Cierpliwość

Zadano mi pytanie – jak sobie z nią radzisz?

Różnie. Najwięcej mam na koncie porażek.

Oczywiście zaraz przychodzą na myśl wersety, co należy – że przydawać, że owoc Ducha św… Ale jak ma być w codziennej praktyce? A z wiekiem, z przyrostem wiedzy i „wyrozumienia” wcale mi cierpliwości nie przybywa.

Wiem tylko, że są sposoby, by zniecierpliwienie łagodzić.

Podobały mi się rozważania br. Henia S. na konwencji międzynarodowej, który przyznał się, że sam do cierpliwych nie należy. Jedno zapamiętane rozwiązanie. Jak poradzić sobie z ustawicznie spóźniającym się bratem? Próbowali rozmawiać, napominać, aż wpadli na pomysł, by zacząć na niego czekać. Śpiewali pieśni, rozmawiali, rozpoczynali nabożeństwo dopiero jak przyszedł. Pomogło. Przestał się spóźniać.

Gdy dzieci były małe, nie wszystko dało się załatwić prośbą czy groźbą. Najskuteczniejsze były małe podstępy. Jeden przykład. Kiedy kłócili się, bili nawet pod drzwiami łazienki, kto ma się pierwszy kapać. Wykorzystałam wyczytany w fachowej literaturze pomysł i stworzyłam razem z nimi rozkład tygodnia – uzgodnili kto chce kiedy pluskać się w wannie. Pod ustaleniami postawili krzyżyki, bo jeszcze nie potrafili pisać. Kartkę wywiesiłam na drzwiach łazienki, skupiali się na ustaleniach i awantury w sprawie: kto pierwszy, ucichły.

Bardzo mnie drażni hipochondria i narzekactwo starości. Podpatrzyłam, posłuchałam jak robią to inni, by nie wpaść w nerwicę, nie irytować się nadaremnie, bo całkiem emocji wyeliminować się nie da. Sprawdza się metoda – nie wdawać się w dyskusje, nie przekonywać, że inni też są chorzy, może nawet bardziej. Najlepiej cierpliwie wysłuchać, zagadać jakimiś sprawami mogącymi zainteresować. Można zaśpiewać, coś przeczytać, ale w żadnym wypadku nie zadawać pytania: jak się czujesz? Pomaga.

Elżbieta