Rażenie dobrem

      Jak wiele zdziałać mogą małe, dobre uczynki?
      Rozmawiam z różnymi znajomymi taty i poruszona jestem ilością zaskarbionej sobie życzliwości. Pomagał zwłaszcza samotnym, wdowom. A mamie, kiedy gderała, że w domu coś tam nie zrobione, a ty znowu do Marii, Anieli, znajomej z pracy, znajomej Eli jedziesz coś zrobić, niezmiennie odpowiadał: ty masz mnie, a jej nie ma kto zrobić. No i robił. Naprawiał, malował, regulował, przybijał, wieszał czy zwyczajnie doradzał, wysłuchał, zauważył co trzeba zrobić, podpowiadał jak to zrobić, kiedy sam nie mógł. Zawsze gotowy. Nie znał słowa asertywność. Męczył się ze zwojem kabli, biedził nad starym czajnikiem, czasami długo myślał jak uratować stare buty, ale ulubione, żeby choć jeszcze jeden sezon służyły.
      Nigdy nie był typem kaznodziei, długo przygotowywał każdy wykład, może nie rozumiał najgłębszych proroctw, ale służył. Przez wiele lat sam był gospodarzem małego zboru. Różne kamienie weń rzucano, przetrwał wiele ataków na siebie. Kiedy ja się złościłam, cierpliwie tłumaczył: widocznie jest mi to potrzebne.
      A to, co zostało po 78. latach życia, tak trudno zważyć, zmierzyć, ocenić.
      Dobre uczynki idą za nim.

Elżbieta Dz.