R-1074

Jeden prawdziwy Kościół

„Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała jednego, choć ich wiele jest, są jednym ciałem: tak i Chrystus. Albowiem przez jednego Ducha my wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni...” „Jedno jest ciało i jeden duch, jako też jesteście powołani w jednej nadziei powołania waszego. Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; Jeden Bóg i Ojciec wszystkich...” „Takżem się stał nieprzyjacielem waszym, prawdę wam mówiąc?” [A jeśli tak, to] „Myśmy głupi dla Chrystusa...” – 1 Kor. 12:12-13; Efezj. 4:4-6; Gal. 4:16.

Co do tego, że Bóg wybiera Kościół w ciągu Wieku Ewangelii, zgadzają się wszyscy z wyjątkiem uniwersalistów. Także co do tego, że wszyscy w ten sposób wybrani tworzą jeden Kościół oraz że tylko ten jeden Kościół uznawany jest przez Boga, a członkostwo w nim można sobie zapewnić tylko w tym życiu – w czasie Wieku Ewangelii. Powszechnie przyznaje się, że są to nauki Biblii.

Wielu przyznaje również, że obecny związek z Ciałem Chrystusa, Kościołem, jakkolwiek bardzo wartościowy, jest jedynie próbnym członkostwem, które zostanie potwierdzone i uczynione wiecznym poprzez wprowadzenie do pełnego członkostwa w Kościele zwycięzców przy końcu owego okresu próbnego obecnego żywota (Jan 15:5,6; Filip. 3:12-16).

I choć zarówno my, jak i inni chrześcijanie, zgadzamy się co do tego, że Kościół zwycięzców będzie jednym Kościołem, a nie wieloma kościołami, są jednak części składowe tego tematu, co do których się nie zgadzamy.

Uważamy, że warunki obecnej próby dla wszystkich, którzy zostali przyjęci jako próbni członkowie niebiańskiego Kościoła, są znacznie bardziej surowe i wymagające oraz że wybrana grupa jest w związku z tym znacznie mniejsza niż to się powszechnie wśród chrześcijan przypuszcza – ci, którzy są obecnie wybierani, stanowią jedynie „maluczkie stadko” (Łuk. 12:32). Wielu sądzi, że celem Boga, dla którego powołuje On i wielce wywyższa Kościół, jest jedynie zamiar zbawienia go od wiecznych mąk. My uważamy – i znajdujemy na to liczne dowody Pisma Świętego, które też często przedstawiamy – że Bożym celem owego wyboru, ćwiczenia, doświadczania i ostatecznego wywyższenia Kościoła jest błogosławienie przez niego całego Jego upadłego i spętanego grzechem stworzenia (ludzi i aniołów), poprzez udzielenie wszystkim w pełni doskonałego sądu, czyli próby, w znacznie dogodniejszych warunkach, gdzie doskonała wiedza i dostateczna pomoc będą stanowiły podstawowe elementy łaski. Widzimy przeto, że Kościół jest wybierany dla wielkiego dzieła, które ma być przeprowadzone w ciągu Wieku Tysiąclecia – przywrócenia wszystkich spośród upadłych istot, „które chcą”, do ich pierwotnego stanu, i skazania wszystkich świadomie splugawionych na wtórą śmierć – wieczną karę całkowitego unicestwienia.

Nie da się też zaprzeczyć, że biblijny pogląd jest znacznie bardziej podniosły niż owo powszechne, samolubne przekonanie, mające swe źródło w wielkim odstępstwie. Ci, którzy zostali powołani w nadziei uczestniczenia w Boskim planie czynienia dobrze innym – błogosławieniu wszystkim rodzajom ziemi – mogą być pewni zarówno tego, że będzie ich mniej, a także, że duchowo będą stali ponad masami tych, którzy motywowani są jedynie samolubną nadzieją uniknięcia mąk.

Różnimy się jednocześnie od większości chrześcijan, uznając Kościół w jego obecnym stanie jedynie za Kościół na próbie. Dalej twierdzimy, że jest obecnie tylko jeden Kościół, ponieważ będzie tylko jeden Kościół w chwale. Nasz Pan i apostołowie nigdy nie uznawali więcej niż jednego Kościoła na ziemi. Byli oni tak dalecy od ustanawiania czy uznawania wielu kościołów, że wręcz potępiali wszelkie usiłowania dzielenia się na różne stronnictwa, gromadzenia się pod różnymi nazwami, jako skłonność do schizm i sekciarstwo, które są przeciwne Bożej woli i szkodliwe, będąc przejawami cielesności we wszystkich, którzy na to przyzwalają i przyczyniają się do podziałów w próbnym Kościele.

Potężna i celna argumentacja Pawła dotycząca tego tematu jest częściowo zaciemniona przez powszechne tłumaczenia [Biblii]. Mimo to, gdy zwróci się na to uwagę, można bez trudności zauważyć ogólny kierunek apostolskiego rozumowania. Jest to jednak znacznie łatwiejsze w wartościowym i ogólnie bardzo wiernym tłumaczeniu Emphatic Diaglott. Apostoł napomina, żeby ci nauczyciele, którzy sprzyjają podziałom w Chrystusowym stadzie byli „upatrywani” i żeby się od nich odwracać, ponieważ nie postępują oni zgodnie z wolą Pana, ale działają samowolnie. Dodaje on, że tacy „przez łagodną mowę i pochlebstwo serca prostych zwodzą” (Rzym 16:17). Strofuje on kościół koryncki z powodu panującej wśród nich skłonności do sekciarstwa (1 Kor. 1:10-13 oraz 1 Kor. 3:3-6). Dzielili się oni na „paulitów, apollosytów i piotrytów”, podczas gdy tylko niewielu prawidłowo artykułowało swoją nazwę jako chrystianie.

Każdy z tych nauczycieli miał swoje szczególne cechy w sposobie nauczania, które wzbudzały szacunek wśród jednych, podczas gdy inni wzbudzali najwyższy podziw u innych. Jednak wszyscy oni głosili jedną Ewangelię – jednego Pana, jedną wiarę i jeden chrzest. Duch faworyzowania niektórych, który prowadził do powstawania frakcji i podziałów, a także do wychwalania sekciarskich nazw stronnictw lub też posługiwania się w tym celu imionami poszczególnych nauczycieli, stały się standardami, którym uleganie apostoł uznaje za przejaw cielesności – dowód ulegania duchowi świata.

Samo używanie różnych nazw było już złe, ale stanowiło to jednocześnie przejaw jeszcze większego zła – ducha samolubstwa i stronniczości. Dowodziło to, że ci koryntianie, którzy przyjmowali nazwy stronnictw, w rzeczywistości nigdy nie docenili jedności Ciała Chrystusa. Nie uznali oni tego, że to Chrystus jest jedyną Głową, jedynym przywódcą i wzorem oraz że Jego Imię jest jedynym, z którym winni identyfikować się Jego naśladowcy i po nim się rozpoznawać. Wierni nie są winni temu, że szydercy wystawiają jakąś nazwę na pośmiewisko. Jednak prawdziwy i lojalny żołnierz krzyża nigdy nie powinien ani przywłaszczać sobie, ani uznawać takiej nazwy. Przykładami tak powstałych nazw są słowa „metodyści” czy „baptyści”. Obie te nazwy zostały wymyślone przez naśmiewców, a następnie zostały przyjęte jako nazwy stronnictw, określające sekty, frakcje, czy też działy w Ciele Chrystusa. Wszyscy prawdziwi nauczyciele nie tylko zostali posłani przez Chrystusa, ale ponadto od Niego otrzymują swoje pouczenia. Tak więc każdy człowiek, który próbowałby nadać swoje lub czyjeś inne imię jakiejkolwiek części Kościoła jest oponentem i przeciwnikiem prawdziwego i jedynego Pana i Głowy Kościoła. Jest on zwodzicielem i złoczyńcą, niezależnie od tego, jakie podawałby przyczyny lub motywy swojego postępowania.

