R-5281

Luksusowa podróż a ofiara

Mój drogi bracie Russell!

Zanim napiszę o czymś innym, pozwól, że pokornie i z wdzięcznością podziękuję ci za Twoje jasne nauczanie z Pisma Świętego i za udzielanie go światu po cenach, które niemal każdy jest w stanie zapłacić.

Praktycznie opuściłam Kościół anglikański i prawie ze wszystkiego zrezygnowałam po tym, jak w 1908 roku wciśnięto mi do niechętnej dłoni kilka kopii „Peoples Pulpit” [Kazalnica ludowa]. Od tamtego czasu nieustannie dociera do mnie coraz to więcej światła za pośrednictwem sześciu tomów „Wykładów”. Staram się też prowadzić życie, które bardziej podobałoby się Panu. Jestem w sąsiedztwie niemal jedyna, gdy wziąć pod uwagę wierzących w „teraźniejszą Prawdę”, jednak członkowie zgromadzenia Victoria wyciągnęli do mnie pomocną dłoń. To, co głosisz, było dla mnie tak nowe, że przez pewien czas bałam się to przyjąć, gdyż zostaliśmy ostrzeżeni przed fałszywymi nauczycielami ostatecznych dni. Jednak całe Twoje nauczanie oparte jest na Biblii i dalekie od wygładzania czy też poszerzania wąskiej drogi, jasno dając do zrozumienia, że nie można spodziewać się niczego innego po tej stronie zasłony. Jest ono dalekie od twierdzenia, że możemy być chrześcijanami wyłącznie z imienia. Wskazuje, że mamy być podobni do Chrystusa w uczynku i w myśli, że nie powinniśmy się spodziewać popularności. Musimy zaakceptować to, że jesteśmy ludem osobliwym, który ma być wzgardzony tak jak nasz Mistrz, a nasza własna, indywidualna odpowiedzialność zwiększa się, w miarę jak On udziela nam więcej światła, a to nie może oznaczać postępowania ręka w rękę ze światem. Dlatego też staram się obecnie skłonić inne osoby do czytania „Wykładów Pisma Świętego”.

Z całą pokorą chciałabym zapytać Cię, w jaki sposób mamy pogodzić opis luksusowego pociągu, hotelu na kołach z jego salonem, szefem kuchni, zastępami kelnerów itp. z przykładem udzielonym nam przez Jezusa z Nazaretu? Czy nie jest to, drogi Bracie, schlebianie duchowi światowości? Wydaje mi się, że gdyby to Jezus organizował taką podróż, to wybrałby raczej czysty wagon turystyczny, posiadający wszystko, co konieczne, ale bez luksusów. W jaki sposób mamy też pogodzić fakt, że On nie miał na ziemi miejsca, gdzie by mógł głowę skłonić, z tym, że Jego najważniejszy ziemski pasterz (którego On sam tak bardzo zaszczycił ze względu na wierność i pokorę) miałby zatrzymywać się w najlepszych hotelach, zamiast przebywać z Jego pokornymi naśladowcami? W IV Tomie na stronie 31 wskazujesz, że kościoły reformacyjne nie odniosły sukcesu, gdyż „poczyniły wiele ustępstw na rzecz świata w zamian za niewielkie korzyści”. Czy to nie jest powtarzanie tego samego typu zachowania? Powiedziano mi, że to przedstawiciele prasy zorganizowali w ten sposób sprawy dla Ciebie. Czyż nie uświadamiałeś nam jednak, że odpowiedzialność spoczywa na każdym indywidualnie? Bóg umie zadbać o swoją pracę w przyszłości, tak jak to czynił dawniej, bez uzależniania się od ludzi prasy. Nie umiem, Bracie, zrozumieć tego wszystkiego i będę czekała na kilka słów od Ciebie, jako od tego, który mi do tej pory tak wiele pomógł. I Tom, str. 199: „Poświęceni, czyli przeobrażeni, prócz wysiłku podejmowanego w celu ujarzmienia grzechu, muszą ofiarować obecne dobre rzeczy”. I Tom, str. 203: „Owe przemieniające wpływy prowadzą do złożenia ofiary i cierpienia”.

