Dokonania
(od kuchni)

      W górach zawsze mam wrażenie, że „bliżej Bóg", gwiazdy widać lepiej, zwłaszcza gdy zgasną wiejskie latarnie, a słowa pieśni o tym, że „zatrząsł się Synaj, tak wygląda Bóg, tak wygląda raj – dziesięć słów na kamiennych tablicach", brzmią z jakąś szczególną mocą.
      I cieszy mnie zjawisko syloizm jako pewna kontynuacja. To inne pokolenie, nie oceniam lepsze, gorsze, inne. Wyrastali w innych warunkach, ich życie toczy się inaczej. Ale gdy staną w muszli koncertowej, na scenach konwencyjnych, to wiem, że emocje łączą nas te same. Miło wzruszać się po drugiej stronie. I dla takich chwil, kiedy stałam pod szkołą i słuchałam opowieści Piotra o relacjach słowno-muzycznych w pieśni „Z głębokości grzechu wołam", warto się w różnoraki sposób trudzić. Nie pamiętam kiedy powstało to nagranie, ale jest piękne, inspirujące, skoro służyło jako ilustracja wnikliwej opowieści, a mnie wzruszyło.
      I cieszy mnie, że mam siły, by dreptać przy garach, wlewać, przelewać, kroić, myć, sprzątać, układać, przekładać, nakładać, tłumaczyć, zaciskać zęby, gdy złość nadchodzi na bezmyślność, bo w nagrodę mam przyjemny śpiew za ścianą, przyjemny koncert, smaczne lody u pani Kasi, przyjemne rozmowy z niezwykle pracowitą Zosią, typową, pięknie pogodzoną z trudami życia, góralką, która nie mogła się nadziwić naszym krzątającym się po kuchni mężom „mój to przyjdzie z pracy i ino leży, bo taki zmęczony".
      Cieszę się, co oczywiście nie oznacza, że nie mam uwag. Kiedyś przed laty usłyszałam zdanie, które jakoś szczególnie zapadło mi w pamięć: mądry nauczyciel, to leniwy nauczyciel, czyli taki, który do wszystkiego potrafi zaangażować uczniów. Z trudem takim się stawałam, bo wiele rzeczy wolę robić sama, wszak zrobię najlepiej :) To oczywiście przekłada się na różne inne działania – domowe, społeczne. Sama w domu niewiele robiłam, bo mama zawsze mnie poprawiała, upominała, więc burzyłam się: niech sobie robi sama. Nauczyłam się „u ludzi". Można nie dopuszczać młodych do różnych działań (choćby w kuchni), ale szkoda dobrej okazji. W L. nie było to możliwe ze względu na widmo ważnych przepisów i groźnych urzędników od czystości i higieny. I choć może równie męczące jak samo mycie, jest tłumaczenie (niektórym!) dyżurnym, jak należy to robić, chyba warto. Ale to innym razem.

Elżbieta Dz.