R-5966

Rozbicie się statku na Malcie

- 5 listopada 1916 – Dzieje Ap. 27:38-44 -

Św. Paweł człowiekiem wśród ludzi – Jego przykład godny naśladowania – Jego przemiana charakteru świadectwem mocy Bożej – Odwaga apostoła w czasie sztormu – Udaremnienie przez niego zamiaru żeglarzy, by opuścić statek – Jego wpływ na setnika – Jego doświadczenia na wyspie.

„PAN odkupi dusze swoich sług i nie będą zniszczeni ci, którzy mu ufają” – Psalm 34:23 (UBG).

Nasze badania w bieżącym roku ukazują nam św. Pawła z różnych punktów widzenia – jako zaciekłego prześladowcę, skruszonego pokutnika wołającego: „Panie, co chcesz, abym uczynił?”, odważnego świadka prawdy pośród własnego narodu, oddającego siebie w ofierze misjonarza w obcych krajach. Obserwowaliśmy jego postawę wobec królów i ludzi wysoko postawionych. Podziwialiśmy jego odwagę wobec niebezpieczeństw, gdy jako więzień wieziony był do Rzymu. Dzisiaj popatrzymy na niego jako na człowieka między ludźmi w zetknięciu z życiowymi powinnościami i wielkim nieszczęściem – rozbiciem się okrętu.

Odkąd św. Paweł stał się naśladowcą Pana Jezusa Chrystusa, jego zachowanie było szlachetne, pokorne, pobożne, wierne, bogobojne, świętobliwe i godne naśladowania przez wszystkich wyznawców Mistrza. Przemiana, jaka dokonała się w św. Pawle, możliwa jest u wszystkich, którzy mają słuchające uszy i którzy przyjęli poselstwo ewangeliczne do dobrych i szczerych serc. Taka przemiana sama w sobie jest świadectwem mocy Bożej – realności biblijnej religii. Jakże odmienny mógłby być świat, gdyby cała ludzkość doznała takiej transformacji!

Nie wszyscy jednak mają taki stan serca, by ulec wpływowi i pociągnięciu przez ewangelię. Niektórzy będą potrzebować silnego ramienia Mesjasza – władzy i siły Królestwa Tysiąclecia – żeby ich doprowadzić do poddaństwa i wykazać im przewagę dobra nad złem. Dzięki Bogu z wiarą możemy się modlić: „Przyjdź królestwo twoje; bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi”, oczekując, że niebawem się to ziści.

Pokrzepianie towarzyszy

Sztormując przez czternaście burzowych dni i nocy, statek dotarł w końcu do miejsca, w którym mimo ciemności wprawne uszy żeglarzy zdołały wychwycić odgłos fal odbijających się od brzegu. Trudno było im jednak określić kierunek. Zarzucili więc cztery kotwice z rufy okrętu i czekali rana.

W tym czasie św. Paweł, żydowski więzień, zyskał szacunek u wszystkich na pokładzie, bo był z nim Bóg. W trakcie burzy wszyscy z wyjątkiem apostoła stracili odwagę i nadzieję. Jego pełne otuchy nastawienie brało się z uległości względem Bożej woli, a po części także z faktu, że w wizji Pan mu pokazał, iż musi jeszcze głosić ewangelię w Rzymie i że przez wzgląd na niego Boska opatrzność ocali życie każdego na pokładzie tego statku. Serce mające pokój z Bogiem i kierujące się wskazówkami Jego Słowa przygotowane jest na wszystko, co może się wydarzyć, radosnego czy smutnego.

Apostoł zachęcał swych towarzyszy, by nie tracili otuchy. Powiedział im o swej wizji i zapewnił, że całkowicie w nią wierzy. Potem nakłaniał ich, by jedli, aby mogli nabrać sił na wyczerpujące trudy nadchodzącego dnia. Jego pogoda ducha i jego przykład były „zaraźliwe”. Tak jak światło Pana było jego pokojem i radością, tak on z kolei był światłem na tym statku i pociechą dla tych, którzy się na nim znajdowali. Ilustrował to, czego nauczał – że lud Boży powinien czynić dobrze wszystkim ludziom, jak tylko ma okazję, a szczególnie domownikom wiary (Gal. 6:10). Odzwierciedlał swoje własne słowa do kościoła w Koryncie: „Który pociesza nas we wszelkim utrapieniu naszym, abyśmy tych, którzy są w jakimkolwiek utrapieniu, pocieszać mogli taką pociechą, jaką nas samych Bóg pociesza” (2 Kor. 1:4 NB).

