Gdy leje się krew

      Mało oglądam programów telewizyjnych, poza wiadomościami rzecz jasna. Czasami skuszę się na jakiś film, ale mam ulubione seriale. Lubię dobry humor „Rancza”, ale też bardzo zaangażowałam się w losy bohaterów „Czasu honoru”. Grają młodzi aktorzy, teraz już stali się znani, wcześniej wystąpili w przyjemnym filmie fabularnym „Jutro pójdziemy do kina”. Kiedy znajomy mój ulubiony serial skrytykował, bo wypatrzył jakieś elementy ubioru niezgodny z historyczną prawdą, to zrobiło mi się przykro, bo ja się z bohaterami zżyłam, denerwuję się, gdy coś gmatwa się przy organizacji ucieczek, skomplikowanych akcji i wierzę scenarzystom, że piszą o zdarzeniach, które miały miejsce, albo bardzo prawdopodobnych. Kiedy wreszcie dokonała się sprawiedliwość, zginęli ludzie źli, niegodziwcy, którzy innym uczynili tyle zła, poczułam ulgę. No, należało im się. Ale akurat podczas ostatniej, ostrej strzelaniny, zadzwonił telefon ze sprawami zupełnie z innej historii, byłam rozdarta – bo tam działy się takie ważne sprawy, a gdy potem usłyszałam pytanie: „to tak po chrześcijańsku się cieszysz z tego zabijania”, żachnęłam się. To przecież historia prawdziwa, tak podczas wojny było – okrutne sceny w warszawskim getcie, oszustwa, zdrady, właściwie wszystkie niegodziwości, jakie w tym strasznym czasie mogły się zdarzyć.
      To tylko poruszający film, ale pytania pozostają – zabijanie może być czymkolwiek usprawiedliwione?

Elżbieta