R-2442

Błogosławienie Boga i przeklinanie ludzi

„Języka żaden z ludzi ukrócić nie może, który jest nieukrócone zło, pełne jadu śmiertelnego. Przezeń błogosławimy Boga i Ojca i przezeń przeklinamy ludzi, którzy na podobieństwo Boże stworzeni są; z jednychże ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Nie tak ma być, bracia moi!” – Jak. 3:8-10.

Powyższe słowa apostoła mówione były do „braci” – nie do świata. Zaiste cały ten list adresowany jest do Kościoła; a to że na wstępie św. Jakub zaadresował ten list „dwunastu pokoleniom, które są w rozproszeniu”, nie zaprzecza temu, co powiedzieliśmy powyżej. Należy pamiętać, że dwunastu pokoleniom cielesnego Izraela, czyli cielesnemu nasieniu Abrahamowemu, należała się pierwotnie owa wielka obietnica Boża uczyniona Abrahamowi. Przeto Boska propozycja błogosławienia światu należała się dziedzicznie cielesnemu Izraelowi, który to naród byłby Boskim narzędziem w tym błogosławieniu, o ile zastosowałby się do Boskich warunków. Jednakowoż jednym z tych warunków było, że Izraelici mieli posiadać wiarę Abrahamową, a bez tej wiary nie mieli być uznawani za jego nasienie, ponieważ Abraham miał być ojcem wierzących. W Nowym Testamencie nasz Pan i apostołowie wykazali wyraźnie, jak i dlaczego cielesny Izrael jako naród został odsunięty od dziedzictwa tej obietnicy. Apostoł przedstawiwszy ową obietnicę jako korzeń oliwnego drzewa, przyrównał Izraelitów do gałęzi wyrastających z tego korzenia i powiedział, że wiele z tych przyrodzonych gałęzi (ogromna ich większość) zostało odłamanych i że przy pierwszym przyjściu Pana tylko ostatki – resztki – okazały wiarę Abrahamową i przyjąwszy naszego Pana, stały się członkami nowego domu synów (Jan 1:12).

Apostoł wyjaśnił następnie, że odrzucenie niewiernych Izraelitów cielesnych dało sposobność, że na miejsce tych odłamanych gałęzi mogli być wszczepieni ci z pogan, którzy okazaliby wiarę Abrahamową. To, jak widzimy, było dziełem Wieku Ewangelii – wszczepianie w pierwotny korzeń obietnicy wierzących z pogan, którzy kiedyś byli bez Boga i bez nadziei na świecie, obcy od społeczności izraelskiej, lecz teraz stali się bliskimi, złączeni z Chrystusem, a przez Niego zostali przyłączeni do korzenia obietnicy danej Abrahamowi i do tłustości owego symbolicznego drzewa oliwnego (Efezj. 2:12; Rzym. 11).

Widzimy więc, że Izraelici duchowi stali się owymi prawdziwymi Izraelitami z Boskiego punktu zapatrywania, a więc i rzeczywistymi dziedzicami obietnicy Abrahamowej. Chociaż pewne chwalebne obietnice ziemskie mają się jeszcze wypełnić cielesnemu nasieniu Abrahamowemu, to jednak jako naród oni stracili tę wielką nagrodę, jak to apostoł oświadczył: „Czego Izrael szuka, tego nie dostąpił; ale wybrani dostąpili, a inni zatwardzeni (zaciemnieni) są” – Rzym. 11:7.

Tak więc owym „dwunastu pokoleniom” izraelskim dane były obietnice, które stosują się nie tylko do nich samych, ale także i przeważnie do duchowego Izraela, na którego tamci byli obrazem. Jednakowoż pierwotne wybranie, czyli postanowienie Boże względem nasienia Abrahamowego, że z niego będzie wybranych 144.000, czyli po 12.000 z każdego pokolenia, trwa dotąd, z czego wynika, że każdy przyjmowany z pogan i wszczepiony w ów korzeń obietnicy Abrahamowej liczy się jako wchodzący na miejsce odłamanej gałęzi w poszczególnym pokoleniu. Gdy dzieło Wieku Ewangelii będzie dokonane, duchowy Izrael zostanie dopełniony; będzie to „królewskie kapłaństwo, naród święty, lud nabyty” – wykazujący przymioty Tego, który ich powołał z ciemności do przedziwnej światłości. Nie będzie tam ani jednego więcej, ani mniej od pierwotnie postanowionej liczby; albowiem ilu z cielesnego Izraela zostało odłamanych, tylu z pogan było wszczepionych. W taki sposób przepowiedziane zostało o Kościele w Księdze Objawienia 7:3-8; a o pieczętowaniu Kościoła jest powiedziane, że tyle a tyle ma być z każdego pokolenia, z tą myślą, że wszyscy ci mają być popieczętowani na czołach swych, zanim czas wielkiego ucisku przyjdzie na świat.

Przeto List św. Jakuba ma być rozumiany jako adresowany do prawdziwych Izraelitów, wszczepionych w korzeń obietnicy na miejsce odłamanych Izraelitów cielesnych. Z tym zgadzają się słowa apostoła Pawła: „Nie wszyscy, którzy są z Izraela, są Izraelem” – Rzym. 9:6-7. A także: „Nie ten jest żydem, który jest żydem na jawie, ani to jest obrzezka, która jest na jawie na ciele; ale który jest w skrytości żydem i obrzezka serca, która jest w duchu, nie w literze” –Rzym. 2:28-29. W podobnym znaczeniu wypowiedziane były słowa naszego Pana odnoszące się do Kościoła: „Znam bluźnierstwo tych, którzy się powiadają być żydami, a nie są, ale są bóżnicą szatańską” – Obj. 2:9, 3:9.

Pan nasz uznał tę różnicę pomiędzy Izraelitami cielesnymi a prawdziwymi, gdy o Natanielu wyraził się: „Oto prawdziwy Izraelczyk”. Te dwa Izraele, to jest cielesny i duchowy, były figuralnie przedstawione w Izaaku i Ismaelu, a także, jak to wykazał apostoł, w Jakubie i Ezawie (Rzym. 9:8-13, 22-23). W obu wypadkach dziedzicem obietnicy był młodszy brat, co wykazywało, że duchowy Izrael rozwinie się po cielesnym i zabierze miejsce tamtego jako dziedzic głównego błogosławieństwa wspomnianego w Przymierzu Abrahamowym. Należy jednak pamiętać, że w obu tych wypadkach pewne błogosławieństwo przypadło w udziale także starszemu bratu, co było również obrazem; bo chociaż Bóg naznaczył Chrystusa, aby był dziedzicem wszystkich rzeczy, a Kościół, aby był Jego Oblubienicą, współdziedziczką we wszystkim, to jednak zarządził, że z nich błogosławieństwo ma spłynąć na ziemskie nasienie, a przez to z kolei na wszystkie rodzaje ziemi (Rzym. 11:26-33).

Ustaliwszy w taki sposób na pewno, że duch święty przez apostoła mówi do Kościoła, zauważmy teraz zdumiewające orzeczenie naszego tekstu i starajmy się wyrozumieć jego znaczenie, postanawiając, że gdyby słowa te w jakimkolwiek znaczeniu stosowały się do nas, my prędko przyjmiemy tę duchową naukę i tak naprawimy zły stan.

