Trudny wybór

      Moje widzenie rzeczywistości bardzo zmieniła choroba potem śmierć taty, teraz wspólnie z mamą uczę się kolejnego wariantu starości. Podlewałyśmy niedawno rośliny na grobie Michała, mama tłumaczyła sobie, „Pan Bóg go zabrał, by dać mu koronę”. A tata do końca nie tracił nadziei, że będzie żył, bo musi opiekować się swoją kobietą, chorą, bezradną, za którą przez całe lata robił wszystko. Zdziwiłby się, że tak sobie nieźle bez niego radzi.
      Wiem już ile wątpliwości budzi starość, chorowanie, stawia przed trudnymi pytaniami, rodzi nieznane wątpliwości.
      Zachorował brat, już w błogosławionym wieku, ale wyjątkowo sprawny intelektualnie, dobrze radzący sobie z codziennością. Wylew i zupełna zmiana życia, potrzeba walki o to życie i prośba „pozwólcie mi spokojnie umrzeć, ja chcę do wieczności”. Kiedy można już na to pozwolić. Czy jest w ogóle możliwa do podjęcia decyzja – przestaję walczyć, umieram. Pewno jest, ale to chyba najtrudniejszy z życiowych wyborów.

Elżbieta