Boży porządek

Kiedy koleżanka z sanatoryjnego pokoju stwierdziła, widząc moja krzątaninę wokół przynależnej mi przestrzeni (łóżko i szafka:), „ale ty jesteś uporządkowana”, zdziwiłam się, bo mam wrażenie, że ciągle trwam w buncie przeciw kultywowanej u rodziców pedanterii – okna myte dwa razy w miesiącu, podłogi nawet kilka razy dziennie, w szafkach idealny ład. Jakaś organizacja na biurku w pracy czy życia domowego musi być, chociaż dla mnie to niekoniecznie znaczy od linijki poukładane w szafie ręczniki czy pościel. Wystarczy, że są w stałym miejscu. Nie znoszę kiedy ktoś nożyczki, zapalniczkę położy w innym miejscu, bo to mi ułatwia życie. Książki też muszą być sensownie ułożone, bo inaczej niczego się nie znajdzie.

I tak układamy sobie życie, to zborowe także, bo łatwiej społecznie funkcjonuje się gdy obowiązują jakieś regulaminy, zasady. Ale podnoszenie ręki w akcie głosowania podczas Generalnej Konwencji, z porządkiem dla mnie ma mniej wspólnego, zwłaszcza z Bożym Porządkiem. Wybrałam, podnosząc rękę, starszych zborowych, oni na spotkaniu po jakichś burzliwych dyskusjach podjęli decyzję i jest ona dla mnie wiążąca. Mogłabym podnieść rękę raz – na całość, skoro taki jest wymóg statutowy. Zaproponowana forma to dla mnie ciągle kultywowanie komunistycznej fikcji, a już skrupulatne liczenie głosów przeciwnych, jest żenujące. Choć to może z całego zdarzenia było najciekawsze, bo potem trwały ożywione dyskusje o tych, którzy odważyli się być przeciw. A mnie zżerała ciekawość, dlaczego są przeciw. Tego niestety raczej się nie dowiem.

Elżbieta