BŁOGOSŁAWIENIE BOGA JĘZYKIEM

Możemy łatwo zauważyć myśl apostoła, że wierzący błogosławią Boga swoim językiem. Czynią to w swoich modlitwach, czynią to w swoich pieśniach uwielbiających Boga, a także w ogłaszaniu Jego Prawdy i w świadczeniu o Jego opatrzności nad nimi. Jednym słowem błogosławimy Boga naszymi językami, gdy ogłaszamy przymiot Tego, który powołał nas z ciemności do swej przedziwnej światłości.

CHRZEŚCIJANIE PRZEKLINAJĄCY LUDZI

Co jednak apostoł miał na myśli, gdy napisał, że duchowi Izraelici przeklinają ludzi swoimi językami i że to było tak pospolite, tak ogólnie praktykowane, że aż wymagało publicznej nagany? Żaden chrześcijanin chyba nie przeklina swoich bliźnich złorzeczeniami i brudnymi klątwami! Z pewnością, że nie; ale czy nie ma i innych sposobów, którymi nasz język może przeklinać i szkodzić współbliźnim? Należy pamiętać, że znaczenie naszego polskiego słowa „przeklinać” zostało nieco zmienione w pospolitym użyciu w ostatnich czasach, tak że straciło znaczenie wyrządzania drugiemu szkody, a zatrzymało tylko znaczenie miotania klątw i złorzeczeń. W greckim języku zaś, gdy mowa jest o klątwie, używane jest zupełnie inne słowo (mianowicie: „anathema” i „anathematiso”, użyte dziesięć razy w Nowym Testamencie); gdy zaś mowa jest o potępianiu jako o przeklinaniu, użyte jest słowo „katara” i „kataromai”, co oznacza potępienie, mówienie źle o drugim, szkodzenie drugiemu. Św. Jakub użył tego ostatniego słowa, z czego wynika, że to, co on napisał, ma właściwie takie znaczenie: Tym samym językiem, którym chwalimy Boga, krzywdzimy naszych współbliźnich, gdy ich obmawiamy, oczerniamy itp. W takim samym znaczeniu użył tego słowa nasz Pan, gdy powiedział: „Błogosławcie tym, którzy was przeklinają”, czyli mówią źle o was. Apostoł Paweł użył tego samego słowa gdy upominał wiernych: „Błogosławcie, a nie przeklinajcie” – mówcie o drugich dobrze, a nie źle, szkodząc. Powiedziane też jest, że nasz Pan przeklął (to samo słowo greckie) drzewo figowe, mówiąc: „Niechaj się więcej z ciebie owoc nie rodzi na wieki” – czyli uszkodził je, wypowiedział deklarację niekorzystną dla przyszłego rozwoju tego drzewa. Podobnie wyraził się apostoł o Żydach będących pod Zakonem, że byli pod przekleństwem – nie że Zakon był zły, ale że z powodu niedoskonałości ciała Izraelici dostali się pod przekleństwo Zakonu, czyli pod jego potępienie. Apostoł oświadczył także, iż „Chrystus odkupił nas (tych co przedtem byli Żydami) spod przekleństwa (potępienia) Zakonu, stawszy się przekleństwem za nas”, czyli ponosząc za nas owo potępienie, ową karę, jaką Zakon nakładał na przestępców (Gal. 3:10-13). Podobną myśl wyraził apostoł względem przekleństwa, gdy oświadczył, że ziemia rodząca tylko ciernie i osty „bliska jest przekleństwa” – nie że należy miotać na nią jakieś klątwy, ale że jest godna potępienia jako niesposobna do uprawy, aż zostanie przepalona, a chwasty wytępione (Mat. 5:44; Rzym. 12:14; Mar. 11:21; Hebr. 6:8).

Zrozumiawszy w taki sposób rzeczywiste słowo użyte przez apostoła oraz jego znaczenie, widzimy, że chociaż przeklinanie jest dość właściwym tłumaczeniem z oryginału, to obecne zwykłe używanie i rozumienie tego słowa ukrywa dużo z jego znaczenia. (Podobnie słowo „zło straciło wiele z jego oryginalnego obszernego znaczenia i stosowane jest prawie wyłącznie do niemoralności i różnych nieprawości, podczas gdy w obszernym znaczeniu ono może być zastosowane do wszystkiego, co jest niepożądane, jak na przykład nieszczęścia, katastrofy itp.)

Analizując oświadczenie apostoła z tego punktu zapatrywania, spostrzegamy, że jego zarzut stosuje się do chrześcijan w bardzo dużym stopniu. Ilu to jest takich, którzy językami swoimi szkodzą współbliźnim i tymi samymi językami chwalą Boga! Nie wiemy o żadnym innym złu, na które wierni Pańscy byliby więcej narażeni, jak na to. U wielu plotkowanie jest rzeczą tak naturalną jak oddychanie; czynią to nieświadomie. Znaliśmy nawet ludzi, którzy uznali biblijną naganę dla potwarców i obmówców, lecz byli w takim zamieszaniu co do tej sprawy i swego postępowania, że wyrażali obrzydzenie dla potwarzy, a tym samym tchnieniem wypowiadali potwarz. Wspominamy to jako dowód, że zło jest tak spojone z upadłą naturą ludzką, iż wysuwa się spod uwagi Nowego Stworzenia niekiedy przez kilka lat i tym sposobem unika ćwiczenia w sprawiedliwości, zalecanego w Słowie Bożym i do którego wszyscy prawdziwie Pańscy chcą się stosować,

WYKRĘTY STAREJ NATURY

Jest wiele i dziwnych wykrętów, którymi stara natura będzie się posługiwać, aby uciszyć głos sumienia, a jednak nadal używać tego przewodu zła, chociaż już dawno pozbyła się gorszych praktyk, to jest takich, które są mniej zwykłe, mniej popularne i bardziej grzeszne.

(1) Stara natura gotowa jest mówić: „Ja nie chcę nikomu szkodzić; lecz przecież o czymś muszę mówić, a nic nie jest tak zajmujące dla przyjaciół i sąsiadów, jak coś, co ma w sobie mniejszy lub większy smak plotki (skandalu)”. Czy jednak ten powód może uczynić obmowę i potwarz właściwą pomiędzy dziećmi światłości? Wcale nie. Pismo Święte upomina: „Niechaj obcowanie (rozmowy) wasze będzie takie, jak przystoi na świętych”; „Tak się sprawujcie jako przystoi Ewangelii Chrystusowej”; „Mowa wasza niech zawsze będzie przyjemna, solą okraszona, abyście wiedzieli jakbyście każdemu z osobna odpowiedzieć mieli”; „Żadna mowa plugawa niech z ust waszych nie wychodzi; ale jeśli która jest dobra ku potrzebnemu zbudowaniu, aby była przyjemna słuchającym” – Filip. 1:27; Kol. 4:6; Efezj. 4:20.

„Każdy obmówca, bez względu na to, jak ogładzone są jego metody i słowa, wie dobrze, iż obmowa nie przynosi słuchaczowi nic dobrego, ale raczej zło, ponieważ ten, który wysłuchał jego obmowy czy wieści skandalicznej, zniewolony jest swoją upadłą naturą i opowiadać będzie tę wieść innym, bez względu na to, czy jest ona prawdziwa czy fałszywa. W taki więc sposób obmówca rozniecił w sercu drugiego płomień cielesnych uczuć, które przez jego wargi „rozpalają koło urodzenia” (wrodzone złe skłonności upadłego ciała) w drugich, tak samo słabych i upadłych. Upadła natura lubuje się i rozkoszuje w takich rzeczach, a ludziom się zdaje, że są wolni do mówienia o skandalach, bo zwodzą samych siebie, że w taki sposób oni bronią moralności, karcąc grzech i że dyskutując o danych przestępstwach i potępiając je w drugich, wspominają o rzeczach, które są wstrętne dla ich własnych sprawiedliwych dusz. Niestety, jakże błędne jest takie ludzkie rozumowanie, gdy Pańska rada sprawiedliwości jest ignorowana!

