Zamiast

Wysłuchałam niedawno interesującego wykładu, mojego dyrektora zresztą, w naszej miejscowej akademii – taka forma Uniwersytetu Trzeciego Wieku, choć na sali bywa też dużo osób młodych.

Wystąpienie dotyczyło oceny wartości jakie propagują najbardziej poczytne czasopisma dla młodzieży. Wykładowca oparł się na bardzo szczegółowych badaniach, dogłębnej, mądrej analizie.

Wnioski są, delikatnie mówiąc, mało optymistyczne. Kolorowe pisemka trafiają w gust młodego człowieka – mało tekstu, przykuwające uwagę zdjęcia, dużo o modzie, makijażu, o miłości, ale zwłaszcza jak się podobać, czym kusić, o życiu jako zabawie, jako źródle jedynie przyjemności. Wartości? A po co tym sobie głowę zaprzątać, skoro to wymaga trudów, jakichś wyrzeczeń. To się kiepsko sprzedaje, co dość brutalnie potwierdzają statystyki.

Nas to nie dotyczy? Nie jestem taka pewna. Nie rozglądam się czujnie po braterskich domach, ale jeśli u dorosłych widzę popularne, kolorowe tabloidy, to nie sadzę, by dzieci czytały ambitniejsze pisma. Jeśli w ogóle czytają. A pokusa jest ogromna. Kiedyś zapytani uczniowie, odpowiedzieli wprost, bo te czasopisma są tanie, wszędzie je można kupić...

Nie dotarł do nas kolejny numer „Wędrówki”. To niedobrze, bo też nie mam złudzeń, że młodzi ludzie, którzy przynajmniej do tego pisma zaglądali, rzucą się natychmiast do lektury „Na Straży”. Nawet jeśli takie są pobożne życzenia. Nie stało się dobrze, że nastąpiły tak drastyczne zmiany w redakcji. Mojej mamie wnuki przeczytały, z jakiegoś starego numeru, artykuł jednego z młodych braci. Wzruszyła się: o to jest na czasie, to jest do mnie.

Tak łatwo jest burzyć.

Elżbieta