To tylko strach

      Przeczytałam głośną książkę Jana Tomasza Grossa „Strach” z dwóch powodów: by wiedzieć, a także w ramach prowadzonego przeze mnie przy bibliotece, Dyskusyjnego Klubu Książki.
      Nie przestraszyłam się, dowiedziałam się, albo lepiej uświadomiłam sobie parę faktów z naszej historii, ale też nie rozumiem szumu, który pojawienie się tej książki wywołało. Sam autor skromnie twierdzi, że nie sądził, że aż takie poruszenie jego tekst wywoła, choć i besserwisserzy na to mają odpowiedź, że chodzi mu o pieniądze, wie jak ludzi rozzłościć, nakłonić do kupna. Nie widzę też, by pisarz obraził naród Polski, za co niektórzy chcieli go pozwać do sądu. Niektórzy pewnie za sam tytuł, zwłaszcza podtytuły. Gross dotyka spraw bolesnych, prawd, które niektórzy narodowcy, czy dość ostro zaatakowani księża katoliccy woleliby ukryć. To pewno wzburzyło najbardziej, ten jawny sprzeciw wobec działań katoendecji.
      A sam strach jakże jest wieloznaczny. To między innymi obawa przed obcym, nieznanym. Byłam ostatnio na kilkudniowym seminarium o wielokulturowości Śląska. Jedna z pań opowiadała o zwyczajach wielkanocnych, m.in. o „paleniu Judasza”, to z grupy tych magicznych obrzędów mających oczyścić społeczność wiernych ze zła, grzechu. W jakiejś wiosce ekscesy przeciw Żydom zaczęły się od hasła „Judasz był Żydem, precz z nimi”. Na szczęście parafian powstrzymał miejscowy proboszcz. Zdarzenie ponoć z niezbyt dalekiej przeszłości.
      Czasami słyszę na nabożeństwie: „zobaczycie, za nas też się jeszcze wezmą”. I żyjemy z pocieszeniem w uszach: „nie bójcie się”, ale bywa, że strach jest silniejszy.

Elżbieta Dz.