R5052 do 5053

JAK ŚWIĘTY PIOTR ZOSTAŁ UKARANY ZA ZAPARCIE SIĘ PANA

"Szymonie Jonaszowy, miłujesz mię więcej niżeli ci?" - Jan 21:15.

Kontekst ujawnia, że słowa te były wypowiedziane do Piotra, przez Zbawiciela przy Jego trzecim ukazaniu się uczniom po Jego zmartwychwstaniu. Było to prawdopodobnie około trzy lub cztery tygodnie po zmartwychwstaniu Pana. Jego ukazanie się Marii w poranku Jego zmartwychwstania, oraz późniejsze nieco pokazanie się dwom uczniom idącym do Emmaus, widocznie nie wchodzą tu w rachubę, lecz Jego pokazanie się tego samego wieczora, wszystkim uczniom oprócz Tomasza, w wieczerniku, zostało policzone za pierwsze. Zaś Jego pokazanie się uczniom tydzień później, gdzie obecnym był i Tomasz, za drugie.

Znaczna przerwa pomiędzy tym drugim a trzecim ukazaniem się Mistrza, była niezawodnie w celu wypróbowania wiary w Apostołach, tudzież w celu pobudzenia ich do podjęcia decyzji, co do dalszego ich postępowania. Decyzja ich nie była właściwą, więc przy tym trzecim ukazaniu się im, Jezus starał się ją naprawić. Na ile możemy wyrozumieć z różnych zapisków, przynajmniej dwie niedziele przeszły od czasu wtórego ukazania się Jezusa uczniom. Ponieważ przez całe te dwa tygodnie, nie okazał się Pan nikomu z nich, więc stracili nadzieję, jaką w Nim położyli i postanowili powrócić nazad do rybołówstwa, co też uczynili. Podróż do Galilei i wznowienie pracy łowienia ryb, zabrało prawdopodobnie jeszcze jeden tydzień czasu.

Umysłowe naprężenie, w jakim Apostołowie i inni uczniowie, przez cały ten czas się znajdowali, możemy sobie więcej wyobrazić aniżeli opisać. Byli oni wielce zakłopotani. Mieli oni dowody zmartwychwstania ich Mistrza; mieli zwróconą uwagę na Pisma wykazujące, że to, co się stało z Jezusem było koniecznym i zgodnym z Boskim naprzód nakreślonym planem. Oni spodziewali się dalszych konferencji z ich zmartwychwstałym Mistrzem i że On im powie wyraźnie, co mają teraz czynić.

Lecz Pan się nie pokazywał, więc uczniowie będąc zostawieni samym sobie, bardzo się zniechęcili. Oni opuścili wszystko i poszli za Nim, aby ogłaszać ludowi, że On był Synem Bożym, onym od dawna obiecanym Mesjaszem; że On wkrótce ustanowi Swoje królestwo i zleje Boskie błogosławieństwo, najprzód na Izraela, a później przez Izraela na wszystkie rodzaje ziemi, jak to obiecał Bóg Abrahamowi. Teraz zaczęło im się zdawać, że nadzieje ich były mylne. Możliwe, że mówili sobie: Jak niedorzecznym byłoby gdybyśmy teraz starali się ludzi przekonywać, że człowiek ukrzyżowany jako szarlatan i bluźnierca, był rzeczywiście Mesjaszem! Jak niedorzecznym byłoby ogłaszać o Jego zmartwychwstaniu! Zdawało im się, że nie mogą postąpić inaczej jak tylko zaniechać dalszej misji ogłaszania Ewangelii o królestwie i powrócić do dawnego rzemiosła, to jest do rybołówstwa.

Łowili całą noc

Pierwsza ich noc była niefortunna, nic nie złowili. Prawdziwie zdawało się jakoby Bóg ich karał za to, że uczniami Jezusa przez pewien czas byli - bo im się w niczym nie szykowało. Lecz nie tak; była to tylko potrzebna dla nich nauka.

