R-4852

Nasza podróż konwencyjna – część I

[9 czerwca do 18 lipca 1911 – Indianapolis, St. Louis, Kansas City, Wichita, Pueblo, Colorado Springs, Denver, Salt Lake City, Los Angeles, Pasadena, Santa Cruz, San Francisco, Oakland, Sacramento, Portland, Tacoma, Seattle, Victoria, Vancouver, Calgary, Winnipeg, Duluth + Huron oraz Toronto]

Po tym, jak w naszej podróży na Zachód dojechaliśmy do Denver, musimy zdać sprawozdanie z Pańskich błogosławieństw i łask oraz naszych doświadczeń. Dobrze bowiem wiemy, że towarzyszą nam modlitwy i myśli wielu osób. Chociaż błogosławieństwa usługi sprawiają, że jesteśmy cały czas zajęci, to jednak nasze myśli i modlitwy wyrywają się do drogiego Pańskiego stadka, łącznie, a w wielu przypadkach także indywidualnie. „Bo miłość bratnia wzmacnia nas, prowadzi wspólnie krok.”

Naszym pierwszym przystankiem było Cleveland, Ohio, gdzie Badacze Pisma Świętego zorganizowali spotkanie dla zainteresowanych Żydów. Jego temat brzmiał: „Syjonizm nadzieją świata”. Nie będziemy streszczać tego, co było treścią wykładu, gdyż zainteresowani otrzymają sprawozdanie z naszego spotkania w San Francisco.

Zebranie to było udane, przynajmniej w pewnym sensie, gdyż Pan zawsze błogosławi tym, którzy starają się Mu służyć i Go wielbić. Jednak pod względem frekwencji wśród Żydów nie może być uznane za sukces. Złożyły się na to dwie przyczyny: (1) Był to piątkowy wieczór, początek żydowskiego Szabatu, najbardziej niekorzystny czas w tygodniu, jak się potem dowiedzieliśmy. Ortodoksyjni Żydzi traktują Szabat jako wielką świętość i wielu z nich w tym dniu nie wsiadłoby nawet do tramwaju. (2) Wzbudzone wśród Żydów uprzedzenia – za sprawą jednego lub dwóch dziennikarzy nazywających nas „misjonarzami” – jeszcze się nie zużyły. Mimo to w sumie było na sali nieco ponad tysiąc osób, z czego Żydzi stanowili mniej niż połowę, prawdopodobnie jedynie trzysta osób. Drodzy przyjaciele ze Zboru w Cleveland czuli się nieco rozczarowani, że ich wysiłki nie przyniosły lepszego rezultatu. Pocieszaliśmy ich jednak myślą, że dokonawszy wszystkiego, co było w naszej mocy, wyniki powierzamy całkowicie Panu, a pochwała, jakiej Pan by im udzielił, byłaby taka sama, gdyby na sali siedziało pięć tysięcy osób.

KONWENCJA W INDIANAPOLIS

Nocnym pociągiem zajechaliśmy do Indianapolis, gdzie trwała już konwencja. Była też kontynuowana po naszym wyjeździe. Frekwencja była wspaniała – około sześciuset osób (trzysta może czterysta osób z okolicy). Na publiczny wykład pod tytułem „W przyszłości” [Hereafter] przybyło około tysiąca słuchaczy. Wysłuchano nas z wielką uwagą, ale ilość „pszenicy”, która została zebrana, nie jest nam oczywiście wiadoma. Ze względu na pewne przeoczenia owa trzydniowa konwencja w Indianapolis nie była właściwie ogłoszona w THE WATCH TOWER – była wzmiankowana jedynie nasza specjalna usługa. Mimo to było to udane zgromadzenie, które z pewnością okazało się błogosławieństwem dla licznych uczestników.

KONWENCJA W ST. LOUIS

Po nocnej podróży dotarliśmy niedzielnego poranka, 11 czerwca [1911], do St. Louis, gdzie czekała na nas Grupa Konwencyjna zorganizowana przez brata doktora L.W. Jonesa z Chicago. W trakcie podróży jej liczebność zmieniała się od stu pięćdziesięciu do dwustu osób. Jedne osoby nas opuszczały, inne się dosiadały w różnych miejscowościach. Było to bardzo przyjemne grono, w którym dało się wyraźnie zauważyć przejawy działania ducha Pańskiego. Pociąg składał się z ośmiu wagonów, z czego jeden służył do przewozu bagaży. Były to wagony sypialne, co było nie tylko wygodne, ale także oszczędne, jako że dzięki temu nie mieliśmy wydatków na hotele i dojazdy do nich. W naszym gronie było pięciu lekarzy. Największa liczba uczestników pochodziła oczywiście z Chicago. Wszyscy chętnie okazywali sobie wzajemną pomoc oraz bratnią miłość. Przepełnieni byli także pragnieniem służenia Mistrzowi aż do całkowitego wyczerpania sił. Obecność tak zaangażowanej grupy na różnych konwencjach tej podróży z pewnością podnosiła aktywność nabożeństw i to nie tylko podczas wspólnego śpiewu. Bracia brali udział w zeznaniach świadectw, w sympozjach, a także w przemówieniach. Nasz osobisty czas był całkowicie zajęty przez pracę, z wyjątkiem momentów spędzanych za mównicą. Nie pozwoliło nam to na cieszenie się w równym stopniu tymi błogosławieństwami, tak by móc się nimi podzielić w niniejszym sprawozdaniu.

