Znów Nów - Szewat 5769 - luty 2009

Ps. 1:1-3
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych
Ani nie stoi na drodze grzeszników,
Ani nie zasiada w gronie szyderców,
Lecz ma upodobanie w zakonie Pana
I zakon jego rozważa dniem i nocą.
Będzie on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód,
Wydające swój owoc we właściwym czasie,
Którego liść nie więdnie,
A wszystko, co uczyni, powiedzie się.

Ps. 84:2-5
O, jak miłe są przybytki twoje, Panie Zastępów!
Dusza moja wzdycha i omdlewa z tęsknoty do przedsionków Pańskich.

Serce moje i ciało woła radośnie do Boga żywego.
Nawet wróbel znalazł domek, a jaskółka gniazdo dla siebie gdzie składa pisklęta swoje:

Tym są ołtarze twoje, Panie zastępów, Królu mój i Boże mój!
Błogosławieni, którzy w domu twoim mieszkają, nieustannie ciebie chwalą! Sela


Mili Szanowni Adresaci Małoptasiej Księżycowej Poczty!

      Dzisiaj w swoim liście chcę skupić się na problemie "polskiego ptactwa zagrodowego"...
      Od wielu lat szczególnie przykre uczucia przeżywam w kontakcie z męskością, charakteryzującą się nieuzasadnionym, gwałtownym gniewem, odrażającą powierzchownością w kształcie na przykład czterodniowego zarostu, cuchnącego próchnicą albo używkami lub alkoholem oddechu, brudnym, nieświeżym strojem...
      Ale niestety - brak staranności i arogancja mężczyzn to nie jedyny powód do niezadowolenia z kontaktu z otoczeniem...
      Z moją mamą wybraliśmy się miejską komunikacją do Domu Pomocy Społecznej, prowadzonym przez Siostry Honoratki. W autobusie życie pokazało, że całkiem młode, o zadbanym wyglądzie osoby mogą "przypalić pięty". Było dość tłoczno, ale na tyle wolnych miejsc, byśmy usiedli z moją starszą wiekiem mamą obok siebie. W "bliskim oddaleniu" obserwowałem dziewczynę o cieszącym "męskie oko" wyglądzie, jednak tak głośno i zniechęcająco jeżeli chodzi o styl i przyzwoitość mowy rozprawiającą o swoim znajomym lub chłopaku - że doznałem małoptasiego zniesmaczenia. Ale to tylko początek doświadczeń, które nagotowała mi Opatrzność w autobusie MZK nr.12. Wnet naprzeciwko mnie i mamy - w zatłoczonym środku miejskiej komunikacji siadły podobne wyżej wspomnianej osobie - dwie "gąski". Ich wygląd - to przesadnie długie, paskudnie doklejane paznokcie, "dający po oczach" błyszczyk na wargach i oczy nasączone obficie czernią i innymi błyszczącymi barwami. Wnet zaczęły nagabywać moją mamę, bezpiecznie osadzoną na wygodnym siedzeniu w tłoku naokoło - by zmieniła się miejscami z jedną z nich. Matkę to tak zirytowało, że opuściła autobusowy fotel i do końca naszej na szczęście niedługiej podróży stała przy drzwiach wyjścia. Tymczasem niefrasobliwe "gęsi" z chichotem - jak dziewczynki z 3 klasy podstawówki - siedząc teraz naprzeciwko siebie - zapamiętale zaczęły grać w dziecięce "okręty"...
      Wizyta w DPS na ulicy Ogrodowej przebiegła zaskakująco miło. Odwiedzana osoba, mimo 89 lat życia, okazała sie niezwykle przyjemna w kontakcie, cieszyła nas miłą powierzchownością i przyjemnym, ujmującym sposobem ubierania, całkiem dobrą, wspominającą miłe, wspólnie przeżyte chwile w przeszłości - pamięcią. W sposób znaczący różniła się od innych, może dużo młodszych, ale gorszych "w formie" pensjonariuszek. Zachwycał porządek w obiekcie, estetyka wnętrz, uprzejmy personel - jedynie co raziło to przesadne nagromadzenie symboli religii katolickiej i nabożeństwo-litania nadawane męcząco i długo przez głośne radio, usytuowane w każdym pokoju...
      W naszej polskiej "zagrodzie" - prócz niepowściągliwych, odrażających "wieprzów" i niefrasobliwych "gąsek" - jeszcze inne przykre domowe ptactwo, którego nazwy - ze względu na niekłamany szacunek dla urzędów państwowych - nie wymienię. Dokucza ono dążeniem bez umiaru do prestiżu, razi nieufnością, podejrzliwością do otoczenia, najczęściej skłóca wszystkie pragnące spokoju i stabilizacji strony... Właśnie o ludzkich wadach i przeciwstawionemu im Bożym Wietrze - którym jest piękno i mądrość - opowiada dołączony w załączniku tekst, który napisałem w czerwcu zeszłego roku.
      Serdecznie pozdrawiam - oczekując na poniedziałek 26 stycznia czyli powitanie jedenastego miesiąca księżycowego Szewat i Święto Drzew, które będzie miało miejsce 15 Szewat czyli 9 lutego...

