Jeden dzień

„Szanujmy wspomnienia, smakujmy ich treść, nauczmy się je cenić”. Tyle w popularnej piosence. Inny wielki Pieśniarz śpiewał, być może z akompaniamentem harfy: „wspominam dni przeszłe i lata dawne”. I nie dlatego śpiewał, by żyć tylko przeszłością, by niczego już nie planować, nie pragnąć, o niczym nie marzyć, martwić się. Ale gdy robi się ponuro, smutno, warto mieć w zapasie choćby wspomnienie jednego, przyjemnego dnia z mijającego roku. Nie mam obyczaju przy końcu roku robić sobie zestawień: – winien – ma, bo każdy rok bogaty jest w różne zdarzenia, czasami z przewagą tych trudniejszych, ale to wszystko ubogaca, przybliża do rozumienia innych ludzi.

A gdybym miała wybrać, może jedną chwilę, ulotną, ale ważną? Pierwsze przyszło wspomnienie ciepłego wieczoru w Zatoniu. Zdarzyła się taka chwila po intensywnym dniu, ale już po odreagowaniu zmęczenia z całego roku pracy, dlatego ten czas w ciepłej wodzie jeziora, wykonywanie lekkich ruchów, tylko po to, by utrzymać się na wodzie, był niepowtarzalnej urody. Cisza. Słońce, już schowane za lasem, na niebo wysyłało jeszcze ostatnie błyski. Kaczki, łabędzie ułożyły się do snu, do ataku przystąpiły tylko komary, ale tym razem, nie były w stanie zepsuć uczucia jedności z otaczającym światem.

Brakuje słów, by stosownie westchnąć. Można tylko za poetą wyrazić radość, że zdarzają się takie chwile, choć nie da się przedłużyć ich trwania.

Elżbieta