Co zaś do tego punktu, że gdyby skandale były wyeliminowane z rozmów chrześcijanina, gdyby on miał ściśle zastosować się do apostolskiego napomnienia: „Nie mówcie źle o nikim”, to nie miałby o czym mówić, odpowiadamy: Czyż pomiędzy wiernymi nie ma dosyć tematów do rozmowy o rozlicznych bogactwach łaski Bożej w Chrystusie Jezusie Panu naszym, jak one wyrażone są w wielkich i kosztownych obietnicach Boskiego Słowa? W tych rzeczach mamy naprawdę coś, co przydaje cnoty nie tylko słuchaczowi, ale i mówiącemu. Takie rozmowy obfitują błogosławieństwem, o ile to tyczy się Nowego Stworzenia i one dopomagają do uśmierzenia starej natury z jej złymi skłonnościami i pożądliwościami.

Niezawodnie, że i apostoł miał to na myśli, gdy mówił, że wierni Pańscy mają „opowiadać cnoty (przymioty) Tego, który ich powołał z ciemności do swej przedziwnej światłości”. A serce przepełnione duchem miłości, duchem Bożym, duchem Prawdy, będzie niezawodnie wydzielać podobne rzeczy i na zewnątrz, językiem, albowiem „z obfitości serca usta mówią”. Przeto złe usta, usta szkodzące współbliźnim, czy to członkom Ciała Chrystusowego, czy też obcym, są dowodem złego serca – wykazują, że serce takiego nie jest czyste. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają” – 1 Piotra 2:9; Mat. 12:34, 5:8.

PRZYJAŹŃ ZE ŚWIATEM JEST NIEPRZYJAZNIĄ Z BOGIEM

(2) Inne usprawiedliwienie plotkowania o sprawach innych ludzi, podawane jest przez niektórych w tych słowach: Ja mogę rozmawiać o sprawach religijnych z tymi, co są religijnego usposobienia, lecz gdy jestem z ludźmi światowymi lub z takimi, co mienią się być religijnymi, lecz tematami religijnymi nie interesują się, to z grzeczności muszę dostosować się do nich i przynajmniej wysłuchać ich plotek i wieści; a gdybym przy tym nie brał żadnego udziału w takich rozmowach, to uznano by mnie za dziwaka i moje towarzystwo nie byłoby pożądanym. Tak, odpowiadamy, lecz takie ma być jedno z dziwactw „świętych”; oni mają odróżniać się nie tylko od ludzi światowych, ale i od takich, co nominalnie wyznają religię. Religia prawdziwych chrześcijan nie ma być tylko powierzchowną, tylko w jednym dniu tygodnia ani pod pewnego rodzaju ubraniem, ale ma ona być z serca i złączona z wszystkimi sprawami życia każdodziennie, o w każdej chwili. Ścisłe przestrzeganie Boskich przykazań na pewno odłączy cię od nie których twoich przyjaciół lubujących się w tych złych rzeczach, które zabronione są nam od chwili, gdyśmy się stali dziećmi Boży mi i przyjęliśmy Jego ducha synostwa, ducha miłości.

A że sam Pan sprawę tę tak rozumiał, jawne jest z tego, że naprzód przepowiedział, iż droga uczniostwa będzie „wąską drogą”. Jeżeli więc nie jesteś pożądanym gościem u twoich sąsiadów i przyjaciół z powodu twej wierności prawu Chrystusowemu – prawu miłości, które „krzywdy bliźniemu nie czyni” słowem ani uczynkiem, to masz dobry powód do radowania się, iż możesz ponosić nieco cierpień i strat dla Chrystusa, dla sprawiedliwości. Strata taka może wydawać się na początku znaczną, lecz gdy zniesiesz ją dla Chrystusa, w posłuszeństwie do Jego sprawiedliwego prawa miłości, to wnet będziesz mógł powiedzieć wraz z apostołem, że takie straty są tylko „małymi uciskami”, niegodnymi porównania z zyskanymi błogosławieństwami (Filip. 3:7-8; 2 Kor. 4:17). Twój powód do radowania się jest w tym, iż Bóg obiecał, że podobne cierpienia wyjdą ci ku dobremu. Towarzystwo z tymi, co nie starają się postępować według ducha, ale zwykłymi drogami tego świata, jest szkodliwe dla świętych, czyli dla takich, co starają się postępować w harmonii z nowym umysłem. Będzie im o wiele lepiej, gdy takich towarzyszy i przyjaciół utracą, a im więcej będą odseparowani od nich, tym bliższą społeczność znajdą z Panem, z Jego Słowem i ze wszystkimi prawdziwymi członkami Jego Ciała, będącymi pod kierownictwem Jego ducha. Zgodnie z tym Biblia wyraźnie oświadcza, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem (Jak. 4:4). Bóg celowo sprawę tę tak ułożył, że Jego wierni muszą sami dokonać wyboru pomiędzy przyjaźnią i społecznością z Nim lub ze światem; ponieważ rzeczy, które Bóg miłuje, nie są lubiane przez ludzi światowych, natomiast te, które światowi miłują, jak złe uczynki, złe myśli i złe mowy, są obrzydliwością w oczach Bożych i ci, co rzeczy takie lubią i je czynią, nie mogą być z Nim w społeczności, bo nie mają ducha Pańskiego. „Kto ducha Chrystusowego nie ma, ten nie jest jego” – Rzym. 8:9.

POWTARZANIE WIEŚCI RZEKOMO PRAWDZIWYCH

(3) Inny jeszcze sposób, poprzez który wielu pod innymi względami dobrych chrześcijan unika tej kwestii i usprawiedliwia się z tej zwykłej ludzkiej wady, polega na tym, że (jak im się zdaje) mówią tylko prawdę. Jak często jednak ich lubująca się w plotkach natura zaciemnia ich rozsądek i pobudza ich do przyjęcia za prawdę rzeczy, o których wiedzą bardzo mało lub nic! A gdy już jakąś złą i oszczerczą wieść powtórzą drugim, niekiedy ze swoim dodatkiem, to wcale nie dbają, aby o danej sprawie dowiedzieć się więcej i sprawdzić, czy jest ona prawdziwa; a gdy się okaże nieprawdziwa, nie zadają sobie trudu, aby dane kłamstwo i fałszywe świadectwo przez nich powtórzone naprawić. Pycha cielesnego umysłu sprzeciwia się w takich okolicznościach i nie chce uwierzyć prawdzie. W taki sposób jedno zło prowadzi do drugiego.

