Siła społeczności

      Po ostatniej „generalnej" znowu mocno uświadomiłam sobie, że najważniejsze co mnie tam ciągnie, to społeczność. Duchota na sali powodowała, że przespałam nawet część wyborów. Ale nie mam wyrzutów, bo wykład, zagranicznego brata, rozmowy, rozmowy na przerwach były tym czego potrzebowałam najbardziej. Pokrzepiona także wróciła mama. Liczne rozmowy z jej rówieśnikami, wdowami, osobami chorymi, sprawiły, że lepiej znosi uciążliwości swego wieku i wdowieństwa.
      A kazanie, które mnie poruszyło, miało w sobie siłę doświadczenia. Spodziewałam się opowieści o podróżach, może jakieś zdjęcia uśmiechniętych braci z dalekich kontynentów, ale to wszystko można było „zobaczyć" między słowami, a te były zachętą, upewnieniem, pociechą. Ważniejszą niż dosłowność.
      Niedawno w czasopiśmie przeczytałam recenzję książki, która jest zbiorem kazań księdza górala-gawędziarza. Autor omówienia wyciąga wiele wniosków, jeden mnie uderzył. Ksiądz w kazaniach nie grzmi, nie wyśmiewa ludzkich przywar, mówi o nich, ale cały czas ze wskazaniem na krzyż. „Idea kazania jest taka: zobaczcie, jakimi jesteście grzesznikami, skoro to wasze grzechy przyczyniły się do ukrzyżowania Syna Bożego. Ale możliwe jest też inne odczytanie: zobaczcie ludzie, jacy wy jesteście cenni, skoro Syn Boga umiera za was na krzyżu".
      No i w takim kontekście musi irytować po raz któryś przytaczana opowieść, jak to pewna niewiasta, gdy zrozumiała prawdę, od razu zdjęła pierścionki, naszyjniki, a powiedziane to tak, jakoby ta rzecz właśnie była istotą naszego chrześcijaństwa. Jeśli coś się zmieniło w naszej społeczności, to generalnie dużo głębiej niż to widać i słychać.

Elżbieta Dz.