R5755

OSTATECZNY CEL ZAKONU BOŻEGO

"Koniec przykazania jest miłość z czystego serca i z sumienia dobrego i z wiary nieobłudnej" - 1Tym.1:5.

W powyższym tekście mamy zsumowanie Boskiego Zakonu, w jednym słowie "przykazanie". Faktycznie jest wiele przykazań, które w ogólnym znaczeniu przedstawione są w Dekalogu (Dziesięcioro Przykazań Bożych). Nasz Pan rozdzielił te przykazania na dwie części, zaznaczając, że te dwie części były treściwym określeniem całego Zakonu. Zakon, czyli prawo jest przykazaniem nałożonym przez odpowiedni i właściwy autorytet - jest to reguła postępowania, której przestrzegać jesteśmy zobowiązani. Synowie Izraelscy nie doceniali przykazań danych w Zakonie. Dla nich było to tylko przepisem, co mają czynić a czego nie czynić - ponadto nic więcej. Oni nie zrozumieli właściwej rozległości tej sprawy. Nawet Chrześcijanie mają niejasne pojęcie o Zakonie Bożym.

Nie mamy myśleć, że Zakon jest niedoskonały; albowiem Bóg będąc doskonałym nie mógł dać niedoskonałego Zakonu. Boskie prawo, czyli przykazanie jest więc doskonałe. Mówiąc o Zakonie Apostoł Paweł pisał: "A tak zakon jest święty i przykazanie święte i sprawiedliwe i dobre" (Rzym. 7:12). Przyczyna, że Izraelici nie mogli zachować Zakonu nie była w tym, że Zakon był niedoskonały, ale że oni byli zaprzedani pod grzech, jak to Apostoł oświadcza (wiersz 14). Uznajemy Zakon jako probierz doskonałości. Pan Jezus przyszedłszy na ziemię "uwielbił zakon i sławnym go uczynił". Wykazał jak wielkim i wiele obejmującym jest Zakon, gdy właściwie jest zrozumiany.

Niemożebnym jest dla upadłego człowieka żyć według wymagań doskonałego Zakonu Bożego z powodu niedoskonałości i słabości ciała. O ile to tyczy się Kościoła, niemożliwość ta została usunięta przez Chrystusa. "Sprawiedliwość zakonu jest wypełniona w nas", ponieważ Bóg uczynił dla nas zarządzenie, iż zasługa Chrystusowa przykrywa nasze braki i niedoskonałości. Tym sposobem możemy żyć w zupełnej harmonii z Zakonem; albowiem możemy zachować go w duchu, chociaż niezupełnie w literze, a krew Jezusa Chrystusa dopełnia reszty - przykrywa mimowolne upadki.

Czysta niesamolubna miłość

W tekście naszym Apostoł mówi o końcu przykazania. Wyrażenie to zdaje się być niezrozumiałym. Myślą tego jest, iż ostatecznym celem Zakonu, czyli rzeczą, którą Zakon ma ostatecznie wytworzyć, jest miłość - doprowadzenie nas do stanu zupełnej harmonii z Tym, który Zakon ten dał i który Sam jest uosobieniem miłości. Takim będzie ostateczny wynik Zakonu dla wszystkich, którzy go przyjmują. Bóg chce, aby ci, co są doskonali pozostali doskonałymi, a niedoskonali, aby poznali właściwy probierz postępowania dla wszystkich stworzeń Bożych, probierz sprawiedliwy i słuszny; że Boga należy słuchać nie z przymusu, lecz z miłości ku Niemu i ku zasadom sprawiedliwości. Ostatecznym celem jest, aby wszystkie inteligentne stworzenia Boże, obdarzone życiem wiecznym, były doskonałe, w zupełnej harmonii z ich Stwórcą.