Apostoł gani koryntian i stara się wykazać ich błąd przywłaszczania sobie innych nauczycieli poza Chrystusem, który miał być ich Głową, wzorem i przywódcą. Pyta on: „Czyż Chrystus jest podzielony?” Czy jest obecnie wiele nasion Abrahamowych, z których każde jest dziedzicem obietnicy? Czy taka jest przyczyna, że aprobujecie podziały na różne stronnictwa? Czy któryś z tych przywódców – Paweł, Apollos i Piotr wyświadczyli wam jakąś szczególną łaskę i zobowiązali was, abyście odpłacili im poprzez nazywanie się ich sługami i naśladowcami, nosząc ich imiona? Czy Paweł został za was ukrzyżowany? Czy zostaliście ochrzczeni w jego imię?

O nie, drogo umiłowani! Jeden i tylko jeden zasługuje na wszystkie zaszczyty w Kościele, i teraz, i na wieki, a tym Jednym jest prawdziwy Pan i Mistrz Kościoła. Tylko Jego imię w dowolnej formie powinien nosić Kościół. On prowadzi, On uczy, On karmi. Zaś rozmaici ludzcy przedstawiciele, używani przez Niego jako narzędzia do udzielania Jego błogosławieństw dla swojej Oblubienicy, nigdy nie powinni zajmować Jego miejsca w jej sercu ani też mieć udziału w Jego zaszczytach wobec świata.

Przez długie czasy, a właściwie do bardzo niedawna, chrześcijanie uznawali tę słuszną zasadę, że jest tylko jedno Ciało, czyli Kościół na ziemi, dokładnie tak, jak będzie tylko jeden Kościół w chwale. Podążając za tą ideą każda sekta twierdziła, że to ona jest owym jedynym prawdziwym Kościołem i prześladowała inne. Jednak stopniowo każda z nich zaczęła zauważać w innych pewne dobre cechy w nauce oraz w praktyce i ich poglądy zmieniły się aż do tych obecnych, gdzie twierdzą dobitnie, a w sprzeczności ze Słowem naszego Pana i apostołów, że sekty są zdecydowanie pożyteczne, że ludzki umysł jest tak stworzony, iż wspólna wiara, do której Paweł zachęca Kościół, jest niemożliwa, i że rozmaite istniejące obecnie sekty z ich sprzecznymi odmiennościami w przekonaniach są niezbędnym dostosowaniem tej idei do ludzkich uprzedzeń i ułomności.

Jednak ciągle trzymając się idei, że w jakiś sposób musi istnieć tylko jeden Kościół, niecierpliwie starają się dokonać ponownego zjednoczenia wszystkich większych sekt, tak aby utworzyć (nominalnie) jeden Kościół, w ramach którego każda sekta mogłaby zachować swą specyfikę wiary lub też niewiary, zgodną z obecnym stanem. Wszyscy uczestnicy takiej unii (której Sojusz Ewangelicki [ang. Evangelical Alliance] jest początkiem) zgadzaliby się jedynie co do tego, że mogą się nie zgadzać, żyliby i dawaliby pożyć innym po to, aby w ogólny sposób uznawać się wzajemnie w celu zwiększenia wpływów i władzy oraz ochrony, które byłyby skutkiem takiego stowarzyszenia dla każdej z sekt, a także w celu zmniejszenia wpływów innych nie zrzeszonych w takiej formie, aby w ten sposób ograniczyć niezależność myślenia. Służyłoby to ustanowieniu i umocnieniu „prawowiernej” linii granicznej, w obrębie której występowałyby pewne ograniczenia osobistej wolności, ale też pewna miara wolności, polegająca na wyborze między formami i naukami różnych sekt w ten sposób uznanych za prawowierne.

Dzieje się tak właśnie obecnie między tak zwanymi „liberalnymi umysłami” wszystkich ugrupowań religijnych. Coraz częściej słyszy się głosy, że organizacja tego typu, jaką jest Sojusz Ewangelicki, jest zupełnie wystarczająca. Nawołuje się też do tego, by próbować doprowadzić do uznania tak skomponowanego Kościoła przez rząd.

Nawet jednak, gdyby udało się do tego w pełni doprowadzić, nie byłoby to niczym więcej jak tylko unią z nazwy, w której panowałyby w rzeczywistości te same podziały i różnice – nominalnie jeden kościół, a w rzeczywistości wiele sekt, tak jak obecnie.

Pierwszym niebezpieczeństwem, przed którym apostoł ostrzegał Kościół, było sekciarstwo. Jego ostrzeżenia znalazły posłuch, przynajmniej w tamtym czasie, skoro nie powstały wielkie sekty paulitów czy apollosytów. Jednak tak jak to zwykle bywa, wielki przeciwnik odparty z jednej strony, zaczyna działać na przeciwnym biegunie i stara się zachęcać do jedności bardzo różnej od tej, o której nauczali apostołowie i nasz Pan. Tym usiłowaniem jest doprowadzenie to tego, by każdy uznany członek Kościoła miał dokładnie taki sam pogląd na każdy szczegół chrześcijańskiej nauki. Ukoronowaniem tej tendencji było powstanie papiestwa, w którym każde zagadnienie doktrynalne musiało zostać przyjęte przez papieży i sobory, a każdy człowiek, który chciałby być uważany za członka kościoła, był zobowiązany do pełnego uznawania takich decyzji oraz wyznawania, że takie rozstrzygnięcia są jego przekonaniami, jego wiarą, choć w rzeczywistości wcale nie są jego, tylko zostały przyjęte, zaadoptowane. Albo zostały one ogólnie ślepo przyjęte, albo też obłudnie wyznane przy zachowaniu intelektualnych zastrzeżeń.

To było zupełnie nie to, na co nalegał Paweł. Jego pragnieniem była jedność serca i umysłu, a nie bezmyślne, nieczułe i obłudne oświadczenie. Zachęcał on do jedności takiej, jaka jest naturalnym wynikiem właściwego praktykowania wolności, którą mamy w Chrystusie – by rozważać i wierzyć Pismu Świętemu, by rosnąć w łasce i w znajomości, tak aby każdy był przekonany przez swój własny umysł, ukorzeniony i ugruntowany w jednej wierze, tak jak przedstawiona jest ona w Piśmie Świętym. Jedność wiary, do której namawiał Paweł, nie była kunsztowną wiarą, która porusza i obejmuje wszystkie zagadnienia niebiańskie i ziemskie, ludzkie i Boskie, objawione i nieobjawione. Wręcz przeciwnie: Listy Pawłowe – pełne logicznego rozumowania – nie wspominają nawet zagadnień, na które sekciarze kładą największy nacisk, i które ogólnie stają się sprawdzianami przynależności.

Paweł nic nie mówi o wiecznych mękach dla grzeszników. Nie wspomina o tajemniczej trójcy, w której trzech bogów w niepojęty sposób miałoby być zarówno trzema Bogami, jak i w tym samym czasie jednym Bogiem. Nie pisze ani słowa o tym, jakoby człowiek posiadał naturę nie podlegającą śmierci, która musi żyć wiecznie, czy to w miejscu przyjemności, czy to boleści. Nie mówi też nic o tym, że obecne życie miałoby się zakończyć procesem sądowym dla wszystkich klas ludzi. Nie wchodzi też w zawiłą dyskusję na temat chleba i wina używanego w czasie upamiętniania Pańskiej śmierci – czy mamy tam do czynienia z transsubstancjacją czy z konsubstancjacją. Mimo to bez trudności można się przekonać, że nie podziela on żadnego z tych błędów.

