R-5425

Cena uczniostwa

- 19 kwietnia [1914] – Łuk. 14:25-35 -

„Bo kto by chciał duszę swoją zachować, straci ją;
a kto by stracił duszę swoją dla mnie, znajdzie ją” – Mat. 16:25.

Miało to miejsce przy końcu misji Wielkiego Nauczyciela. Podążały za Nim wielkie tłumy, wszyscy idący zgodnie z wymaganiem Zakonu do Jerozolimy, aby obchodzić święto Paschy, o której Jezus wiedział już wcześniej, że ma wtedy umrzeć jako pozaobrazowy Baranek Wielkanocny. Od czasu do czasu zwracał się podczas podróży do kogoś z tłumu. Dzisiejsza lekcja dostarcza nam kilku z Jego nauk. W owych dniach nauczyciele mieli zwyczaj przyjmowania uczniów, podopiecznych, takich, którzy uważali ich za wspaniałych nauczycieli i pragnęli się od nich uczyć oraz korzystać z ich wskazówek. Do dzisiejszego dnia chrześcijanie twierdzą, że są uczniami, zwolennikami Jezusa, utrzymują, że zważają na Jego słowo i zabiegają o błogosławieństwo, jakie obiecał On swoim wiernym naśladowcom.

Warto zauważyć, że warunki uczniostwa, jakie wystawił Jezus, są bardzo odmienne od tych, jakie głoszą nieraz ci, co roszczą sobie pretensje bycia Jego rzecznikami, Jego pastorami. Czasem głoszą oni, że wystarczającym znakiem uczniostwa jest pojawienie się w zgromadzeniu i oświadczenie, że pragną modlitw ludu Bożego. Tacy uważani są za nawróconych. Sprawienie, żeby uczynili nawet i ten krok, wymaga zastosowania pewnych pobudek. Czasem mają one charakter komercyjny – lepsze powodzenie w interesach dla kupca, większa przychylność szefa dla urzędnika, „przepustka” do towarzystwa czy lepsze perspektywy awansu politycznego.

Jeśli zestawimy te metody ze słowami Jezusa w tej lekcji, zauważymy, że szerokie rzesze nominalnych chrześcijan są, można by rzec, wabione do wyznawania czegoś, czego nigdy nie zamierzały wyznawać. Podstępem doprowadza się do wyznawania chrześcijaństwa wielu takich, którzy nigdy nie stają się chrześcijanami na warunkach uczniostwa podanych przez Mistrza i nigdy nie podążają za Jego Słowem.

„Jeśli kto idzie do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, nawet i duszy swojej, nie może być uczniem moim. A ktokolwiek nie niesie krzyża swego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim” [Łuk. 14:26]. Z pewnością nie może być dla nas wymówką błędne zrozumienie takich jasnych sformułowań i warunków. Mistrz nie powiedział, że tylko Jego uczniowie mogą w ogóle kiedykolwiek osiągnąć wieczne życie. Zasadniczo uczył On, że cały świat jest zgubiony, odseparowany od Boga i bez prawa do wiecznego życia. Ale On przyszedł umrzeć, „sprawiedliwy za niesprawiedliwych”, aby wszyscy niesprawiedliwi mogli mieć możliwość powrotu do Bożej łaski. Nie mówił, że nikt inny, tylko Jego naśladowcy mają taką szansę przyszłego życia. Ci, którzy tak głoszą, dodają do Słowa i tym sposobem sami siebie wprowadzają w końcu w stan zamieszania.

Jezus uczył na pewno, że w odpowiednim czasie będzie On „prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka przychodzącego na świat” [Jan 1:9]. Świat istniał już od czterech tysięcy lat, zanim przyszedł Jezus, i nikt się nie będzie spierał, że ci, którzy zmarli przed Jego przyjściem, nie mieli możliwości poznania Go i stania się Jego uczniami. A jednak umarł On, aby ich błogosławić, tak samo jak tych wszystkich, którzy od tamtego czasu się urodzili. Oznajmił, że owo błogosławienie świata ma się dokonywać w Jego Królestwie. Powiedział też wyraźnie, że Jego Królestwo nie jest z tego świata, wieku czy epoki, lecz z okresu, który należy do przyszłości. Gdy tu przebywał, zapraszał wyłącznie uczniów i nie próbował docierać do świata.

