Dobrze czyńcie wszystkim

Scenka z jesiennego spaceru. Dzień słoneczny, wyszłam z mamą na spacer. Jak zwykle, wiele spotkań, rozmów w stylu: co słychać. Mama jak zwykle wylewa gorzkie żale na życie, na wszystko. Jeśli ktoś przystanie na dłużej, pojawiają się wspomnienie – no, pani ojciec, to był dobry człowiek.

Przed blokiem sadził kwiaty, przycinał żywopłot, dbał o rośliny, żeby ładnie było. Pomagał innym sąsiadkom, które mu początkowo zazdrościły, że ma ładnie, a potem też dbały o te skrawki zieleni. Nikt nie zliczy naprawionych butów, zegarków, parasoli, maszyn do szycia, pomalowanych ścian, innych usług drobnych i tych trochę większych. Ile braterskich piecyków gazowych naprawionych. Na konwencję lubił jeździć bardzo, ale zawsze woził podstawowy zestaw narzędzi, bo przy okazji można komuś pomóc, ułatwić życie czyszcząc kuchenki, najczęściej gazowe.

To drobne rzeczy, ale ile dawały radości. Telefony. Kartki, listy. Przeglądane dzisiaj, wciąż wzruszają.

Trudno jest mówić o sobie. To pokazało nabożeństwo świadectw podczas krakowskiej konwencji. Trudny to rachunek, bo czy to co robię jest dobre? Dla wszystkich dobre? Najwięcej dobrego czynię domownikom wiary?

Elżbieta