Granice

Ileż to razy wydawało mi się, że nie dam rady, nie wytrzymam, nie potrafię…

Gdy w piękny, majowy dzień szłam zdesperowana malowniczą, górską ścieżką i wydawało mi się, że już następnego kroku nie postawię, przypominały mi się sceny z filmów, z książek o uciekinierach z łagrów, o matce wlokącej się ku wolności z dziećmi, o ile było im trudniej? I opowieści tych, co więzieni byli przez wiele miesięcy za szafą, w ciasnej piwnicy. Ratowali się recytacją znanych wierszy, W. Szpilman „grał” na fortepianie, opowiadano sobie treść dawno przeczytanych książek. I film o przechowaniu Żydów w kanałach miasta. Jest scena kiedy w ekstremalnych warunkach, dzieci recytują wiersze, śpiewają piosenki. Czy opowieści o domu sierot J. Korczaka, kiedy już zaczęły się masowe wywózki z getta warszawskiego, a w jego „domu” wszystko toczyło się według ustalonych zasad, przygotowano dla zaproszonych gości z zewnątrz, wesołe przedstawienie.

Zasada jest prosta – nic nie daje skupianie się na sobie, na bólu. Jak się na górę weszło, to innego wyjścia nie ma, trzeba z niej zejść. I ja, tę w sumie ani najdłuższą, ani najtrudniejsza drogę, przetrwałam. Choć miałam chwile zwątpienia, wolę rezygnacji, wściekłość. I kiedy zaczęłam intensywnie planować – ta moja „droga przez mękę” się skończyła

Ile psalmów Dawid ułożył w chwilach cierpienia, absolutnej niemocy, bezsilności. Co przeżywała Hagar, z dzieckiem wypędzona z przypuszczalnie niezłych warunków bytowania. Przykłady można mnożyć. Jedno jest pewne, siedząc w wygodnym fotelu, nie mam możliwości dowiedzieć się, co jeszcze potrafię, co mogę wytrzymać. Trzeba wyjść z domu i okaże się że więcej, niż mi się wydaje.

Elżbieta