Gdy już było rano, zauważyli jakiegoś mężczyznę na brzegu, który ich zapytał czy nie mają ryb na sprzedaż. Odpowiedzieli, że nie mają, bo nic nie złowili. Nieznajomy podał im radę, aby zapuścili sieć po drugiej stronie łodzi. Wobec całonocnego niepowodzenia, rada ta zdawała się niedorzeczną, oni jednak zastosowali się do niej i sieć została momentalnie napełniona rybami! Nie wiele czasu potrzeba im było do zrozumienia danej im lekcji. Instynktownie poznali, że tym nieznajomym na brzegu nie mógł być kto inny, jak tylko ich Mistrz. Oni przypomnieli sobie takie samo wydarzenie, którego byli świadkami wówczas, gdy po raz pierwszy byli wezwani opuścić sieci i stać się rybakami ludzi.

Cała ich uwaga ześrodkowała się na rybołówstwie, lecz teraz łodzie, sieci, ryby i wszystko inne, straciło dla nich wszelką wartość. Oto stał przed nimi ich zmartwychwstały Pan, za którego trzecim ukazaniem się oczekiwali już blisko trzy tygodnie. Św. Piotr, obawiając się, aby Mistrz nie zniknął zanim łódź do brzegu dopłynie, wskoczył do wody i popłynął sam. Ku swemu zdziwieniu zauważył, że nieznajomy miał już ryby i do tego już upieczone. Wszyscy zostali zaproszeni do wspólnego śniadania.

Nieznajomy ten, nie miał na sobie takiego samego ubrania, jakie kiedyś nosił ich Pan; nie miał także żadnych znaków na rękach i nogach od gwoździ, po których to znakach mogliby Go łatwo rozpoznać. Tym razem ukazał się w zupełnie innej postaci. Mimo to oni Go poznali, tak samo jak poznali Go ci dwaj uczniowie idący do Emmaus, nie z powierzchownego wyglądu, ale z błogosławienia chleba. Tak i teraz poznali od razu, że nikt inny tylko ich Mistrz mógł taki cud uczynić. Nie pytali się więc kim On jest, bo czuli się wielce onieśmieleni; jako czytamy: "I żaden z uczniów nie śmiał Go pytać: Ty ktoś jest?", lecz wszyscy wiedzieli że to był Pan.

"Miłujesz Mię więcej"

Po spożyciu śniadania, nieznajomy zwrócił się do Piotra mówiąc: Miłujesz mię więcej aniżeli te rzeczy, aniżeli łodzie, sieci i wszystko odnoszące się do rybołówstwa? Piotr odpowiedział: "Tak jest Panie! Ty wiesz, że cię miłuję". Słowa, jakie Piotr użył pokazywały jakoby on chciał się pochwalić swą miłością. Jezus mu rzekł: "Paśże baranki (jagnięta) moje".

To samo pytanie stawione było Piotrowi drugi raz: "Szymonie Jonaszowy! miłujesz mię?" Niezawodnie, że Piotr odczuł wielki nacisk po tym pytaniu. Czemu Mistrz jego tylko miłość kwestionował? Czemu to pytanie stawiał tylko jemu a nie drugim? Czyżby dlatego, że on był pierwszym, który podał myśl powrotu do rybołówstwa? Czyżby go Pan chciał za to winić? Jednakowoż odrzekł: "Tak jest Panie! Ty wiesz, że cię miłuję". Tym razem rzekł mu Jezus: "Paśże owce moje". Po raz trzeci pyta się Jezus Piotra: "Szymonie, Jonaszowy! miłujesz mię?" Stawiając to samo pytanie po raz trzeci, pomimo podwójnego zapewnienia Piotra o jego miłości, wyglądało jakoby Pan kwestionował serdeczność i głębokość miłości Piotra. Niezawodnie, że przy tym trzecim pytaniu, przypomniał sobie Piotr scenę, jaka się rozegrała przed domem Kajfasza, gdzie zaparł się swego Mistrza po trzykroć, nawet z przysięgą. A teraz, Jezus po trzykroć zapytuje się go, czy on Go miłuje. Zasmucił się Piotr i z łkaniem odpowiedział: "Panie! Ty wszystko wiesz, Ty znasz, że cię miłuję". Odpowiedź Pana była: "Paśże owce moje".