Należy jednak zauważyć, że nie wspominając nawet słowem o tych sekciarskich testach przynależności Paweł oświadcza: „Albowiem nie chroniłem się, żebym wam nie miał oznajmić wszelkiej rady Bożej” – Dzieje Ap. 20:27. Wynika z tego wyraźnie, że żadne z owych zagadnień, uznawanych dzisiaj za sedno i treść chrześcijańskiej nauki oraz sprawdzian wiary, nie stanowi owej „jednej wiary” ani też w żadnym stopniu i sensie nie przynależy do „wiary raz świętym podanej” (Judy 1:3).

Owa jedna wiara, którą wszyscy winni podzielać, była bardzo prosta, tak prosta, że każdy, zarówno wykształcony, jak i niewykształcony, musiał móc ją przyjąć i zrozumieć, aby mógł być „dobrze upewniony w zmyśle swoim”. Nie była to porcja bezsensownych tajemnic, niespójnych ze sobą wzajemnie i sprzecznych tak z rozumem, jak i z Biblią, która miałaby być wchłonięta przez nierozumnych z łatwowiernością, a przez wykształconych z obłudnymi intelektualnymi zastrzeżeniami. Była ona tak prosta i jasna, tak sensowna, żeby każdy uczciwy naśladowca Chrystusa mógł być co do niej w pełni przekonany w swym własnym umyśle.

Na czym polegała owa jedna wiara? Jej podstawy określa Paweł w taki sposób: „Albowiem naprzód podałem wam, com też wziął [przede wszystkim – jako fundament prawdy, czyli nauki, na której i w harmonii z którą muszą pozostać wszystkie inne nauki], iż Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism; a iż był pogrzebiony, a iż zmartwychwstał dnia trzeciego według Pism” – 1 Kor. 15:3-4. „Boć jeden jest Bóg, jeden także pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który dał samego siebie na okup za wszystkich, co jest świadectwem czasów jego” – 1 Tym. 2:5-6.

W tych słowach wyraża się poczucie grzechu i bezsilności. Jest w nich uznanie Bożego pełnego miłości planu prowadzącego do naszego odkupienia. Wyznają one, że śmierć naszego Pana była naszym okupem, oraz że przebaczenie (usprawiedliwienie) oraz pojednanie z Bogiem, a także restytucja człowieka nastąpią jako skutek wiary w Odkupiciela, kiedy w słusznym czasie zostanie On ukazany każdemu z osobna.

Owo krótkie stwierdzenie zawiera całą Ewangelię, w takim samym sensie, jak żołądź zawiera cały dąb. Bez tego sedna Ewangelii nikt nigdy nie może posiąść prawdziwej dobrej nowiny. Tak więc należy nalegać na to, by prawda ta stanowiła test chrześcijańskiej społeczności. Musi się to przyjąć, inaczej Ewangelia nie została przyjęta. Gdy zaś ta nauka została uznana, uznana została Ewangelia. Odtąd zaczyna się dzieło wzrostu – rozwój tej dobrej nowiny. Tempo owego wzrostu może być różne i będzie zależało od temperamentu i okoliczności. Będzie się ona rozwijać w gałązkę, młode drzewko, a następnie stopniowo w potężny dąb. Jednak jeśli rozwój ten wynika z posiania tego jednego nasienia, to i poszczególne stopnie wzrostu muszą odpowiadać jego naturze. Tak też jest z wiarą – prawdziwą wiarą. Musi ona we wszystkich sprawach wyrastać z tego jednego nasienia wiary, niezależnie od osiągniętego stopnia rozwoju. Ta jedna Ewangelia uznaje upadek i grzeszność człowieka oraz Boskie miłosierdzie i miłość okazane przez wielkie Chrystusowe dzieło zbawienia, przebaczenia i ostatecznego odrodzenia. Wszystkie zaś teorie, które omijają którykolwiek z tych przedmiotów, są fałszywe, a jest ich wiele.

Niektórzy zaprzeczają idei Bożej miłości twierdząc, że cała miłość pochodziła od Chrystusa, który interweniował i udaremnił pierwotny plan swego Ojca. Jednak owa jedyna wiara kierowana apostolskim świadectwem pokazuje, że Bóg tak umiłował świat i tak ułożył plan, który jest konsekwentnie realizowany, że posłał swego jednorodzonego Syna, aby dokonał tego, co już się stało i co jeszcze niebawem ma zostać dokonane. Inni zaprzeczają, że jakiekolwiek odkupienie zostało dokonane przez śmierć naszego Pana Jezusa, nie zgadzają się z tym, że Jego życie było zastępczą ofiarą, odpowiednią ceną, czyli „okupem za wszystkich”, twierdząc, że to Ojciec sam dokonuje wszystkiego poprzez zwykłe przebaczenie grzesznikom. Ale znów owa jedna wiara jest wyraźnie wyznaczona przez słowa Pawła: Jest „jeden także pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który dał samego siebie na okup [odpowiadającą cenę] za wszystkich” – 1 Tym. 2:5-6.

Gdy owa prosta prawda zostanie przyjęta do uczciwego serca, stopniowo zacznie wzrastać prawdziwa Ewangelia, która we wszystkich kierunkach wypuści korzenie rozsądku i pędy nadziei, karmiąc się obietnicami Bożymi i budując się wedle Jego zamierzenia, pojmując zagadnienie owego „jednego chrztu” [zob. Watch Tower z maja 1988 roku] oraz wszystkie inne elementy dobrej nowiny w jej całej pełni na każdym stopniu rozwoju.

Zauważmy różnicę między owym Bożym testem, tą prostą pierwszą zasadą Ewangelii, a błędnymi kierunkami proponowanymi przez ludzi, którzy usiłują zmusić wszystkich do przyjęcia całego systemu wiary, twierdząc, że wszyscy inni są niemowlętami w Chrystusie, by spętać ich w ten sposób i ograniczyć ich wzrost. Takie wymaganie od niemowląt w Chrystusie, by przyjęły trzydzieści lub czterdzieści artykułów wiary ułożonych przez innego człowieka, aby się zgodziły, że jest to nieomylna prawda i obiecały, że nigdy nie uwierzą w nic więcej ani mniej niż to, co te artykuły zawierają – podobne jest do wybrania z całego sadu jednego skarłowaciałego i pokrzywionego drzewa, by to właśnie ono stało się wzorem, a inne drzewa miałyby się tak ukształtować, aby wyglądały równie grubo i chropowato jak wystawiony wzór oraz miałyby się one zakuć w żelazne obręcze, żeby nigdy nie wyrosły na większe i prostsze drzewa.

Ta prawdziwa Ewangelia, owa prosta wiara, która może być łatwo zrozumiana i wyznawana także przez najsłabsze niemowlęta w Chrystusie, musi być także, i to zawsze i w takim samym stopniu, wiarą najbardziej rozwiniętych synów Bożych. Ową jedną wiarę (ale nie te niekończące się rozgałęzienia wiary, które bywają z niej wyprowadzane) Paweł podaje jako wzór lub sprawdzian dla wszystkich roszczących sobie pretensję do nazwy chrześcijanie. Wszystkich tych, którzy zgodzili się co do tego wzorca i fundamentu wiary, Paweł zalicza do owego jednego Kościoła. Skoro zaś każdy członek miał rosnąć w łasce, wiedzy i miłości, to gdyby wszyscy rośli wedle zarysów i w harmonii z tak wyznaczonym fundamentem prawdy, zawsze byłaby zachowana harmonijna jedność wiary i społeczności w Kościele.

Taka właśnie była doskonała baza jedności, która łączyła wszystkich niezależnie od stopnia ich indywidualnego rozwoju w prawdzie. Najefektywniej zabezpieczała ona też przed błędami. Jako że, gdyby to proste wyznanie wiary uczynione zostało wzorcem, przy pomocy którego doświadczane byłyby wszystkie obecne nauki, to prędko doprowadziłoby to do odrzucenia wszystkich błędów i do ustanowienia prawdziwej jedności w Kościele, „jednego Pana, jednej wiary i jednego chrztu”.