Tacy powiedzą: „O, ja nic nie powtórzę za prawdę dokąd na pewno nie stwierdzę, że to jest prawdą, a staram się to poznać z osobistej obserwacji i z osobistego zapoznania się ze sprawą. O czymkolwiek zaś nie jestem sam upewniony, czy jest to prawdą, to wyraźnie mówię, że tak a tak słyszałem, że tak mi mówiono, lecz o prawdziwości tego sam nie ręczę. W taki sposób unikam, aby o nikim źle nie mówić”. Zdaje się, że nie ma bardziej pospolitego złudzenia w tej sprawie, jak to powyżej wyrażone. Skażone upodobanie zasłania się sumieniem i twierdzi, że mówienie prawdy jest zawsze dobre, zatem nauką Bożą nie może być, iż mówienie prawdy jest oszczerstwem, ale że potępiane obmowy i oszczerstwa, jako ciała i diabła, musi chyba stosować się tylko do mówienia czegoś, co jest fałszywe, nieprawdziwe. Jest wielką jest to omyłką: Obmowa jest obmową, niezależnie od tego, czy dotyczy prawdy, czy fałszu i tak jest traktowana nie tylko w prawie Bożym, ale i w prawach cywilizowanych ludzi. Prawda, że w prawie ludzkim, gdyby proces był wytoczony przeciwko obmówcy i zostałoby mu udowodnione, że to, co mówił, było oparte na prawdzie, sąd prawdopodobnie uznałby to za okoliczność łagodzącą i zawyrokowałby na niego mniejszą karę lub mniejsze odszkodowanie; lecz obmową jest wszystko, cokolwiek wypowiedziane jest z intencją szkodzenia drugiemu, bez względu na to, czy jest to prawdziwe, czy fałszywe i prawa ludzkie zgadzają się z prawem Bożym, a zatem w każdym przypadku takie szkodzenie komuś drugiemu jest złem.

Innymi słowy, prawa Boskie i ludzkie zgodne są z tym, że pierwsze zło nie usprawiedliwia drugiego zła. Prawo ludzkie mówi: Jeżeli zło zostało uczynione, sądy są po to, by zło naprawić lub złoczyńcę ukarać, lecz poszkodowanemu nie wolno samemu wymierzać sprawiedliwości, czy to przez fizyczne zaatakowanie winnego, czy też przez użycie bardziej subtelnej broni, to jest języka, aby zabić jego charakter trującym sztyletem złości i zawiści. Prawda, że wielu obmówców nie bywa nigdy sądzonych; prawdą jest także, że wielu redaktorów gazet w Stanach Zjednoczonych unika surowej kary za opublikowane paszkwile, na tej podstawie, że nie publikowali tych rzeczy ze złości, a tylko jako wiadomości, które, według ich twierdzenia, należą się opinii publicznej. Ludzie zajmujący publiczne stanowiska wiedzą, że wiele fałszywych oświadczeń podawanych w przeciwnej prasie będzie uznanych za fałszerstwo w opinii publicznej, więc uważają za najlepszy sposób nie zwracać uwagi na zwykłe paszkwile ani nie procesować tych, co je publikują. Skutkiem tego jest to, że oszczerstwa coraz więcej wzmagają się pomiędzy ludźmi – co na pewno jest szkodliwe dla nich samych i dla ich instytucji – bo gdy rządowi urzędnicy, sądy i wszystkie wpływowe osoby bywają w taki sposób oczerniane (zazwyczaj, jak nam się zdaje, fałszywie), to z czasem utracą swój wpływ ku dobremu na niższą klasę ludzi, którzy w taki sposób pobudzani są do tym większego bezprawia i przygotowani są do anarchii, jaka według Pisma Świętego zagraża obecnemu społeczeństwu.

PRAWO BOŻE WYŻSZE OD LUDZKIEGO

Prawo Boże i Chrystusowe idzie o wiele dalej i głębiej w takich sprawach, aniżeli prawa ludzkie; albowiem ono nie ma do czynienia z ludźmi, ale z „Nowym Stworzeniem w Chrystusie Jezusie” – odmienionym przez odnowienie umysłu, znajdującym się pod specjalnym przymierzem i związane szczególniejszym prawem miłości, które „bliźniemu krzywdy nie wyrządza” pod żadnymi warunkami ani okolicznościami, ale przeciwnie, odpłaca „dobrym za złe” – „błogosławieniem za przeklinanie”. Prawo Nowego Stworzenia, czyli miłość, nakazuje milczenie wszystkim uznającym to prawo i jego Prawodawcę, bo ono mówi: „Nikogo nie lżyjcie” (czyli: Nie mówcie źle o nikim) – Tytus 3:2. Ono idzie nawet dalej i zabrania złych myśli, złych pożądań, złych domysłów przeciwko bliźnim. Ono oświadcza, że gdy serce przepełnione jest miłością, to nie dozwoli nam nie tylko źle czynić bliźnim i źle o nich mówić, ale nawet źle myśleć. „Miłość nie myśli złego” – a o złem może być przekonana tylko niezbitymi dowodami.

Na Straży 1976/6/04, str. 93

Aby ten przedmiot tym dobitniej wyryć w pamięci swych uczniów, On Wielki Nauczyciel o-świadczył: „Jakim sądem sądzicie, takim sami osądzeni będziecie” – Mat. 7:1. Także polecił im modlić się do Ojca słowami: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”; a także powiedział: „Jeżeli nie odpuścicie drugim z serc waszych upadków ich, to i Ojciec mój Niebieski nie odpuści wam upadków waszych” – Mat. 6:12, 18:35. Zaiste, chrześcijanin będący prawdziwym naśladowcą Pana, wyuczonym w Jego szkole i przygotowanym do uczenia drugich, jest nie tylko oczyszczony na zewnątrz, ale i wewnętrznie jest czysty – odłączony, omyty wodą Boskiej instrukcji od wszelkich złości i brudów cielesnych. On już nie jest więcej niewolnikiem grzechu, nie jest kontrolowany pożądliwościami i słabościami ciała lub duchem tego świata. Przynosi on owoce sprawiedliwości, a nie owoce ciała, którymi są, złość, zazdrość, nienawiść, spory, oszczerstwa, obmowy itp. rzeczy (Kol. 3:8; 1 Piotra 2:1-2. Z jego wyższego punktu zapatrywania na Boskie prawo zaawansowany chrześcijanin widzi, że w oczach Bożych nienawiść jest morderstwem, oszczerstwo zabójstwem, a zepsucie dobrego imienia bliźniego jest rabunkiem i grabieżą. A jakakolwiek z tych rzeczy, popełniona w Kościele, pomiędzy tymi, co mienią się być ludem Bożym, jest podwójnym złem – zabójstwem i grabieżą brata. – Porównaj 1 Jana 3:15 i Mat. 5:21-22.

Wypowiedzieć obelżywą lub szkodliwą uwagę na drugiego i następnie dodać: „Ja nie wiem, czy to jest prawda, czy nie”, dowodzi, że ten, co to mówi, powodowany jest duchem złego, a nie duchem Chrystusowym, duchem miłości. On chciałby uszkodzić lub przeklinać swego bliźniego i jest gotów to uczynić. Może czułby się do pewnego stopnia wstrzymywany od mówienia czegoś, o czym miałby pewności, że jest to nieprawdą, lecz lubuje się w mówieniu źle i z upodobaniem przyjmuje złe wieści, aby mógł je następnie obracać swoim językiem jak najlepsze specjały i w taki sposób mówi nawet o takich skandalach, o których nie wie, czy są prawdziwe, a stara się usprawiedliwić wymówkami takimi, jak jest powyżej przytoczona. Jak prawdziwe jest to, co Pismo Święte z taką stanowczością oświadcza, iż cielesne serce „najzdradliwsze jest nade wszystko i najprzewrotniejsze”! Ci, co takie rozmowy prowadzą i w taki sposób usprawiedliwiają swoje zło, nigdy nie wstąpili do szkoły Chrystusowej albo też są dopiero w klasie niemowląt i nie wiedzą, że duch ich jest duchem morderstwa, a nie duchem bratniej miłości. O, gdyby wszyscy chrześcijanie mogli rozpoznać, jak obszerne jest to prawo miłości, nie tylko względem Boga, ale i względem współbliźnich! Jak wielkim hamulcem byłoby to dla języka, jak ostrożnymi byłyby wszelkie rozmowy! Jak to i Dawid powiedział: „Będę strzegł dróg moich, abym nie zgrzeszył językiem swym”. A kto strzeże swego języka, stawia stróża nad swoim zdradliwym sercem i może je lepiej poznawać i lepiej nad nim panować, albowiem „z obfitości serca usta mówią” – Jer. 17:9; Psalm 39:2; Mat. 12:34.