Ucieczka z wraku

O świcie dotarli do brzegu w małej zatoce znanej obecnie jako Zatoka św. Pawła na wyspie Malta, nazywanej wówczas Melitą. Żeglarze odcięli kotwice, postawili żagiel pod wiatr i starali się dotrzeć do brzegu. Jednak zanim to nastąpiło, statek osiadł na mieliźnie i przednia jego część utknęła, zaś tylna zaczęła się rozpadać na kawałki pod naporem silnych fal, było to bowiem na styku dwóch prądów morskich. W nocy statek zaczął dryfować, gdyż żeglarze próbowali go porzucić. Zorientowawszy się, że marynarze zamierzają opuścić okręt w małej łodzi, św. Paweł, który radził obrać ten sposób postępowania, powiadomił o tym setnika i podkreślił konieczność zachowania rozsądnych środków bezpieczeństwa, by zapewnić spełnienie się Boskiej obietnicy.

Tak i my powinniśmy sobie zdawać sprawę, że mamy coś do zrobienia w związku z realizacją wspaniałych obietnic Boga dla nas. Odnośnie naszych codziennych spraw On obiecał, że chleb i woda są nam zapewnione. Nie oznacza to jednak, że możemy lekceważyć rozsądne okazje; powinniśmy je raczej wykorzystywać. Obiecał nam On udział w nadchodzącym Królestwie Mesjańskim. Ale dla nas oznacza to uczynienie naszego powołania i wybrania pewnym. Bóg jest całkowicie zdolny i chętny zorganizować wszystko ze swej strony w odniesieniu do każdej sprawy, ale to dla naszej korzyści wzywa nas do okazania naszej wiary przez uczynki, przez współpracę z Nim na różne sposoby.

Widząc, że tylko przez dopłynięcie lub dryfowanie na wraku można dostać się na brzeg, żołnierze zaproponowali zabicie więźniów, gdyż zgodnie z rzymskim prawem odpowiadali życiem za tych, których im powierzono. Jednak setnik wiedział już, że ma uszanować apostoła i przez wzgląd na niego oszczędził wszystkich uwięzionych, pamiętając niewątpliwie o wizji, która napełniła ich wszystkich nadzieją i odwagą, jaka bezpiecznie doprowadziła ich tak daleko. Stało się tak, jak zapowiedział św. Paweł – życie każdego z nich zostało uratowane, ale statek wraz z ładunkiem uległy zniszczeniu.

Apostoł z nowej perspektywy

Już na brzegu rysuje się nam nowy obraz św. Pawła. Apostoł ani nie wymagał od innych należytego szacunku, ani się nie wywyższał, żeby mu służono. Przeciwnie, od razu włączył się do załatwiania bieżących spraw całej grupy. Widzimy go, jak zbiera drewno na ogień, przy którym wszyscy mogliby się ogrzać i wysuszyć. Barbarzyńcy z tej wyspy – określani tak dlatego, że nie mówili ani po grecku, ani po łacinie, tylko po fenicku – okazali im wielką życzliwość.

Gdy jednak spostrzegli, jak żmija pełzająca przy ogniu wpiła się w rękę apostoła, uznali, że więzień ten był niewątpliwie mordercą, bo uszedłszy przed niebezpieczeństwami na rozbitym statku, nadal ścigany był przez Boską sprawiedliwość i został ukąszony, by umrzeć. Spodziewali się, że ręka św. Pawła spuchnie od jadu żmii i że niebawem więzień będzie się wił w agonii i umierał w męczarniach. Gdy ten jednak strącił gada i nic mu się nie stało, wywnioskowali, że musi być bogiem.