Szczerze oddana, ......

Odpowiedź Redaktora

Droga Siostro!

Twój list z 15 czerwca czytam jeszcze w pociągu. Dziękuję za Twoje szczere stwierdzenia i pytania.

To prawda, że za czasów naszego Pana nie było wykwintnych hoteli. Nie było też linii kolejowych, a swoje podróże odbywał On częściowo na małej łodzi, a po części piechotą albo na ośle. Gdybyśmy mieli literalnie naśladować Mistrza, możliwości obecnego „żniwa” zostałyby mocno ograniczone. W naszym przekonaniu żniwo Wieku Żydowskiego ograniczało się jedynie do niewielkiego kraju, Palestyny, podczas gdy „żniwo” obecnego Wieku ma zakres ogólnoświatowy, a dokonać się ma w podobnym okresie czterdziestu lat.

Wierzymy, że owe cudowne wygody naszych dni stanowią przygotowanie do Tysiąclecia i że Pan nie ma nam tego za złe, że wykorzystujemy je w związku z naszą służbą dla Niego. Wręcz przeciwnie. Wydaje nam się, że Bóg zapewnił te wspaniałe udogodnienia właśnie po to, by ułatwić dzieło „żniwa”.

Przy tej okazji przypominamy słowa Apostoła, który zapewnia, że Bóg nam „ku używaniu wszystkiego obficie udziela” [1 Tym. 6:17], by się tym cieszyć, ale nie żeby to nadużywać. Mamy tego przykład w związku z naszą wizytą w Indiach. Główne zainteresowanie pojawia się tam w zachodniej części kraju, gdzie praktycznie nie ma sieci kolejowej. Rozważaliśmy, w jaki sposób dałoby się zorganizować tam jakiś środek transportu umożliwiający odbycie wizyty, która byłaby w interesie Pańskiej sprawy, ale jednocześnie nie zajęła nam zbyt wiele czasu. Nasze wątpliwości wyjaśniły się, gdy dowiedzieliśmy się, że około dziesięć dni przed naszym przybyciem uruchomiona została linia autobusowa z powodzeniem zastępująca kolej.

Co się zaś tyczy hoteli, to akurat w tym aktualnym przypadku nie miałbym żadnej potrzeby przebywania w hotelu, ponieważ mogę całkiem wygodnie mieszkać w pociągu. Jednak służba prasowa zajmująca się moimi kazaniami jest zainteresowana tym, by z mojego przybycia zrobić rodzaj widowiska. Chodzi o to, by skupić jak najwięcej uwagi na kazaniach, które publikują. Ze światowego punktu widzenia osoba publiczna, która cieszy się sławą i o której dobrze się mówi, powinna być podejmowana w najlepszy sposób, jaki jest tylko dla jej przyjaciół osiągalny. Wedle tych zasad skromny hotel świadczyłby o niskiej ocenie czyjegoś znaczenia. A jeśli przyjaciele demonstrowaliby niską ocenę takiej osoby, to gazety reprezentujące swoich czytelników, oceniłyby ją również odpowiednio nisko, a kazania nie byłyby w ogóle publikowane.

Przedstawiciele prasy z pewnością zasługują na to, bym poświęcił im nieco uwagi. Ocenia się, że moje cotygodniowe kazania, drukowane w dwóch tysiącach gazet, docierają do ok. 15 mln czytelników. Chcąc osiągnąć taki rezultat za pomocą reklamy, trzeba by wydawać miliony dolarów rocznie. Dla przywileju głoszenia chwalebnej Ewangelii miłości Bożej w Chrystusie gotów jestem nie tylko zadowolić służby prasowe, zamieszkując w dobrym hotelu czy udając się w długą podróż do Panamy albo dookoła świata, ale także znosić oszczerstwa i kłamstwa zazdrosnych duchownych, którzy przez fałszywe przedstawianie mojej postaci starają się doprowadzić do tego, by moje kazania nie były drukowane i żeby nie odbywały się zgromadzenia z wielkim udziałem publiczności. Spoglądając jednak w przyszłość, mam nadzieję i to, jak wierzę, uzasadnioną, że otrzymam uznanie od Pana: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzę” [Mat. 25:21].