NIEKTÓRE WYJĄTKOWE OKOLICZNOŚCI

Jedyny wyjątek z reguły, aby o nikim źle nie mówić, byłby wtedy, gdybyśmy wiedzieli, że objawienie złego jest konieczne – gdzie mówienie o tym byłoby dla nas przykre, ale konieczne z miłości dla drugich, którzy, gdyby o tym nie wiedzieli, mogliby być poszkodowani. Na przykład, prawo krajowe wymaga, że gdybyśmy wiedzieli o popełnionej zbrodni, to powiadomienie odpowiedniej władzy o wiadomych nam (lecz nie urojonych) faktach nie byłoby oszczerstwem ani obmową, ale obowiązkiem. Podobnie gdyśmy wiedzieli o pewnej słabości brata lub siostry i rozumielibyśmy, że dane osoby mają być postawione na jakieś niebezpieczne stanowisko z tego powodu, że inni nie wiedzą o ich słabości, to w takich okolicznościach mogło by być naszym obowiązkiem objawić danym osobom lub danemu zgromadzeniu tyle ze znanych nam faktów, (lecz nie domysłów) ile byłoby potrzebne do ochronienia ich od szkody, jaka mogłaby wyniknąć z tych słabości. Takie coś nie byłoby obmową, bo byłoby mówione z dobrej pobudki, w intencji ochronienia jednej strony od nadzwyczajnych pokus, a z drugiej strony od możliwej szkody; i zanim cokolwiek mówilibyśmy w takiej sprawie, powinniśmy najpierw dobrze upewnić się w swoim sumieniu, że pobudki nasze nie są złe, ale dobre, że języka naszego chcemy użyć do błogosławieństwa, a nie do przekleństwa, czyli w celu szkodzenia komukolwiek. A nawet wtedy, powodowani duchem miłości i życzliwości tak do słabego brata, jak i do innych, powinniśmy unikać wzmianki czegokolwiek takiego, co nie jest zupełnie konieczne w danych okolicznościach.

Niektórzy mogą sprzeciwiać się takiemu ograniczeniu wolności do mówienia tylko tego, o czym się wie na pewno i gotowi są twierdzić, że ponieważ zupełna wiedza zazwyczaj jest bardzo ograniczona, mało byłoby do mówienia. Odpowiadamy, że jest to właśnie zgodne z Boskim prawem – „Miłuj bliźniego jak siebie samego”. Nie chciałbyś na pewno, aby twój bliźni używał swego mózgu i języka dla złych domysłów i oszczerstw przeciwko tobie; przeto nie powinieneś czynić tego przeciwko niemu. Prawo świeckie nie wymaga, abyś mówił choćby jedno słowo więcej, aniżeli wiesz w danej sprawie; ono nie pyta się o twoje podejrzenia i złe domysły. Tak samo prawo Boże, prawo Nowego Stworzenia nakazuje, aby nie wypowiadać żadnych złych domysłów na współbliźnich; gdy na umysł cisną się podejrzenia z powodu obwiniających okoliczności, nowy umysł, powodowany wrodzoną dobrocią, będzie się starał zrównoważyć te podejrzenia myśleniem, że jest to możliwie mylna informacja lub mylne tłumaczenie sprawy i w taki sposób tę pozorną winę podawać będzie w wątpliwość.

CZEMU NIE MAMY ŹLE MÓWIĆ

Ktoś mógłby powiedzieć: „Ja nie mogę tracić tak dużo czasu na sprawdzanie faktów. Życie jest zbyt krótkie! Gdybym miał zawsze szukać faktów i dowodów i mówić tylko o tym, co wiem, a nigdy o tym, co słyszałem, to nie starczyłoby mi czasu na inne sprawy!”.

Zapewne, że tak! Więc nauką z tego powinno być dla ciebie, aby naśladować biblijną regułę: „O nikim źle nie mówcie”.

(1) Ponieważ nie masz czasu na sprawdzanie faktów i prawdopodobnie nie byłbyś w stanie rozsądzać spraw bezstronnie, choćbyś nawet miał przed sobą wszystkie fakty.

(2) Ponieważ, gdybyś miał ducha Chrystusowego, ducha miłości w dostatecznej mierze, to wolałbyś nikomu nie mówić o tych faktach, chociażbyś nawet miał zupełny łańcuch obwiniających dowodów; i im bardziej niekorzystne byłyby te wiadome tobie fakty, tym bardziej brzydziłbyś się tą sprawą. Jakiż tedy musi być stan tych, których uszy są świerzbiące na skandale, a języki rozkoszują się nimi niczym słodyczą i którzy skwapliwie rozszerzają złe wieści, które otrzymali nie z osobistego przekonania się o nich, ale z uprzedzonych, bezmyślnych lub złośliwych plotek? Najpobłażliwszy pogląd o takich ludziach można by wyrazić stwierdzeniem, że bardzo mało mają ducha Chrystusowego, że brak im miłości bratniej i że jeszcze nigdy nie poznali „złotej reguły”. Apostoł zapytuje: „Izali zdrój z jednego źródła wypuszcza słodką i gorzką wodę?” Na pytanie to może być tylko jedna odpowiedź: Nie, z jednego źródła wypływać może tylko jeden rodzaj wody, bądź dobrej, bądź też gorzkiej. Apostoł widocznie chciał dać do zrozumienia, że taka sama reguła może być zastosowana do naszych serc i ust: Jeżeli serca nasze są odnowione, to jak może być możliwe, że usta nasze wypowiadają wdzięczne słowa ku Bogu, a gorzkie obelgi wynikające z zazdrości, nienawiści, sporów itp. względem bliźnich?

Jeden jest tylko sposób zrozumienia tego i wyjaśnienia biblijnego. Sposób ten wyrażony jest przez apostoła Pawła: „Mamy ten skarb (nowe serce – nową naturę) w naczyniu glinianym” – 2 Kor. 4:7; nie, że chrześcijanie są dwoistej natury; albowiem taka myśl jest przeciwna nauce biblijnej. Mieszanina natur nie może być uznawana, stąd też nasza ludzka natura została najpierw usprawiedliwiona przez wiarę i odwrócenie się od grzechu, po czym została poświęcona, czyli ofiarowana na śmierć, abyśmy mogli dostąpić duchowej natury i stać się „nowym stworzeniem w Chrystusie Jezusie”. Jednakowoż to Nowe Stworzenie jest na razie tylko zarodkiem, tylko nowym umysłem mieszkającym w tym śmiertelnym ciele, nad którym ten nowy umysł ma panować i które uznane zostało za umarłe, o ile to się tyczy cielesnej woli.

