Znów Nów – Siwan 5771 – czerwiec-lipiec 2011Ps. 1:1-3 Ps. 84:2-5
Nów – 1 czerwca 2011 r.
Lubię szukać miejsc „zapładniających” moje serce, moje myśli… Ostatnio jednym z nich stała się kawiarenka „Nescafe” w bezpośrednim sąsiedztwie „Cinema City” – które zastąpiło przez dziesiątki lat służące częstochowianom – kino „Wolność”. Od niedawana – co jakiś czas – zamawiam chłodny napój – następnie wygodnie rozkładam się na miękkiej, klubowej kanapie w czerwono-czarnym obszernym holu kinowym i wyglądam na świat – na piękny, „nie wymyślony” przez nikogo świat, ale rzeczywisty świat przeżytych przeze mnie chwil, lat, wylanych łez, doznanych rozczarowań… Mogę to zrobić przez piękną i obszernie oszkloną ścianę kina-kawiarni, która wylega swym widokiem na Aleję Kościuszki. Widok tez bezwzględnie „nasuwa mi na myśl” to co jest lub było dla mnie ważne, co było przejmującym marzeniem, planem, chłopięco-młodzieńczą rzeczywistością… Nad filią Biblioteki Publicznej – teraz pięknie odnowioną, z plastikowymi futrynami obszernych, jasnych okien i nowoczesnymi żaluzjami, chroniącymi przed jaskrawym słońcem – mieszkał mój kolega ze szkoły podstawowej – bardzo lubiłem go za nietuzinkowo piękny sposób odczuwania i myślenia – który – jak myślę – przejął od swoich godnych wielkiego szacunku rodziców – matki, nauczycielki plastyki i ojca, pracownika bankowości – ojca, który nosił jak na czasy PRL-u bardzo dziwne imię – Jakub…
Około 10 lat temu – kiedy żywiej zacząłem odczuwać, kiedy wartkimi emocjami obejmowałem siebie, to co wokół i chciałem nowych faktów w moim życiu, bystrych zmian – często mijałem pana Jakuba, wyraźnie od żony niższego wzrostem mężczyznę, o – jak zawsze o tym myślałem – „dużej”, mądrej twarzy i wysokim czole. Wraz z żoną (wysoką, przystojną kobietą, z pięknym „kokiem” o do niedawna kruczo-czarnych włosach – teraz przeplatanych obficie „srebrną mądrością”…) prowadzili zawsze – spotykani przeze mnie – ożywioną rozmowę – co nie obciążało nikogo – bo robione było nie w autobusie, tramwaju czy poczekalni – ale na mającym dużo miejsca, przestrzeni miejskim chodniku…
Wiedziałem, kiedy pan Jakub umierał – było to widoczne na mieście, na przyklejonym nekrologu. Teraz jego ujmującą dostojeństwem żonę, wysoką, starannie ubraną i uczesaną – często spotykam. Może kiedyś odważę się powiedzieć jej „dzień dobry”… – zapytać o mojego przyjaciela z ławy szkolnej – który, jak (nie wiem czy celnie) domyślam się z informacji w „necie” – jest wziętym, szanowanym ginekologiem w Warszawie…
Zaraz za biblioteką znajduje się centrum częstochowskiego rzemiosła – Cech Rzemiosł Różnych. Stąd przychodziły na adres naszego warsztatu listy, zawiadomienia, propozycje dla ojca – bezwiednie, nieumyślnie tworzącego swą aktywnością zawodową świat częstochowskiego rzemiosła. Ani tata ani my – jego rodzina, nie korzystaliśmy z zaproszeń na „jajka wielkanocne”, spotkania opłatkowe czy inne atrakcje. Ale w cichy sposób tworzyliśmy bardzo prężny w PRL-u, a szczególnie w Częstochowie organizm tzw. prywatnej inicjatywy.
Północną perspektywę Alei Kościuszki z okna, z którego na nią patrzę – zamyka budynek I Liceum Ogólnokształcącego imieniem Juliusza Słowackiego. To jakby ucieleśnienie moich marzeń o twórczości, o słowie, o literaturze w moim życiu. Prawie że dosłownym zmaterializowaniem tych oczekiwań jest postać częstochowskiej poetki – Haliny Poświatowskiej. Ona to – złożona chorobą – eksternistycznie zdała maturę właśnie w „Słowackim”, a mieszkała przy ulicy Jasnogórskiej 23 – gdzie, pod 50 numerem i ja teraz mieszkam. Niestety – ta „materializacja” – zakończyła swój żywot, kiedy byłem kilkuletnim chłopcem. Czy ma szansę „zmartwychwstać” w moich papierach, plikach tekstowych komputerów, które używam, używałem i będę używał – Bóg raczy jedynie wiedzieć…
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia byłem dorastającym młodzieńcem, dojrzewającym mężczyzną – którego świadomość całkowicie zawłaszczyła idea czystej pobożności, całkowitego poświęcenia dla uczuć religijnych i spraw wiecznych, ostatecznych. Zdaje się, że pokoleniu Polaków przełomu lat 70 i 80, także mnie – cicho realizującego osobiste poświęcenie dla Boga i pobożności – bliskie były bardzo słowa: wolność, służba, idea, pomoc, poświęcenie. Niewiele mnie i tym żyjącym do dzisiaj z tamtego czasu pozostało. Teraz królują całkiem inne słowa (także w moim codziennym życiu, które dzielę ze starszymi wiekiem rodzicami): przychodnia, poczta, bank, Internet, TV, market, kawiarnia.
Po prostu… miasto: „Cinema City”
Cz-wa, kwiecień-maj 2011 r.
|