Według tych słów Mistrza wypowiedzianych do Piotra, najgłówniejszym zajęciem Pańskich naśladowców, miało być służyć duchowym potrzebom owiec. Zgodnie z tym, apostoł Paweł przemawiając do starszych Zboru Efeskiego, udzielił im takiej rady: "Pilnujcież samych siebie i wszystkiej trzody, w której was Duch Święty postanowił biskupami, abyście paśli Zbór Boży" (Dz.Ap. 20:28). Zachodzi tu pewien punkt, który zdaje się, że jest bardzo często przeoczany. Gdyby wszyscy naśladowcy Pana zdawali sobie sprawę z tego, że polecenie, jakie Pan dał Piotrowi przechodzi także i na nas wszystkich, to pewno zaszłaby wielka zmiana w większości naszych kazań.

Mylne metody chrześcijan

Czyż nie jest to prawdą, że Chrześcijanie na ogół biorąc, przeoczyli tę ważną lekcję a mianowicie, że główną pracą tak zwanych sług Bożych i pasterzy w obecnym czasie, jest paść trzodę Pańską? Czyż nie jest to prawdą, że oni stosunkowo bardzo mało pasą, czyli udzielają prawdziwego pokarmu duchowego. Wiadomo, że nowo nawróconym Chrześcijanom dane jest do zrozumienia, że skoro przyłączył się do kościoła, jest już zbawiony i że teraz niechaj się stara, aby i drugich pozyskać dla Chrystusa - szczególnie niech daje pieniędzy, bo przy pomocy tychże można będzie nawrócić cały świat. Niechaj się stara pracować dla Jezusa przez zbieranie składek na wydatki kościelne, na misje zagraniczne, miejscowe itd.

Czy nie trafia się dość często, że gdy wyznawca, tego lub owego kościoła poczyna myśleć i wypytywać się o niektóre artykuły wiary, to nauczyciele nie wiedzą co mu odpowiedzieć i zbywają go słowami: "Nie rozmyślaj tak dużo, staraj się więcej działać". Smutne jest to, ale prawdziwe! Według polecenia Pańskiego "baranki" (jagnięta) powinny być karmione, aby się mogły stać owcami. Podobnież i "owce" powinny być doglądane, pouczane i karmione pokarmem mocniejszym aniżeli baranki. Podobną myśl wyraził apostoł Piotr, gdy pisał: "Szczerego mleka Słowa Bożego pożądajcie, abyście przez nie urośli". - 1Piotr.2:2.

Jak mało jest dziś kaznodziejów, którzy by się stosowali do polecenia danego przez Pana. Mało jest takich, którzy zdają się rozumieć i do siebie stosować słowa Mistrza, wypowiedziane do Piotra: "Paśże baranki moje" i "paśże owce moje". Jako wynik tego, kościół Chrześcijański znajduje się w stanie duchowego głodu. Wiele osób szczerego serca, nie wiedzą wcale w co mają wierzyć. Dla wielu byłoby rzeczą niemożliwą stosować się do napomnienia Św. Piotra: "Bądźcie zawsze gotowi ku daniu odpowiedzi każdemu domagającemu się od was rachunku o tej nadziei, która jest w was, z cichością i z bojaźnią mając sumienie dobre". - 1Piotr.3:15.

Przyczyny zaniedbywania nauk Chrystusowych

Są dwa powody, które prowadzą do zaniedbywania nauk Chrystusowych - nauk Pisma Świętego. Te dwa powody wyjaśniają, dlaczego tak wielu misjonarzy mówi swoim nowo nawróconym wyznawcom: Mniejsza o doktryny Chrystusowe, idź raczej i staraj się nawracać drugich.

Pierwszym powodem tego jest błędne przypuszczenie, jakie wcisnęło się do Chrześcijaństwa jeszcze w średniowieczu, mianowicie, że czas pomiędzy zesłaniem Ducha Świętego a wtórym przyjściem Chrystusa, jest przeznaczony przez Ojca Niebieskiego na nawrócenie świata; że On dał takie polecenie Swemu ludowi i że gdyby ludność świata nie została nawrócona to odpowiedzialność za to, że nienawróceni pójdą na wieczne męki, spadnie na Jego lud.

