R-3786

Do powodzenia konieczną jest wiara

Lekcja z Mar. 7:24-30.
Złoty tekst: „Wielka jest wiara twoja; niechaj ci się stanie jako chcesz.” – Mat. 15:28.

Gdy cała Galilea poruszoną została nauką Jezusa, a lud zamierzał przemocą uczynić Go królem i gdy Herod okazał swoją bezczelność przez ścięcie Jana Chrzciciela, Pan Jezus rozumiejąc, że czas Jego śmierci jeszcze nie nadszedł, opuścił okolice, gdzie tak dobrze był znanym i udał się około czterdzieści pięć mil w kierunku Morza Śródziemnego. To przyprowadziło Go do okolic, które w lekcji niniejszej nazwane są granicami Tyru i Sydonu, a właściwie były to prowincje Tyru i Sydonu w granicach kraju zwanego Fenicją, gdzie miasta Tyr i Sydon były ośrodkiem bogactwa, wpływów i handlu. Nie mamy powiedziane, aby Jezus wszedł do któregoś z tych miast; widocznie On tylko przekroczył granice Galilei i tym sposobem uwolnił się chwilowo z pod władzy Heroda. Postanowił nieco odpocząć od Swej pracy i dozwolić, aby prawdy przez Niego głoszone przeniknęły do serc słuchaczy. Pragnął, aby główna treść Prawdy pozostała w sercach tych, którzy znajdowali się w odpowiednim stanie na zatrzymanie jej. Jezus wiedział, że takich będzie bardzo mało.

Im więcej wzmagała się Jego praca i rozszerzała Jego sława, tym bardziej nieprzyjaciel szatan podniecał sprzeciwy i trudności. Po cudownym nakarmieniu rzesz i powrocie do Galilei Jezus miał nieco dyskusji z Faryzeuszami, którzy zazdroszcząc Mu popularności u ludu, starali się Mu szkodzić. Oni zapewne chętnie uznaliby Go za Faryzeusza i szczyciliby się Jego możnymi czynami, gdyby dokonywał takowych w imieniu Faryzeizmu; lecz postawą Jezusa była niezależność – Faryzeusze mieli na sumieniu różne grzechy, które wymagały gromienia, tak samo jak inni. Powierzchownie oni udawali, że są poświęceni Bogu, lecz Pan, który czytał serca, wiedział, że więcej tam było udawania i zewnętrznej formy aniżeli prawdziwej pobożności.

Faryzeusze, uchodząc za religijnych przywódców tamtego czasu, bardzo się gniewali na prostotę mów naszego Pana i na to, że On wykazywał pospolitemu ludowi ogólną regułę i zasadę, że drzewo ma być rozpoznawane po owocach, – że Faryzeusze nie powinni być cenieni według ich profesji, ale według ich czynów. Oni chełpili się swoim ścisłym obserwowaniem zakonu, lecz Pan wykazał im, że wiele z tych rzeczy, które czynili nie były w rzeczywistości Boskim zakonem, ale przykazaniami ludzkimi, zaś główną treść zakonu, miłość i sprawiedliwość, oni zaniedbywali, nie tylko w swych naukach, ale i w praktyce. Przeto Faryzeusze obawiali się, że powaga, jaką oni cieszyli się u ludu pospolitego zostanie zachwiana, a w pysze swej złościli się na to, i z tego powodu znienawidzili Jezusa bez przyczyny. Oni powinni byli cieszyć się, że Pan zwrócił im uwagę na ich omyłki, aby mogli naprawić takowe, lecz nie taką jest postawa nie odrodzonych serc. Takie serca nie radują się z prawdy, a raczej radują się z nieprawości, radują się z wszystkiego co schlebia ich pysze i podtrzymuje ich chwalenie się powadzeniem itp. Faryzeizm był dla nich wszystkim, a upadek Faryzeizmu byłby, w ich pojęciu, upadkiem wszelkiej religii.

Podobnie rzecz się ma i dziś. Wielu z dzisiejszych wysoce cenionych ludzi zajmują stanowisko ówczesnych Faryzeuszów. Imponują zewnętrznie, chełpią się swoim powodzeniem, rozkoszują się chwałą od ludzi, szczególnie chwalą tego świata; pomnażają różne formy, ceremonie i zebrania, czynią znaczne widowiska według ciała. Przybliżają się do Boga wargami, lecz jednocześnie dają liczne dowody, że ich serca nie są w harmonii z wyznaniem ich warg, ponieważ gdy Prawda jest im przedstawiona oni zamiast ją miłować, nienawidzą ją i nienawidzą tych, co tym światłem przyświecają, ponieważ światło to objawia ich słabości, obłudę i niedołęstwo tak w nauce jak i w praktyce.

