Na moment...

A jeśli jego pismom nie wierzycie, jakże uwierzycie moim słowom? Jan. 5:47

      Moją ciocię z Australii czekała podróż pociągiem z Częstochowy do Bielska. Z ciężką torbą, wprawdzie bardzo żywotna i zaradna życiowo, ale nie pozbawiona lęków, jednak samotnie musiałaby podróżować przez Śląsk i Podbeskidzie. Niespodziewanie zapadła rodzinna decyzja – Paweł pojedzie z ciocią.
      Wiedziałem gdzie zakończę tę podróż. Zadzwoniłem. Dowiedziałem się, jak już dokładnie jak dojechać z Andrychowa do domu jednego z najbliższych mi ludzi na planecie Ziemia. Zostawiłem ciocię po przybyciu do celu pod bezpieczną opieką jej przyjaciół i wyruszyłem w kierunku Andrychowa.
      Pierwszą rzeczą, którą trzeba dokonać po przekroczeniu progu tego ciepłego, pięknego domostwa to przywitać się z budzącymi szacunek, leciwymi, nobilnymi dwoma starszymi paniami na wózkach. Mariusz nigdy inaczej nie mówił o nich, jak tylko ciepło i czule „babcie ajzhajmerowe"... Następnie trzeba było spokojem, zimną krwią przyzwyczaić do siebie białą, niedużą, ale mającą swój „charakterek" suczkę Nukę. A potem długa rozmowa, wiele słów matki, niezwykle szlachetne wątpliwości, wahania, rozterki rodzicielskie ojca, moje świadectwo o przyjaźni i wzajemnym oddaniu.
      Babcie Mariusza zostały przygotowane troskliwie, sprawnie, szybko do snu. Był czas by jechać. Pan Ryszard zapalał dużą ilość światełek. Za każdą (codzienną) wizytą prawdopodobnie nowych. Pani Jolanta stała milcząc ze złożonymi rękami. Nie pamiętam czy w ten akurat wieczór, 13 lipca 2009 roku, dwa miesiące i 1 dzień po odejściu Mariusza, czy akurat w ten dzień szkło moich oczu było kaleczone diamentami łez, ale załzawienie w oczach, „kluski" w gardle to reakcja mojego ciała na to niezrozumiałe dla mnie wydarzenie.
      Miał nieskończone 30 lat. Był młodym mężczyzną oddanym mądrości, sprawiedliwości. Kochał góry nade wszystko.
      Proszę czytelników strony dabar/tora, współwyznawców – badaczy, sympatyzujących ze mną protestantów lub katolików by nie odpowiadali na poniżej zapisane słowa cytatami z Pisma Świętego lub z komentarzy, czy z opasłych rozpraw teologicznych. By nie trudzili mego zasmuconego serca, zapłakanych myśli opowiadaniem o swoich lub czyichś poglądach, na to, kto jaką powinien mieć nadzieję na wieczność, na kształt zbawienia dla siebie i innych.
      Po prostu w ten jasny, kończący dzień nad cmentarzem w podandrychowskim Zagórniku wieczór wiedziałem jedno:
      My, „krwawi"ludzie dłużej lub krócej (ale tylko na moment) żyjemy na planecie Ziemia. Koniec. Kropka Amen.

Paweł Krajcer, Cz-wa, niedziela 19 lipiec 2009 roku

Przeczytaj Tekst z Biblii Nowego Przekładu