Studentem być

      Skończyła się sesja egzaminacyjna, w którą byłam emocjonalnie uwikłana, zaczęły się nabory na studia, w to też jestem angażowana, bo spotykam znajomych, „moich" absolwentów, więc toczą się rozmowy co, kto i gdzie.
      Ale mam na myśli – studentem być biblijnym. Współczesny ma laptop, a w nim mannę czyli rozmyślania na każdy dzień, jakiś werset przewodni no i wszystkie konieczne pomoce: Biblie, komentarze i rzecz oczywista, stały dostęp do Internetu.
      „Badacz dociekliwy" to duża teczka, a w niej komentarze, przynajmniej I i VI tom, zeszyty, notatki. Takich widuję coraz mniej.
      I grupa inna – z notesikami, karteczkami, zeszytami – skrupulatnie notująca. Wzruszyłam się kiedy przeglądałam zapiski taty. Na razie dotarłam do notatek z lat sześćdziesiątych. Uwielbiał zagadki biblijne typu „zamek wodny, klucz drewniany, mysz uciekła, kot złapany", (może zabawa – kto pierwszy odgadnie, o jakie zdarzenie biblijne chodzi?) Ale też lubił zadawać pytania przed zebraniem podczas różnych spotkań przy stole, by nie gadać w kółko o polityce, jedzeniu i co słychać u „nominalnych". Kilkadziesiąt zeszytów notatek, pytań, zagadek. Przez ostatnie lata zajął się przepisywaniem, bo stare zeszyty pożółkły, a teraz takie ładne można kupić. No i kupował. Czystych, w twardych, kolorowych okładkach zostawił tak na oko ze dwadzieścia. Moim studentom się przydadzą.
      A puenta? Zrobiłam się studentem leniwym. Wydaje mi się, że nieźle pamiętam, że zawsze mogę posłuchać wykładu jeszcze raz, że tyle kiedyś notowałam i co z tego, a jednak nic tak nie pomaga pamięci jak słuchanie z długopisem w dłoni.

Elżbieta Dz.