Uczniowie byli zaproszeni, by się stać współdziedzicami w Jego Królestwie, by mogli siedzieć z Nim na Jego tronie i uczestniczyć z Nim w Jego wielkim dziele podnoszenia ludzkości – w restytucji wszystkiego, co zostało utracone w Adamie i odkupione na Kalwarii. Powiedział im wyraźnie, że tylko przez wiele ucisków będą w stanie wejść do klasy Królestwa, że uciski sprawdzą ich zamiłowanie do sprawiedliwości, ich lojalność względem Boga i że Bóg celowo uczynił tę drogę tak wąską, by jedynie nieliczni, tylko najwyborniejsi spośród ludzi, w oczach Bożych, mogli ją znaleźć – bardzo niewielu idzie tą drogą aż do samego końca, czyli chwały, czci i nieśmiertelności.

Gdy sobie to jasno uświadomimy, dostrzeżemy sens w surowości warunków uczniostwa. Tylko tym, którzy zechcą się zastosować do tych warunków i okazać w ten sposób swoją miłość i wierność dla Boga, słusznie będzie mogła zostać powierzona wielka moc, chwała i cześć, zapewniona w połączeniu z Odkupicielem klasie Królestwa, jak tylko zostanie ona skompletowana. Badajmy uważnie te słowa, oceniając w międzyczasie samych siebie – nie nasze ciało, lecz naszego ducha, nasze intencje, nasze pragnienia.

Dobrze powiedział Ward Beecher odnośnie owego stwierdzenia naszego Mistrza: „Boję się, że nigdy wcześniej i nigdy potem słowa takie nie zostały wypowiedziane do tych, którzy wyznają, że chcą i pragną za kimś iść”. Chyba podobne stwierdzenie znajduje się w Ew. Mat. 10:37: „Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (NB). Słowo „nienawiść” jest widocznie użyte w kontraście do miłości. Bycie uczniem Chrystusa oznacza zatem, że musimy doskonale miłować Pana i zasady, za którymi On stoi, tak by przy porównaniu miłość do innych była jak nienawiść.

Wniosek, jaki stąd wynika od samego początku, oznacza – co się tyczy człowieka, jego woli, zamiaru – odcinanie każdej innej miłości, która stałaby w sprzeczności z naszą miłością dla Pana i naszym posłuszeństwem Jego woli. Przy zestawieniu nasza ziemska miłość ma być uważana za nic. Na Pański rozkaz mamy być gotowi ofiarować każdą ziemską nadzieję, dążenie, cel oraz chętnie i z radością kłaść swoje życie. Tym, którzy przejawiają tego rodzaju pobożność, można powierzyć wszystko. O nich Pan proroczo powiedział: „Cić mi będą, mówi Pan zastępów, w dzień, który Ja uczynię, własnością” (Mal. 3:17).

Fakt, że Jezus sam miał takie usposobienie i ponad wszelkimi innymi sprawami stawiał miłość do Ojca, stanowi zapewnienie, że wszyscy spośród Jego współdziedziców w Królestwie będą mieć taki sam zmysł, takiego samego ducha. On nas upewnia w tym, że Królestwo nie będzie czymś samolubnym, lecz wręcz odwrotnie. Królowie, kapłani i sędziowie tego Królestwa będą nie tylko nieodparci w mocy, ale też nieprzekupni, nieprzejednani. Z nimi Boski standard będzie absolutnie nadrzędny.

Takie poświęcenie się Panu, jak opisane jest tutaj, będzie z konieczności oznaczać w końcu zerwanie wielu ziemskich więzi. Znaczy to, że naśladowcy Jezusa będą uważani za ludzi osobliwych; wielu będzie postrzegać ich postępowanie jako dziwne, nienaturalne, szalone. Dlatego, jak stwierdza św. Paweł, „jesteśmy głupi dla Chrystusa” [1 Kor. 4:10 NB] – ponieważ głosimy mądrość Bożą i Bożą miłość, przedkładając je nad mądrość ludzkości i miłość ludzkości. O takich św. Jan pisze: „Gdyż jaki On jest, tacy i my jesteśmy na tym świecie” [1 Jana 4:17 NB] – wyobcowani, niezrozumiani, zniesławiani i pomawiani. Tylko ci, którzy ostoją się w obliczu takich doświadczeń, mogą być zwycięzcami korony, do jakiej nawiązuje Jezus, mówiąc: „Zwycięzcy”, dam koronę żywota i „pozwolę zasiąść ze mną na moim tronie” [Obj. 2:10, 3:21 NB].

„Lecz do tego, któż jest sposobny?” [2 Kor. 2:16] – pyta Apostoł. I udziela odpowiedzi: „Sposobność nasza z Boga jest” [2 Kor. 3:5] i z obietnic: „Dosyć masz na łasce mojej; albowiem moc moja wykonywa się w słabości” [2 Kor. 12:9] oraz: „Nie zaniecham cię ani cię opuszczę” [Hebr. 13:5].