Apostoł dalej wykazuje, że miłość, wymagana Boskim Zakonem musi być pewną szczególną miłością. Znamy miłość rodzicielską do dzieci, także miłość człowieka do niektórych zwierząt, która jest właściwą, jeśli nie jest krańcowa. Jednakowoż w takiej miłości może być pewna, większa lub mniejsza miara samolubstwa. Człowiek może miłuje psa, bo jest to jego pies; lub miłuje dziecko, bo jest to jego dziecko. Przeto taka miłość miałaby w sobie coś samolubnego i nie byłaby bezinteresowną, uczynną czyli najwyższą miłością. Miłość, która by dorównywała wszystkim wymaganiom Boskiego Zakonu, byłaby miłością z "czystego serca".

Pewnego rodzaju miłość może istnieć także w sercu nie zupełnie czystym. Może być mieszanina miłości i samolubstwa i takim jest ogólny stan upadłej ludzkości. Nawet jako Chrześcijan nasza miłość z początku może była tylko częściowo czysta, lecz stopniowo, duch przykazania przyjęty do serca, powinien usuwać samolubstwo. Miłość podobna do Bożej, oznacza miłość do Boskiej prawdy, do Jego świętego Zakonu i do Jego Stworzeń. Jest to miłość niesamolubna, taka, jaką jest miłość Boża. Bóg nic nie zyska z tego, co czyni dla Kościoła, lub z tego, co zamierzył uczynić dla świata. On to czyni z czystego serca, z dobrego, uczynnego i miłującego serca - a nie, aby jak najwięcej na tym zyskać.

Czyste serce jest to, w którego motywach nie ma żadnego samolubstwa; ono chce czynić dobrze wszystkim; nie chce nikomu szkodzić; chce, aby wszystkim było dobrze, tak jak i jemu; chce miłować i służyć Bogu, ze wszystkiej mocy. Nasz Pan pochwalił taki stan serca, mówiąc: "Błogosławieni czystego serca; albowiem oni Boga oglądają". Jest więc widocznym, że osobą czystego serca nie jest jeszcze ten, co rozpocznie chrześcijańskie życie z dobrą intencją. Wszyscy, którzy rozpoczęli życie chrześcijańskie, uczynili to z dobrą intencją, lecz potrzeba im jeszcze instrukcji i nauki. Oni muszą rozwinąć w sobie i udoskonalić czystość serca. To też doświadczenia Chrześcijan są właśnie w tym celu, aby doprowadzić ich serca do stanu czystej, niesamolubnej miłości.

Na początku naszej chrześcijańskiej drogi, serca nasze są czyste w tym znaczeniu, że są szczere, prawdziwe. Nasze myśli i uczucia są zgodne z tym, co mówimy lub czym mienimy się być. Nie zbliżamy się do Boga samymi tylko ustami, ale także sercem. Jednakowoż miłość z czystego serca, tę czystą miłość, o której mówi nasz tekst, zdobywa się przez coraz staranniejsze wyzbywanie się wszelkiego samolubstwa i przez coraz większe napełnianie się Duchem Pańskim. Apostoł mówi to do Chrześcijan, co pokazuje, że mają wyzbywać się tych rzeczy, gdy już są Chrześcijanami. "Lecz teraz złóżcie wy to wszystko, gniew, zapalczywość, złość, bluźnierstwo i nieprzystojną mowę z ust waszych" (Kol.3:8). Rzeczy te trzymają się was w większym lub mniejszym stopniu. Przyobleczcie się w cichość, samokontrolę, cierpliwość, wiarę, wytrwałość, łagodność, braterską uprzejmość i miłość. Starając się o te rzeczy, nasze serca dojdą do stanu, o jakim mówi Apostoł. W taki sposób osiągniemy to, co Bóg zamierzył; mianowicie, "miłość z czystego serca".