Niewłaściwy duch ujawniający się w kapłanach, Faryzeuszach i nauczonych w Piśmie za czasów naszego Pana, przejawia się i dziś w gniewie, złości, nienawiści i gorzkich słowach, które jako strzały wyrzucane są na tych, co służą Prawdzie, którzy podnoszą godło prawdy przed ludem i starają się wykazać błędy wieków średnich i przez wykazanie Prawdy starają się zaznajomić ludzi z prawdziwym charakterem naszego Ojca Niebieskiego i z prawdziwym znaczeniem Jego Słowa. Prześladowcy zawsze twierdzą, że stoją w obronie zasady sprawiedliwości, bo tylko w taki sposób mogą zwieść niektórych będących po ich stronie – niektórych, co w sercu i sumieniu są lepszymi od nich. Jak Izraelici mniemali że cokolwiek podkopywałoby powagę Faryzeuszów szkodziłoby sprawie Bożej, tak i dziś każda część Babilonu, każda sekta Chrześcijaństwa zdaje się być przekonaną, że cokolwiek podkopywałoby błędy ich systemów, szkodziłoby sprawie Pańskiej; stąd zdaje im się że podtrzymując sekciarstwo w którymkolwiek jego rozgałęzieniu, oni walczą dla Boga. Znajdują się oni częściowo w zaćmieniu pochodzącym od boga, czyli księcia tego świata, który pod kontrolą swoją trzyma wszystkich pogan, zupełnie zaćmionych na dobroć Bożą i na Jego poselstwo.

Mimo to jednak obowiązkiem naszym jest być odważnymi i mężnymi dla Prawdy, nie w nadziei przekonania wszystkich pracowników sekciarstwa, ani w myśli zniszczenia tegoż, ale w tej myśli, aby z wszystkich części Babilonu wybrać Pańskie klejnoty, tych, co uczynili z Bogiem przymierze przy ofierze (Ps. 15:5). Taką była praca Jezusowa przy końcu Wieku Żydowskiego. On zgromadzał klejnoty i praca Jego powiodła się, chociaż przeciwnikom Jego zdawało się inaczej. Podobnie praca nasza, przy Boskiej woli, powiedzie się, chociaż inni mogą to widzieć inaczej. Nawet ukrzyżowanie naszego Pana było częścią powodzenia dla Planu Bożego, było korzyścią nie tylko dla wierzących, ale i dla wszystkich rodzajów ziemi.

Tak samo z nami: „Co zdaje się być nam szkodą Bóg obróci to na wieczną radość”; On tak zrządzi, że wszystkie rzeczy dopomagać, będą do dobrego tym co Go miłują, co są po Jego stronie i wiernie podtrzymują Jego zasady. Wiara jest tu główną lekcją; nasz Pan miał wiarę w Plan Swego Ojca i postępował według tego, bez względu czy drudzy mówili o tym, dobrze czy źle. Apostołowie mieli wiarę w Nim, więc gdy inni mówili: „Twardać to jest mowa” (Jana 6:60), ich uczuciem było: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego” (Jana 6:68). Tak samo nam potrzeba wiary; jeżeli mamy wiarę w Boga i w Jego Słowo, to nie możemy wątpić w ostateczne wyniki, ale przygotujemy się na wszelkie doświadczenia życiowe, jakie na nas będą dozwolone i otrzymamy z nich pewne błogosławieństwo.

SYRO–FENICKA NIEWIASTA

Kraina Tyru i Sydonu nazywała się Fenicją a ludność jej składała się przeważnie z Kartagińczyków i Syryjczyków. Niewiasta wspomniana w naszej lekcji była Syryjskiego pochodzenia a z wykształcenia i języka była Grecką. Słowem, była ona znaczną mieszaniną narodowościową, a więc była poganką na wskroś. Miała ona córeczkę opętaną przez złego ducha, a jej macierzyńska miłość rozbudziła w niej wrażliwość i wiarę. Chociaż Jezus wszedł do tej wioski bez rozgłosu i w sposób zupełnie prywatny, to jednak ktoś Go tam znał i wiadomość o Nim w jakiś sposób doszła do uszów tej biednej zmartwionej niewiasty. Pospiesznie udała się do miejsca gdzie Jezus się znajdował i upadła przed Nim na kolana. Mateusz mówi, że jej wołaniem było: „Zmiłuj się nade mną Panie, synu Dawidowy!” (Mat. 1:22).

