Punkty stałe

W ostatnich latach bardzo zmienił się wygląd naszych miast, miasteczek, wsi. Wyrównano, wyburzono, odmalowano, udekorowano i są miejsca, które trudno poznać. Ale też coraz mniej punktów stałych. Wielkie galerie przyniosły śmierć małym sklepom, małym księgarniom z „duszą”. Trudno dziś znaleźć szewca, punkt krawiecki, o bardziej wyrafinowanych usługach rzemieślniczych nie wspomnę. Kto mi naprawi parasolkę? Wypadł mały element, który tata założyłby w kilka minut. Nie ma taty, nie ma punktów naprawy, a jeśli są to gdzieś schowane. Z jaką radością odkryłam, gdzie mogę maszynę do szycia dać do przeglądu.

Ale kiedy stanęłam na placu przy dworcu Wielkiego Miasta, miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Poczułam się jak za dawnych lat, kiedy miałam tu przesiadki, bo wracałam z „młodzieżowych”. Jak za dawnych lat, z różnych zakamarków wychodzili radośni, rozchwiani panowie. No i ta godka. I jak się ucieszyli na widok pani, równie chwiejnym krokiem zdążającej, chyba w tym samym kierunki – uzupełnić braki. Jedyna zmiana, byli kolorowo, ubrani. Potem przyglądałam się z niepokojem, czy pan przy krawężniku zdąży przejść przed nadjeżdżającymi z dwu stron autami. Zebrał się w sobie, chwiał na boki, ale zdążył. Stanęłam po drugiej stronie przystanku, bo mam złe doświadczenia – może budziłam zaufanie, bo zawsze jakiś skłonny do zwierzeń mnie zaczepiał. Ten poszedł w swoją stronę.

Przyjemnie jest odwiedzić przyjaciół na „starych śmieciach”, gdy niewiele się zmieniło w mieszkaniu, na ulicy. I choć zgadzam się z Psalmistą: „nie mów, że dawne dni, były lepsze od tych”, trochę mi żal.

Elżbieta