Nie widzimy nic złego w takim przyzwoleniu, by gazety miały coś do powiedzenia w sprawie naszych ziemskich warunków, jeśli nie dokonuje się przy tym żadne ustępstwo co do zasad. Gdyby żądano, byśmy pogwałcili nasze sumienie w sprawie treści publikowanych kazań, to sprawa wyglądałaby inaczej. Sumienie nie jest na sprzedaż, za żadną cenę. Jeśli jednak zapewnia się nam dodatkowe wygody, to nie widzimy w tym żadnego grzechu. Raczej przypominamy sobie, że nasz Pan nie wahał się nosić szaty bez szwów, której posiadanie w tamtych czasach uważane było za ekstrawagancję i w żaden sposób nie było osiągalną dla zwykłego ludu, który Mu towarzyszył.

Pamiętamy też, że chociaż Jezus nie posiadał własnego domu, to jeden z Jego uczniów, św. Jan, takowy posiadał. Podobnie jak Piotr. Przypominamy sobie też, że nasz Pan miał dom, kiedy tylko chciał, w Betanii u Łazarza, Marty i Marii. Podjęto Go tam wystawną ucztą, łącznie z alabastrowym naczyniem bardzo kosztownego olejku. Pamiętamy, że gdy Judasz uznał taką ekstrawagancję za niestosowną, nasz Pan go upomniał, a usprawiedliwił Marię. Wiemy, że nasz Pan przynajmniej przy jednej okazji uczestniczył w weselu, a przy innej był gościem u bogatego faryzeusza w jednym z najlepszych domów tamtych czasów.

Ten „luksusowy pociąg” z kucharzami, czyli szefami kuchni doglądającymi zaopatrzenia w żywność, to także efekt zwykłego w prasie nieco przesadnego języka opisu. Nie ma w tym nic złego, że nazywają kucharza z francuska „szefem kuchni”. Jeśli jednak ktoś wyciąga z tego wniosek, że owi kucharze otrzymali jakieś fantastyczne wynagrodzenia za swoją usługę, tak jak to ma miejsce w przypadku szefów kuchni u Vanderbiltsów czy Gouldów, to jest w błędzie. Owymi „szefami”, czyli kucharzami w naszym pociągu byli bracia, którzy wykorzystali miesiąc swojego urlopu, by móc uczestniczyć w naszej podróży konwencyjnej, a przy okazji usłużyli braciom w pociągu.

Pociąg został opisany przez prasowego grafika jako „de luxe”, choć był to dokładnie taki pociąg, jakim podróżuje każdy, kto korzysta z kolei. Niektóre z wagonów miały zwykły standard Pullmana, a inne były w standardzie klasy turystycznej albo tanich wagonów sypialnych. Oczywiście, tak jak sugerujesz w swoim liście, owi przyjaciele, którzy z nich korzystali, mogli zaoszczędzić, gdyby pojechali wagonem towarowym albo najlepiej poszli na piechotę. Nawet gdyby sami wynajęli wagon towarowy i na własny koszt wyposażyli go surowo w same tylko drewniane ławki i snopki słomy, to i tak ich koszty byłyby niemal takie same, jeśli nie dokładnie takie, a mieliby przy tym znacznie więcej kłopotu.