WALKA NOWEGO UMYSŁU ZE STARYM

Dlatego chrześcijanin może używać podobnego języka i mówić oraz myśleć o sobie i o innych wierzących jakoby z dwóch stron zapatrywania – ze strony nowego umysłu (jako Nowe Stworzenie), uznawanego za żywy i mający kontrolę nad starym umysłem, i ze strony starego umysłu (starego stworzenia), uznawanego za umarłe i pozbawionego kontroli. Jednakowoż tak jak ten nowy umysł żyje tylko istnieniem poczytanym przez wiarę, podobnie i ów stary umysł jest umarły tylko w tym poczytanym znaczeniu przez wiarę. I jak to oświadcza apostoł, te dwa „umysły” są sobie przeciwne. Nie może być duchowego postępu tam, gdzie rządy są podzielone. Toteż nowy umysł, posługujący się „skarbem” spłodzonym z ducha Pańskiego przez Słowo Prawdy ma umartwiać ten stary cielesny umysł, czyli starą wolę, stare usposobienie, upodobania i pożądania. W taki sposób ten nowy umysł ma mieć zupełną kontrolę nad śmiertelnym ciałem i wszystkie jego czyny, słowa i myśli ma regulować według prawa miłości, w harmonii ze sprawiedliwością i prawdą. Przeto gdy usta nasze wypowiadają odczuwane w sercu uwielbienie ku Bogu, który ubłogosławił nas, wyrwał nogi nasze z dołu głębokiego i z błota, a postawił je na opoce, na Chrystusie Jezusie i w usta nasze włożył nowy śpiew, to uwielbienia takie znaczą, że w owej chwili nowy umysł jest siłą kontrolującą, że ów skarb nowego serca opływa w tym śmiertelnym ciele i przez wargi wydziela uwielbienie, które jest zbudowaniem, pociechą i zachętą dla słuchających. W taki sposób zdrój naszego serca wydziela wodę słodką, dającą życie, błogosławieństwo i orzeźwienie. Jeśli jednak język nasz mówi jakieś złe rzeczy, czy to prawdziwe, czy fałszywe, to dowodzi, że nowa natura jest przynajmniej chwilowo przezwyciężona starą naturą; znaczy to więc, że w danej chwili działa inny zdrój i używa ust do wydzielania słów złości, zazdrości, sporów, obelg i różnego rodzaju złych mów – co jest przeklinaniem, czyli szkodzeniem drugim w mniejszym lub większym stopniu. To znaczy, że stara natura nie jest podbijana w niewolę, jak to określił apostoł – nie jest uśmiercana, grzebana, usuwana z widowni; istnieje pewnego rodzaju porozumienie pomiędzy umysłem nowym a starym, tak że oba używają na zmianę śmiertelnego ciała, niekiedy do dobrego, a niekiedy do złego; albo też zachodzi pewne odrętwienie, pewien jakoby letarg nowego umysłu i stan ten jest wykorzystywany przez umysł cielesny. Stan taki oznacza więc, że zachodzi bardzo powolny rozwój duchowy Nowego Stworzenia albo też ma miejsce zupełne powstrzymanie jego wzrostu. Wszyscy tacy powinni pamiętać na słowa apostoła Piotra: „Albowiem dosyć nam żeśmy przeszłego czasu żywota popełniali lubości pogan”; a także na słowa św. Pawła: „Nie stawiajcie członków waszych orężem niesprawiedliwości grzechowi, ale stawiajcie siebie samych Bogu, jako z umarłych żywi i członki wasze orężem sprawiedliwości Bogu” – 1 Piotra 4:3; Rzym. 6:13.

ZNACZENIE PRZESZŁYCH UCHYBIEŃ

Z powyższego punktu zapatrywania rzecz ujmując, możemy pocieszać się, gdy patrząc wstecz sprawdzamy, że i z naszych ust wychodziły niekiedy uwielbienia ku Bogu, a także zniewagi, obelgi, zazdrości, nienawiści i wszelkiego rodzaju złe mowy, szkodliwe dla drugich. To jeszcze nie dowodzi, że serca nasze nie były usprawiedliwione i poświęcone duchem przysposobienia, nie dowodzi, że nie jesteśmy dziećmi Bożymi i uczestnikami Jego ducha. Dowodzi jednak, że byliśmy lub też dotąd jesteśmy duchowo chorzy i że potrzeba nam znacznego oczyszczenia, jak to i apostoł wyraża: „Wyczyśćcie tedy stary kwas, abyście byli nowym zaczynieniem”, czyli czystym, niekwaszonym chlebem – rzeczywistymi przedstawicielami Ciała Chrystusowego – 1 Kor. 5:7.

Powinniśmy wiedzieć, że dokąd Nowe Stworzenie nie odniesie zupełnego zwycięstwa nad wolą cielesną, nie otrzymamy wysokiej nagrody, która obiecana jest tylko „temu, co zwycięży”. Zwycięstwo to jednakże nie polega na udoskonaleniu ciała, ale udoskonaleniu serca – czyli woli, intencji. Co zaś do zmaz cielesnych, to pomimo najlepszych naszych starań, aby ich się pozbyć, niektóre z nich będą niezawodnie z nami tak długo, dokąd będziemy w tych ciałach. Udoskonalenie, jakiego mamy się spodziewać, zabiegać o nie i które też bywa osiągnięte przez zwycięzców, jest udoskonaleniem woli serca, intencji. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają”. Nasze fizyczne słabości i nieudolności różnią się tak w rodzaju, jak i w stopniu. Niektórzy są już z natury bardziej łagodni, uprzejmi itp., gdy zaś inni, zanim przyjęli Chrystusa, byli bardzo surowi, nieokrzesani i szorstcy; a chociaż wpływ wewnętrznego skarbu, czyli nowego umysłu będzie na pewno dokonywać pewnego ogładzenia i przemiany zewnętrznego naczynia glinianego, to jednak nie możemy spodziewać się, aby ta przemiana była taka sama w jednych, jak w drugich. Nie można się spodziewać tak zupełnej i szybkiej naprawy w sprawiedliwości w takim zewnętrznym człowieku, w którym surowość i szorstkość jakby były rzeczą wrodzoną, a tym, który z urodzenia posiada wrażliwsze usposobienie.

Uznając te różnice „glinianych naczyń”, musimy, ma się rozumieć, podejmować jak najsilniejsze starania, aby swe własne naczynie naprawiać. Mamy pamiętać, że nasz stosunek do drugich w Ciele Chrystusowym nie jest według ciała, ale według ducha; stąd też apostoł oświadcza, że już więcej nie znamy jedni drugich według ciała, czyli według jego słabości, niedoskonałości i różnych niedobrych skłonności, ale według ducha, według intencji, według serca, jako „nowe stworzenia” (2 Kor. 5:16). To powinno pobudzić do wielkiej wyrozumiałości wobec cielesnych słabości naszych braci, dokąd mamy to zapewnienie, że to ciało nie przedstawia rzeczywistej istoty, czyli umysłu i woli naszego brata. Mamy więc być łagodnymi wobec wszystkich, dobrotliwi jedni ku drugim do takiego stopnia, że zamiast chęci zadawania drugim przykrości lub szkody językiem, będziemy raczej czuć do nich sympatię, czynić im dobrze, a słowami łaski, pociechy, zachęty i napomnienia, wypowiadanego w miłości, będziemy budować jedni drugich w najświętszej wierze – na podobieństwo naszego Pana i Mistrza.

