Boży Samotnik

„A dziecię rosło i wzmacniało się na duchu, przebywając na pustkowiu, aż do dnia wystąpienia przed Izraelem” (Ew. Łuk. 1:80)

      Rozpoczynając komentowanie ewangelii w cyklu czytań roku żydowskiego 5771 – w jednym z komentarzy, zainspirowany sylwetką wielkiego samotnika – Jana Chrzciciela – pisałem refleksję o miłowanym przeze mnie słudze Bratniej Społeczności Badaczy, bracie Tadeuszu Wiśniewskim. Dzisiaj chcę wspominać inną osobę, spotkaną „w drodze” – w drodze życia, której materialne trwanie to samotność – podobnie jak to u proroka „w wielbłądzie skóry odzianego”… Była to starsza osoba, siostra (rodzona) chrześcijanki z Kalisza – s. Gołębiowskiej, – która właśnie pochodziła z mojego miasta, Częstochowy. S. Gołębiowską odnalazł mój niestrudzony i aktywny dziadek – Władysław Jończy.
      Nie wiem czy s. Gołębiowska miała męża, własną rodzinę, – ale jej siostra, mieszkająca w Częstochowie, w bloku w centrum miasta, całkiem blisko mojego obecnego miejsca zamieszkania – była przez całe życie samotna. Zdaje się, że jej istnienie jak klamra – spinały tajemnicze przeżycia, fakty, może jakaś romantyczna, ale dramatyczna historia – w każdym razie jej życie cechowała kompletna nieporadność, jeżeli chodzi o utrzymanie ładu i porządku, głęboka wiedza z zakresu lingwistyki (władała dobrze kilkoma językami) i tajemniczy, budzący albo zdziwienie albo pełną wzruszenia łzę obyczaj – codziennie, przez dziesiątki lat znajdowała czas by choć na chwilę być na Dworcu Kolejowym Częstochowa Osobowa.
      Często wracam pamięcią do tych pięknych historii z mojej przeszłości – jak mój dziadek niestrudzenie próbował głosić ewangelię i na ten przykład – zamieszczał wiele obiecujące ogłoszenie w gazecie, określające temat jego rzeczywistych zainteresowań i przyszłej wymiany listów: „Nawiążę korespondencję na poważne tematy”. (Wiele tych listów, które otrzymywał po prostu nadawały się… do przekazania witalnemu, młodemu mężczyźnie, szukającemu okazji do dobrego i atrakcyjnego ożenku… ???)
      Dzięki tej aktywności dziadka poznaliśmy rodzinę siostry Gołębiowskiej. Ona to właśnie w pożądany przez ewangelizatora sposób dała odzew na jedno z wielu ogłoszeń ewangelizacyjnych mojego przodka. Mama siostry z Kalisza mieszkała we własnej willi przy obecnej ulicy Kilińskiego. Rodzice s. Gołębiowskiej to rodzina adwokacka (prawnicza). Obie córki z tego małżeństwa były starannie wyedukowane – jedna z nich, ta z Częstochowy – niestety w sprawach codzienności była nieporadna – na przykład mojemu bratu i mnie z rosyjskiego, a mojemu bliskiemu krewnemu, którego życie uczyniło moim „trzecim dziadkiem” – bratu Franciszkowi Pankowi – przed jego wyjazdem wycieczkowym do Ameryki Północnej – dawała lekcje języka angielskiego. (Dlatego nazywaliśmy ją pogodnie „ticzerką” – tak że dzisiaj po wielu latach nie pamiętam jej prawdziwego nazwiska czy imienia – ale dobrze kojarzę jedynie jej dom rodzinny – piękną willę o neoklasycystycznej architekturze i blok w podwórku, w pobliżu sklepu „społemowskego”, który codziennie odwiedzam od wielu lat robiąc podręczne zakupy pierwszej potrzeby, gdzie mieszkała nasza „Ticzerka” w skromnym, zabałaganionym do granic możliwości – mieszkanku…)
      Z opisywanych przez ewangelię, przez Pismo Święte a także przeze mnie historii wyłania się możliwość wybrania sobie drogi życiowej samotnika, a może nawet… Bożego Samotnika. Czy Ty – Drogi Czytelniku chcesz żyć tak pięknie i jednocześnie tak niełatwo? Bo ja nie umiem jeszcze (mając blisko 50 lat) odpowiedzieć na to pytanie…

Paweł

Przeczytaj Tekst z Biblii Nowego Przekładu