Rosół,
czyli przedświąteczne wspominanie

Czasami wystarczy gdzieś zasłyszane słowo, by otworzyły się dawno zamknięte drzwi do jakichś zdarzeń z przeszłości.

Usłyszałam: rosół i zapragnęłam zjeść taki, jaki przed laty jadało się na Tomaszówce, jak mówiliśmy, a jeździliśmy tam często. Jak do rodziny. Tata poznał tam „prawdę”, zaprzyjaźnił się z braćmi z okolicznych zborów, do których jeździł na zebrania, oczywiście jeździło się wtedy furmanką. Potem zawoził tam żonę, a córce zapewniał przez wiele lat radosne wakacje na wsi.

Ale wracając do rosołu. W wielkim garze, przez wiele godzin pyrkało to podstawowe kulinarne wspomnienie z dzieciństwa. Wodę ciocia Gienia przyniosła ze studni, bardzo głębokiej, woda była wyjątkowo smaczna. Elę wysłano do ogródka pod letnią kuchnią: przynieś marchew, pietruszkę, seler. Cebula była w schowku, przypiekano ją na „blasze”. No oczywiście, podstawą była kura. Ta dorodna, ale już za stara, jajka przestała nosić, no, to na rosół się nada. I ta kura, wyhodowana na zielonej trawie za stodołą i innych przydomowych, zdrowych rarytasach, dawała wywarowi co trzeba – niepowtarzalny smak.

Ależ się naczekaliśmy na ten rosół, pachniał wiele godzin, powodował ssanie z głodnych żołądkach. Nie trzeba było żadnych dodatkowych wzmacniaczy smaku, wystarczyła sól i pieprz, a smak i zapach pamiętam do dzisiaj.

Ale nie siedzieliśmy z założonymi rękami. Należało przecież zrobić makaron. Jajka świeże od kur, które jeszcze niosły, mąka z pszenicy, która rosła na polu, tam trochę dalej, za pagórkiem. Uczyłam się kroić cienkie nitki, ale szło mi nieporadnie. Nigdy nie osiągnęłam precyzji gospodyni Gieni.

No i smacznego. Dzień kończył się spokojnie, upał zelżał, wujek Adolek z głośnym krzykiem, ale i pełnym uśmiechem, wkraczał na podwórko: Gieńka, ale głodny jestem, no co tam dzisiaj gotowałyście. Zasiadaliśmy do stołu. I długo celebrowaliśmy to spożywanie rosołu. Bo gorący był, smakowity makaron spadał z łyżek, nie wolno było się spieszyć.

Przeminął ten smak. Nie ma już tamtego świata szczęśliwego dzieciństwa. Tyle rzeczy było jeszcze – przed. Tylko ciepłe, nawet gorące wspomnienia zostały.

Elżbieta