Chleba naszego

Znalazłam gdzieś mądre zdanie, że książki nie po to się posiada, by je przeczytać, ale by je mieć. Mam ich sporo w domu, ale w porównaniu z prawdziwymi domowymi bibliotekami, to niewiele. Ale widzę czasami zdumione twarze i czekam na pytanie – to wszystko przeczytałaś? Nie, ilościowo trochę więcej, ale z tych co posiadam, nie wszystkie. Przychodzi czas, że sięga się właśnie po tę zakurzoną, z najwyższej półki, kupioną właśnie po to, by mieć.

Książka – gawęda o chlebie wiele lat czekała na przeczytanie i dopiero teraz pojawiła się we mnie potrzeba posłuchania, co miał autor do powiedzenia na temat. „naszego powszedniego”. Podczas lektury uświadomiłam sobie, że to do czego tak przywykłam, bo jest codzienne, dostępne w różnych smakach, kształtach, bardziej lub mniej dietetyczne bo na walory zdrowotne ostatnio zwraca się szczególną uwagę, ma bogatą historię, różne konotacje kulturowe.

Uprawa zboża, przygotowanie mąki, rozpalenie ognia to wynik wypędzenia z Raju – w pocie czoła będziesz zdobywał pożywienie, w tym chleb. To, o co mamy szczególnie prosić, jest efektem grzechu, w ogrodzie Eden pokarmy były zgoła inne. Przeczytałam opisy jeszcze raz, do tej pory przyjmowane bezkrytycznie, zaczynają budzić wątpliwości. Pan Bóg dał nam tyle i takich zapisów byśmy dociekali, czytali Księgę jako całość i wysnuwali dopiero wnioski, rozumieli istotę, a niekoniecznie rozstrzygali wątpliwe kwestie szczegółowe. Bo na tym polega moc słowa – zawsze żywe, zawsze budzące ciekawość, na każdym etapie poznania.

Lubię chleb. Nie piekę go, nie pracuję nań w pocie czoła, ale nie wyobrażam sobie bez niego życia.

Elżbieta