Nadarzyła się nowa okazja, by przynieść zaszczyt poselstwu ewangelii, bo niedługo potem św. Paweł dowiedział się o chorobie ojca naczelnika i w cudowny sposób uzdrowił tego człowieka, jak i innych chorych na wyspie. W ten sposób wieść o Chrystusie i Jego słudze w znacznym stopniu się rozprzestrzeniła, jakkolwiek, o ile nam wiadomo apostoł nie próbował głosić poselstwa ani swym towarzyszom na pokładzie statku, ani ludziom na wyspie. Najwyraźniej nie uważał ich za „dobry grunt” do posiania nasienia Królestwa – nie uważał, że należą do tych, których Pan Bóg powołał, by stali się klasą Oblubienicy, obecnie wybieranej i sprawdzanej. Bez wątpienia ich doświadczenia okażą się dla nich korzystne w odpowiednim czasie, gdy uwielbiony Chrystus pociągnie wszystkich ludzi do siebie (Jan 12:32), zapewniając im szczęśliwe możliwości poznania, błogosławieństwa i restytucji (Dzieje Ap. 3:19-23).

Zauważamy, że apostoł nie pochylał się nad podekscytowanymi umysłami ludzi, lecz stosował te same metody ewangelizacji, jakich uczył ich Mistrz, a mianowicie, by policzyć koszty uczniostwa, a następnie, w przypadku gotowości ich poniesienia, by wziąć na siebie krzyż i iść za Panem. Gdyby ta metoda Mistrza w zbieraniu Jego ludu ze świata była nadal stosowana (Mat. 16:24; Łuk. 14:27-33), byłoby znacznie mniej nominalnych chrześcijan, ale wierzymy, że nie mniejsza byłaby liczba tych prawdziwych.

Czas przyprowadzenia świata jeszcze nie nadszedł. Mistrz bowiem modlił się nie za światem, ale za tymi, których Ojciec dał Mu ze świata. Oto Jego słowa: „Ja za nimi proszę, nie za światem proszę, lecz za tymi, których mi dałeś, ponieważ oni są twoi; a nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy przez ich słowo uwierzą we mnie, aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś” (Jan 17:9,20-21 NB). Gromadzenie wybranych odbywa się w tych niekorzystnych warunkach, które mają ich w zupełności wypróbować, sprawiając, by ich droga była tak wąska, że tylko niewielu ją znajdzie, a jeszcze mniej nią podąży. Ale gdy nadejdzie właściwy czas, by zająć się światem, moce niebiańskie i ziemskie będą współpracować z uwielbionym Chrystusem, czyniąc ewangelię tak jasną, że wędrujący człowiek, choćby i głupiec, nie zbłądzi (Izaj. 35:8-10).

Jak wynika z opisu, apostoł i jego towarzysze nie podjęli pracy misyjnej wśród barbarzyńców na wyspie, w pobliżu której się rozbili, ani też wśród żołnierzy i marynarzy, z którymi przyszło im przezimować. Nie zostawili tam kościoła. Możemy dlatego zakładać, że nie znaleźli tam słuchających uszu. Z tego faktu powinna płynąć dla nas taka lekcja, że nie mamy oczekiwać nawrócenia świata ani czegoś podobnego. Mamy natomiast spodziewać się, że Pan znajdzie przy pomocy prawdy wystarczającą liczbę ludzi, by skompletować Kościół, a wtedy moc i władza Królestwa zaprowadzi sprawiedliwość i sprawi, że poznanie Go napełni ziemię i przez Chrystusa błogosławić będzie cały świat (Gal. 3:8,16,29).

Kiedy groźne życia burze
Na morzu i lądzie napawają lękiem,
Ucieczki szukam tam w górze,
Pod osłoną Bożej ręki.
Gdy więc tutaj krzyż swój niosę
Wśród morskich bałwanów i burz,
Jezus chroni moją duszę,
Dziecka Bożego nic nie skrzywdzi już.

The Watch Tower, 1 października 1916, R-5966
Straż 3/2018

Do góry