W centrum absurdów

Jedyna normalność to ta, że jak co roku trwa jesień, pora smętków i depresji, skoków ciśnienia. Liście wiszą jeszcze na drzewach, jest ciepło, ale ranne mgły, szybko zapadający zmierzch sprawiają, że wszystko wydaje się trudniejsze, smutniejsze.

I do tego idiotyczne wiadomości, od których nie da się uciec, odciąć, nie słyszeć. Ciągle wracają opowieści, trzymające w napięciu komentarze o matce, która nie wiadomo o co gra, kto ją prowadzi, kto zbija kapitał na jej popularności, niezbyt chlubnej zresztą. Wiadomości o pozamienianych ciałach w katastrofie lotniczej i grze na emocjach wielu ludzi, że ktoś tam, że coś tam…

Tych prawdziwych trosk też nie brakuje, martwią rakiety, ofiary w okolicach szczególnie sercu bliskich.

W tę smutną porę jakoś trudno to wszystko znosić, rozumieć, rozsądnie sobie tłumaczyć.

I chciałoby się, by w braterskiej społeczności można nieco odetchnąć. Ale nic bardziej złudnego. Trwają jesienne „wyładowania atmosferyczne”, bo ktoś nie przewidział jakie będą konsekwencje niedomówień, nieprecyzyjnych informacji, podejrzeń jakie zamieszczono w liście do zborów. Można to zwalić na „trzech wrogów”, na czasy końca, i na to, że dzieci są rodzicom nieposłuszne. Ale to będzie tylko część prawdy.

I jak dobrze, że można już planować wakacje 2013. To dobra recepta na smutki jesieni.

Elżbieta