Będziesz czytał to Prawo do uszu całego Izraela! (5 Mojż. 31:11) | ||||||||
Znów Nów | Powrót |
|||||||
Powitanie miesiąca Ijjar 5770 (15.04-13.05.2010)Ps. 1:1-3 Ps. 84:2-5 Minęła połowa księżycowego, żydowskiego miesiąca Zielonych Kłosów (Abib albo „z babilońska”- Nisan). Myślę o nowiu miesiąca Ijar. Wiosna w Polsce będzie coraz bardziej zauważalna, odczuwalna wszystkimi zmysłami… W tym to – pełnym nadziei nastroju – kilka lat temu, w sierpniu 2002 roku – pisałem małoptasi tekst pt. „Koniec terapii”.
Cyklicznie powraca do mnie pełne refleksji pytanie: ile jeszcze razy będę kończył swoją terapię, a ile będę zmuszony ją na nowo rozpoczynać? Ile razy potrzeba będzie łykać pełną goryczy pastylkę? I czy nie zabraknie krystalicznie czystej, orzeźwiającej wody – która pomaga mi przełykać leczący mnie specyfik?
Odpowiedzią na tak zadane pytanie nie jest na pewno liczba, która – jak urzędnicze liczydło w dawnej Polsce – określałoby koszty życia w materialnej rzeczywistości. Jest nią świadomość, że tyle razy ile wzejdzie i zajdzie złote Słońce Bożej Miłości w świecie ziemi, wody, ognia i powietrza, że tyle razy ile pojawi się srebrzysty Księżyc Bożej Mądrości na niebie ludzkich myśli i idei - będą zadawane pytania o sens łez, o znaczenie bólu i koniec pełnej trudu i mozołu drogi przez niedoskonałą materialność ku rzeczywistości obiecanej przez Boga Nowej Ziemi i Nowym Niebiosom…
Mały Ptak, 7 kwietnia, 2010 rok, środa
1 Ijar 5770r – 15 kwiecień 2010 r.
Poniedziałek, 12.08.02 r.
Jest godzina 7.00. Właśnie minąłem pociągiem wiozącym mnie do miejsca kończącej się w tym tygodniu mojej terapii tablicę z sympatyczną nazwą „Sosnowiec Maczki”.
Przede mną siedzi para młodych ludzi. Na kolanie zadbanej blondynki spoczywa silna dłoń mężczyzny. Dziewczyna dotyka go czule poniżej łokcia swymi delikatnymi rękoma.
Dwie sympatyczne kobiety spod okna przed chwilą wyszły na korytarz. Są ubrane w miłe dla mojego wzroku spodnie o modnym teraz kroju. Przed chwilą, kiedy jeszcze wypoczywały swobodniej niż inni pasażerowie z przedziału, spoza tych okrywających ich nogi części garderoby wyglądały wypielęgnowane stopy, ubrane w cielistą, cienką lycrę.
Wszystkie te wyżej opisane widoki usunęły irytację i niepokój z moich stawów.
Czas w Polanicy był emocjonujący. Emocje wzruszenia, radości ze spotkań i rozmów, połączone były z... gniewem, wzburzeniem. Radosne rozmowy w enklawach budynku szkolnego, krzepiące posiłki w stołówce i sympatycznych knajpkach i kawiarenkach, ale także – łzy w zdrojowym parku, gorzkie łkanie, „beczenie” a może nawet „ryk” baranka, odczuwającego ból nie zagojonych do końca ran i skaleczeń, nie zalanych jeszcze całkiem oliwą z dzbanów tych ludzi, którzy tłustość swoich uczuć powinni okazać (i którzy na pewno ją objawią – niestety duża ich część będzie zdolna do tego dopiero w Królestwie...)
Nie, nie chcę ogólnego „pospolitego ruszenia” wśród rodziny, przyjaciół, wśród braci w Chrystusie, rozrachunku wobec cichych, nie umiejących bronić siłą swych praw małych ptaków i baranków.
Takim bezbronnym zwierzęciem byłem, ale już takim nie chcę być i nie jestem!!!
Mam siłę i moc by realizować swoje nadzieje i ambicje.
Obciążenie mojego organizmu 25-letnim zażywaniem środków psychotropowych według diagnozy opiekujących się mną lekarzy jest uzasadnione ukrytą w mojej psychice chorobą ale ja czasami rozważam czy ta konieczność nie wynika tylko z układu faktów i kształtu przyjętych we wczesnej młodości zbyt surowych zasad, krzywdzących świadomość piętnastoletniego młodzieńca tak spragnioną przecież szczęścia i radości.
Właśnie zobaczyłem niebieski tramwaj w głębi półokrągłego łuku. Ten łuk to wiadukt, a ja po prostu dojechałem do ukochanego Krakowa...
Ptak
|