Znów Nów – Aw 5771 – sierpień 2011

Ps. 1:1-3
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych
Ani nie stoi na drodze grzeszników,
Ani nie zasiada w gronie szyderców,
Lecz ma upodobanie w zakonie Pana
I zakon jego rozważa dniem i nocą.
Będzie on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód,
Wydające swój owoc we właściwym czasie,
Którego liść nie więdnie,
A wszystko, co uczyni, powiedzie się.

Ps. 84:2-5
O, jak miłe są przybytki twoje, Panie Zastępów!
Dusza moja wzdycha i omdlewa z tęsknoty do przedsionków Pańskich.

Serce moje i ciało woła radośnie do Boga żywego.
Nawet wróbel znalazł domek, a jaskółka gniazdo dla siebie gdzie składa pisklęta swoje:

Tym są ołtarze twoje, Panie zastępów, Królu mój i Boże mój!
Błogosławieni, którzy w domu twoim mieszkają, nieustannie ciebie chwalą! Sela


Witam moich Internetowych Przyjaciół i znajomych.

Również witam miesiąc piąty w kalendarzu księżycowym zwanym przez Żydów miesiącem AW.

Przypominam, że 9 Aw wracamy pamięcią do powtarzających się w historii Izraela narodowych tragedii - dwóch zniszczeń Świątyni Jerozolimskiej. Chyba szatańskie poczucie humoru kazało hitlerowskiemu oprawcy - zdaje się, że w tym dniu rozpocząć "likwidowanie" warszawskiego getta. My, Polacy wspominamy wielki poryw serca i oręża polskiego w Warszawie, w sierpniu 1944 roku. Beznamiętni komentatorzy czasów minionych chłodno stwierdzają, że "ów poryw" mało miał wspólnego z... rozumem.

W każdym razie ja przejęty jestem śmiercią i zniszczeniami, jakie niesie z sobą bezwzględnie okrutna zawierucha wojenna - niezależnie co w tym szatańskim procederze decyduje o dziejach wzajemnego uśmiercania się czyli wielkiego nieszczęścia ludzkiego rodu...

Ptak Paweł, Cz-wa, 1 sierpnia 2011 r., 1 Aw 5771 r.

Ps. Małoptasi tekst – poniżej


Informacje kalendarzowe:
Nów - 30 lipca 2011 roku
1 Aw 5771 r. - 1 sierpnia 2011r.
9 Aw - Tisza beAw



Wróbel w garści – gołąb na dachu…

Wyznaję: lękam się, boję. Drżą mi kolana, żeby nie powiedzieć – tłuką się o siebie… Jestem przejęty widokiem dwóch martwych ptaków – gołębia, z wnętrznościami naokoło i spokojnego wróbla, jakby uśpionego. Pierwszego zobaczyłem nieopodal naszej kamienicy, wróbla w pobliżu, przed sklepem z kobiecą garderobą… Nie dość tego. Idę spokojny, zamyślony przez przekształcane dokuczliwymi nieco remontami dróg, chodników – moje miasto - i co widzę – straszliwą, wstrząsającą mną postać – mężczyzny z rozczochraną brodą, czarną peleryną-płaszczem i w podobnym stylu - czarnym strojem średniowiecznego „osiłka”, a wszystko pokryte straszliwymi nadrukami narzędzi zabijania oraz części ludzkiego szkieletu. Okropne!!!

Boję się bólu, gwałtownej śmierci, boję się długo trwającego cierpienia, niedołężności… Boję się… Mimo poznania ewangelicznych prawd – nie wyzbyłem się lęku przed Bożym Gniewem, Jego Karaniem. Jest mi źle – tutaj w sercu samym dużego, około 300-tysięcznego, XXI- wiecznego miasta… Bardzo mi źle…

A tu naprzeciw mnie wychodzi pani Halinka. Jest kobietą o niezwykle ciepłym wyglądzie, serdecznym sposobie poruszania się (nie mylić z tzw. „seksapilem”!!!). Po prostu matka-Żydówka, matka-Polka…

Jeśli Pan zobaczy mnie z bardzo wysokim mężczyzną z czarną czupryną i z czarną, niezadługą brodą – to będzie mój syn. Nie, jeszcze nie jest kantorem, ale kocha śpiewać. Strasznie jestem nakręcona, wyszłam wcześniej ze świetlicy, jutro przyjeżdża, rozumie Pan, przyjeżdża ze Stanów na miesiąc… Będzie jeździł po całej Polsce…

A we mnie zaś rozbłysły tak dobrze mi znane, piękne słowa: nawet, jeśli matka opuści swoje dziecko, niemowlę – to Ja Pan – nie opuszczę Ciebie…

„Nakręcona” pani Halina prawie biegnie swym nieco ociężałym krokiem, związanym z ciepłą, matczyną, polsko-żydowską otyłością…

Dochodzę do przekonania: dziwaczne postacie, które czasami nie wiadomo skąd pożyczają średniowieczne kostiumy, ubierają się cudacznie i straszą spokojnych ludzi – to posłańcy Szatana, fikcja, wzięta z okrutnie szyderczo-dowcipnej wizji-opisu Dantego… Prawdą, życiem jest Jezus, Syn Boży, Wtóry Adam, którego matka – Planeta Ziemia otwiera swe ramiona, witając Go w formie krótkiej rozmowy z zagubionym w strachu i bojaźni, szczerym, nieco naiwnym współczesnym człowiekiem (niewielu ich, ale „zdarzają się” tacy).

Jestem nim ja, być może jesteś nim Ty, może nie „zhardziało” jeszcze, może nie „otyło” gołębie serce Twoje.

Słowami Matki-Ziemi Bóg szepce cicho – mnie i Tobie, Czytelniku: Człowieku, kocham Cię. Naprawdę, nie ma uzasadnionych powodów, żeby się bać mnie, kochającego swoje dziecko, czyli Ciebie – Twojego Niebieskiego Taty…