Wsiąść do pociągu

      Kiedyś nie trzeba było mnie namawiać, teraz każde: jadę! to trudniejsza decyzja. Obco czuję się na dworcach, muszę ciągle o coś pytać, bo już nie wystarczy wiedzieć dokąd się chce jechać i o której godzinie, ale znać nazwę spółki, która do celu zawiezie. Ale też wystarczy oswoić te małe przeszkody i już jest się pomiędzy swoimi, u celu. Już są dzieci kochane i siostry, i można usiąść w zaprzyjaźnionym zborze, jeśli nie na ulubionym miejscu, to wśród bliskich osób.
      Ale podróżowanie lubię też za tę niepowtarzalną możliwość przebywania z ludźmi przypadkowymi, spotkanymi może raz w życiu, którym można opowiadać historie z życia, na które bliscy reagują: już mówiłaś, o tym też opowiadałaś, może piąty raz…
      A na dworcu przyjemnie jest zobaczyć innych ludzi, niż tych spotykanych każdego dnia, otrzeć się o inne szachowania, postawy. Tym kapturowcom przy kasie biletowej nie miałam odwagi rzucić, ściszyć proszę tę muzykę, nawet chłoptaś obok, też słuchający hip-hopu tak by wszyscy w hali dworca słyszeli, potulnie wyłączył swoją komórkę. Panie w kasach też nie reagowały, już wiedzą, że nie warto się odzywać.
      I przyjemnie jest wysiadać z telepiącego się pociągu i wracać do własnych spraw i przestrzeni.

Elżbieta

Claude Monet „Pociąg w śniegu”