Pusta szuflada

Szufladą nazywała Wisława Szymborska swoje małe mieszkanie w bloku. Smutno, że mówiąc o niej, trzeba już używać czasu przeszłego.

Rano w „komórce” przeczytałam 3 wiadomości od córki, najlepszej koleżanki, zaprzyjaźnionej uczennicy z godz. 1.02, o śmierci Wisławy Szymborskiej. Smacznie spałam.

Była wyjątkową poetką. Wyjątkowym człowiekiem. Nie udało mi się być na żadnym spotkaniu z nią, zresztą dość niechętnie w spotkaniach brała udział.

Zajrzałam do internetowych informacji, odezwali się już opluwacze, którzy zresztą towarzyszyli poetce przez całe życie. Nie chcieli słuchać co mówiła, jak odnosiła się do tekstów, których nie potrafili jej wybaczyć. Ale dobrze, że dała się namówić na film „Czasami życie bywa znośne”. To obraz do obejrzenia obowiązkowy.

Dla mnie zostanie autorką piękna, rozbudzania wyobraźni, wzorem w poezji niedoścignionym. Kiedyś głośno zamarzyłam, że choć jeden wiersz tak chciałabym napisać.

I cos niezwykle ujmującego było w jej zwyczajności. Byłam z dziećmi w małym, krakowskim kinie na pięknym filmie „Młyn i krzyż”, w rzędzie przed nami siedziała poetka. Po filmie podbiegły panie z obsługi z prośbą o wpis do księgi pamiątkowej, bo rzekomo kino ma jakąś rocznicę. Poetka wzbraniała się, w końcu powiedziała stanowczo, że po takim filmie, nie jest w stanie zebrać myśli, złożyła „tylko” autograf.

Wysłuchałam w radiu audycji wspomnieniowej o poetce. Dużo ciepłych słów. I tego co w życiu najważniejsze – zostać w serdecznej pamięci.

I ewangeliczne słowa „z każdego próżnego słowa …” myślę, że jej nie dotyczą. Wszystkie przemyślane, na swoim miejscu, niepotrzebne wyrzucone. Do kosza, jak sama mawiała, sprzętu w jej domu bardzo ważnego..

Elżbieta