Definicja noszenia krzyża

Przydając jeszcze do surowości tych warunków, Jezus rzekł: „A ktokolwiek nie niesie krzyża swego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim” [Łuk. 14:27]. Nie wystarczy, że startujemy z odważnym zamiarem, śmiałym wyznawaniem Jezusa i wyraźnym przyznawaniem się do uczniostwa. Po tym, jak okazujemy wierność w opowiadaniu się po stronie Pana, musimy zostać sprawdzeni. Nie ci, którzy okazali tylko niewielki entuzjazm na początku, ale ci, którzy wykażą swoją wartość poprzez wierność, będą uznani za godnych i ostatecznie przyjęci przez Pana. Noszenie krzyża musi być sprawą codzienną. Naszymi krzyżami są sprzeciwy ze strony świata, ciała i diabła, którzy stoją w konflikcie z Boską wolą przedłożoną w Pańskim Słowie. Jedynym właściwym nastawieniem jest to, jakie wyraża Mistrz, mówiąc: „Nie moja wola, lecz twoja niech się stanie” [Łuk. 22:42].

Jako przestrogę dla wszystkich, by nie podejmować się uczniostwa bez dojrzałego rozważenia, nasz Pan podał przypowieść o człowieku, który zaczął budować wieżę, położywszy fundament, ale nie był w stanie dokończyć budowy i jego wysiłek był daremny, a on sam się tylko ośmieszył i wygłupił. Inną ilustracją byłoby pójście na wojnę bez odpowiedniego przygotowania – przedsięwzięcie, które skończyłoby się fatalnie. Wszyscy naśladowcy Chrystusa podejmują się budowy charakteru i prowadzą „dobry bój”. Kto się zaciąga pod sztandar Jezusa, staje przeciwko Szatanowi i grzechowi i musi się spodziewać, że walka będzie ciężka i że nie otrzyma korony zwycięstwa ani nie usłyszy słów: „Dobrześ wszystko uczynił”, jeśli nie okaże wytrwałości we właściwym postępowaniu.

Jakież byłoby to błogosławieństwo, gdyby wszyscy, którzy bronią sprawy Chrystusa, tak postępowali z pełnym, czystym zrozumieniem tego, co robią i gdyby z niezmienną determinacją szli naprzód dobrą drogą, nawet nie oglądając się za siebie! Sprawa Chrystusowa byłaby znacznie bardziej zaawansowana między ludźmi; a chociaż ich liczba byłaby znacznie mniejsza, ich wpływ i siła na świecie byłyby niewątpliwie znacznie większe.

„Sól jest dobra, ale...”

Sól ma właściwości konserwujące w stosunku do każdej rzeczy, jakiej dotyka. Służy również do tego, żeby wydobyć smak z naszych potraw. W dawnych czasach była używana jako symbol wierności, lojalności; mówi się nawet, że Arabowie pozostają wierni w stosunku do osób, w domu których jedli sól. Dla nich oznacza to ślub lojalności.

Jezus posłużył się solą jako symbolem reprezentującym Jego własną lojalność względem Boga oraz wierność, jaką wszyscy Jego naśladowcy muszą nie tylko posiadać, ale też utrzymywać. Jeśli sól straci swoją wartość jako przyprawa, staje się bezużyteczna. Nie nada się na nawóz, gdyż spowoduje odwrotny efekt. Jest absolutnie nieprzydatna do niczego innego prócz przewidzianego dla niej oddziaływania. Tak i chrześcijanin ma specjalne zadanie na świecie – być siłą zachowawczą, mieć do pewnego stopnia właściwości antyseptyczne i wydobywać dobre cechy tych, z którymi wchodzi w kontakt. Jest to misją chrześcijanina w odniesieniu do świata. Jeśli zawodzi on pod tym względem, zawodzi, jeśli chodzi o cel, dla którego został powołany i nie przedstawia szczególnej wartości w Pańskiej służbie.

„Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha”, rzekł Jezus podsumowując. Wszyscy Jego naśladowcy muszą zwracać uwagę na te słowa. Kto je zlekceważy, wzgardzi Tym, który je dał i z pewnością zabraknie mu tego błogosławieństwa, jakie inaczej miałby zapewnione; tak jak świat, który „ma uszy, ale nie słyszy i oczy, ale nie widzi”. Do świata nie możemy przykładać takiej samej miary jak do siebie i wszystkich, którzy wyznają, że są naśladowcami Jezusa. Najwyższym wzorcem dla świata jest Złota Reguła. Dla chrześcijanina najwyższym standardem jest samoofiara, wykonywanie woli Bożej za wszelką cenę.

The Watch Tower, 15 marca 1914, R-5425
Straż 1/2014

Do góry