Siła milczenia

Lubię dobre kino.

Jednak, gdy kupuję bilet, nie potrafię zapomnieć krytycznego spojrzenia taty – do kina? To już telewizora ci mało? A i ten telewizor to było jego zdaniem, wątpliwe dobro, poza programem „jaka to melodia” dla którego porzucał nawet pracę na swojej kochanej działce.

Lubię dobre kino.

Jeden wakacyjny dzień upłynął mi pod znakiem „Piny” W. Wendersa. Nie obejrzałam go wtedy, bo zabrakło biletów. Nie obejrzałam za pierwszym podejściem w najbliższym kinie, bo nie było jak dojechać, obejrzałam przypadkiem, gdy mąż coś ważnego jechał załatwić „w województwa”, a ja zdążyłam do kina. Obawiałam się nowej techniki, bo film jest w 3D, a wcześniej, nawet na krótkich prezentacjach kina trójwymiarowego, zasypiałam.

Długi ten wstęp po to, by powiedzieć, że warto było czekać. Film jest niezwykły. Na balecie znam się mało, ale opowieść poprzez taniec o niesamowitym dziele Piny Bausch, o sposobie opowiadania świata, losie człowieka, przemówił do mnie z dużą siłą. Członkowie zespołu wspominają dyrektora, mistrza, zwykłego-niezywkłego człowieka, ale najbardziej wymowne dla mnie są chwile milczenia, bo niektórym zabrakło słów, by powiedzieć, jak ważna była dla nich Pina, co zrobiła, w co ich wyposażyła, co zostawiła po sobie ta wybitna artystka.

Czasami warto pomilczeć, bo są sprawy, historie, na opowiedzenie których brak słów.

Elżbieta