Próba zmuszenia wszystkich ludzi do takiego samego pojmowania każdego zagadnienia doprowadziła do wielkiego odstępstwa i rozwinęła się w ogromny system papieski. W procesie tym została zarzucona „Ewangelia”, „jedna wiara”, którą ustanowił Paweł wraz z innymi apostołami. Została ona pogrzebana pod masą pozbawionych natchnienia dekretów papieży i soborów. Jedność pierwotnego Kościoła bazująca na prostej Ewangelii i spajana jedynie miłością oddała miejsce niewoli rzymskiego kościoła – niewolnictwu dzieci Bożych, którego zwyrodnienie do dzisiaj jest dla wielu przyczyną słabości i cierpienia.

Ruch reformacyjny szesnastego wieku pojawił się jako usiłowanie odzyskania wolności sumienia, skończył się jednak wprowadzeniem skomplikowanych wyznań wiary, które narzucane przez długie wieki doprowadziły reformatorów i ich naśladowców do stworzenia kolejnego systemu niewoli bardzo podobnego do papiestwa, z tą jedynie różnicą, że został on lekko zmodyfikowany i dawał możliwość rozwijania pełniejszego pojęcia na niektóre tematy. I odtąd zawsze było tak samo, każdy następny ruch reformatorski popełniał błąd polegający na usiłowaniu wprowadzenia wyznania wiary na tyle tylko obszernego, by pomieściło ono poglądy jego pierwszych animatorów.

„KONFEDERACJA KOŚCIOŁÓW” JEST NIEWSKAZANA

Chociaż podziały w Kościele Chrystusowym są bardzo niewłaściwe i całkowicie przeciwne Bożej woli i Jego Słowu, to jednak są one daleko korzystniejsze niż jedność w niewoli papieskiego systemu wiary. Zamiast więc usiłować doprowadzić do zjednoczenia wszystkich sekt w jakiejś jednej „konfederacji kościołów”, która byłaby podobna do papieskiego systemu jedności (tyle tylko, że na wyższym nieco poziomie), i przy pomocy której można by regulować i ograniczać kolejne rozważania i dalszy wzrost, potrzebowalibyśmy czegoś całkiem przeciwnego – należałoby usunąć wszystkie sekty oraz ich zawiłe kreda i wyznania wiary. Zamiast jeszcze ściślejszego wiązania się (w tego rodzaju Unię Konfederacji Kościołów – czyli kołem w kole, podwójnym uwięzieniem), należałoby się pozbyć wszelkiego rodzaju niewoli, z wyjątkiem prostego sprawdzianu nałożonego przez wymagania jednej wiary, raz świętym podanej. Wszystkie sekciarskie nazwy stronnictw powinny zostać odrzucone, a imię Chrystusa winno być jedynym imieniem noszonym przez Jego Kościół.

Takie złamanie sekciarskich ogrodzeń pozwoliłoby prawdziwym dzieciom Bożym na dobrowolne przyjęcie pierwotnego i prostego sprawdzianu „wszyscy jednym jesteście w Chrystusie” [Gal. 3:28] – to właśnie byłoby potrzebne. Unicestwiłoby to sekciarską pychę, która tak często udaje prawdziwą chrześcijańską gorliwość i miłość, a skłaniało do rozwijania prawdy, a przez to także przyczyniałoby się do rozwoju prawdziwej gorliwości dla prawdy, której życzyłby sobie nasz Pan dla swoich naśladowców. Określenie Kościół Chrystusowy nie oznaczałoby już dla nikogo więcej: „nasz związek wyznaniowy”, a śpiewając poniższe słowa wszyscy mieliby na myśli ten jeden jedyny prawdziwy Kościół:

Miłuję Kościół ten, o Boże,
Którego mury przed Tobą stoją,
Miły jak oka Twego źrenica,
Który rzeźbiłeś sam ręką swoją.

W takich warunkach, uznając prawdziwy i jedyny sprawdzian, taki jaki został przytoczony powyżej na podstawie pism Pawła, ci, którzy wcześniej przewodzili przeciwnym sobie obozom w dyskusjach na temat rozmaitych zagadnień, połączyliby umysły i serca, by uważnie wyważyć różne stwierdzenia Pisma Świętego. A szczerze poszukując Bożego planu nie za długo zostaliby zgodnie z obietnicą wprowadzeni we wszelką prawdę.

Połączyliby swe ręce i serca jako chrześcijanie, a ponieważ ich umysły pod niektórymi względami nie od razu by się zgodziły, byłoby tylko kwestią krótkiego czasu, by bezstronne rozważanie Bożego planu bez sekciarskich założeń i organizacji, które należałoby koniecznie uwzględnić, doprowadziło także i ich umysły do zupełnej jedności i ogólnej harmonii, nawet jeśli wcześniejszy wzrost ich wiary różnił się zarówno pod względem korzeni, jak i gałęzi. Wszyscy rozumieliby „jednoż” [Filip. 3:16], choć niektórzy mogliby dostrzegać więcej szczegółów niż inni.

Owa wolność, a mimo to zgoda i jedność, która jest skutkiem całkowitej akceptacji Bożej woli i Jego Słowa, nie zostanie jednak ogólnie osiągnięta, z wyjątkiem nielicznych „zwycięzców” obecnego wieku. Pozostali zaś, jak dowodzi Pismo Święte, będą trwali w sekciarskich więzach, a nawet będą rozwijać swą niewolę jedności poprzez tworzenie kościelnego koncernu czy też „konfederacji kościołów” (zob. Izaj. 8:12), aż wszystko to zostanie naprawione przy końcu obecnego czasu ucisku poprzez upadek sekciarskich monarchii, jak i obecnych rządów politycznych – Dan. 12:1; Obj. 18:2-5.

W kolejnej epoce, w czasie sądu świata, nie będzie takich wielkich zwodniczych systemów. Obecnie jednak Bóg dozwala na ich istnienie, aby doświadczyć i objawić „zwycięzców”.

Niechaj zatem umiłowani święci, którzy kroczą wąską ścieżką i których imiona „zapisane są w niebie” do próbnego członkostwa w prawdziwym Kościele Chrystusowym, cierpliwie trwają w wielbieniu Boga na sposób, który inni uważają za herezję – w dokładnym rozważaniu i w wierzeniu we wszystko, co jest zapisane w natchnionym Słowie, nawet jeśli miałoby to znaleźć się w konflikcie z ludzkimi wyznaniami wiary i z poglądami tak zwanych wybitnych teologów. Bądźcie na tyle prości, aby przyjąć Boga w Jego Słowie, chociaż kościelne monopole i konfederacje będą starały się świadomie lub nieświadomie przekręcać je dla swojej własnej korzyści.

