Kłopotliwe pytania

Młodą osobę, od niedawna w naszej społeczności, zapytano: a powiedz, ile ty razy przeczytałaś w tym roku „tomy”? Nawet nieważny jest kontekst postawionego pytania, do kogo było adresowane, dlaczego, ale intencja, samoświadomość osoby pytającej.

A jeśli gorliwy naśladowca Chrystusa jest analfabetą?

I myślę, że sam autor „tomów” obruszył by się mocno, na takie stawianie sprawy, zwłaszcza wobec osoby nowonawróconej, szukającej odpowiedzi na wiele wątpliwości, pytającej, może przez to niewygodnej, bo pokazującej postawy, delikatnie mówiąc, niewłaściwe: „to już nie czas”, „trzymaj co masz, by nikt nie wziął korony twojej”, co w praktyce oznacza opieszałość w głoszeniu ewangelii, w pokazywaniu ludziom, że życie blisko Pana Boga ma sens. Grzech zaniechania zaliczany jest do tych prawie niezauważalnych, a kiedy się nic nie robi, mniej się grzeszy. Przykre uwagi można mnożyć. Nie o to chodzi.

Chodzi o to, by rozumieć co w tomach pastor Russell nam przekazał. Już jest postęp, bo nikt nie kwestionuje wymowy nazwiska, co jeszcze parę lat temu było przedmiotem przynajmniej paru ożywionych dyskusji.

I otwieram księgę z kazaniami, a tam na stronie jedenastej: „Ach – może ktoś powiedzieć – prawa tego „zakonu” musza być bardzo obszerne. Członkowie tego królewskiego kapłaństwa muszą na pewno studiować wiele tomów Boskich ustaw i reguł. Odpowiadam na to: Nie! Całe prawo zakonu da się streścić w jednym słowie – miłość. Żąda się i wymaga od każdego członka „zakonu” by miłość była probierzem nie tylko jego czynów, ale także słów – a nawet jego myśli”.

Wystarczy zobaczyć zdjęcie pastora, usłyszeć jego głos (dostępny w sieci), przeczytać kazania, zamknąć oczy i wyobrazić sobie mówiącego do tłumów, które przychodziły go słuchać w Chinach, w Londynie i już można mieć podejrzenie, że o co innego mu chodziło, że wiele postaw dziś propagowanych, było mu obcych. Pan Bóg, Biblia, którą dla siebie odkrył i nią się zachwycił, to było najważniejsze.

Co powiedziałby nam dzisiaj? Może warto „pogdybać”, jeśli pozwoli to obudzić się i zobaczyć rzeczy takimi jakie są: że nie spełniły się oczekiwania ojców, że to „już, już” i ciągłe ponaglanie Pana Boga nie wyszło dobre. A Pastor? Korzystałby z Internetu, z komunikatorów, bo to dobry sposób aktywności. Dalej zapraszałby na otwarte nabożeństwa, otwierał szeroko drzwi dla tych, którzy chcą słuchać, a nie zamykał w obawie: a jak nam coś zrobią, chcemy tylko spokoju. Aktywny, ciekawy świata, mechanizmów jakie nim rządzą, szukał miejsca dla siebie, dla współwyznawców nowej ideologii. Działał.

I jeśli mnie już wygodniej w fotelu, jeśli nie zrobię już wielu rzeczy, to chcę przynajmniej nie przeszkadzać tym, którzy pragną konkretnych czynów. Wspieram tych, którzy szczerze śpiewają – „Działaj, bo noc nadejdzie”…

Elżbieta



Primum non nocere