      Mały Ptak, Częstochowa, niedziela, początek ostatniej kwadry, 18 styczeń 2009 roku

Ps. Tekst w załączniku najprawdopodobniej niektórym z moich czytelników jest znany (serdecznie ich przepraszam za dublowanie wysyłanego im rozważania) - ponieważ jednak nigdy nie był częścią Księżycowej Poczty "Znów Nów" - czynię go nią teraz...


Początek Czwartej Kwadry - dzisiaj, 18.01 2009 r.
Najbliższy Nów - 26.01 2009 r.
1 Szewat - poniedziałek 26.01.2009 r.
Święto Drzew - 15 Szewat - 9 luty 2009 r.



Miejski smog i ciężkie senne powieki czyli jak sobie radzić z nudą i bylejakością

      Idę przez miasto. Wiatr w moich włosach szuka ptaka... Ptak jednak nie chwyta wiru niewidzialnej siły. Ma skrzydła pełne miejskiego pyłu. Nie pomaga użyty pod prysznicem szampon dający włosom czystość, puszystość...
      Nieświeży oddech autobusów, pikantnie cuchnące odzywki facetów, roztaczających wymieszaną woń taniego tytoniu i kiepskiego alkoholu, tandetna , plastikowa galanteria farbowanych blondynek o ostrym makijażu i różowych pantoflach, dopełniajacym brak gustu jaskrawym kolorem rajstop, gubiących zupełnie dobry smak i skromność – to wszystko kłuje w oczy zamyślonego mężczyznę.
      Myślę – to koniec mojej miłości do miasta, ludzi, życia. I sam już nie wiem czy turkusowo-różowe blond-piękności, męska wulgarność czy zakurzone moje fotochromy odbierają moim uczuciom radość, życiu – sens...
      Zupełnie jak w ukochanych psalmach – nieogolone byki z Baszanu, rozhukane hałaśliwą zaborczością grożne morskie fale z torebkami i szerokimi paskami z plastiku, skąpymi spódniczkami i bluzeczkami, nasyconymi hipermarketowymi atyprespirentami – atakują, wzbierają nad spragnioną piękna i spokoju głową...
      Gdzieś za sobą zostawiam lodziarnię z krzykiem dziewczęcej nastoletniej mody i pub przesiaknięty pianą z jak rzeka płynącego piwa. Szukam miejsca, gdzie wiatr spotyka opór piór, a te wznoszą ku sprawom ważnym, może optymistycznym, może odrobinę dramatycznym – ale dotykającym tajemnicy... Chcę poczuć tajemnicę, którą jest niewidzialny wiatr. Siła albo wir falujący czyste włosy...
      Idąc dalej – ku spokojniejszej części ulicy – tam gdzie czasami kupuję płytę o ulubionym brzmieniu lub piękną albo mądrą książkę – odkrywam – głoska „w” ma w sobie wir rozedrganego powietrza, może ona właśnie rozwieje włosy podmuchami niewidzialnego wiatru.... Odkrywam, że wiatr ma cichszy odgłos w bezdźwięcznym „f”, jak cichym i spokojnym było życie mojego imiennika, Franciszka z Asyżu... I że powietrze pięknie syczy w dziwnej głosce „s”, która zachwyca głosem wody, przygotowanej w saganie do zaparzenia aromatycznej herbaty...
      I że te i innne dźwięki „Bożego wiatru” czyli mowy zapisują litery, układajace się w słowa, tworzące zdania, które z kolei opowiadają o życiu, wyrażają poglądy i myśli, są pędem niewidzialnej siły, która przekazuje włosom całkiem odczuwalne i wyraźne wrażenia, tworzące wiedzę i mądrość, czyli wiatr unoszący mnie – ptaka ku niebu i pozwalajacy z perspektywy wysokiego lotu ujrzeć to, co jest tajemnicą życia.
      I teraz odkrywam i wiem: nie grozi mi miejska nuda i uliczny zaduch – jest tyle książek do pochłonęcia, tyle wierszy do przeczytania, tyle płyt do przesłuchania – że ciężkie powieki ustąpią miejsca puchowi lekkich w odbiorze, porywających jak podmuch porannej bryzy słów, dźwięków, myśli... A psujące nastrój, nieprzyjemne uczucie w stawach zastapi pałający ogniem mądrości w kościach – duch...