Uciekajcie z tak zwanych zjednoczeń, które prowadzą jedynie w niewolę. To co jest konieczne, to mniej niż takie zjednoczenia, a nie więcej. Każdy osobiście potrzebuje czuć i praktykować taką wolność w zakresie poglądów, jakiej domaga się obecnie dla siebie każda z sekt. W tym znaczeniu i pod tym względem niewola jedności kościoła pod zarządem papiestwa była najgorszym i najpełniejszym zniewoleniem pojedynczych chrześcijan, zaś całkowite skruszenie wszelkich form sekciarstwa, tak żeby nie było nawet dwóch osób, które czują się zobowiązane do zachowania jednego wyznania wiary (z wyjątkiem podstawowych zasad), byłoby stanem najbardziej pożądanym. Rozbicie papiestwa na setki sekt, z których każda czuła się niezależna od innych, było dobrym dziełem, zmierzającym do urzeczywistnienia wolności, którą Chrystus nas wolnymi uczynił. Choć na początku uznane to było za katastrofę, to jednak wkrótce ruch ten zasłynął jako Reformacja. Teraz zaś pokruszenie owych licznych sekt, tak aby każdy osobiście stał się wolny, jest nieodzowne dla uzyskania pełnego wzrostu w łasce, wiedzy i miłości, na ile to jest obecnie możliwe. Owo rozbicie sekciarstwa, które obecnie uważa się za nieszczęście, zostanie stopniowo uznane za największą z religijnych reformacji. Znaki czasu wskazują, że taka reformacja zbliża się, a Pismo Święte ją zapowiada. Jeszcze trochę światła, jeszcze trochę wiedzy, a spadną sekciarskie kajdany, w które zakute są ludzkie sumienia. A wtedy dopiero zaistnieje jedność zbudowana w oparciu o prawidłowe zasady – jedność serc i zasad, a nie tylko wierzeń i wyznań wiary. Uznając wzajemne swobody osobiste, każdy uczeń Chrystusa będzie się czuł związany z innymi jedynie miłością do Pana i Jego Słowa. Inni zaś zostaną oddzieleni.

Sekciarstwo żałośnie wypaczyło wspaniały obraz jedności w Chrystusie, dany przez naszego Pana tak, jak to zostało zapisane w Ew. Jana 15:1-5. Aby dostosować go do sekciarskich skłonności i przedstawić błąd jako naukę Słowa Bożego, twierdzi się, że „winoroślą” jest cały kościół, a różne „chrześcijańskie” związki wyznaniowe stanowią jej gałęzie. To, że słowa naszego Pana nie zawierają niczego podobnego, musi stać się oczywiste dla każdego, kto w szczerości rozważy to miejsce. Gałązkami są osoby, a każda gałązka jest określona przez Pana według Jego własnego słowa jako „ktoś”. Niechaj ta Pańska ilustracja prawdziwej i właściwej jedności wszystkich latorośli w jednym winnym krzewie w nawiązaniu do odżywiania się tymi samymi sokami, z tych samych korzeni, nauczy nas prawdziwej jedności i osobistej wolności w Ciele Chrystusa.

* * *

Przypuśćmy, że pensje i „diety” wszystkich duchownych, biskupów, księży itp. zostałyby zniesione, że wszystkie kościoły, kaplice i katedry zburzone, wszystkie seminaria teologiczne zlikwidowane, a ich wykładowcy skierowani do innych zajęć, wszystkie chrześcijańskie związki i stowarzyszenia rozwiązane, włączając w to sekciarskie organizacje – jaki byłby tego skutek?

Trudno w to wątpić, że byłoby to ogromne błogosławieństwo ukryte pod pozorami wielkiej i straszliwej katastrofy. Jej skutkiem byłoby zgromadzenie prawdziwych chrześcijan w jedną Bożą rodzinę, a nie w sekciarskie ugrupowanie, po to, by studiować Słowo Boże, a nie ludzkie tradycje i wyznania wiary sformułowane w ciemnych wiekach. Wkrótce też wszystkie dzieci Boże, gdyby im tylko nie przeszkadzać, zaczęłyby też słuchać Bożego Słowa. W rezultacie przyjęto by też jednego Pana, jedną wiarę i jeden chrzest, podczas gdy światowe masy zostałyby szybko uniesione w innym kierunku i zauważalna stałaby się rzeczywista różnica między Kościołem a światem. Pismo Święte wydaje się wskazywać, że tego rodzaju zniszczenie obecnych systemów powinno mieć miejsce, zanim „pszenica” – prawdziwy Kościół – zostanie oddzielona od „kąkolu” – powierzchownych wyznawców. Duch stronniczości i umiłowanie sekt jest tak silne, że najwidoczniej dopiero prawie całkowite zrujnowanie ich wszystkich pozwoli uwolnić dzieci Boże, które obecnie są związane i zaślepione przez sekty i w sektach.

O tej właśnie katastrofie – sekciarskim upadku Babilonu – mówi Księga Objawienia w wizji o siedmiu ostatnich plagach (Obj. 15-18). Cierpienie z nią związane będzie jednak w znacznej mierze duchowym rozgoryczeniem wynikającym z niespełnienienia się sekciarskich nadziei i planów oraz ze zranienia sekciarskiej pychy. Mistrz powiedział: „Przetoż czujcie, modląc się na każdy czas, abyście byli godni ujść tego wszystkiego, co się dziać ma” [Łuk. 21:36]. Obejmuje to także cierpienie spowodowane plagami, podobnie jak i wszystkie inne niedogodności, które staną się udziałem tego świata, ponieważ pozostaje on w nieświadomości odnośnie rzeczywistego planu Bożego. To właśnie uniknięcie tych plag ma na myśli Objawiciel (czyli nasz Pan – Obj. 1:1), gdy mówi do nas: „Wynijdźcie z niego, ludu mój! abyście nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego” – Obj. 18:4.

TRZY KONCEPCJE KOŚCIOŁA

„Są dwie koncepcje kościoła, które dla wygody określę jako koncepcję protestancką i katolicką. Protestancki pogląd na kościół głosi, że jest to dobrowolne stowarzyszenie wierzących w Chrystusa; że ci, co mają podobne poglądy na zagadnienia religijne, łączą się w społeczność i wybierają sobie swojego pastora, który od nich następnie wywodzi swoje upoważnienie i autorytet. W konsekwencji mają oni prawo zalecić mu, czego ma nauczać, a czego nie, lub też całkowicie rozwiązać swój kościół i założyć następny, dokładnie tak, jak członkowie klubu lub partii politycznej mają prawo wycofania się i utworzenia nowej organizacji. Protestancka teoria kościoła mówi, że kościół jest zgromadzeniem jednostek, którzy 'mogą się dowolnie przeorganizować, tworząc nowe kościoły przy każdej takiej reorganizacji' (Ewer). Znów zgodnie z teorią katolicką kościół jest organizacją założoną przez Wszechmogącego Boga raz dla wszystkich, która ma trwać aż do końca czasów i do której zaprasza On ludzi – jest to Jego rodzina, Jego domostwo, Jego Królestwo, Jego miasto. Jego przedstawiciele są upoważnieni przez Boga, a swój nauczycielski autorytet czerpią wyłącznie od Niego. Słowem kościół według katolików nie jest demokracją, lecz imperium, nie republiką, ale królestwem. Jako taki dany został człowiekowi z Boskim autorytetem – jego przedstawiciele znajdują się pod przysięgą, którą składają Wiecznemu Królowi, mają oni usługiwać ludziom w Jego imieniu i dla Niego” – Żywy Kościół [The Living Church].

Brat Wright, który przesłał nam powyższe wycinki, dodaje: „Proszę podaj nam, Bracie Russell, trzeci i poprawny pogląd.”

Przedstawiając prawdziwy pogląd na Kościół, działamy w tej niekorzystnej sytuacji, że od piętnastu stuleci ludziom głosi się jeden z tych dwóch poglądów lub kombinację ich obu, podczas gdy prawdziwa idea Kościoła znikła z pola widzenia około drugiego wieku naszej ery. Owo poprawne ujęcie, tak jak my go pojmujemy, jest następujące:

Kościół Boży, gdy zostanie skompletowany i zorganizowany, będzie wszystkim tym, o czym mówi przytoczona powyżej koncepcja katolicka lub episkopalna. Nie jest on jednak jeszcze kompletny, więc nie jest też zorganizowany. W swej zorganizowanej formie zostanie przyobleczony mocą i będzie „nie demokracją, ale monarchią, nie republiką, ale Królestwem. Jako taki [będzie] dany człowiekowi [światu – w czasie Tysiąclecia] z Boskim autorytetem [i z mocą, która wesprze jego władzę]. Jego przedstawiciele znajdą się [w przyszłości] pod przysięgą, którą złożą Wiecznemu Królowi, i będą usługiwać ludziom w Jego imieniu i w Jego sprawie”. Wszystko to, tak jak to zostało napisane, odpowiada dokładnie nadchodzącemu królowaniu Kościoła, gdy będzie on „błogosławił wszystkim rodzajom ziemi”. Nie będzie to jednak odpowiadało obecnemu stanowi rzeczy. Nie ma obecnie takiej organizacji, która dysponowałaby Boskim autorytetem, aby mogła absolutystycznie zarządzać ludzkością. Nie ma takiej organizacji, która by to dzisiaj czyniła, choć wiemy, że istnieje wiele takich, które uzurpują sobie tego rodzaju prawa w teorii, twierdząc, że powinno się im pozwolić taką władzę sprawować. A wiele innych chętnie by tamtych naśladowało.