Określenie "dobrego sumienia"

Apostoł dalej mówi: "I z sumienia dobrego". Sumienie jest to moralny przymiot umysłu rozróżniający zło i dobro. Niektórzy mają sumienie bardzo czułe i umieją prędko rozeznać, co jest dobre a co złe. Inni mają tak tępe sumienie, że trudno im zadecydować, co jest dobre, a co złe, albo też są obojętni względem moralności ich postępowania. Bóg stworzył człowieka z dobrym sumieniem, zdolnym rozeznawać akuratnie, co jest dobrem, a co złem, lecz grzech spaczył to sumienie. Przeto obowiązkiem każdego chrześcijanina jest naprawić swoje sumienie, nauczyć je, aby umiało dobrze rozeznawać pomiędzy dobrem a złem. Bóg wystawia w Słowie Swoim zasady sprawiedliwości. Przez Zakon Boży Chrześcijanin jest w stanie rozeznać te zasady, poznawać co jest dobrem a co złym w zasadzie.

Złota Reguła nakazuje nam: Czyń bliźniemu twemu, co byś chciał, aby on tobie czynił, w podobnych warunkach. Uważaj, co byś chciał, aby twój bliźni czynił tobie w pewnych warunkach i okolicznościach i w ten sposób ćwicz sumienie swoje, aby mogło widzieć, co należałoby uczynić. Wiele jest rzeczy moralnie złych, których Zakon Boży zabrania. Takie rzeczy są łatwiejsze do rozeznania przez sumienie, ponieważ tylko jeden sposób działania jest możliwy w danej sprawie, jako będący w zgodzie z Bożą wolą. Lecz zachodzą inne rzeczy, na rozpoznanie których potrzeba sumienia dobrze wyćwiczonego. Złota Reguła jest bardzo pomocna w takich sprawach. W miarę jak zasada sprawiedliwości coraz więcej utwierdza się w naszym charakterze, tym łatwiej możemy rozeznawać naszą drogę obowiązku i miłości.

Człowiek, którego sumienie nie zostało odpowiednio wyćwiczone Słowem Bożym, może być zupełnie szczerym a jednak źle postępować. Ktoś może trwać w pewnym sposobie postępowania przez lata; może to czynić z czystym sumieniem, to jest w zupełnej szczerości. Być może, że długo po tym, gdy już został Chrześcijaninem, on dopiero poznał, że niektóre z jego praktyk nie były mądre lub właściwe. Wtenczas on pomyśli sobie: "Teraz widzę, że mój pogląd na tę sprawę był mylny. Odtąd będę w stanie lepiej zrozumieć, jak powinienem postąpić w podobnych warunkach. Dochodzę do przekonania, że sprawiedliwość musi być głęboko wyryta w całej mej istocie, jeżeli chcę być przyjemnym Bogu. Chrześcijańska miłość idzie ponad sprawiedliwość, lecz sprawiedliwość jest pierwsza". Odpowiednio rozwinięty Chrześcijanin ma odpowiednio wyćwiczone sumienie.

"Dobre sumienie'", o jakim mówi nasz tekst jest dobrze wyćwiczone sumienie. Nie jest to sumienie, które by ustawicznie oskarżało swego właściciela, dając mu wrażenie, że zawsze czyni coś złego. Są chorobliwe sumienia, które oskarżają ustawicznie, nie mogąc dojść do żadnej równowagi. Prawdziwie dobre sumienie jest to, które znajduje się w właściwej równowadze. Niezrównoważone sumienie jest coś jak waga spaczona na jedną lub drugą stronę. Waga dobrze ustawiona będzie stać w równości. Na takiej wadze można polegać. Podobnie rzecz się ma z dobrym sumieniem - ono może odczuć najmniejsze uchylenie się od Zakonu Bożego.

