego, aby stał się Odkupicielem człowieka. Syn Boży zstąpił na świat i złożył Swe życie jako dobrowolną ofiarę za ludzkie grzechy. W słusznym czasie wyszło powołanie, aby wybrać Kościół, który jest wybierany podczas Wieku Ewangelii. W słusznym czasie Kościół będzie uwielbiony do królewskiej chwały; i tak samo w słusznym czasie to królestwo podniesie z grzechu i degradacji wszystkich, którzy zechcą przyjąć żywot na warunkach Bożych.

Wyrabianie miłości najbardziej potrzebne

Z jaką starannością powinniśmy czuwać i modlić się, abyśmy mogli być odpowiednio przygotowani do przyszłego wielkiego dzieła! Zachodzi niebezpieczeństwo, że nasza miłość nie będzie dosyć silna; albowiem z powodu upadku, grzech i samolubstwo mają dominujący wpływ. Zasady grzechu i samolubstwa, mając przewagę i wolność działania przez sześć tysięcy lat, pozostawiły w człowieku bardzo mało miłości, sympatii, braterskiej uprzejmości i cierpliwości. Teraz w ludziach jest więcej skłonności do gniewu, złości, nienawiści i zazdrości, aniżeli do miłości. Przeto musimy się starać, aby miłość wzrastała w naszym sercu i umyśle; aby przenikała wszystkie nasze myśli, słowa i czyny.

Apostoł, mówiąc o miłości, odnośnie Kościoła, oświadcza, że jeżeli chcemy być przyjemnymi Bogu, musimy ten przymiot rozwinąć w sobie obficie. Ci, co posiadają miłość w znacznej mierze, nie będą porywczymi do gniewu. Ci zaś, co mają mało miłości, będą prędkimi do gniewu. Miłość, którą Pan ocenia, jest długo cierpliwa, To nie znaczy, że pomiędzy ludem Bożym nie będzie nigdy słusznych okazji do gniewu. Uczucie słusznego oburzenia powinno w nas być, gdy widzimy niesprawiedliwość. Czemu? Ponieważ niesprawiedliwość jest złą. Bóg się gniewa na niesprawiedliwość; więc i lud Boży nie ma mieć sympatii z niesprawiedliwością w jakiejbądź formie.

Gdyby wierni nie wyrabiali w sobie przymiotu sprawiedliwości, to w końcu doszliby do takiego stanu, że nie umieliby jej wcale rozeznawać. Znając dobro i zło i oceniając sprawiedliwość, mamy wszakże wyrabiać w sobie także i miłość. Żaden nie może powiedzieć, że jego zrozumienie sprawiedliwości jest już zawsze dobrem, a kogoś innego zawsze złem. Żaden nie może powiedzieć: "Ja już nie potrzebuję wyrabiać w sobie tego przymiotu, lecz mój brat potrzebuje tego". Każdy powinien raczej pomyśleć: "Mój brat, może nie znajduje się w tak korzystnych warunkach jak ja. Jest on moim bratem według ducha. Mnie się zdaje, że on czyni źle, lecz ja sympatyzuję z nim, bo on może nie widzi, ze to jest złem. Z drugiej znów strony jest możliwym, że to ja sam się mylę".

Miejmy sympatię dla wszystkich

Bóg nie sympatyzuje z grzechem, lecz dla grzeszników ma On tyle sympatii, że, aby ich podnieść, dał Syna Swego i przygotował tysiąc lat na dokonanie tego podźwignięcia. Spostrzegamy niesprawiedliwość, powinniśmy ją spostrzegać; lecz nie naszą jest rzeczą mścić się lub wymierzać karę. Karanie mamy pozostawić Wszechmocnemu. Nie mamy "sądzić przed czasem". Widząc, że zło jest popełnione, możemy powiedzieć: "Ja wiem, że to jest przestępstwo, lecz nie jest to moją rzeczą uregulować sprawę z przestępcą. Bóg wie do jakiego stopnia on jest odpowiedzialny, ja zaś tego nie wiem. Moim obowiązkiem jest mieć sympatię dla niego, modlić się za nim i o ile to jest możliwe, dopomóc mu wyjść z jego złego poglądu do dobrego. Lecz nawet i w tym ja muszę być roztropnym jak wąż, a szczerym jak gołębica. Ja wiem, że to postępowanie jest złem, lecz jak złym jest dany człowiek, tego nie wiem".

Miłość widzi, że cały świat przechodzi wiele trudności z powodu upadku. Przeto miłość mówi: "Bądź łagodnym wobec wszystkich, bądź cichym. Należy ci pamiętać, że znajdujemy się na świecie pełnym grzechu, cierpień, chorób i śmierci". W taki sposób patrząc, miłość nie będzie porywcza do gniewu, lecz będzie myśleć dobrze i sympatycznie o drugich. Przeto, bracia wzrastajmy na podobieństwo naszego Wodza, we wszystkich rzeczach, aż udoskonaleni i uzupełnieni będziemy "stawieni przed oblicznością chwały Jego, bez nagany z weselem" - Juda 24.

W.T. 1916 - 323.
Straż 1934 str. 67 - 70.