Kryzys

Słowo ostatnio odmieniane jest bardzo często i przez wszystkie przypadki.

Bieda, niedostatek, potrzebujący – to widać, zwłaszcza w ośrodkach powołanych do pomocy ludziom z problemami. Najwięcej tam tych z poczerwieniałymi twarzami, opuchniętymi nosami, samotnych, zagubionych matek, ludzi błagających o zasiłek, bo odebrano rentę, ale i synów żyjących z emerytur starych rodziców, ale nie dających nic w zamian, nawet podstawowej opieki.

Nie widać za to kryzysu w sklepach, wszelkiej maści marketach, dawno nie widziałam ludzi skrupulatnie sumujących kwoty za wkładane do wózka towary.

Nie widziałam też na targach ślubnych. Pomysły, nowoczesne rozwiązania ścigają się na stronach internetowych z oprzyrządowaniem dla noworodków. Nie wspomną o raju dla maluchów w różnych branżowych sklepach. Wszystko cudne, poza cenami, raczej nie z tej ziemi.

Ale pojawiło się też sporo sklepów – wypożyczalni sprzętu dla ludzi chorych, niedołężnych. Tu też wyścig o klienta trwa, ulgi, udogodnienia, przywożą, skręcają, pomagają, ale oczywiście kasują. Sporo. Z czegoś trzeba żyć, najlepiej od razu nieźle.

Nie narzekam, bo jak słucham opowieści, jak wyglądała kiedyś pielęgnacja obłożnie chorych, czasami latami, to zamykam usta. Pamiętam siermiężne ciuszki dla dzieci. Nie chcę, by wrócił tamten czas, ale ciągle potrzebna jest myśl – potrzebujesz tego na pewno?

Elżbieta