Szczerość wiary konieczna

W końcu Św. Paweł dodaje: "I wiary nieobłudnej'". Nieobłudna wiara jest to wiara odpowiednia przedstawiana drugim. Ona nie jest zwodniczą. Czynić coś w obłudzie jest przedstawiać coś na opak. Mamy mieć wiarę, która by nie była opacznie przedstawiana, czyli obłudna, jak to mówi Apostoł. Jako Chrześcijanie mamy wystawione przed nami korzystne zasady w Słowie Bożym. Mamy iść nawet ponad Zakon. Znajdujemy się pod wyższym Zakonem - pod Zakonem ofiarniczej miłości. Wiarą chwyciliśmy się rzeczy, których jeszcze nie widzimy, tej części Boskiego zarządzenia, która dla cielesnego oka nie jest widzialna. Cokolwiek takiego Bóg nam objawił, co wiarą mogliśmy przyjąć jako Jego wolę, musimy zachować szczerze i wiernie. Musimy być szczerymi tak w naszej wierze, jak i w naszym życiu.

Jest wielu przykładnych ludzi, którzy mają dobre pojęcie o sprawiedliwości, a jednak pod względem wiary są obłudnymi. Może myślą, że cel uświęca środki i że mogą wyznawać pewnego rodzaju wiarę, dla korzyści drugich, chociażby wiara ich nie była prawdziwą. Na całym świecie są ludzie, którzy mają taką obłudną wiarę. Oni przedstawiają swą wiarę w fałszywym świetle. Nie wierzą w to, co uczą lub co udają, że wierzą.

Wielu naucza o wiecznych mękach. Zapytani, czy wierzą w tą naukę, odpowiadają: "Ja nie bardzo w to wierzę, lecz zdaje się być koniecznym, aby o tym nauczać". Inni nauczają Wyższą Krytykę, Ewolucję, Nową Myśl itp. - zwodząc, będąc sami zwiedzeni - a jednak roszczą pretensję, że są Chrześcijanami. Wszyscy tacy znajdują się w złym stanie. Jeżeli w rychle nie naprawią tego stanu, nie będą nadawać się do królestwa; albowiem cel Zakonu, miłość, wypełni się tylko w tych, którzy będą przyjęci na to wysokie, zaszczytne stanowisko. Ta miłość wymaga przede wszystkim najwyższej wierności ku Bogu, co znaczy także wierność dla Jego Słowa. Co za korzyść byłaby z końca Zakonu, z ostatecznego celu tegoż, gdyby ten koniec, ten cel, nie mógł być nigdy osiągnięty? Chrystus osiągnął ten koniec, czyli cel Zakonu. Sprawiedliwość Zakonu została wypełniona w Nim istotnie. Prawdziwy Kościół teraz dochodzi do tego w duchu, to znaczy, że serca i umysły tych, co ten Kościół stanowią, są w harmonii z Boskim Zakonem; a ich każdodziennym staraniem jest, aby ich życie - ich słowa, myśli i uczynki - doprowadzić do coraz większej harmonii z doskonałym prawem miłości.

Prawo Nowego Stworzenia

Pismo Święte wszędzie wykazuje, że, według Boskiej oceny, miłość jest najważniejszą rzeczą. Sprawiedliwość ani którykolwiek inny przymiot nie jest ignorowany, lecz przymiot miłości znajduje się na samym wierzchu wszystkich cnót chrześcijańskich. Na liście różnych owoców Ducha Świętego, którą Apostoł podaje w liście do Gal. 5:22,23 widzimy, że na pierwszym miejscu umieszcza miłość, następnie wesele, pokój, nieskwapliwość, dobrotliwość, dobroć, wiarę, cichość i wstrzemięźliwość. Apostoł Piotr podaje listę owoców Ducha Świętego, które należy dodawać jedne do drugich, zmierzając do zupełności wszystkich cnót. Apostoł zaczyna od wiary, która jest fundamentem; następnie dodaje cnotę (męstwo), umiejętność, powściągliwość, cierpliwość, pobożność, braterską miłość, a w końcu miłość w obszernym znaczeniu, która by obejmowała świat, a nawet nieprzyjaciół.