Całe to przypuszczenie jest mylnym. Pismo Święte nie mówi ani słowa o tym, aby Kościół miał polecone nawrócić świat, przed wtórym przyjściem Pana. Przeciwnie, ono wyraźnie pokazuje, że przy wtórym przyjściu Chrystusa, świat nie będzie nawróconym. Szczególnie księga Objawienia mówi nam, że gdy Pan przy Swoim wtórym przyjściu pocznie ustanawiać Swoje królestwo, narody się rozgniewają i gniew Boży spadnie na nie, sprawiając tym samym "czas wielkiego uciśnienia", jakim według słowa proroczego zakończyć się ma obecny wiek.

Świadectwa te nie dowodzą, że wszelka świątobliwość z ziemi zniknie, ani że lud Boży stanie się niewiernym, ale dowodzą, że świat w ogólności nie będzie ludem Pańskim, ale raczej nieprzyjaciółmi, Poganami, czyli nienawróconymi. Nie twierdzimy jednak, że Kościół nie ma nic do czynienia ze światem. Przeciwnie, chociaż Kościół nie otrzymał od Pana polecenia by nawrócić świat w obecnym wieku - bo dzieła tego ma dokonać w wieku przyszłym, w łączności z Panem i Jego Królestwem - to jednakowoż otrzymał polecenie by wykonywał dzieło świadczenia w obecnym wieku.

Kościół miał świadczyć w ten sposób, że miał ogłaszać poselstwo łaski Bożej tym, którzy mają uszy ku słuchaniu, aczkolwiek takich miało być mało. Drugim sposobem świadczenia światu, miała być jego to jest Kościoła wierność zasadom sprawiedliwości, aby przez to mogli ogłaszać cnoty Tego, który ich powołał z "ciemności ku dziwnej Swojej światłości". Lecz świadczenie to nie było w celu nawrócenia świata, ale w celu wybrania ze świata potrzebnej liczby tych, co mieli stanowić Małżonkę Chrystusową.

Druga przyczyna

Jak pierwszy błąd był co się tyczy nawrócenia świata, tak drugi był odnośnie tego: co by się stało gdyby świat nie został nawrócony. Gdy uwierzono w błędną naukę, że wszyscy, którzy nie usłyszą i nie przyjmą powołania i nie staną się członkami Oblubienicy Chrystusowej, pójdą na wieczne męki, to czyż można się dziwić, że wiara w tę naukę doprowadziła wielu dobrych ludzi do błędnych pojęć względem tego, co należy czynić, aby swych bliźnich i miliony Pogan zachować od rzekomych wiecznych mąk?

Tego rodzaju błędne pojęcia sprawiły, że tych, co przyjmowali Chrześcijanizm, nie zachęcano do karmienia się Słowem Bożym i do wzrastania w Panu, ale raczej wzbudzano w nich manię gorliwości nawracania drugich. Ta mania doprowadziła znowu do różnych niedorzecznych nauk i praktyk, których my się teraz stopniowo wyzbywamy, w miarę, gdy poznajemy jak wielką omyłkę popełniono.

Dziwną jest to doprawdy rzeczą, żeśmy przedtem nie pomyśleli o niedorzeczności naszego stanowiska w tej sprawie; ani, jak te nasze pojęcia przedstawiały naszego Niebieskiego Ojca w czarnym świetle! Jak dziwnym że ktoś nawet mógł pomyśleć, że gdy Ojciec Niebieski wysłał powołanie tym, którzy mają uszy ku słuchaniu, aby się stali współdziedzicami z Jezusem Chrystusem ich Panem, to jednocześnie zagroził wiecznymi mękami wszystkim, którzy nie zechcą przyjąć nader trudnych warunków tego powołania - nie zechcą wstąpić na "wąską drogę" naśladowania Jezusa, zaparcia samych siebie, itd.