To był fatalny błąd, w który kościół zaczął popadać w drugim wieku. Wysiłki urzeczywistnienia tej fałszywej koncepcji znalazły swą kulminację w wyniosłej imperialnej imitacji przyszłego Królestwa, jaką jest papiestwo, które od stuleci usiłuje dominować nad światem, twierdząc, że ma do tego „Boskie upoważnienie”. Owa idea w większym lub mniejszym stopniu przeniknęła i zatruła także koncepcje głoszone przez protestancki kler, który naśladując fałszywe papieskie idee kościoła, także twierdzi, że kościół jest już obecnie zorganizowany, choć ich twierdzenia, że mają „Boskie upoważnienie” do nauczania ludzi i rządzenia światem, są na ogół przedstawiane mniej chełpliwie niż to ma miejsce w przypadku papiestwa.

Kościół Boży nie jest jeszcze zorganizowany. Wręcz przeciwnie – Wiek Ewangelii jest czasem powoływania i doświadczania ochotników gotowych ofiarować się i cierpieć ze swym Mistrzem już teraz, aby przez to udowodnić, że są godni (Obj. 3:4,5,21; 2 Tym. 2:11-12; Rzym. 8:17) tego, by zostać zorganizowani jako współdziedzice Jego Królestwa przy końcu Wieku Ewangelii, kiedy to zostanie ono ustanowione lub też zorganizowane w wielkiej chwale, aby błogosławić światu i nad nim panować z „Boskim upoważnieniem”.

W międzyczasie owi niezorganizowani, a jedynie powołani, którzy starają się uczynić swoje powołanie i wybranie pewnym, by otrzymać udział w Królestwie (2 Piotra 1:10; 2 Kor. 5:9), są jedynie „ochotniczym stowarzyszeniem wierzących”, którzy czują się do siebie przyciągani jedynie siłą wzajemnego wsparcia w usiłowaniu poznania i wykonania woli Mistrza, aby mogli być uznani za godnych obiecanej czci i chwały, a nie po to, by panować nad ludźmi z Boskiego upoważnienia, jako że obecnie takiej władzy nie mają. Jest to „ochotnicze stowarzyszenie” poświęconych, w którym nie ma miejsca na żadną absolutną władzę jednych nad drugimi. Nikomu nie powinno się pozwalać na panowanie nad dziedzictwem Pańskim, gdyż jeden jedyny Pan pozostawił pouczenie: „Ale wy nie nazywajcie się mistrzami; albowiem jeden jest mistrz wasz, Chrystus; ale wy jesteście wszyscy braćmi” – Mat. 23:8.

Zamiast królewskiej i wielkopańskiej zasady panowania, powszechnej w tym świecie, nasz Mistrz pozostawił wszystkim całkiem inną i przeciwną regułę: „Wiecie, iż ci, którym się zda, że władzę mają nad narody, panują nad nimi, a którzy z nich wielcy są, moc przewodzą nad nimi. Lecz nie tak będzie między wami; ale ktobykolwiek chciał być wielkim między wami, będzie sługą waszym; A ktobykolwiek z was chciał być pierwszym, będzie sługą wszystkich. Bo i Syn człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służył, i aby dał duszę swą na okup za wielu” – Mar. 10:42-45.

Pan był najprzykładniejszym sługą. Także między apostołami, ci którzy za przywilej służby Kościołowi płacili najwyższą cenę – jak Paweł, Piotr, Jan czy Jakub – byli owszem poważani przez tych, którzy mieli ducha prawdy, ale w proporcji do ich służby, a nie do tytułów, tog, szat i ludzkich zaszczytów, których w ogóle nie posiadali.

Kościół, czyli zgromadzenie wierzących – praktykantów przyszłej chwały – w swoim „ochotniczym stowarzyszeniu” miał istotnie uznać „nauczycieli”, „pomocników”, „apostołów” itp., ale nie ich ustanawiać. Gdy tylko rozpoznają oni człowieka „potężnego w Pismach”, „sposobnego do nauczania”, zdolnego do objaśniania Boskiego planu, a w szczególności uzdolnionego, by budować ich w najświętszej wierze, winni z zadowoleniem okazać wdzięczność za tę Bożą łaskę wzbudzającą wśród nich takowych sług wszystkich, którzy wspieraliby ich w rozumieniu Jego Słowa. Powinni oni jednak zawsze być bardzo ostrożni, by radując się i dziękując Bogu za tych sług, wymagali w każdym punkcie nauki potwierdzenia: „tak mówi Pan”. Winni oni także na każdy dzień rozważać Pismo Święte, by przekonać się, czy tak się rzeczy mają – czy rozumowanie i argumenty podawane przez nauczycieli zgadzają się z całym świadectwem objawionego planu Boga.

W ten sposób Pan jest nauczycielem dla swych naśladowców, raz po raz posyłając spośród nich samych ludzi, zwracających ich uwagę na prawdy, które zostały przeoczone, lub na szkodliwe błędy, które się zakradły. Owi „cisi” między praktykantami będą słuchali głosu Mistrza, obojętnie przez kogo by przemawiał. Tacy będą wprowadzeni w prawdę i przygotowani do wzięcia w słusznym czasie udziału w organizacji Jego Królestwa. „Poprowadzi cichych w sądzie, a nauczy pokornych drogi swojej” – Psalm 25:9.

Jak się więc okazuje, obydwie koncepcje, zarówno katolicka, jak i protestancka, są błędne. Katolickie ujęcie stosuje przyszłą organizację w obecnym czasie, zaś pogląd protestancki, choć unika pewnych tego rodzaju błędów, ciągle jednak wyznaje ich wystarczająco dużo, by sobie szkodzić, gdyż zamiast uznać wszystkich poświęconych wierzących za „ochotnicze stowarzyszenie”, w którym Bóg powoływałby swych własnych nauczycieli, protestanci usiłują zorganizować się i związać credami oraz wyznaniami wiary w rozmaite sekty, z których każda pragnie utrwalać samą siebie oraz swe idee, a także wybierać i postanawiać własnych nauczycieli w swoich seminariach.

PRAWDZIWY KOŚCIÓŁ

Istnieje dzisiaj wiele organizacji, które uzurpują sobie prawo do nazywania się Kościołem i które wiążą się w rozmaite unie. My jednak chcielibyśmy obecnie wskazać na autorytet Bożego Słowa, które podaje, jaki Kościół ustanowił nasz Pan i jakie są podstawy jego jedności. Po drugie, pragniemy wykazać, że każdy chrześcijanin winien należeć do tego Kościoła. Po trzecie – pokazać szkodliwe skutki łączenia się ze złym kościołem. Oraz po czwarte – gdybyśmy przyłączyli się do prawdziwego Kościoła, jakie byłyby skutki utraty naszego w nim członkostwa.