Amerykański konsul w Jeruzalem wspomniał razu pewnego o natręctwie ludności Wschodu tymi słowy: „Takiemu co kiedykolwiek zajmował wysokie lub urzędowe stanowisko na Wschodzie, natręctwo proszących niewiast jest faktem, o którym on nigdy nie zapomni. One nie dadzą się odpędzić od swego celu żadnym szorstkim sposobem. Ostry język nie oddali ich; ani też nie zniechęcą się zwłoką. One będą siedzieć i czekać całymi godzinami i przychodzić będą z dnia na dzień, ignorując wszelkie odmowy. Natrętne są ponad wszystko cokolwiek doświadczałem w naszym życiu zachodnim”.

Sprawa była tego rodzaju, że o ile mogliśmy przypuszczać, nasz Pan prędko by się nią zajął w zwykłych warunkach. Była tam wiara, stąd ta natarczywość w prośbie. Jednakowoż przy tej okazji Jezus zignorował tą niewiastę, „a On jej nie odpowiedział i słowa” (Mat. 15:23). Zdaje się nawet, że Jezus opuścił ów dom, a niewiasta ta prosiła Jego uczni, aby wstawili się do Pana za nią; albowiem czytamy, że uczniowie nieco później przystąpili do Pana i prosili Go, aby ją odprawił. Być może, że oni starali się najprzód ją zniechęcić, tłumacząc jej, że Mistrz ich jest Żydem i że misja Jego jest dla Żydów, więc ona nie może spodziewać się łaski od Niego, i że Jego odmowa była okazana w tym, że prośbę jej zbył milczeniem. Lecz wiara tej niewiasty i jej miłość do dziecka pobudzały ją do pozostania i do dalszego powtarzania swej prośby.

Zdaje się, że gdy uczniowie rozmawiali z Jezusem, niewiasta ta znowu przystąpiła do Niego, powtarzając swe błaganie. Tym razem Jezus odpowiedział, lecz nieprzychylnie. On rzekł: „Niech się pierwej dzieci nasycą; boć nie jest dobra brać chleb dzieciom i miotać szczeniętom”. Gdyby w sercu tej niewiasty znajdowała się pycha to odpowiedź ta byłaby dostateczna, aby podrażnić jej dumę, tak, że zaprzestałaby dalszej prośby i głośno zaczęłaby gromić Pana i wszystkich Żydów za ich religijną bigoterię. Lecz była ona tak pokorną jak pełną wiary i zamiast obrazić się za to, że jako pogankę Pan przyrównał ją do psów, ona uchwyciła się słów Pana i użyła ich za podstawę do dalszej swej prośby, że jako domowe szczenięta zjadają okruszyny rzucane im ze stołów przez dzieci, tak ona jako poganka, jako jedna z tych psów, może być wysłuchaną w swej prośbie za córką i że ta może być uwolniona z mocy złego, bez naruszenia głównej treści Pańskiego argumentu i bez twierdzenia, że ona zasługuje na Jego miłosierdzie i łaski tak samo jak jakikolwiek Żyd.

Nasz Pan został zdumiony wiarą tej niewiasty. Mateusz mówi, że On rzekł: „O, niewiasto! wielka jest wiara twoja!” (Mat. 15:28). Prośba jej została wysłuchana, córka jej była uzdrowiona, a dalsza wiara jej została okazana w tym, że przyjęła słowa Pańskie za prawdziwe i udała się do swego domu, gdzie sprawdziła, że demon rzeczywiście odstąpił, lecz przy wyjściu porzucił dzieweczkę zdrętwiałą na łożę. Pewien sławmy pisarz uczynił do tego następującą uwagę: „Nie możliwym jest dla nas wyobrazić sobie ton głosu, jakim Jezus wypowiedział te słowa jak i miłości, która majestatycznie lśniła się z Jego oczu. Nic nie pobudzało naszego Pana do wyrażania tak wielkiej pochwały jak widok niezwykłej i wielkiej wiary”.

