Przesyt

Od czasów niepamiętnych oglądam poniedziałkowe teatry. Dałabym radę Policzyć ile razy byłam w prawdziwym, bo takie są konsekwencje życia na prowincji. Zostaje namiastka.

Niedawno na scenie faktu, w wykonaniu świetnych, angielskich aktorów, pokazano „Ostateczne rozwiązanie”. Rozmowy o zagładzie Żydów. Przy eleganckim na najwyższym szczeblu władz Rzeszy, bez emocji decydowano o zagładzie narodu. Wszystko podlane dobrymi trunkami, opowieści o zamordowaniu trzydziestu tysięcy na Litwie poprzedzone dobrym jedzeniem, za chwilę, gdy opowiadano o nowym odkryciu, w których można zamordować większą ilość jednostek, podano znowu smakowite dania. Brak słów. Ci ze zgromadzonych w pięknej willi, daleko od działań wojennych, którzy mieli jakieś wątpliwości, nie zdobyli się na odwagę, by głośno zaprotestować.

Przyjęcie perfekcyjnie zaplanowane, jak cała wojna, potem zagłada.

Niemożliwe? Nieprawdopodobne. Jak człowiek, dla człowieka mógł zgotować taki los? Nie mógł, najpierw znalazł argumenty, że to nie ludzie, że są wyższe cele. Potem zostało tylko zadanie do wykonania.

Każdy nadmiar doprowadza do obojętności. Kiedy podczas lektury książki o mordzie w Jedwabnem, przyłapałam się, że dzieją się kolejne nieludzkie sceny, a ja przegryzam jakieś ciasteczka, przerwałam lekturę. Kiedy media nagłaśniają jakąś zbrodnię, przychodzi moment rozdrażnienia – nie chcę więcej tego słuchać, bo obojętnieje. Dlatego Pan Bóg „przemawia różnymi sposobami” i ciągłej czujności przez to wymaga, by Jego słowo nie zobojętniało. Bogactwo, różnorodność apokaliptycznych obrazów ma tak działać, by nie straszyć, ale pokazać złożoność procesów przychodzących na ludzi, na świat.

Elżbieta