Po pierwsze, Kościół, który Jezus począł gromadzić w czasie swej służby, i który został uznany przez Jego Ojca w dniu Pięćdziesiątnicy po złożeniu ceny okupu, był jedynie nieliczną gromadką uczniów, którzy poświęcili ziemski czas, talenty i życie na ofiarę dla Boga. Stanowili oni „ochotnicze stowarzyszenie” dla wzajemnego wspierania się. Owo zgromadzenie było pod prawami i zarządem Chrystusa, jego Głowy, czyli uznanego autorytetu władzy. Wiązała ich tylko wzajemna miłość i wspólne zainteresowania. Ponieważ wszyscy zaciągnęli się pod dowództwo Jezusa, nadzieje, obawy, radości, smutki i cele jednego, stawały się udziałem wszystkich. W taki sposób doznawali oni znacznie doskonalszej jedności serc, niż byłoby to możliwe, gdyby wiązało ich jedynie ustanowione przez ludzi wyznanie wiary. I tak ich jedyną podstawą jedności był duch, ich wszechogarniającym prawem – miłość, a wszyscy razem znajdowali się pod posłuszeństwem „prawa ducha”, tak jak zostało ono wyrażone w życiu, działaniu i słowach ich Pana. Ich zarządzeniami była wola tego, który powiedział: „Jeśli mię miłujecie, przykazania moje zachowajcie.”

Są dwa znaczenia, w których można rozważać zagadnienie prawdziwego Kościoła Chrystusowego. Wszyscy, którzy tak jak pierwotny Kościół, całkowicie poświęcili się, by czynić wolę Ojca, poddani będąc jedynie woli i zarządzeniom Chrystusa i nie okazując posłuszeństwa niczemu innemu – ci właśnie, owi święci, od początku Wieku Ewangelii aż do jego końca, gdy tylko wszyscy z tej klasy zostaną zapieczętowani, stanowić będą „KOŚCIÓŁ PIERWORODNYCH, których imiona zapisane są w niebie”. Ci wszyscy mają takie same dążenia, nadzieje i cierpienia, a w słusznym czasie staną się współdziedzicami z Chrystusem Jezusem owego wielkiego dziedzictwa – odziedziczą oni Królestwo, które Bóg obiecał tym, którzy Go miłują.

W innym znaczeniu klasa ta została uznana poprzez uhonorowanie jej części jako reprezentacji całości. W tym sensie o wszystkich żyjących z tej klasy można mówić jako o Kościele. Tak samo więc każda część owej klasy żyjących naśladowców, która ma możliwość się ze sobą spotykać, może być słusznie nazywana Kościołem, ponieważ tam, gdzie gromadzą się dwaj lub trzej w imieniu Pana, tam obiecał On być między nimi. A wobec tego ich spotkanie jest zbieraniem się kościoła – zgromadzeniem „kościoła pierworodnych”. Stanie się ono walnym zgromadzeniem [Hebr. 12:23], gdy cały Kościół takim się stanie i zostanie uwielbiony wraz z ich Głową.

Taka jest więc nasza definicja Kościoła Chrystusowego. Została ona doskonale zilustrowana przez Pawła (Rzym. 12:4-5), gdy porównuje on Kościół do ludzkiego ciała. W obrazie tym głowa wyobraża naszego Pana, a wszyscy, którzy do Niego należą, tworzą Jego Ciało, nad którym Głowa panuje. Jezus był i zawsze będzie Głową dla swojego Kościoła jako całości. Jest on także Głową i Władcą całego żyjącego Kościoła. Także w każdym zgromadzeniu, gdzie spotykają się dwaj lub trzej w Jego imieniu (gdy Jego Słowo jest upragnione i poważane), jest On Głową, Władcą i Nauczycielem.

Gdyby ktoś zapytał, w jakim sensie On uczy, odpowiedzielibyśmy – przez zastosowanie w praktyce charakteru Głowy, czyli Nauczyciela, poprzez korzystanie z nauki jednego – lub większej ilości – z Jego narzędzi do rozwijania prawdy, przez wzmacnianie wiary, ośmielanie nadziei, pobudzanie gorliwości itp., dokładnie tak, jak głowa ciała może nakazać jednym członkom, by usługiwały innym. Tutaj jednak potrzebne jest słowo przestrogi: Jeśli ktoś stanie się tak użytecznym członkiem jak prawa ręka, powinien się strzec, by nie przejmować pozycji i władzy Głowy w celu forsowania swych własnych słów i koncepcji jako jedynie słusznej prawdy. Zawsze powinien on pamiętać, że jego najwyższym zaszczytem jest pełnienie roli palca wskazującego lub też narzędzia mówczego do wyrażania woli jedynego Pana i Mistrza. Niechaj się taki nie nadyma, gdyż pycha paraliżuje i czyni bezużytecznym. „Ale wy nie nazywajcie się mistrzami [nauczycielami]; albowiem jeden jest mistrz [Głowa] wasz, Chrystus; ale wy jesteście wszyscy braćmi” [Mat 23:8]. Również niechaj pomniejsze członki nie pogardzają swoimi urzędami, bo „jeśliby wszystkie były jednym członkiem, gdzieżby było ciało?” [1 Kor. 12:19] „I owszem daleko więcej członki, które się zdadzą być najmdlejsze w ciele, potrzebne są” [1 Kor. 12:22]. „Ale teraz Bóg ułożył członki, każdy z nich z osobna w ciele, jako chciał” [1 Kor. 12:18].

Jakże prosty, piękny i skuteczny jest Boży plan owego „ochotniczego stowarzyszenia” Jego dzieci.

To doprowadza nas do drugiego zagadnienia, to jest, że wszyscy chrześcijanie powinni być przyłączeni do takiego stowarzyszenia lub grupy inicjatywnej. W świetle tego, co zostało już powiedziane odnośnie klasy wchodzącej w skład Kościoła powoływanego przez Pana, jest oczywiste, że jeśli wyrzekłeś się całej swojej woli, talentów, czasu itp., zostałeś uznany przez Pana za aspiranta do członkostwa w Kościele, którego On jest Głową, i którego imiona zapisane są w niebie. W taki sposób przez poświęcenie przyłączamy się do prawdziwego Kościoła, a nasze imiona zostają odnotowane w niebie. Ktoś jednak powie: Czy nie muszę jednak przystąpić do jakiejś organizacji na ziemi, opowiedzieć się za którymś z wyznań wiary i pozwolić, by moje imię zostało zapisane na ziemi? Nie! Pamiętaj, że to Pan jest naszym wzorem i Nauczycielem, a w żadnym z Jego słów czy czynów nie znajdziesz ani jednej podstawy do tego, by zobowiązywać się do przyjmowania jakiegoś creda czy tradycji ludzkiej, z których wszystkie mają skłonność do tego, by czynić Słowo Boże bezużytecznym i zniewolić cię, co przeszkodzi w twoim wzroście w łasce i znajomości, przed czym Paweł znów przestrzega nas, mówiąc: „Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” – Gal. 5:1.

Ktoś inny znów powie: Jeśli nie jest rzeczą właściwą przyłączyć się do któregoś z istniejących nominalnych kościołów, to może należałoby założyć jakieś własne zauważalne stowarzyszenie? Tak, to jest to, co właśnie tworzymy – stowarzyszenie ukształtowane na wzór pierwotnego Kościoła. Uważamy, że powróciliśmy do pierwotnej prostoty. Pan Jezus jest naszą Głową i Prawodawcą. Duch święty jest naszym tłumaczem i przewodnikiem prowadzącym nas do prawdy. Imiona nas wszystkich zostały zapisane w niebie. Czujemy się związani miłością i wspólnymi zainteresowaniami.