LEKCJE WIARY – MODLITWY WIARY

Właściwym jest abyśmy wyciągali analogie z postępowania naszego Pana i abyśmy przypuszczali, że ilustracje Pisma Świętego, wykazujące próby i doświadczenia wiary, powinny uczyć nas czegoś względem Boskiego obchodzenia się z tymi, którzy przystępują do Niego w modlitwie. Podczas Wieku Ewangelii Bóg szuka takich, którzy mogą postępować wiarą. Nie ulega wątpliwości, że niektórzy tak są ukształtowani umysłowo, że wiarą postępować nie mogą – nie, iż Bóg ich stworzył takimi, że nie mogą mieć wiary, ale że grzech spaczył to, co oryginalnie było stworzone, tak, że wielu obecnie nie jest w stanie wierzyć w znaczeniu właściwym i zupełnym. Nie naszą rzeczą jest potępiać takich, a raczej mamy dowiadywać się ze Słowa Bożego, że On posiada łaskawy Plan, dosyć obszerny, aby objąć takich i wszystkich innych miłosierdziem i przebaczeniem zapewnionym dziełem okupu na Kalwarii.

Gdy skończy się wiek, w którym wybierani są ci, co mogą postępować wiarą, co staną się pełnymi wiary i posłusznymi w wierze, wtedy nastąpi wielki Wiek Tysiąclecia, w którym światłość i znajomość będą udzielone pozostałej ludzkości aby wszyscy mogli wyrobić w sobie wiarę jak i wszystkie elementy właściwego charakteru i aby drogą restytucji mogli osiągnąć to wszystko, co zostało stracone w Adamie, albo też, gdy nie zechcą do tego dojść, zostaną odcięci od żywota śmiercią wtóra. Miejmy nadzieję, że gdy Wiek Tysiąclecia nastanie wielu z ludzi tego świata będzie gotowych uznać naszego Odkupiciela, nawet bez specjalnych ćwiczeń i chłost, jakie w owym czasie będą stosowane, aby ich nauczyć wiary i posłuszeństwa Bogu. Jak ta pogańska niewiasta mogła rozwinąć wiarę w Pana, tak bezwątpienia są dziś osoby na świecie, które gdyby znały naszego Zbawiciela tak jak my Go znamy, byłyby nie mniej wierni od nas – niektórzy z pogan okazaliby może większą wiarę od wielu dzisiejszych chrześcijan.

„BĄDŹCIE CIERPLIWYMI BRACIA”

Tak jak w wypadku tej niewiasty nasz Pan zwlekał z błogosławieństwem, jakie zamierzał jej dać, podobnie On niekiedy postępuje z nami obecnie. Z nami także On może widzi, że lepiej będzie, gdy na pewien czas zignoruje nasze prośby w pewnym przedmiocie, abyśmy przez to stali się żarliwszymi i zwiększyli naszą wiarę jak i ocenę pożądanych błogosławieństw, tak jak owa niewiasta może nie oceniłaby tak wysoce Pańskiej łaski gdyby udzielił takowej natychmiast. W nas także Pan niekiedy doświadcza pokory zanim wysłucha naszej prośby. Czy jesteśmy dosyć pokornego umysłu? Czy mamy dosyć wiary, aby przystąpić do Pana w ogóle? Czy możemy ufać w Jego łaskę? Czy jesteśmy dosyć pokornymi, aby przyjąć Jego łaskę na Jego własnych warunkach, uznając, że sami jesteśmy niczym, że nie mamy żadnej zasługi, na którą moglibyśmy się powołać, że łaską zbawieni jesteśmy, a nie według jakichkolwiek uczynków własnych? Jeżeli tak to możemy być pewni, że Pan oceni taką wiarę zademonstrowaną przez nasze trzymaniem się Jego miłującej ręki, Jego chwalebnych obietnic i przez nasze wyznanie, że nie mamy nic oprócz tego, co On z miłosierdzia Swego raczył nam udzielić.

Tak jak te różne doświadczenia owej pogańskiej niewiasty współdziałały ku jej dobremu, dopomagając jej do rozwinięcia właściwej wiary i ducha pokory, podobnie i my możemy być pewni, że wszelkie zwłoki w wysłuchaniu naszych modłów są dla naszej korzyści – abyśmy mogli wzrastać w Jego łasce, mądrości i miłości, a także wzrastać w wierze, w posłuszeństwie i w pokorze.