W niedzielnej usłudze popołudniowej, przeznaczonej na publiczny wykład pt. „W przyszłości” [Hereafter] wzięło udział sporo osób. Publiczność liczyła około tysiąca pięciuset osób. Wieczorny wykład na temat „Syjonizm nadzieją świata” nie był zbyt intensywnie reklamowany. Przybyło mniej więcej tysiąc osób. Jedynie nieliczni wśród nich byli Żydami – około jednej trzeciej. Nasze usługi w poniedziałek po południu, gdy wygłaszaliśmy przemówienie do osób zainteresowanych oraz wieczorem (zebranie pytań) cieszyły się dobrą frekwencją. Na ile umiemy to ocenić, St. Louis wydaje się znajdować na wysokim duchowym poziomie, rozwijając się w miłości i w poświęceniu. Zarówno tutaj, jak i w innych miejscach zauważaliśmy wiele przejawów gorliwości wśród przyjaciół rozpowszechniających publiczne ogłoszenia i podejmujących inne konieczne działania oraz wydatki na rzecz usługi konwencyjnej.

KONWENCJA W KANSAS CITY

Wtorek i środa, 13-14 czerwca [1911] były zaplanowane w Kansas City. W mieście tym znajduje się dość spore zgromadzenie Badaczy Pisma Świętego i wszędzie widoczna była ich pełna miłości gorliwość. Nabożeństwa były bardzo dobre. Przemówieniami usługiwali bracia: Ritchie, Swingle, Senor, Edgar, Jones oraz Wise. Sala konwencyjna została także udostępniona na wykłady publiczne. Pierwszego wieczoru było to przemówienie na temat „W przyszłości” [Hereafter], następnego „Syjonizm nadzieją świata”. Publiczność oceniano na trzy tysiące w pierwszy wieczór oraz na tysiąc w drugi.

Tutaj znów doznaliśmy pewnego zawodu jak chodzi o liczbę Żydów zainteresowanych wysłuchaniem wykładu o tak żywotnym dla nich znaczeniu. Przypadkowo dowiedzieliśmy się, że rabini starają się zniechęcać wszystkich do słuchania nas. Zawsze tak było. Nauczyciele wzięli klucze umiejętności, ale ani sami nie wchodzili, ani nie pozwalali wchodzić innym, jeśli tylko udawało im się tego dokonywać.

Duch judaizmu przejawia się dzisiaj, podobnie jak za dni Mistrza, służalstwem wobec starszyzny oraz tradycji – podobnie jak i u chrześcijan. Jakże będą musieli się kiedyś przywódcy religijni tłumaczyć z niewiedzy wśród ludzi oraz z ich oddalenia od prawdy!

Prof. J. T. Read ze zgromadzenia w Chicago przyczynił się bardzo do wzbogacenia wszystkich zebrań przez prowadzenie śpiewu, a także przez wykonanie solowych pieśni przed zgromadzoną publicznością. W Kansas City pomagali także prof. Riggs z żoną, bardzo uprzyjemniając nabożeństwa. Ogólna liczba uczestników wynosiła około sześciuset osób.

Po jednym z takich zebrań, na życzenie przeprowadziliśmy usługę poświęcania dzieci. Pewna liczba rodziców w formalny sposób przedstawiła swoje dzieci, by zostały poświęcone Panu. Wyjaśniliśmy wszystkim, że nie mamy żadnego biblijnego zalecenia, które nakazywałoby taką usługę. Podstawą naszej nowej usługi był fakt, że Żydzi ogólnie mieli w zwyczaju poświęcać Panu swoje dzieci płci męskiej poprzez obrzezanie, a rodzice proroka Samuela poświęcili go na Bożą służbę.

Wielu protestantów praktykuje pokrapianie niemowląt, nazywając to chrztem, nie jako działanie zbawcze ani też nie jako wprowadzenie do kościoła, ale jako akt publicznego poświęcenia Panu.

Przypomnieliśmy także naszym przyjaciołom, że gdy niektórzy rodzice przynosili swoje dzieci do Jezusa, powiedział On: „Dopuśćcie dziatkom przychodzić do mnie, a nie zabraniajcie im; albowiem takich jest królestwo Boże” [Mar. 10:14]. Innymi słowy, wszyscy przyjęci przez Pana na współdziedziców Królestwa Mesjasza będą podobni do dzieci, będą prostymi, ufnymi, posłusznymi dziećmi Bożymi.