Prowadząc dalej ten przedmiot, apostoł wykazuje, że są dwa rodzaje mądrości: mądrość niebieska i mądrość ziemska. Wierni Pańscy powinni to rozróżniać i starać się, aby mądrość ich była mądrością niebieską. Myślą apostoła jest, że w Kościele mogą być niektórzy tacy, co liczą się jako Kościół i łączą się z innymi członkami Kościoła z pobudek mądrych według świata – niektórzy, co zauważyli, że w naukach Pisma Świętego mieści się pewna logika i mądrość, która imponuje i którą będą może mogli obrócić na własną korzyść. Tacy, zdaniem apostoła, będą skłonni do zarozumiałości, do „nadymania się” i do popisywania się swoją mądrością. Na zewnątrz będą uznawać właściwość chrześcijańskich cnót, właściwość braterskiej uprzejmości, łagodności, cichości, cierpliwości i miłości, to jednak w swych sercach mają zawiść i złe pożądania – pożądanie osobistej chwały i reputacji – zazdroszcząc wszystkim, którzy zdają się mieć reputację lepszą niż oni.

Apostoł daje do zrozumienia, że takim będzie bardzo trudno, a nawet niemożliwie, utrzymać się bez przeklinania (czyli mówienia źle, szkodzenia) braci. Czynić to będzie dla nich rzeczą tak naturalną, że nie będą mogli tego uniknąć, a główną przyczyną jest to, że nie mają czystego, odrodzonego serca. Jeżeli serca ich były odrodzone w przeszłości, to z czasem oni wrócili się do złego, „jako świnia do walania się w błocie, a pies do zwracania swego”. Toteż takim, co w sercach swych znajdują uczucie zazdrości i gorzkości, apostoł mówi, że nie mają powodu do chlubienia się, ale powinni raczej uznać, że będąc w takim stanie serca, oni wcale nie są chrześcijanami i powinni zaprzestać tego kłamania przeciwko prawdzie – zaprzestać obłudnego udawania, że serca ich są odnowione i poświęcone w Chrystusie Jezusie. Św. Jakub mówi takim wyraźnie, że ich znajomość, ich mądrość nie jest z Boga ani z ducha świętego – „Nie jest ci ta mądrość z góry zstępująca, ale ziemska, bydlęca, diabelska; bo gdzie jest zawiść i zajątrzenie, tam i rozterki i wszelkie złe sprawy (mogą być spodziewane) – Jak. 3:15-16.

STROFOWANIE SZCZEGÓLNIE KIEROWANE DO NAUCZYCIELI

Zdaje się być widocznym, że chociaż to strofowanie napisane przez św. Jakuba stosuje się do wszystkich mieniących się duchowymi Izraelitami prawdziwymi, to jednak on uwagi swe kieruje szczególnie do tych, co są nauczycielami w Kościele, co odznaczają się znaczną mądrością. Słowa jego przywodzą nam na pamięć to, co powiedział apostoł Paweł, który mówiąc o różnych darach danych pierwotnemu Kościołowi, starał się wykazać niebezpieczeństwo grożące tym, co odznaczali się większą znajomością. Ilustrując zasadę przytoczoną przez św. Jakuba, apostoł Paweł tak sprawę tę określił:

„Chociażbym mówił językami ludzkim i anielskim, a nie miałbym miłości, byłbym tylko jakoby brzmiącym cymbałem, robiącym wiele hałasu, lecz nie mającym żadnego poczucia tej sprawy w samym sobie; albowiem nie miałbym żadnego działu ani cząstki z tymi, co mają ducha Chrystusowego. Chociaż posiadałbym dar prorokowania i rozumiałbym wszystkie tajemnice, choćbym miał wszelką umiejętność i wiarę, a miłości bym nie miał, byłbym niczym; i chociażbym całą swoją majętność wydał na karmienie ubogich, a ciało swoje na spalenie, a nie miałbym miłości, nic by mi to nie pomogło” – 1 Kor. 13:1-8.

W taki to sposób apostoł wykazał jak najdobitniej, że znajomość i oratorstwo nie są rzeczami najważniejszymi, ale jest nią miłość wypływająca z serca i rozchodząca się na wszystkie poczynania życia. Zaiste, miłość działająca w śmiertelnych ciałach naszych jest rzeczywistą próbą – rzeczywistym dowodem naszej społeczności z Bogiem! Apostoł wykazuje więc, że ci, co otrzymali pewne dary Boże, zanim doszli do właściwej społeczności z Bogiem, mogą stać się miedzią brząkającą i brzmiącymi cymbałami, czyli jakoby niczym, jeżeli stracą ducha miłości, ducha Chrystusowego; albowiem „kto ducha Chrystusowego nie ma, ten nie jest Jego”. Dobrze by było, aby wierni Pańscy zauważyli te Boskie instrukcje napisane przez tych dwóch najgłówniejszych apostołów i zapamiętali, że bez względu na to, jak ważne mogą być: widza i oratorstwo, one nie mają być uważane pomiędzy braćmi za nieomylny dowód znajdowania się na właściwej drodze; albowiem znajomość i oratorstwo mogą być użyte ku szkodzeniu drugim, zamiast ku ich pomocy.

Na Straży 1977/1/08, str. 11

Główną cechą, której należy upatrywać w tych, co mają służyć zborowi w duchowych rzeczach, powinna być przede wszystkim miłość. To nie znaczy, że znajomość i zdolności mają być zupełnie ignorowane, lecz znaczy, że one mają być uznawane za drugorzędne, a nie za najgłówniejsze, jak to zazwyczaj jest czynione. Upatrujcie pomiędzy sobą mężów świętych, napełnionych duchem świętym, aby tacy czuwali nad duchowym dobrem poszczególnych zgromadzeń ludu Bożego. A po Boskie objaśnienie, jak ten duch święty się objawia i jakich cech należy upatrywać w sługach zborowych, udajcie się do 1 Kor. 13:4-8 oraz 1 Piotra 1:22-23 i 2 Piotra 1:1-13. Wszyscy mający pewne inne kwalifikacje, lecz dający dowody nadętości lub chęć panowania nad dziedzictwem Pańskim, czyli nad Kościołem albo objawiających ducha zazdrości, sporu, goryczy lub obmowy – powinni być pominięci jako objawiający niewłaściwego ducha, który nie jest duchem z góry pochodzącym, ale ziemskim, bydlęcym, diabelskim. Tacy są niebezpieczni jako nauczyciele i jakąkolwiek znajomość posiadają, mogą wyrządzić nią więcej szkody aniżeli dobrego.

OKREŚLENIE MĄDROŚCI POCHODZĄCEJ Z GÓRY

Prowadząc rzecz dalej apostoł nie pozostawia żadnej wątpliwości co do znaczenia jego słów, albowiem wyraźnie określa bieg, czyli owoce mądrości niebieskiej mówiąc: „Ale mądrość, która jest z góry, najpierw jest czysta” (prawdziwa, szczera, sumienna, nie udana, nie użyta tylko za szatę światłości, aby zwieść i przykryć samolubstwo, złość, nienawiść itp.; nie czyniąca kompromisu z grzechem, z nieczystością, w jakiejkolwiek formie); „potem spokojna” – „nowy umysł” nie jest usposobieniem kłótliwym, spornym, ale spokojnym – on będzie bojował o wiarę raz świętym podaną, lecz nie będzie bojował jedynie z zamiłowania do walki i do sporów; przeciwnie, nowy umysł jest spokojnego usposobienia, i na ile to możliwe, woli ustępować w mniej ważnych punktach spornych; on miłuje swoich oponentów i sympatyzuje z ich trudnościami). Jest także „mierna”, czyli łagodna (nie jest szorstka ani gburowata w czynie, w mowie lub w tonie głosu, a gdy naczynie gliniane, w którym nowy umysł działa, posiada wrodzoną szorstkość, nowa natura boleje nad tym i walczy z tą słabością, stara się ją pokonać, a gdziekolwiek słabość ta wyrządzi szkodę drugiemu, stara się to naprawić i wyrządzoną przykrość złagodzić). Jest też „powolna”, a raczej (według poprawnego tłumaczenia) „łatwa do uproszczenia” (łatwo można do niej dostąpić, nie jest harda, niedostępna lub sroga; jest jednak stanowcza w sprawach zasadniczych – zasady nie mogą być naginane lub modyfikowane, one należą do Boga. Lecz uznając zasady, duch mądrości okazuje swoją gotowość ustępstwa przez uznawanie każdego dobrego zarysu swego oponenta i przez okazywanie powodów, dla których ustępstwo nie jest możliwe tam, gdzie rozchodzi się o Boskie prawo i zasady).