Im więcej badamy ten przedmiot wiary tym bardziej przekonujemy się, że w oczach Bożych wiara jest nie tylko nieodzowna, ale i bardzo kosztowna. Bez wiary nie możemy przystąpić do Boga, ani mieszkać w Jego miłości; nie możemy też otrzymać Jego kierownictwa, Jego łask i błogosławieństw potrzebnych nam codziennie, jeżeli brak nam wiary w Jego obietnice. Nie możemy też rozumieć o sobie żeśmy dziećmi Bożymi spłodzonymi z Ducha Świętego, dziedzicami Bożymi i współdziedzicami Chrystusowymi, jeżeli nie wierzymy w Jego obietnice w tym przedmiocie. Nie możemy kroczyć z dnia na dzień śladami Pana, jeżeli nie jesteśmy gotowymi wiarą postępować a nie widzeniem; albowiem jest to próba, której On poddaje wszystkich Swoich naśladowców. Nigdy byśmy nie widzieli jak przeciwności ze strony świata ciała i diabła, tak niemile nam mogą być błogosławieństwami w przeistoczeniu, gdybyśmy nie mieli wiary w Boskie obietnice, że tak rzeczy się mają. Nie możemy więc przygotować się do Królestwa niebieskiego i do jego chwały, błogosławieństw i przywilejów inaczej jak tylko wiarą, która uzdalnia nas do korzystania z różnych lekcji zadanych nam w szkole Chrystusowej.

CZEKANIE NA PANA W CIERPLIWOŚCI

Pewna ilustracja w tym względzie przychodzi nam na pamięć. Swego czasu pewna siostra, głęboko zainteresowana prawdą, powiedziała nam, że gorliwie modliła się za swoim mężem, aby Pan łaskawie otworzył mu oczy wyrozumienia na Prawdę. Znając nieco jej męża zdawało nam się, iż sprawa jego jest beznadziejną. Nie, że on był złym człowiekiem, ale że zdawał się być na wskroś światowym, czas jego zajęty był interesem, lub polowaniem, rozrywką itp. Przeto w myśli aby siostrę tę ochronić od zbytniego zawodu w tym względzie, powiedzieliśmy jej: „Siostro pamiętaj że Pan sam dokonuje wybierania tych, co stanowić mają Jego oblubienicę, składającą się z wielu członków. Nie naszą rzeczą jest dyktować Panu w modlitwie lub jakkolwiek, kogo On ma wybrać – mamy raczej być wdzięczni, że w Opatrzności Jego Prawda doszła nas i przyniosła nam błogosławieństwo wezwania na ucztę weselną. Radzę ci więc, siostro, abyś nie nastawiała swego serca na tę pewność że twój mąż przyjmie Prawdę i abyś raczej dziękowała Bogu że on jest mężczyzną tak zacnym, jakim wiesz że on jest; a swoim własnym życiem i postępowaniem wystawiaj przykład jakim sprawiedliwy naśladowca Chrystusa powinien być. Staraj się być tak dobrym przykładem, jak tylko jest to możliwym, w tej nadziei, że będzie to dla niego korzystnym tak w tym życiu jak i w przyszłym, choćby nawet nigdy nie doszedł do stanu zupełnego poświęcenia się Bogu i Jego służbie”.

Odpowiedzią tej siostry było: „Ja staram się czynić to wszystko, bracie Russell, lecz ponadto czuję że Pan nie będzie się gniewał gdy ja będę prosiła o specjalną łaskę dla mego męża Jana, aby raczył otworzyć jego oczy wyrozumienia. Ja nie proszę o cud dla mego męża, aby był nawrócony przeciwko jego woli, a raczej, aby Bóg w Swej opatrzności był łaskawym dla niego i uczynił mu drogę do poznania Prawdy tak gładką jak to jest możliwym i zgodnym z Jego mądrością.” Odpowiedzieliśmy jeszcze parę słów łagodzących, myśląc jak zawiedzioną będzie ta siostra, gdy prośba jej nie będzie wysłuchana, wielce oceniając jednak jej miłość do męża i jej wiarę w Boską dobroć. Możecie sobie sami wyobrazić nasze wielkie zdziwienie, gdy około rok później dowiedzieliśmy się, że mąż jej zainteresował się Prawdą do takiego stopnia, że uczynił zupełne poświęcenie swego serca i życia Bogu i Jego służbie. Otrzymaliśmy z tego naukę podobną do tej, jaką otrzymujemy z niniejszej lekcji. Lekcją tą jest, że Bóg wielce ocenia wiarę i ufność w Jego dobroć i że o ile coś nie jest sprzeczne z Jego Planem, On, na ile to jest możliwym, wysłuchuje modły zanoszone do niego z niechwiejną wiarą. Starajmy się tedy rozwijać w sobie coraz więcej ten tak ważny owoc Ducha, a w proporcji do tego będziemy także obfitować w miłości, pokoju i radości, które pochodzą od Tego, który powiedział: „Niechaj ci się stanie według wiary twojej.”

W.T. R-3786 -1906 r.
Straż 02/1942 str. 16-29.

Do góry