Należy jednak pamiętać, że miłość nie jest czymś takim, co rozwinie się w jednej chwili - ona wzrasta stopniowo. Przeto ci, co mają nieco miłości dziś, nieco tego Ducha Świętego, mogą mieć tego więcej jutro, a jeszcze więcej za rok, ponieważ jest to proces rozwojowy. Ponieważ sam Bóg jest miłością, przeto stworzenie pierwszego człowieka Adama na wyobrażenie Boże, znaczy, że Bóg udzielił człowiekowi tego przymiotu. Nawet w upadłym stanie człowieka widzimy w mniejszym lub większym stopniu objaw tego, to jest naturalną miłość. Prawda, że w wielu wypadkach miłość ta została spaczona do poziomu miłości samego siebie, lecz są jeszcze zacni ludzie, którzy mają znaczny stopień szlachetnej miłości naturalnej, w których pierwotne wyobrażenie Boże jeszcze istnieje. Tacy mają o wiele mniej do pokonywania, pod tym względem, aniżeli osoby więcej samolubne. Wszystkie elementy grzechu zdają się mieć większą lub mniejszą styczność z samolubstwem i z tego też powodu zagrażają najważniejszemu dobru człowieka.

Miłość, którą Pismo Święte zaleca Nowym Stworzeniom, zapoczątkowuje się przy spłodzeniu z Ducha Świętego. Ktokolwiek został spłodzony z Ducha Świętego, ma pewną miarę tej czystej, niesamolubnej miłości, o jakiej mówi Św. Paweł. W proporcji, na ile ktoś wzrasta jako Nowe Stworzenie, o tyle wzrasta w miłości - stopniowo bywa nią napełniony, a objętość jego zwiększa się w miarę jego wzrostu. Na początku naszych chrześcijańskich doświadczeń mieliśmy w sobie tylko jakoby zarodek miłości. Zarodek ten ma się rozszerzać i napełnić nasz cały system. Ta miłość Boża uczyni nas więcej miłującymi, łagodniejszymi i grzeczniejszymi do naszych przyjaciół, do każdego, a nawet do niższych stworzeń.

Jednakowoż Pismo Święte daje nam do wiadomości, że w miarę jak miłość Boża rozwija się w nas, będziemy mieli szczególniejsze zainteresowanie w braciach - w tych, którzy otrzymali tego samego Ducha. Przeto gdziekolwiek Duch Boży się znajduje, tam będzie sympatyczny pociąg do drugich mających podobnego ducha. Ktokolwiek w ogóle ma Ducha Bożego, będzie na pewno miłował braci; albowiem będzie w nich widział zmysł Boży; a jego miłość dla braci będzie się wzmagać w miarę jak będzie w nich widział duchowy rozwój.

Należy wszakże pamiętać, że wszyscy bracia w Chrystusie mają niedoskonałe ciała i z tego powodu mogą dać tylko niedoskonały wyraz tego ducha miłości. A ponieważ są bliżsi jeden do drugiego, z powodu ich wspólnych nadziei i dążeń, przeto łatwiej mogą stać się doświadczeniem jeden dla drugiego, aniżeli osoby ze świata. Niekiedy przychodzi pokusa, aby bratu lub siostrze powiedzieć: "Ty nie okazujesz dosyć ducha miłości!" W taki sposób budzi się duch krytyki, a miłość jest wystawiona na próbę. W miarę jak miłość wzrasta, ten duch miłości będzie w nas i na różne słabości braci będziemy patrzeć z większą łagodnością i pobłażliwością. Nasze codzienne doświadczenia powinny coraz więcej wykazywać nam nasze własne braki. Zauważenie naszych własnych wad i walczenie z nimi, powinno trzymać nas w pokorze. Kto widzi i rozumie swoje własne braki, powinien żywić uczucie sympatii do swego współtowarzysza tej niebieskiej drogi, który wiedzie podobne walki. Jeżeli byśmy tego nie czynili, nie bylibyśmy przyjemnymi Bogu.

