Teraz trzeba się uczyć

Tegoroczny wyjazd do Lwowa był bardzo owocny, na wielu płaszczyznach, mówiąc górnolotnie i ogólnie.

Przez lata, s. Janina opowiadała z żarem w głosie i pasją o tym mieście swojej młodości, festynach, pieczonych kasztanach, o latach pięknych, szczęśliwych, bogatych. Jej rodzice byli dość zamożni, ona sama skończyła przedwojenne gimnazjum. To było coś. Słuchałam tych opowieści wiele razy, często nudziły już po raz kolejny opowiadane zdarzenia. Dopiero teraz, po wielu latach od jej śmierci, rozumiem o czym opowiadała i żałuję, że tak niewiele zapamiętałam.

Lwów. Miasto wielokulturowe, tętniące życiem, gdzie żydowskie dzieci w piątki chodziły na słodycze do arabskich, w niedzielę do katolickich, bo sabat spędzali z rodzinami.

Obejrzałam poruszający film „Okruchy pamięci” o życiu żydowskich społeczności na wschodzie, w okolicach Lwowa właśnie: w Bolechowie, Kurowie, Rożniowie, Kałurzynie i innych. Film, a właściwie filmiki kręcone amatorskimi kamerami o obyczajach, o miejscach związanych z kultem i codziennym życiem. Koleżanka westchnęła: ja o tym nic nie wiedziałam, niechęć do Żydów wyniosłam z domu babci, ciągle cos źle o nich mówiła.

Teraz wiele robi się dla rozumienia inności. Przyjeżdżają do nas Czeczeni, Ormianie, Kazachowie, ich dzieci zaczynają uczyć się w naszych szkołach, trzeba ich zrozumieć, bo dopiero wtedy da się zaakceptować.

Nie jest to łatwe. Nawet w wydawałoby się w światłej społeczności, za jaką miałam zawsze naszą. – My do nich nie możemy jeździć, bo nie są Ślązakami – usłyszałam z zaprzyjaźnionych ust. Wolą zatem przesiadki, zamianę pociągu na dwa autobusy, niż krótką, wygodną podróż pociągiem, prosto prawie pod dom, gdzie bracia się zbierają.

Akceptuj, staraj się zrozumieć inność. To jest czasami trudniejsza wiedza, niż ta o okupie dla wszystkich, zmartwychwstaniu i wielu innych doktrynach. I jeszcze jaka trudna do zastosowania w praktyce. Ale trzeba się uczyć.

Elżbieta