Mądrość z góry jest również „miłosierna i pełna owoców dobrych”. (Rozkoszuje się we wszystkich rzeczach powodowanych miłością i dobrocią; z przyjemnością czyni dobrze drugim, okazuje miłosierdzie nawet niemym stworzeniom będącym pod jej pieczą, lecz szczególnie jest miłosierną wobec braci i ich wad. Miłosierną jest także w rodzinie – nie jest zbyt wymagającą, ale hojną, dobrotliwą i wspaniałomyślną. Szczodrobliwą jest nawet wobec przeciwników i tych, co lubią się spierać – nie ma upodobania w zwyciężaniu przemocą nawet dla prawdy, gdyby to miało być szkodliwym, bolesnym i niemiłosiernym dla ludzi o przeciwnym zdaniu). Jest także „nieposądzająca”, a raczej „bezstronna”. (Miłuje dobro i prawdę bez względu na to, gdzie one się znajdują, a sprzeciwia się nieprawdzie, nieczystości i bezbożności, czy znajduje je w przyjaciołach, czy we wrogach. Sprawiedliwość jej jest bezstronna i miarkowana miłosierdziem; nie pochwali wady w bracie dlatego, że on jest bratem, ale zgani ją z taką samą łagodnością, pamiętając, że wszyscy podlegają różnym pokusom i atakom ze strony świata, ciała i Szatana. Nie przeoczy cnoty nawet w nieprzyjacielu i nie zawaha się jej uznać. Zasadą jej jest prawda, nie uprzedzenie, nie stronniczość, nie sekciarstwo).

Mądrość z góry jest w końcu „nieobłudna”. (Jest w zupełności szczera i otwarta, nie potrzebuje udawać miłości, bo ona jest miłością; nie potrzebuje przybierać marki dobroci na zewnątrz, aby przygasić uczucie gniewu, zawiści i sporu, bo ona jest bez zawiści i bez sporu, owoce ciała i diabła zostały przez nią, przy pomocy Bożej, rozpoznane jako ziemskie, bydlęce i diabelskie, więc zostały odrzucone, a serce zostało usprawiedliwione, oczyszczone i poświęcone Bogu; myśli, wola i intencje zostały odnowione i są teraz przepełnione skarbem ducha ściętego).

KILKA SŁÓW ZACHĘTY DO WSZYSTKICH

Z tymi myślami w pamięci, starajmy się, drodzy czytelnicy, gorliwiej aniżeli kiedykolwiek przedtem czuwać nad starą naturą i nad jej zwodniczą skłonnością osiągnięcia kontroli nad językiem. Uczmy się coraz więcej oceniać, tak w sobie jak i w drugich, ową mądrość niebieską, której działanie jest tak dobitnie określone przez apostoła. Im ważniejsze są nasze członki, im więcej wpływowe, tym usilniej starać się musimy utrzymać je w zupełnym poddaństwie Panu jako Jego słudzy. Nasze nogi są użytecznymi członkami poświęconymi Bogu, możemy więc używać ich w różnych poselstwach miłosierdzia, ku chwale Boskiego imienia i ku zbudowaniu Jego ludu. Ręce nasze są również użyteczne, gdy w zupełności są poświęcone na Boską służbę. Uszy nasze są też użyteczne w Jego służbie, aby słuchać tylko Boga, a nie słuchać onego złego, a przez to, aby nie uznawać złego, ale być dobrym przykładem dla drugich. Nasze oczy są wielkim błogosławieństwem od Boga i one także mają być chronione od złego, od pożądliwości oczu i od pychy żywota i mają być narzędziami, czyli sługami sprawiedliwości w zachowaniu, ocenianiu i popieraniu dobrego, jak i w rozpoznawaniu woli Bożej. Jednakże ze wszystkich członków naszego ciała najbardziej wpływowym jest język. Wpływ języka przewyższa wszystkie inne członki razem wzięte. Przeto kontrolowanie języka w służbie Pańskiej jest najważniejszą pracą wiernych co do ich śmiertelnych ciał i służby, jaką w tych ciałach mają sprawować Bogu. Kilka słów miłości, dobrotliwości i pomocy – jak często zmieniły cały bieg życia ludzkiego – a nawet wiele miały do powiedzenia w kształtowaniu narodów! A jak często słowa złe, niegrzeczne lub oszczercze wyrządzały ogromną niesprawiedliwość, niszczyły dobrą reputację itp. Apostoł określa to, iż język „zapala koło urodzenia naszego” – rozbudza wrodzone namiętności, spory, nieprzyjaźni itp., o jakich z początku ani nie myślano. Nie dziw, że apostoł dodaje, iż taki język „bywa zapalony od ognia Gehenny”, czyli wtórej śmierci – prowadzi do wiecznego zniszczenia.

SŁOWO PRZESTROGI DLA STARSZYCH I INNYCH

Publiczni słudzy Kościoła są do pewnego stopnia jego „językami” i co za ogromny wpływ oni mogą wywierać ku dobremu lub ku złemu; ku błogosławieniu i ku zbudowaniu wiernych lub też ku ich szkodzie – ku przeklinaniu! Jak konieczne więc jest, aby wszyscy mający być sługami, czyli jakoby językiem w Ciele Chrystusowym, byli tacy i tylko tacy, jak duch święty zaleca. Wpływ sług zborowych rozchodzi się nie tylko na tych, co są w zgromadzeniu, ale w pewnym stopniu są oni ustnymi narzędziami słyszanymi dobrze i na zewnątrz. Ta sama zasada stosuje się też do każdego członka w Kościele, co do jego używania lub nadużywania języka. Język może być używany do sporów, do burzenia wiary i charakteru braci, do zburzenia miłości i zaufania albo też do budowania drugich w owocach ducha świętego. Ilu jest takich, co wypróbowało prawdziwość słów apostoła, że język posiada wielkie możliwości tak do zbrudzenia całego ciała, czyli Kościoła, jak i do rozpalenia naturalnych skłonności człowieka przez rozbudzenie złych i trujących namiętności upadłej natury.

Jak mało pomiędzy ludem Pańskim jest takich, którzy opanowali swój język na tyle, aby doprowadzić go do zupełnego poddaństwa woli Bożej tak, aby używać go tylko ku dobremu dla wszystkich, z którymi mają jakąkolwiek styczność! Uczyńmy więc silne postanowienie, że przy Boskiej łasce (obiecanej nam w każdej potrzebie) uczynimy w roku obecnym większy postęp w kontrolowaniu tym najgłówniejszym członkiem naszego ciała, przywodząc go do zupełniejszego poddaństwa i posłuszeństwa, jak i do lepszej służby Królowi królów i Panu panów – który powołał nas z ciemności do przedziwnej swej światłości.

W.T. 1899-66, R-2442
Na Straży 1976/5/03, str. 69