Moje śpiewniczki

      Właśnie w domu powstaje śpiewnik "z okazji", co sprawiło, że ożyły wspomnienia.
      Od najmłodszych lat pamiętam jakieś domowe tworzenie śpiewniczków, bo śpiewało się u nas dużo i chętnie. Pieśni śpiewane z "kartek" stawały się popularne, ale kartki gubiły się, szybko ulegały zniszczeniu i zawsze rodziła się myśl zapisania w zeszycie, w notesie, jakiegoś łączenia tych luźnych kartek kartek. Ileż mam tych zeszycików, notesików. Musiały być małe, by mieściły się w torebce. Najstarszy jest bordowy, ale z popielatego korzystałam najdłużej. Potem był popielaty zeszyt, w końcu gruby zielony zeszyt, gdy przeszedł czas grania na gitarze. Któż wtedy na tym instrumencie nie grał, Jadzia nas zaopatrywała, bo gitara to był też towar deficytowy.
      Mój tata potrafi zrobić wszystko, no może prawie, ale zawsze lubił nowe wyzwania, jak budowa gitary hawajskiej, "bo Józek ma". Jak podłączył to cudo, do również samodzielnie skonstruowanego wzmacniacza, no to się działo. Podejmował także próby introligatorskie. Niestety trwałość tych dzieł też była krótka, bo używalność duża, ale jeszcze są w domu na wieczną rzeczy pamiątkę. Najpiękniejszy śpiewniczek podarowała mi Dorotka, z ręcznie, pięknie wykonanymi zdobieniami. Same ulubione pieśni, wiec jestem wzruszona ilekroć go oglądam.
      Gdy przed wielu laty, na jednym z wesel zrodził się pomysł - wydajmy śpiewnik, zgodziłam się na współpracę ochoczo. Kilka spotkań na wybranie zestawu pieśni, potem Daniel ustalał zapis nutowy, potem ręcznie podpisałam teksty pod nutami, wreszcie skopiowany przekazany został różnym cenzorom. Krytyka, ta rzeczowa, dokonała ostatecznego wyboru i ruszyła manufaktura. Miałam na czas intensywnych prac złamaną nogę (dziewięć miesięcy chorobowego), więc siedziałam i wpisywałam pod nutki teksty na małej maszynie do pisania. Dwieście pieśni podzieliliśmy na działy, ze wstępem, rysunkami Andrzeja, z nutkami starannie wykaligrafowanymi przez Elę, z materiałem pomocniczym dla gitarzystów - amatorów oddaliśmy do kopiowania (nie było powszechnie dostępnych kserokopiarek), dziurkowania. Potem inni "fachowcy" zwijali drut i tak poskładane "cegiełki" trafiły do użytkowników. Dziś już w większości są "zaśpiewane". Kolejna generacja wykonała już współczesny śpiewniczek, ale tamtych 200 pieśni zamkniętych jedną ideą, w którego tworzeniu miało udział tyle osób i jeszcze wydany trochę przeciw niektórym "decydentom", ma wciąż wartość szczególną. Choćby dla mnie.

Elżbieta Dz.