„Jak wysłowić wdzięczność mą…”

Lubię tę pieśń, zwłaszcza w takich chwilach, gdy pojawia się kłopot z nazwaniem emocji.

A ostatnio przekonałam się, że jeśli braknie słów, można wdzięczność, dobre uczucia pokazać, jak robi to amerykańska młodzież z baletu „Magnificat”. A jeśli sama tnie potrafię tak okazywać, to mogę przyłączyć się i ze wspólnie z wypełnioną po brzegi salą przeżyć chwile uniesienia, podobne do fruwania tancerzy ponad sceną.

Wybitny malarz powiedział i do mnie, jak odbierać sztukę – podoba się, albo nie, innego kryterium nie ma. Znawcy, koneserzy będą dyskutować, czepiać się, a on chce wiedzieć jedynie czy obraz trafia do wrażliwości oglądającego.

Ja też lubię oceniać, analizować, ale tym razem, podczas spektaklu „Syn marnotrawny”, dałam się porwać. Tancerze ciałem, gestem, harmonijnym ruchem, mimiką opowiadali proste, znane historie, ale jakże poruszająca była całość, bo i niezwykle starannie, dobrze dobrany był podkład muzyczny

I Pan Bóg, który muzykę, wrażliwość stworzył, tak też może być wielbiony.

Piękny wieczór.

Elżbieta