Słusznie zapewnia nas Pismo Święte, że wierni nie mają "boju przeciwko krwi i ciału", ale raczej przeciwko "duchowym złościom" - przeciwko złośliwym duchom, które są wysoko i wywierają wielki wpływ na umysły ludzkie (Ef.6:12). Dobrze powiedział Apostoł, że bóg świata (wieku) tego oślepił zmysły w niewiernych, aby światłość Ewangelii Chrystusowej ich nie oświeciła (2Kor. 4:4). Dość wyraźnie możemy widzieć jak w średnich wiekach udało mu się wystawić światłość za ciemność a ciemność za światłość.

Inna lekcja

Nie powinniśmy opuścić tego tekstu, nie uprzytomniwszy sobie nader budującej nauki, jakiej on nam dostarcza, co do sposobu napominania i strofowania naszych braci, gdzie zajdzie tego potrzeba. Na ile zapiski wskazują, to potrójne zapytywanie się Piotra odnośnie jego miłości ku Panu było, jedynym strofowaniem lub karą, jaką mu Pan wymierzył, za jego zaparcie się Pana onej nocy, w której był zdradzony.

Gdyby kto z nas był na miejscu Jezusa, to uważałby może za konieczne zmusić Piotra do pokornego przeproszenia nas, zanim byśmy zechcieli mieć z nim coś więcej do czynienia. Bylibyśmy może skłonni wymawiać mu jego słabość, jego niewdzięczność i donieść mu, że on powinien lepiej wiedzieć itp. Nasze poczucie sprawiedliwości gotowe jest w wielu wypadkach całkiem zaćmić zmysł miłosierdzia i sympatii, którymi również odznaczać się mamy. Lecz nie tak rzecz się miała z Mistrzem. On wiedział, że Piotr był w swoim sercu Jemu wierny. Wiedział, że on już gorzko płakał swojego zaparcia się Pana. On wiedział, że uczucie wstydu przygniatało go już dosyć i że sama myśl ponownego spotkania się z Panem, którego się zaparł, była dla niego dosyć upokarzającą.

Zapewne, że z tej sympatii dla Piotra i oceniając, że te myśli i uczucia mogłyby Piotra całkiem zniechęcić, Pan wspomniał na Piotra przed wszystkimi innymi Apostołami, kiedy w dniu Swego zmartwychwstania rzekł do Marii, której się najprzód ukazał: "Idź opowiedz uczniom moim i Piotrowi" - niechaj się jemu nie zdaje, że jest odrzucony. Niechaj wie, że ja o nim myślę, że go miłuję, sympatyzuję z nim i przebaczyłem mu, bo wiem, że on uczynił to pod naporem dziwnych okoliczności.

Naśladujmy metody Mistrza

Jeżeli tedy Pan i Mistrz nasz wystawił nam taki wzór dobroci i przebaczania bez wymówek, to jak my z lekcji tej korzystamy? Do jakiego stopnia odpuszczamy naszym winowajcom i do jakiego stopnia zbliżamy się do nich, choćby na pół drogi, aby im dać poznać, że uprzedzenia ani gorzkości do nich nie czujemy? Do jakiego stopnia staramy się im posłać słowo, że myśli i uczucia nasze ku nim są uprzejme i wspaniałomyślne? A gdy się zdarzy wypadek, że byłoby właściwym coś powiedzieć, to czyż nie byłoby rzeczą wskazaną skorzystać z lekcji udzielonej nam przez Pana i w duchu miłości zapytać się błądzącego, czy ma on właściwą miłość, a gdy on przyznaje się do miłości, zapytać go czy jest pewny, że jest to właściwy rodzaj miłości?

Bez wątpienia, że nasze powodzenie, jako sług Pańskich, w karmieniu braci i w dopomaganiu im, a nie w przeszkadzaniu, będzie w proporcji na ile my pamiętamy i naśladujemy Jego przykładów i metod. Przeto karmiąc Jego trzodę miejmy zawsze przed sobą Onego wielkiego Pasterza i Jego wzór jak z trzodą obchodzić się należy.

W.T. 1912 - 207.

Straż 1929 str. 6 - 9.