Wskazaliśmy rodzicom, że takie formalne ofiarowanie owocu ich ciał dla Pana powinno w przyszłości pomóc im w przyjęciu Bożej opatrzności w sprawie losu ich dzieci z jeszcze większym i pełnym miłości poddaniem.

Dalej powiedzieliśmy, że gdy dzieci dorosną do wieku podejmowania decyzji, będzie to dla nich pomocą, gdy dowiedzą się, że ich rodzice w taki sposób poświęcili je Bogu na Jego służbę sprawiedliwości. Wspomnieliśmy nasze własne doświadczenia, gdy jako siedmioletniemu wówczas chłopcu nasza matka powiedziała: „Charles, chcę byś wiedział, że oddałam cię Panu tak, jak uczyniła to matka Samuela. Jest to moją nadzieją i modlitwą, że z pomocą Bożej opatrzności zostaniesz sługą Ewangelii”. Przypominamy sobie wrażenie, jakie zrobiła na nas ta informacja i odpowiedź, której udzieliliśmy: „Mamo, myślę, że gdy dorosnę, będę raczej chciał zostać misjonarzem dla biednych pogan. Tutejsi ludzie mają wielu kaznodziejów, wiele kościołów, podczas gdy biedni poganie mają ich tak niewiele”.

Nasza matka nic na to nie odpowiedziała, lecz zastanawiając się nad całą tą sprawą obecnie, jesteśmy przekonani, że jej modlitwa wykonała się w naszych obecnych możliwościach usługiwania „domownikom wiary”, a nasza własna propozycja okazywania pomocy poganom również znajdzie swoje wypełnienie w błogosławionym Królestwie Mesjasza. Około piętnaściorga dzieci zostało poświęconych przez modlitwę, nakładanie rąk oraz wzywanie Bożego błogosławieństwa. Wyjaśniliśmy, że nikt z nas nie powinien traktować tej sprawy jako zobowiązanie, ale jako sposobność dla tych, którzy pragnęliby z niej skorzystać.

DZIEŃ W WICHITA

Przeżycia w Wichita były bardzo miłe. Zgromadziła się tu spora liczba osób z okolicy, co razem z naszą grupą stanowiło około czterystuosobową publiczność na czwartkowe popołudnie, gdy przemawialiśmy do zainteresowanych. Mieliśmy także bardzo dobrą okazję do duchowej społeczności. Na wieczorny wykład przybyło około tysiąca osób, które przysłuchiwały się z wielką uwagą i mamy podstawy, by wierzyć, że wynikiem tego będzie odnalezienie kilku kolejnych ziaren pszenicy. Również i tutaj pewna liczba rodziców po popołudniowym wykładzie dla zainteresowanych poświęciła swoje dzieci Panu; było ich około dwunastu.

DZIEŃ W PUEBLO, COLORADO

Po kolejnej nocnej podróży w piątek, 16 czerwca [1911] przybyliśmy do Pueblo. Odbyliśmy tutaj dwa dobre zebrania – jedno po południu dla zainteresowanych, w którym uczestniczyło około trzystu osób, i jedno wieczorem dla publiczności, na które przybyło około tysiąca słuchaczy. Zgromadzenie w tej miejscowości jest bardzo małe, również nieliczna była pomoc z zewnątrz. Mimo to wydaje się, że wszystkie te osoby musiały mieć ducha Prawdy. Drodzy przyjaciele, którzy zorganizowali to zebranie, okazali wielką gorliwość i odwagę, Pan zaś bardzo pobłogosławił ich wysiłki. Słuchaczami publicznego wykładu były bardzo rozumne osoby, które wydawały się być głęboko zainteresowane tym, co usłyszeli na temat „W przyszłości” [Hereafter] – o dwóch zbawieniach.

SOBOTA W COLORADO SPRINGS

Przybyliśmy tutaj wcześnie i mieliśmy miły dzień. Rano było zebranie świadectw, a po południu sympozjum, w którym uczestniczyło dwunastu braci. Następnie zaś, na życzenie, przeprowadziliśmy usługę poświęcenia dzieci, w której wzięło udział około dwadzieściorga dzieci. Na publiczną usługę wieczorem, ze względu na sobotni wieczór, przybyło wyjątkowo wiele osób. Wedle różnych szacunków przyszło od tysiąca dwustu do tysiąca pięciuset osób. Przysłuchiwano się z wielką uwagą, co łącznie z żywym zainteresowaniem darmową literaturą, rozdawaną po zakończeniu usługi, stanowi pełną dobrej nadziei prognozę dla rozwoju Prawdy w tej okolicy.

The Watch Tower, 15 lipca 1911, R-4852
Straż 3/2011

Do góry