Twórcza złość

Nie czytam przy jedzeniu.

Może mnie tak wychowano, może posłuchałam dietetyków, że powinno się jeść spokojnie. Dzisiaj mnie coś podkusiło i przejrzałam gazetę. Przeczytałam i zdenerwowałam się. Rozdrażniła mnie często ostatnio nadużywana w gazecie, która jest w naszym domu, wolność słowa, wolność głoszenia jedynie słusznych poglądów, wydawania sądów – ten zły, ten dobry. W związku z rocznicami wróciły fobie – Zbigniew Herbert – to ten dobry i pokrzywdzony, to on powinien dostać literackiego nobla i Czesław Miłosz, ten zły, zdrajca więc, nobel niezasłużony. A obaj wybitni poeci. Jak trudno oceniać dzieło, nie grzebiąc w biografiach.

Pan Bóg jedynie od Syna wymagał doskonałości, ale tak zdecydowanie lubił Dawida, przecież nie idealnego człowieka.

Na przykładzie Miłosza też widać, jak trudno jest dożyć starości. Te armaty przeciw niemu wysuwane, że zamiast zginąć jak poeci Gajcy i Baczyński, wyemigrował i jeszcze odniósł sukces i dożył wieku sędziwego. Nie do rozstrzygnięcia są pytania, po co była śmierć młodych warszawskich powstańców. A Ci dwaj zostali w świadomości jako wciąż młodzi poeci, choć wcale nie wiadomo jak potoczyłoby się ich życie w powojennym kraju czy też nie wybraliby emigracji?

Zezłościłam się i już wiem, że zrobię jakiś wieczór poetycki poświęcony dziełu Miłosza, które jest ciągle mało znane. Bo dla mnie poeta, który tłumaczył księgi biblijne, nie może być złym człowiekiem.

Prosiłem Boga żeby zrobił ze mną co zechce
I mówiłem mu, że jestem wdzięczny
Nawet za bezsenność kiedy huczy przypływ
I rachunek życia.

Elżbieta