A poza tym, droga siostro, nie miałem nic wspólnego z ustaleniami dotyczącymi pociągu. Ja zadbałem o spotkania z badaczami Pisma Świętego z Zachodu, których rzadko mam możliwość zobaczyć. Moja wizyta była odpowiedzią na prośby, bym przybył i wziął udział w publicznych zebraniach. Moją intencją było skorzystać z regularnych połączeń kolejowych, lecz brat dr Jones, dowiedziawszy się o moich planach podróży, zapytał, czy nie chciałbym mieć towarzystwa. Odpowiedziałem mu, że byłoby mi bardzo przyjemnie.

Brat dr Jones nawiązał kontakty z braćmi, czego wynikiem był pociąg pełen przyjaciół, którzy mieli podróżować razem ze mną. Niektórzy z nich wykorzystali tę okazję do spotkania się z przyjaciółmi z zachodniego wybrzeża. Wszyscy chcieliśmy skorzystać ze społeczności, jaką mogliśmy mieć w pociągu oraz podczas rozmaitych zebrań, które były zaplanowane. Uczestniczyli oni także w pracy. Dwóch z nich pracowało jako stenografowie. Prof. Read nieodpłatnie usługiwał nam w zakresie śpiewu, jeszcze inni wykonywali pomocnicze prace organizacyjne. Wszyscy zaś czynili, co tylko było w ich mocy, aby wprowadzać dobry nastrój i zachęcać miejscowych badaczy Pisma Świętego w różnych miejscowościach, które odwiedzaliśmy. Dodatkowo wykonana została znaczna ilość pracy w zakresie ochotniczego rozdawania darmowej literatury.

Grozi nam, droga siostro, niebezpieczeństwo dojścia do mylnych wniosków odnośnie sposobów cierpienia z Chrystusem. Gdybyśmy myśleli, że cierpienia Mistrza polegały wyłącznie na tym, że ubierał sandały zamiast butów, że chodził piechotą, zamiast jeździć, to stopniowo doprowadziłoby nas to do krańcowego błędu, który dominował w „ciemnych wiekach” i do pewnego stopnia nadal jeszcze jest popularny wśród naszych katolickich braci. Niektórzy z jego wyznawców starają się mieć większe cierpienia niż Jezus i chodzą na bosaka albo się biczują, a potem wdziewają włosienicę, by zwiększyć ból, gdyż włókna drażnią świeże rany powodując ropienie. Uważają oni, że to są właśnie cierpienia Chrystusowe.

Stopniowo i katolicy, i protestanci zaczynają zauważać, że jest to niewłaściwy pogląd. Jezus korzystał z najlepszych dróg i najdogodniejszych narzędzi dostępnych w Jego czasach. Jego cierpienia polegały szczególnie na znoszeniu sprzeciwu nieprzyjaciół, który sprawiał, że „wzgardzony był i opuszczony przez ludzi” [Izaj. 53:3]. Był on oczerniany, a „gdy [Mu] złorzeczono, nie odzłorzeczył” [1 Piotra 2:23]. Znosił to wszystko cierpliwie dla Prawdy i w ten sposób wystawił nam przykład, jak postępować Jego śladami, byśmy podobnie znosili dla braci przeciwności ze strony świata, sprzeciw czy oszczerstwa.

Ufam, droga siostro, że nie upadniesz z powodu środków, które Pan wykorzystuje w czasie „żniwa” w celu rozpowszechniania poselstwa właściwego na nasz czas, które budzi Jego lud i prowadzi go do lepszych metod badania Biblii. Nawet jeśli nie możesz w tej sprawie zachować z nami całkowitej jednomyślności, to przynajmniej sama nie upadaj, ale pamiętaj, że każdy sługa „Panu własnemu stoi albo upada” [Rzym. 14:4]. Innymi słowy, coraz dokładniej uświadamiajmy sobie, że to sam Bóg kieruje własnym dziełem i że niezależnie od tego, jakie możemy uzyskać błogosławieństwo, powinniśmy być Mu za nie wdzięczni.

Pozostający w chrześcijańskiej miłości
Twój brat i sługa w Panu
C. T. Russell

The Watch Tower, 15 lipca 1913, R-5281
(fragment od 5282)
Straż, 3/2013

Do góry