Fakt, że bracia mają Ducha Bożego i starają się wyrobić w sobie miłość, aczkolwiek nie mogą jej osiągnąć według własnego lub naszego ideału, wymaga abyśmy ich miłowali. Nasza sympatia dla nich powinna się rozszerzać i pogłębiać, tak, że gdy widzimy ich zachwyconych w jakim upadku, powinniśmy starać się podnieść ich w miłości, pamiętając, aby i my również nie byli kuszeni. Co do głębokości tej miłości, jaką powinniśmy okazać, jest ona wyraźnie określona w Piśmie Świętym. Mamy miłować braci tak jak Chrystus umiłował nas. Jest to bardzo obszerna miłość. Chrystus umiłował nas aż do stopnia ochotnego wydania Swego życia za nas. My również powinniśmy być pełni miłości i sympatii ku braciom w Chrystusie, zawsze gotowymi pomagać im. Cokolwiek uczynimy dla nich, jest manifestacją naszej miłości ku Panu.

Pan zarządził, że nasza miłość do braci i wydawanie naszego życia za nich i w ich obronie, liczy się jakoby to było czynione Panu i On to tak ocenia. Gdyby przyszedł taki czas, że zaszłaby tego potrzeba, powinniśmy być gotowi wydać nasze życie za braci. Mamy je również wydawać codziennie, w służbie dla braci, czy to przez odrzucenie śniegu z ich chodnika, przez zaopiekowanie się, gdy który z nich jest chory, gotowanie dla nich pożywienia, wysyłanie im literatury, zachęcającej ich do wierności na wąskiej drodze - czy w jakiejkolwiek innej służbie. Wszystkie te sposoby i wiele innych są usługiwaniem tym, co są Pańscy - wydawaniem życia za braci. Radujemy się z takich sposobności i przywilejów, że możemy używać nasz czas i nasze siły w sposób, jaki Boska Opatrzność nam wskaże, rozumiejąc, że jedyny wartościowy użytek, jaki mamy z obecnego życia, to wydawanie go w służbie naszych i Pańskich braci, a także w czynieniu dobrze wszystkim, gdy mamy sposobność, dając pierwszeństwo braciom.

Dokąd jesteśmy w ciele, może nigdy nie osiągniemy takiej dojrzałości, abyśmy nie wypowiedzieli słów, ani nie popełnili czynów, które by wyrządziły pewną przykrość bratu. Wszyscy mamy niedoskonałości, które staramy się zwalczać. Jednakowoż "Pan patrzy na serce", a nie na niedoskonałe rezultaty naszych wysiłków. Bóg, widząc szczere pragnienie i starania, aby czynić Jego wolę, przykrywa uchybienia i niedoskonałości nasze zasługą naszego Zbawiciela. Gdy popełnimy omyłkę, powinniśmy z gotowością naprawić ją - przeprosić brata i zapewnić go, że nie mieliśmy zamiaru wyrządzić mu przykrości. Jeżeli zaś zauważymy, że pod naciskiem pokusy nie wiele dbaliśmy o to, że wyrządzamy mu przykrość, to powinniśmy prosić go o przebaczenie, wyznając nasz żal; a następnie powinniśmy wyznać to przestępstwo przed tronem łaski, prosząc o przebaczenie w imieniu Jezusa.

Jeżeli tedy ufamy, że jesteśmy z tych, którym dane będzie miejsce z Chrystusem na stolicy, to starajmy się, aby przy Jego pomocy osiągnąć ten koniec przykazania, koniec Zakonu, jaki dany jest dla Nowego Stworzenia. Niechaj to będzie "miłość z czystego serca, z sumienia dobrego i z wiary nieobłudnej" - miłość, która pobudza do ochotnej i radosnej ofiary wszelkich ziemskich nadziei i ambicji i która wydaje nawet życie za braci. Starajmy się usilnie o tę miłość, abyśmy mogli być uznani za godnych niebieskiego dziedzictwa, które oczekuje "zwycięzców" - Rzym.8:37

W.T. 1915 - 261.
Straż 1933 str. 185 - 188.