Przewaga treści nad formą

Obserwując teatralne kulty niektórych nurtów chrześcijaństwa, patrząc na wystawność ich świątyń oraz grubość ksiąg z opisami różnych liturgii trudno się oprzeć wrażeniu, że wywodzą się raczej z rzymskiego i greckiego przepychu, niż powściągliwości hebrajskiego zapisu Biblii. Owszem jest także w Biblii Salomon, a potem saduceusze i rabini, którzy pustynną skromność Mojżesza ubrali w złote szaty przepychu na miarę greckich i rzymskich oczekiwań. Pewnie każdemu kultowi to grozi, jeśli nie wbuduje sobie mechanizmów obronnych przed rozrastaniem się i bogaceniem.

Opis konstrukcji Przybytku oraz kroju szat kapłańskich jest owszem dość obszerny, jak na miary powściągliwości Biblii, ale obrazy, jakie wynikają z jego odczytania, przedstawiają się dość skromnie. Za to ilość szczegółowych informacji o wymiarach, materiałach, sposobach łączenia wywołuje wrażenie, że treść ważniejsza jest od formy.

Mało osób na świecie widziało rzeczywisty Przybytek. Również Izraelici na pustyni nie mieli zbyt wielu możliwości podziwiania jego uroków, gdyż cała konstrukcja ukryta była przed oczyma wierzących. I chyba o to właśnie chodziło, by obrazy wynikające z tego opisu budowały się w wyobraźni czytającego lub słuchającego. By symboliczne elementy przemawiały głośniej niż ich widzialna zewnętrzność.

Boga poznajemy przede wszystkim uczuciami i rozumem, a nie okiem i dotykiem. Współczesna cywilizacja „obrazkowa” przyzwyczaja nas do myśli, że wystarczy zobaczyć, by zrozumieć. W czasie współczesnych wycieczek zwiedzamy kilkanaście miejsc w ciągu kilku dni. Wystarcza nam, że zobaczyliśmy. Jednak zrozumienie tego, co widzimy, to znacznie dłuższy proces intelektualny i emocjonalny. Takie poznanie sprawia zaś, że czasami wcale już potem nie trzeba zobaczyć – „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.”


Daniel