Pytasz, w jaki sposób się wzajemnie rozpoznamy? My zaś pytamy, jak my mielibyśmy pomagać we wzajemnym rozpoznawaniu się, skoro duch naszego Mistrza przejawia się w słowach i w czynach, w sposobie postępowania i w wyglądzie? O tak, żywa wiara, niekłamana miłość, wytrwałość, łagodność i dziecięca prostota połączone z dojrzałą wytrwałością i gorliwością znamionują synów Bożych i nie potrzebujemy ziemskich list członkowskich, ponieważ imiona wszystkich takich ludzi zapisane zostały w Barankowej księdze żywota.

Chorzy potrzebują odwiedzin i wsparcia? Oni natychmiast gotowi są poświęcić swój czas. Gdy praca Pańska wymaga nakładów finansowych – oni pierwsi poświęcą swoje środki. Jeśli praca ta zhańbi ich przed światem i zwyrodniałym nominalnym kościołem – oni ofiarowali Bogu także swoją reputację i wszystko inne.

Zapytasz jednak: A w jaki sposób mamy postępować z kimś takim spośród nas, który nie postępuje porządnie? Jeśli nie mamy żadnej organizacji, podobnej do tych, które widzimy wokół, w jaki sposób uwolnimy się od takiego człowieka, zgodnie z tym, czego Pan od nas oczekuje? Odpowiadamy: Postępuj dokładnie tak, jak nakazał Jezus i Paweł.

Obecnie, tak jak w pierwotnym Kościele, pojedynczy członkowie znajdują się na różnych poziomach osobistego rozwoju. Apostoł Paweł mówi (1 Tes. 5:14), że niektórzy są bojaźliwi i trzeba ich pocieszać, niektórzy są słabi i ich trzeba podtrzymywać, że choć trzeba być cierpliwymi względem wszystkich, to należy także upominać niesfornych (którzy dają się sprowadzić z drogi wyznaczonej przez prawdziwego ducha Chrystusowego). Nie należy mylić niesfornych z bojaźliwymi, by ich pocieszać, ani też ze słabymi, by ich wzmacniać, ale trzeba w cierpliwości, z miłością upominać niesfornego. Kogo nazywa on niesfornym? Bez wątpienia jest wiele sposobów niesfornego (niezdyscyplinowanego) postępowania, ale w 2 Tes. 3:11 mówi on o takich, którzy w ogóle nie pracują, tylko zajmują się niepotrzebnymi sprawami. Upomina ich, by pracowali, tak jak on pracował, żeby nie być dla nikogo ciężarem. Jeśli zaś ktoś nie chce pracować, niechaj też i nie je. On sam tak postępował, aby być przykładem dla innych. Przestrzega także przed niemoralnymi i niesprawiedliwymi ludźmi, a także przed tymi, którzy przekręcają Pismo Święte i w ten sposób obracają Prawdę Bożą w kłamstwo. Następnie znów w wersecie 14 [2 Tes. 3:14] mówi, że po ostrzeżeniu takiego kogoś: jeśli „jest nieposłuszny (...) tego naznaczcie, a nie mieszajcie się z nim, aby się zawstydził; wszakże nie miejcie go za nieprzyjaciela, ale napominajcie jako brata.”

Znów nasz Pan daje wyraźne przepisy odnoszące się do zgorszenia między dwoma braćmi. Mat. 18:15-17: „A jeśliby zgrzeszył przeciwko tobie brat twój, idź, strofuj go między tobą i nim samym: jeśli cię usłucha, pozyskałeś brata twego. Ale jeśli cię nie usłucha, przybierz do siebie jeszcze jednego albo dwóch, aby w uściech dwóch albo trzech świadków stanęło każde słowo. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz zborowi [zgromadzeniu braci, którzy się razem zbierają]; a jeśliby zboru nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik.” Jeśli pod przywództwem naszego Wodza przestrzegalibyśmy Jego przykazań – co powinno mieć miejsce, jeśli naprawdę Go miłujemy – niewiele byłoby nieporozumień i trudności między braćmi.

Owo stowarzyszenie posiada swoich ewangelistów, pasterzy i nauczycieli, wskazywanych i wyznaczanych przez Pana. Nie potrzebują oni nałożenia rąk z namaszczenia tak zwanej sukcesji apostolskiej, ponieważ „Duch Panującego Pana pomazał” wszystkich członków Jego Ciała, aby opowiadali Ewangelię oraz dokonywali innych dzieł opisanych w Izaj. 61:1, a obowiązkiem każdego członka Ciała jest sprawowanie swego urzędu w celu budowania innych członków. W prawdziwym Kościele wszyscy są kapłanami, jest to stowarzyszenie kapłanów, a nie stowarzyszenie pod kontrolą kleru czy klasy kapłańskiej (1 Piotra 2:9). Jest tylko jeden wielki Biskup, czyli Nadzorca, który wzbudza i posyła od czasu do czasu swych własnych specjalnych wysłanników, aby odkrywali prawdy, obalali błędy, itp. Luther wydaje się być jednym z nich, także Wesley i inni. Jednak nasz Pan zachowuje swoje Biskupstwo, zgodnie z tym, co powiedział apostołom (1 Piotra 2:25). Jakże doskonałe jest owo ochotnicze zjednoczenie Ksościoła Chrystusowego, którego członkostwo wynika z zapisu w niebie, ze związku miłości i rządów ducha. Jakże smutny jest błąd polegający na myleniu kościoła nominalnego z rzeczywistym.

Nie trzeba nikogo przekonywać o tym, jak ważne są nasze cztery tezy. Byłoby to istotnie strasznym nieszczęściem, gdybyśmy utracili członkostwo w prawdziwym Ciele Chrystusa. A żaden członek nie jest wolny od tego zagrożenia, jeśli nie strzegłby pilnie swojej starej natury, która uznana została za martwą, aby nie powracała ponownie do życia i nie ujawniała się w postaci pychy, samolubstwa, zawiści, obmowy i wielu innych jeszcze grzechów. Zaś napełnieni miłością – miłością, która domaga się ofiary – przyobleczeni pokorą i przykryci zbawczą krwią, możemy czuć się bezpieczni w Kościele (Ciele), mając zapewnienie, że „upodobało się Ojcu naszemu dać nam królestwo”.

O tak, królestwo jest chwalebnym przeznaczeniem prawdziwego Kościoła – „maluczkiego stadka” – obecnie kroczącego drogą upokorzenia, wychylającego do dna gorzki puchar śmierci. Chwała, która zostanie w nas objawiona, na razie zauważalna jest jednie oczyma wiary, zaś pokusy i próby widoczne są na każdym kroku. „Bójmyż się tedy, aby snać zaniedbawszy obietnicy o wejściu do odpocznienia jego, nie zdał się kto z was być upośledzony” – Hebr. 4:1.

W taki sposób Paweł ostrzega innych i taką bojaźń sam żywił, „aby innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego” (1 Kor. 9:27). Nasze imiona mogą zostać odrzucone jako nie nadające się z punktu widzenia członków nominalnego kościoła, ale radujmy się i weselmy się, że imiona nasze zostały zapisane w niebie. Mogą oni patrzeć na was krzywym okiem, mogą was oczerniać, kłamliwie mówić wszystko co złe przeciwko wam lub też mogą oni starać się pozyskać was ponownie przez pochlebstwo, przekonując, że nie powinniście zaprzepaszczać swych szans, że moglibyście tak wiele osiągnąć, gdybyście tylko z nimi zostali. Ach, jakże potrzebna jest w owym „złym dniu” wiara, która:

Nieporuszona świata złym spojrzeniem,
Nie zważa na pochlebny gest.
Wśród fal utrapień kroczy niezachwiana
Szatańskie sidło nie straszne jej jest.

Najdrożsi, raz jeszcze powtórzmy sobie ostrzeżenie: „Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli. – Nie poddawajmy się mu nawet w najmniejszym stopniu.

Zion's Watch Tower, październik-listopad 1888, R-1074
Straż, 1/2008, str. 06

Do góry